Wybierz swój język

Wiadomo czym jest chrzest jako Sakrament dla wierzacego czlowieka.
Jako misjonarz musialem się przyzwyczaic, przezwyciezyc lub bagatelizowac pewne skrzywione wyobrazenia o tym i innych Sakramentach. Skrzywione poprzez brak katechizacji czy zwyklej obecnosci kleru w kolektywnej swiadomosci narodu. Kosciol w czasach sowieckich jeśli się gdzies zachowal był zawsze na marginesie wydarzen i ci, którzy zagladali do srodka byli albo bardzo starzy albo musieli, bo taka była u niektórych praca: "sprawdzac, czy nie ma tam dzieci", albo "czlonkow partii".
Ludzie na Wschodzie chca dzis ochrzcic dziecko "żeby nie chorowalo", wybieraja chrzestnych, żeby robili podarunki i żeby można sie było się w przyszlosci spotykac za kielichem i wspominac kto komu jest kumem i co kto komu z tego powodu jest winien.
Wiele osob chrzci się, bo taka teraz moda. Slyszalem tez, ze w pewnej firmie, aby wygladalo oryginalnie pracownicy zaprosili ksiedza "na urodziny" szefa, który kiedys się przyznal ze nie jest ochrzczony i trzebaby to kiedys zrobic(sic)!
W warunakch polskich wiekszosc parafian, którzy do mnie zglaszli się z prosba o chrzest musialbym odprawic z kwitkiem, bo albo nie mieli naleznej wiedzy, dostatecznej motywacji, nie potrafili znalezc sobie odpowiedzialnych ludzi, którzy mogliby w sposób odpowiedzialny stac się chrzestnymi etc. Wszystko co opisuje to z jednej strony lekkomyslnosc mlodego kaplana, który trafil na misje bez koniecznej misyjnej formacji a z drugiej strony misyjna dyplomacja splot okolicznosci i Boza Opatrznosc. Wielokroc z frustracja musialem przyznac, ze madrzejsi ode mnie i bardziej zahartowani w kaplanstwie pozostali w kraju a ja jako "czarna misyjna owca", czy tez koziolek matolek, blakam się dalej po manowcach wiary. Zrobilem wiele pomylek w moim misyjnym zyciu. Pocieszam się jednak, ze bledow nie popelnia tylko ten co nic nie robi. Errare humanum est.
Czy moja praca miala sens najlepiej sadzic po owocach.

I. POLNOCNY KAUKAZ

1. Czarne Chrzciny.

Pierwszy niezapomniany chrzest na Wschodzie miał miejsce w Rostowie nad Donem. Dwaj chlopcy z dalekiej Afryki, którzy przybyli na studia wyzsze w ZSRR napotkawszy katolickiego kaplana uzyli wszelkich argumentow, by mnie przekonac, ze tam w Afryce uczestniczyli w katechizacji, lecz nie zdarzyli dopelnic obrzedu ze względu na niespodziana i nagla propozycje wyjazdu za granice. Nie spodziewali się ze okazji dopelnic obrzed sakramentalny takim sposobem odklada się na wiele lat. Nie mogli się spodziewac jak bardzo europejska Rosja lekcewazy religie a wrecz zwalcza.
Pierwszy mlodzieniec z Gwinea Bissau miał na imie Carlos drugi z Mzambiku Ernesto. Rodzice Ernesto byli muzulmanami a jednak odeslali się uczyc do katolickiej szkoly i gdy im wyjawil pragnienie przyjecia chrztu nie czynili mu przykrosci.
Trzecia osoba, która chrzcilem jednoczesnie to jednoroczna Monika, corka polskiego marynarza z Zielonej Gory i Andzeliki kozaczki z Batajska. Ciekawe to było zdarzenie. Andzelika z Robertem robili zakupy na naszym osiedlu w Batajsku i rozmawiali miedzy soba po Polsku.
Kiedy zapragneli kupic karpia to sprzedawczyni zapytala, czy przyjechali w goscine do monaszek z Polski. Zadziwieni postanowili wypytac się o szczegoly i trafili do nas na wigilie.
Od razu poprosili o chrzest dziecka. Na nowy rok odbyl się rownierz slub koscielny tej pary.
Chrzest odbywal się w dawnej Cerkwi Greckiej diaspory Rostowa, która zamieniono na Teatr Lalkowy. Jedyna dekoracja była plyta pilsniowa na, ktorej namalowalem sw. Rodzine, zlobek i gwiazde Betlejemska i podwiesilismy na metalowych linach, których w teatrze dla takich wydarzen było pod dostatkiem. Podwieszony tez był na stale mikrofon i slyszalnosc pomimo brakow dykcji miałem zapewniona. Koledy napredce i po amatorsku przetlumaczone z polskiego spiewali kolorowi chorzysci: afrykanczycy, azjaci i latynosi , którzy przez caly adwent spotykali się na proby z wielkim entuzjazmem szykujac swiateczny repertuar. Dopingowalo ich i cementowalo to ze ich koledzy przyjma chrzest. Wypadlo bardzo solidnie.
Parafianie zaprosili na uroczystosc dwu kamerzystow, by zapisac na video przebieg wydarzen i choc byli to ludzie postronni to zauwazylem, ze nawet oni się wzruszyli i mieli lzy w oczach.
Caly kraj w tym okresie był bardzo rozentuzjazmowany religijnie. Nie da się opisac tego niezwyklego glodu religii jaki wyczuwalo się wszedzie wokół.
Dorosli ludzie cieszyli się jak male dzieci, gdy zaproponowalem by zapalili przygotowane przeze mnie na te okazje bengaleskie ognie.

