Wybierz swój język

Moje pielgrzymki do Ostrej Bramy



Ksiadz Biskup Kisiel zarzadzil budowe w Bialymstoku repliki Ostrej Bramy w bocznej kaplicy kosciola farnego, tak do dzis narod nazywa katedre. Wszelkie obyczaje i kult jakim otaczano Matke Boska w Wilnie zostaly przeniesione na Podlasie. Tydzien Opieki Matki Bozej przyjal się dosc dobrze wśród Bialostoczan i ja jako kleryk wspominam te wieczorne wedrowki do katedry z pewna nostalgia...Wtedy to wlasnie poznalem czym tak naprawde jest znana tylko z wersetow Mickiewicza owiana legenda Ostra Brama. Z Czasem w jednej z moich pierszych parafii zarzadzilem podobna akcje i nawet kilkakroc prosilem abp Kondrusiewicza, by nadal temu miejscu w Batajsku nad Donem oficjalny status...Jak to było i czym się skonczylo chce wlasnie opowiedziec. Opowiadajac wnikac będę w rozmaite szczegoly tego w jaki sposób narastal mój osobisty kult Ostrej Bramy i jak przekazywalem go swoim podopiecznym: polskim i rosyjskim Parafianom...

1. Samotna podróż z Wołkowyska (1990)

Na Litwe po raz pierwszy trafilem przez Bialorus. Tydzien czasu spedzilem z dzieciakami uczac ich polskich zabaw. To była ciezka praca. Po pracy nadszedl czas odpoczac. Odpoczywac miałem w litewskich Solecznikach a dokladniej w Salcininkai u goscinnych krewnych mojej nauczycielki z podstawowki pani Goralskiej. Dotarlem tam okrezna droga. Można były dojechac z Grodna, lecz mnie ciagnelo do Wolkowyska. Tam w parafii spotkalem kolege diakona z ryskiego Seminarium Stefana Katynela obecnie wieloletniego duszpasterza w Petersburgu. Jechalismy razem tym samym autobusem on do Ostrowca ja do Solecznik.

Znalem tylko najmlodsza z Wankiewiczow. To była studentka wilenskiego prywatnego Uniwersytetu Polskiego, który zdaje się nie przetrwal burzy dziejowej. Nie pamietam jej imienia ani imion rodzicow. Pamietam za to domostwo z tradycyjnymi kilimami na scianach i cieplutka pierzyne wszystko dokladnie tak jak na bialoruskiej plebanii w Indurze, pozostawalem w kregu tej samej kultury. Bialorus zdala mi się biedniejsza od Litwy lecz tak samo swojska.

Anka przygotowala się dobrze do pierwszej wizyty w Wilnie, zabrala nawet notes i przewodnik, lecz ja niegrzecznie i często przerywalem robiac swe wlasne komentarze, bo przezciez prze 5 lat Seminarium zdazylem się tez wiele nasluchac o wszystkich kosciolach i uliczkach miasta. W pewnym momencie nawet zaprotestowala delikatnie pytajac "kto tu jest przewodnikiem" a ja tylko się smialem. Nie pamietam swoich pierwszych wrazen z Ostrej Bramy. Zdaje się jednak, ze szedlem na pietro po schodach na kolanach, czym musialem dziewczyne niezle zadziwic...takie jednak były moje poglady kleryckie i zachowania...Tam ponownie spotkalem diakona Stefana, który jak poprzednio nie był zbyt rozmowny, nawet nieufny bym powiedzial. Może draznilo go to, ze chodzilem ciagle w sutannie...on wolal icognito!

Wychodzac obok polskiego konsulatu napotkalismy wasatego Pana Maciejkianca. To jeden z aktywniejszych polskich politykow na Litwie. Slyszalem o nim sporo z prasy wiec byłem milo zaskoczony, ze jest znajomym mojej przewodniczki, i ze na ulicy bez skrepowania moglismy przez chwile porozmawiac.

Potem była wycieczka do sw. Kazimierza i do sw. Ducha po ulicy Didzioi. Odwiedzilismy katedre, w ktorej zdaje się nadal była wystawa obrazow. Krotka podroz w okolice Parlamentu do którego dostep dla transportu nadal utrudnialy betonowe zasieki... byl placyk na którym ludzie gwozdziami przybijali swe ksiazeczki partyjne do asfaltu. Znalem ten plac ze styczniowych doniesien telewizyjnych gdzie pokazywano jak czologi tratuja ludzi pragnacych wolnosci. To był nadal goracy, rewolucyjny czas. Odwiedziny Wilna były dla mnie wazniejsze niż podroz do Ameryki czy na ksiezyc...bawilo mnie również, ze tak atrakcyjna podroz kosztuje smiesznie malo.

Od proboszcza w Indurze otrzymalem pewnie ze 100 sowieckich rubli i tego było dosc by nie tylko na Litwe pojechac lecz na koniec Syberii, nie ciagnelo mnie jednak wtedy tak daleko. Nie miałem tam znajomych mi osob, nie było tez pewnie potrzebnej odwagi. Polowe swych funduszy zostawilem w pewnej ksiegarni gdzie były talony na wsparcie Mlodej Demokracji. Anka ujrzawszy mój gest była dosc mocno zdziwiona. Mysle, ze dizwily ja tez wtedy moje poglady. Nie wszyscy Polacy na Litwie przyjmowali z entuzjazmem pragnienie niepodleglosci. Obawiali się pewnie nie bez racji, ze mogą utracic czesc swobod jakie im gwarantowal Zwiazek Radziecki.

Polacy na Litwie czuli się duzo swoboniej niż w innych czesciach ZSRR. Było sporo polskich szkol i nawet gazety co się nie snilo Polakom w sasiedniej Bialorusi czy na Ukrainie.

Na obiad wstapilismy po sasiedzku z Uniwersytetem Batorego, ktory zapewne dzisiaj inaczej się nazywa. Spotkalismy tam siedzacego profesora Krahela, mego wykladowce od historii...Bylo mi milo spotkac znajoma twarz z dala od domu, potem jednak w Seminarium robil mi docinki, ze "Jaroslaw wedrowal sobie w Wilnie z dama".

Dama zorganizowala mi jeszcze jedna wycieczke do pobliskich z Solecznikami Bieniakon. Trzeba było przekraczac Bialorusko-litewska granice lecz wtedy nie było zadnych kontroli i klopotow. Pan Michal Wasewicz organista z Solecznik, mieszkal na stale w Bieniakoniach i do pracy na Litwe dojezdzal codziennie... rowerem.Pan Michal to wielki czciciel Mickiewicza, pokazal mi ten kamien, obok którego mlody Adam miał spotkania z Maryla Wereszczakowna, pozniejsza hrabinia Puttkamer.

Mój pierwszy pobyt na Litwie był krotki, trzy dni zaledwie. Starczylo jednak wrazen na rok caly.

2. Podróż neoprezbiterów (1991)

Moje kolejne wycieczki czy pielgrzymki przebiegaly wedle podobnego schematu: najpierw odwiedzalem moje dzieciaki w Indurze, potem czmychalem na Litwe. Podroz neoprezbiterow była bardzo romantyczna. Pojechalismy zaraz po wizycie Papieskiej, mysle ze to było w okolicach 10-17 czerwca...

Jechalismy we czworke wiec moglismy się zmiescic w jedna taksowke, lecz nikt z nas samochodu wtedy nie miał. Sadze, ze jechalismy tak jak pierwszy raz pociagiem. Pierwsze kroki skierowalismy do Wolkowyska na misje parafialne. W miedzyczasie była sekundycja w Plebanowcach, parafii gdzie wikariuszem był swiatobliwy proboszcz z Dabrowy Bialostockiej, pozniejszy Franciszkanin Grodzienski i pomocnik Kolbego, ksiadz Fordon.

Wypadal wlasnie odpust sw. Antoniego, kazanie glosil pewien franciszkanin. Udzielalismy blogoslawienstwa wielkim tlumom, parafia mala lecz odpust glosny, przyjechali zapewne goscie z Wolkowyska, ze Szczuczyna i z Mostow. Publicznosc na dobre kilka tysiecy. Z 5 tys. obrazkow prymicyjnych zostala się tylko polowa a przeciez trzeba było oszczedzac na Wilno i Indure. Na odpustowym stole procz innych wspanialosci lezal malutki prosiaczek z wetknietym w sos nosem. Wygladalo tak jakby wlasny sok zjadal.

Mój kolega Proboszcz Krzysztof Karolewski opowiedzial nam zartem jak takie swinki trafiaja do niego.

Bywa, ze maly prosiaczek zdechnie i trzeba go oficjalnie skasowac, by w ksiegowosci nie było problemow. Wiesniak niesie prosiaczka, by pokazac, ze zdechlo potem zamiast zakopac chowa do lodowki i za dwa dni niesie z powrotem pokazac, ze jeszcze jeden zdechl, zdrowego blizniaka tymczasem chowa, by było na odpust. Inaczej ponoc się nie da...Razilo to sluch mlodych gosci z Polski. Wygladalo to na zwykla kradziez i odbieralo apetyt, lata pracy pokaza, ze wladze tak sobie wychowaly narod, ze polowa panstwowej wlasnosci przeszla w taki wlasnie sposób w prywatne rece. W taki sposób pojawili się milionerzy i sowiecka oligarchia przed, która caly swiat drzy. Tak bogacili się niektorzy dobroduszni ksieza. Sluzby specjalne mialy argumenty, by nas sledzic i szantazowac. Powiadam jednak, może jestem glupi, może przesadzam z ta szpionomania. Tak nas wychowano, by się bac....

Z Wolkowyska podroz na Litwe znanym już mi autobusem... tam prywatna Msza sw. sekundycja w gronie przyjaciol, była znow Anka Wankiewicz i jej kuzynka z Wilna z okolic dworca kolejowego. W trakcie tej liturgii zaslabla coreczka kuzynki i powstalo pewne zamieszanie. Tym nie mniej wszystko wypadlo dostatecznie uroczyscie i mysle, ze byli szczesliwi moi wspolbracia. Wykonalismy swój obowiazek względem naszej opiekunki z Seminarium. W jej cieniu minely wszystkie nasze mlode lata. Potem Msza sw. u dominikanow. Tam tak dobrze przyjmowano neoprezbiterow, ze padla propozycja, by zostac na niedziele i poblogoslawic narod. Ja jednak na niedziele byłem umowiony w Indurze na sekundycje i parafia się na to szykowala zwlaszcza dzieci...Podobnie drugi prymicjant Piotr. Postanowilismy się podzielic obrazki prymicyjne i dzialac na dwie grupy misyjne. Ks. Boguslaw i Bolesta pozostali w sw. Duchu a my z Piotrkiem taksowkami, co kon wyskoczy poznym sobotnim wieczorem dotarlismy do rodzinnej Indury.

Nie wiem co tam się dzialo w Wilnie, opisac jednak tego co było w Indurze będzie mi również trudno, zreszta to już temat nie litewski wiec go przemilcze. Powiem tylko: moc wzruszen.

3. Wędrówka piesza (1991)

Po powrocie z Wilna była jeszcze jedna piesza pielgrzymka, która dobrze znalem z czsow kleryckich: Bialystok-Rozanystok. Nie było w tej podrozy niczego szcegolnego co bym zapamietal, jednak wspomne sylwetke pewnego Salezjanina z Suwalk, który odwiedzajac wszystkie nasze grupy serdecznie do udzialu w wedrowce z Suwalk do Ostrej Bramy zachecal. Miala to być pierwsza tego rodzaju podroz. Podszedlem, wypytalem o szczegoly i choc było wielce prawdopodobne, ze do tego czasu będę już miał dekret na jakas parafie i nie dam rady pojsc na te wedrowke w polowie lipca...zapamietalem sobie dobrze, ze taka okazja jest!

Mój grafik w tamtych czasach był pelen roznych poboznych akcji. Nie starczalo czasu, by pobyc z rodzicami. Zaraz po Rozanymstoku miał być pierwszy mój wyjazd do Taize...Laska swiecen dzialala niezmiernie. Wszystkie najsmielsze marzenia i plany spelnialy się jak przy dotknieciu paleczki czarodziejskiej. Było Taize i była Ostra Brama...z malutkim przystankiem w Kurii gdzie odebralem dekret do Dolistowa. Nawykly do wedrowek pol drogi na pierwsza parafie odbylem pieszo, z Knyszyna do Jaswil, tam mnie spotkal kolega kursowy ks. Andrzej Kakareko, oddal w rece proboszcza, który wysapal dobrodusznie, ze do konca miesiaca mam urlop i mogę sobie latac po swiecie...tego samego wieczoru byłem w Suwalkach a raniutko zmordowany podroza z Taize na miekkich nozkach szedlem z barwna grupa salezjanow w kierunku granicy litewskiej... na wszystkich postojach smacznie spalem... nawet pytano czy abym zdrow?

Otrzezwila mnie granica. Szlismy glownie przez zmudzkie parafie wiec miałem okazje potrenowac litewski i nawet mnie wypychano bym w kosciolach w imieniu grupy przemawial. Cale szczescie była na trasie pielegniarka rodem z Punska. Biruta, rodowita litwinka poprawiala moje brudnopisy przemowien i nawet pochwalila, ze kiedy zaczynam improwizowac to wychodzi smieszne "Kali mowic".

Prosci Litwini jak im przystalo przyjmowali nas nieufnie, miejscowi jednak kaplani uprzedzeni o grupie w kilku wypadkach skutecznie wyprostowali nastroje wiec zdarzalo się, ze procz chleba i soli były i drugie smakolyki na trasie. Kilka krotkich spiewek jakich nauczylem grupe pomagalo otwierac serca a zwlaszcza znane z polskich pilegrzymek "witamy was alleluja", które w moim tlumaczeniu brzmialo "Svaikiname jums, alleluja!". Odpowiadali nam szczerze "Laimingoi kelioniu!", szczesliwej, blogoslawionej drogi...Tak było do Trok. Ostatni odcinek maszerowalismy jak u siebie w domu...Upojony sukcesem nie zauwazalem,ze przewodnik ksiadz Jacek troche się denerwuje moim litewskim patriotyzmem i nadmiarem czasu w eterze, który mu zabieralem gdy tylko zblizala się jakas osada litewska. Maskowalismy się chyba dobrze, bo poszla plotka, ze z Gardininkai (z Ogrodnik k. Suwalk po litewskiej stronie) idzie jakas duza litewska pielgrzymka. Oczywiście chodzilo o nas. W grupie był starszy brat Franka Walencieja, z którym mieszkalem na pierwszym roku. Wedrowal cicho ale moralnie bardzo mnie wspieral, byliśmy jedynymi ksiezmi z naszej diecezji musielismy być solidarni. Wlasnie on jesienia zabral mnie na popielgrzymkowy wieczorek swym fiacikiem.

Odpust w Ostrej Bramie bywa 2 razy na Szkaplerzna i na MB Milosierdzia w listopadzie...Na szkaplerzna nie zdazylismy to było w srodku tygodnia...my weszlismy do Wilna pod koniec miesiaca tego akurat dnia zaczynal się weekend i tak było wygodnie dla miejscowych parafian sw. Ducha, którzy mieli nas zabrac do swoich domow na nocleg. Nasza grupe w Ostrej Bramie wital pewien Pallotyn z Czestochowy, znany czciciel Milosierdzia Bozego. Wszystko wygladalo nader skromnie gdy porownywalem Czestochowska pompe, z jaka kroczylismy po alejach i jak glosno witano kazda grupe na wzgorzu, ilu tam czekalo na nas Biskupow, tutaj się zdawalo, ze procz samotnego obrazu i zdziwionej wilenskiej publiki nie czeka nas nikt...To były pionierskie wysilki, teraz już chodza grupy nie tylko z Suwalk lecz również Bialystok i zapewne Olsztyn...nie mam pojecia jak to wyglada obecnie, mysle ze pierwsze lody stopnialy i pewnie w Ostrej Bramie jest podobnie jak w Czestochowie. Nie ma tez zapewne tej nieufnosci co wczesniej. W sprawie "czyje jest Wilno", miał się jasno wypowiedziec Papiez w swojej pielgrzyme 1993...Po tym nastal pokoj i spokoj pomiedzy silna polska diaspora i wojowniczymi patriotami zmudzkimi.

Po powrocie miałem mnostwo wrazen do opowiedzenia w parafii w Dolistowie dokad dostalem dekret. Proboszcz pol zartem pol serio oglosil, ze ksiadz Jaroslaw nowy wikary wlasnie wrocil "ze szkolenia" we Francji.

4. Grupa z Janowa i z Dolistowa (1991)

Moja pasja litewska rosla "w miare jedzenia". Goraczkowalem się i co dziwne zewszad miałem wsparcie. Na planowany wyjazd jesienia dostalem zgode ze strony proboszcza i niespodziane wsparcie ze strony miejscowej dentystki, która wyszukala autokar i uzyczyla swego samochodu gdy trzeba było gdzies pilnie jechac zalatwiac szczegoly, pozwolenia, zaproszenia, ubezpieczenie...wciaz papierkow trzeba było duzo. Najsmutniejsze było, ze chetnych z Dolistowa było tylko 10 osob, wydawalem się smieszny agitujac kogo się da. Wsparcie przyszlo calkiem niespodzianie ze strony mego kursowego kolegi, który był wikariuszem w Janowie. Ksiadz Bogus Zieziula nazbieral ponad 20 chetnych. Tam wiosna ktos im obiecal podobna podroz, ludzie zrobili paszporty i ... nie pojechali wiec skorzystali bez zastanowienia z nadarzajacej się okazji. Pare osob chetnych było z Dabrowy i z Suchowoli, pielgrzymka nabrala ponadparafialny status, trzeba było w ostatniej chwili paru osobom odmawiac, autokar Volvo był pelen po brzegi.

Miałem wydrukowane piesni, trase podrozy zalatwiony nocleg w sw. Duchu i duzo odwagi, entuzjazmu w sercu. Granice przechodzilismy zdaje się w Ogrodnikach tak było wygodnie, Dolistowo jest niedaleko od Suwalk.

Zwiedzanie miasta pod okiem kuzynki Anki Wankiewicz, fachowej przewodniczki. Na Gorze Zamkowej zdarzyla się niespodziana przygoda. Grupa litewskich dzieci podeszla do mnie obejrze moja trabe do mowienia a ja z jej pomoca nauczylem ich kilku litewskich spiewek z pielgrzymki. Wychowawczyni była zdziwiona i wzruszona tym zdarzeniem i zaproponowala zwiedzic wspolnie cmentarz i wieze telewizyjna, bo tam zginelo kilka osob broniac wolnej Litwy. Zajrzzelismy tez do Piotr i Pawla na Antokolu. Ja nocowalem z ks. Bogusiem u znanej mi zs szkolnych listow kolezanki Grabowskiej, która w miedzyczasie stala się mezatka i miala już dzieciatko, z którym chetnie odwiedzala kosciol sw. Ducha, bo tam dominikanie glosza "ciekawe kazania dla dzieci".

W Ostrej Bramie na nocnym czuwanie była grupa z Moskwy, choc było deszczowo ludzie stali cierpliwie na podworku na wieczornej Mszy sw.Czekano nas również w Solecznikach. Kierowca nie zdarl ze mnie skory ludzie chetnie zaplacili za podroz zdaje się po 100 czy 200 zl. Mielismy pewne oszczednosci. Za zgoda grupy wszystko co zostalo wreczylem Pani Bucko wychowawczyni Domu Sierot, do którego na chwile wstapilismy, by wysluhac maly koncert.

W Bieniakoniach pozna noca przyjal nas Pan Michal i znow zaprowadzil na kamien Wereszczakowny. Pewna siostrzyczka z Lap, która dolaczyla do grupy pokrzyzowala plan odwiedzin w Indurze. Chciala bysmy zagoscili do wujka gdzies kolo Lidy. Opowiedzialem o tym pielgrzymom i oni zgodzili się chetnie, bo podroz i tak była w miare udana czego nie moglo popsuc nic. Na granicy byliśmy pozno w nocy, w Dolistowie raniutko gdy dzieci wlasnie szly na pierwsze lekcje, wiec i ja się nie spoznilem...Dwie doby na oszalamiajacej pielgrzymce i zadnych strat w grafiku.

5. Pielgrzymka z dziećmi z Zabiela (1992)

Jak wspomnialem jesienia kilka osob nie pojechalo i były to starsze dzieci z Dolistowa. Jedna obrazona mama uderzyla nawet bolesnie w twarz Pania Doktor, za co mogla trafic za kratki, bo byli swiadkowie. Pani Doktor jednak wybaczyla chorej kobiecie, bo za taka ja uznano. Ja tymczasem już planowalem wyjazd na wiosne, by tamten blad naprawic. Miala to by "krucjata dziecieca" i glownie agitowalem rodzicow z najbogatszej acz "zbuntowanej" wioski Zabiele i miejscowe nauczycielki. Było z tym troche klopotu. Zafundowalem dzieciom fotografa, którego specjalnie sprowadzilem i oplacilem, by ulatwic sprawe. Rodzice mieli tylko oplacic paszport i odebrac w pobleskich Monkach co zdaje się kosztowalo ich ulgowo po 50 zlotych pieniadze na przejazd jeśli dobrze pamietam czesciowo dali rodzice lecz dla biedniejszych fundowalem sam, by nie było dyskryminacji i by pojechali wszyscy chetni. Znalazlo się tez miejsce dla Dolistowskich dzieci. Corka obrazonej damy tez pojechala, za co potem publicznie mi dziekowala uspokojona wreszcie mama.

Ostatecznie nocowalismy w Rohoznicy u ks. Krzysztofa, w Mohylowie u ks. Blina i w Dunilowiczach u ks. Pozarskiego. Wszyscy przyjmowali nadzwyczaj cieplo. Wspieral mnie mój kolega z parafii drugi wikariusz dolistowski ks. Wieslaw i z sasiedniej parafiiks. Antoni Paniczko. Była tez dyrektorka Pani Zajac i wychowawczyni z Dolistowa Pani Huniewicz. Kogos dzis mogę nie pamietac, jednak ogolne wrazenie musialo być dobre bo przeciez jak wspomnialem przygotowalem się dobrze...cala zime kalkulowalem, by niczego nie zepsuc.

Na trasie były Zyrowice i Nowogrodek. Ostra Brama była na deser i tradycyjnie Soleczniki. Powoli wizyty stawaly się dla mnie rutyna i jako pielgrzymke mogly odbirac to dzieci, bo z pomoca pozostalych kaplanow nie brakowalo modlitwy, ja byłem organizatorem i może mam jakas zasluge przed Bogiem, ze zdobylem dla Matki Bozej w Ostrej Bramie nowych malutkich czcicieli.

6. Podróż z Rostowa (1992)

W roku 1992 jeszcze trzykrotnie bywalem w Wilnie jak pedziwiatr. Przez Wilno jechalem pierwszy raz w zyciu do Rosji w polowie lipca i po tygodniu wracalem ta sama droga, by zdarzyc na druga pielgrzymke do Francji, do Taize. Za kazdym razem ocieralem się o Ostra Brame z daleka myslami proszac Matke Boza o blogoslawienstwo. Wilenscy krewni Wankiewiczow pomogli mi zdobyc bilet do Moskwy co jak się okazalo latem nie jest latwe.

Pielgrzymke z prawdziwego zdarzenia odbylem jednak dopiero jesienia z moimi rostowskimi parafianami. Mialo ich być wielu. Myslalem z poczatku o autokarze, gdy jednak liczna chetnych zmalala do 20-tu postanowilem kupic bilety na pociag. Ostatecznie było nas chyba dwunastu, może troszke wiecej, tym nie mniej wiele przygod czekalo po drodze, nocleg w podziemiach kosciola na Malej Gruzinskiej, odwiedziny malutkiej karlowatej malarki w Taboryszkach zdaje się pod Wilnem. Noclegi znow u parafian sw. Ducha i podobny powrot z przystankiem w Moskwie. Ostra Brama jak zauwazylem polaczyla w sobie trzy zwalczajace się wzajemnie zywioly. Trwly pielgrzymki z Polski i miejscowi kaplani Litwini musieli to akceptowac, bo to dawalo dochod. Przyjezdzali jak zwykle tlumnie ludzie z glebi Rosji i nabozenstwa tam były trzyjezyczne: Litewskie, rosyjskie i polskie. Dobrze tu brzmiala przetlumaczona na rosyjski piesn Ostrobramska: "Maryja Maryja cvietok bielosnieznyj".

Wszystko trwalo nie wiecej niż tydzien, musialem się zmiescic miedzy niedzielnymi Mszami swietymi i szczesliwie zdazylem. Ta pielgrzymka przysporzyla nam nowych parafian, bo w naszej grupie była utalentowana dziennikarka pochodzaca z Baku, ormianska uciekinierka. Ona również się stala cicha parafianka, choc nie na 100%, a jednak. Jej opowiesc o pielgrzymce tuz przed Bozym Narodzeniem rozeszla się sporym echem po Rostowie i do radia dzwoniono często pytajac o adres, gdzie sa katolicy....

7. Powrót z nowicjatu (1996)

Sprawy parafialne i osobiste absorbowaly na tyle, ze procz dwu wakacyjnych pielgrzymek do Czestochowy, nie jezdzilem praktycznie nigdzie. Mój ostatni pobyt zwiazany był z rezygnacja z nowicjatu, w którym szukalem spokoju serca i nowej drogi w kaplanstwie lecz odnalazlem burze sprzecznych uczuc i po polowie roku, jak przyslowiowy Wolodyjowski, na wojenke, na kozackie stepy z powrotem ucieklem.

Uciekalem autobusem z Warszawy Zachodniej w towarzystwie siostry Teresy, przelozonej rostowskich siostr Misjonarek Swietej Rodziny. Okazalo się, ze od mego powrotu zalezal los tej placowki. Siostry przetrwaly jeszcze 3 lata, wszystko jedno w Rostowie ich nie ma. Taki widac los. Siostra Teresa pochodzila z tych stron i chciala w drodze powrotnej do Rostowa odwiedzic swój stary klasztorek, wiec byłem tam i ja. Musielismy tez być w Ostrej Bramie choc szczegolow tej ostatniej wizyty nie pamietam. Podobnie jak pierwsze 3 podroze 1992 roku wiodly mnie przez Wilno do Rostowa tak i powrot do Rosji obyl się ta sama droga. Może to wlasnie taka sobie "misyjna metoda". Może trzeba temu zlozyc oddzielne swiadectwo i innym podpowiedziec, by udajac się na misje zagladneli do Wilna chocby na chwilke. Powrociwszy dokonczylem rozpoczete dzielo. Obok klasztoru siostr wznosilem mini kaplice, replike Ostrej Bramy i trzeba ja tylko było poswiecic i uposazyc.

Poswiecenie odbywalo się dwukrotnie: wiosna w obecnosci wszystkich kaplanow polnocnego Kaukazu i takim samym skladem pod koniec lata, gdy poswiecono z 2 letnim poslizgiem kaplice sw. Stanislawa. To drugie ostateczne poswiecenie w imieniu abp Kondrusiewicza, który w przeddzien wizyty zlalmal obojczyk grajac z klerykami w kosza...dokonal wikariusz generalny ks. Antoni Hej, bardzo zyczliwy mi czlowiek.

Od tej pory wlasciwie nie musialem jezdzic do Wilna, bo miałem Wilno u siebie... obraz wykonala wspomniana karlowata malarka z Taboryszek nie biorac za to pieniedzy. To jest podobnie cudowny obraz, bo wykonany cierpieniem. Autorka ma około 36 zlaman wszelakich kosci, bo taka wrodzona choroba nie pozwala jej poruszac się inaczej jak tylko w wozku inwalidzki. Malijac ryzykuje kolejne zlamania wlasnie palcow. Robi to jednak z miloscia.

Mam w sercu pewien zal i niedosyt a nawet poczucie winy, ze mój ostatni pobyt w Wilnie w lutym 1996 tzn. 10 lat temu, był rzeczywiscie ostatni i taka dluga pauza musi rodzic nostalgie. Mam tez niedosyt i wstyd, ze zadnej repliki kapliczki ostrobramskij nie wznioslem na Sachalinie ani na Ukrainie. Kto wie może to się kiedys da jeszcze naprawic.

Ja mysle również, ze tekst taki i wyszedl, nostalgiczny jesienny... wkrotce tydzien Opieki czyli Nowenna Matki Bozej Ostrobramskiej, jej dedykuje swój tekst, jej wizerunek naprawde jest piekny i gdzie bym nie był wszedzie o niej opowiadam! Opowiadajac jej kult szerze.

Moja prywatna legenda

Mowie mniej wiecej taka legende jaka znam z ksiazek i opowiesci i sam nieco ubrawiam. Mowie co jest prawda, ze autor do konca nie znany ale być może Hiszpan sadzac po stylu i obecnosci wielu karmelitow rodowitych Hiszpanow w kosciele sw. Teresy, przylegajacym do Ostrej Bramy , gdzie była fundacja karmelicka. Ulubione miejsce modlitwy ostatniego krola z rodu Jagiellonow, który nie mogl zniesc smierci swej pieknej malzonki litwinki Barbary z Radziwillow(Rodvila). Zamowil wiec nowy obraz dla Ostrobramskiej kapliczki, na którym Madonna miala mieć jej twarz. Obraz spodobal się na tyle, ze krol wlasnie w tej kaplicy spedzal wiele czasu i jego milosc do tego miejsca stalal się zarazliwa, procz dworzan zaczeli tu zagladac prosci ludzie az wrescie caly narod i katolicy i grecki obrzadek i miejscowi tatarzy.

Ma dwie korony na glowie i dlonie zlozone na piersi a to znaczy ze jest w stanie blogoslawionym i ta druga mniejsza korona to korona Jezusa jej dziecka. Polksiezyc zloty ponizej obrazu to dar Pilsudskiego, który podobnie jak Mickiewicz wielbil ja i jej wstawiennictwu przypisywal swoje sukcesy...tak Ostra Brama, po litewsku Brama Jutrzenki (Ausros Vartai), znaczy Brama Wschodnia, brama z tej strony skad jawi się slonce ale i wrog: kozacy, bolszewicy. Trzeba było by w takiej Bramie stali nie tylko Rycerze ale i pomoc Boza w co narod bardzo ufal. Ponoc chronic miala tez od pozarow, przywracac wzrok slepcom. Ilosc srebrnych tabliczek wotywnych potwierdzajacych cudowna moc tego miejsca jest ogromna podobnie jak w Czestochowie...jest jednak roznica...do Czestochowy się idzie mijajac wysokie siany obronne i zakamarki. Do Ostrej Bramy się idzie w tlumie zwyklych przechodniow ona sama jest Brama Otwarta na Osciez.

Opowiadam jak zamkniety na trzy spusty powstaniec Kalinowski o ocalenie zycia się modlil czekajac na wykonanie wyroku smierci i ze był wysluchany i ze Bogu na sluzbe się poswiecil, to również zwlaszcza w Rosji opowiadam.

Nie zapominam tez opowiedziec, jak to było z jej kopia w Nowogrodku w kosciele na Gorze Zamkowej, gdzie dokonala cudu uzdrowienia malego dzieciatka Adama, który jej za to poswiecil, krotka ale znamienna fraze: "Ty co Jasnej Bronisz Gory i w Ostrej swiecisz Bramie"...



Ks. Jaroslaw Wisniewski

Pekin, 25 pazdziernik 2006