2. Niemieckie chrzciny w kozackiej stanicy

Inny chrzest miał miejsce na wsi Stepnoje na 1-go maja 1993 roku. O tym ze sa w tej wiosce katolicy wiedzialem od kolegi kaplana z sasiedniego krasnodarskiego kraju. Nawet zawiozl mnie do pewnej rodziny spokrewnionej z jego parafianami, ale nie zapisalem adresu i wśród wielu trosk dlugo nie potrafilem znalezc czasu, by tam zawitac. Moi parafianie z Batajska obiecali pomoc, bo i oni mieli krewnych w Stiepnoje. Na Wielkanoc odwiedzali te wies i umowili mnie ze swoimi znajomymi Niemcami wlasnie na 1 maja. Tamci byli zdziwieni a nawet skonsternowani ale prosili, bym gdy przyjade ochrzcil im dziecko.

Pogoda była piekna. Do nowych parafian dojechalismy "elektryczka". Trzeba było jechac 7 km i choc mnie zapewniono, ze wszyscy miejscowi Niemcy mieszkaja w tym wlasnie odleglym rejonie od razu poznalem, ze idziemy inna droga jak mawiaja Rosjanie NIE W TU STEP (nie na ten step co trzeba-nomen omen wies Stepnoje). Miałem ze soba niemieckie ksiazki z czytaniami i tekstem Mszy swietej. Był to pierwszy kontakt z diaspora wiec nie byłem swiadom na ile znaja oni swój ojczysty jezyk i czy potrzebna będzie inkulturacja posrod ludzi znajacych rosyjski.
Dwoje staruszkow, ich dzieci, wnuczka i sasiedzi już się zebrali, brakowalo tylko jednej pani.
Gospodarz odezwal się na przepieknym rosyjsko-niemieckim dialekcie do kogos z obecnych:
"Gelojfcie do Frau Maria i gerufcie na molitwu". Co mialo znaczyc, pobiegnij i zawolaj pania Marie na modlitwe!!!
Jeszcze raz powtorzyla się historia, z która nigdy w takich ekstremalnych warunkach nie umialem sobie poradzic. Aby chrzcic rodzice powinni zyc w katolickim malzenstwie a chrzestni maja być ludzmi wierzacymi i przykladnymi. Zawsze staralem się to sprawdzic, zbadac i najczesciej musialem wierzyc na slowo, ze wszystko będzie jak trzeba. Ze ci ludzie latami oderwani od wiary teraz postaraja się nadrobic zaleglosci. Nie obeszlo się najpierw bez slubu koscielnego, potem dopiero był chrzest ale na ten raz wszystko w jeden dzien.

3. Osmy Marca

Przez cale lato byłem mocno zajety. Pielgrzymaka do Polski, wizyta gosci z Wloch i Hiszpanii, niekonczace się remonty kaplicy i przeprowadzki najpierw z Teatru Lalek do Galerii Sztuki Wspolczesnej, potem na plac Koscielny na którym trwala jesienia budowa malej Kapliczki...
Kiedy zdawalo się ze ze wszystkim się uporalem i nadjechal kolega Salezjanin na stale do Rostowa, wtedy postanowilem znow odwiedzic te wioske.
Wiele z moich pierwszych stepnianskich parafian wyjechalo w miedzyczasie do Niemiec. Tylko rok 1993 ponad 40 osob ze znanej mi "ulicy niemieckiej". Ledwie jednak ktos wyjechal, meldowali się u nas inni, by prosić o jakis sakrament czy tez na pogrzeb. Udalo się również odszukac babcie Goering i jej synow. Jeden z nich miał nazwisko Eichwald.
Babcia Goering nigdy nie była zamezna totez synowie mieli rozne nazwiska.
Eichwald to popularna nazwa osiedla pod Taganrogiem pewnie stamtad byli przodkowie nie znanego mi Ojca. Drugi syn zachowal nazwisko matki i choc smiali się z niego w szkole a nawet nazywali faszysta i bili z powodu nazwiska to w armii pewien oficer zabral go do siebie na kierowce i dobrze traktowal bo był dumny, ze "sam Goering go do pracy wozi"...
Chlopcy mieli po 40 lat i nadal nie byli ochrzczeni. Umowilismy się na 8 marca kolejnego roku. Ta data była zawsze dla mnie dogodna, bo moglem się nie trapic, czy wszyscy będę w domu a nie w pracy. Weekend miałem zawsze zajedy wyjazdami do wiekszych parafii...podobnie 1 czy 9 maja, 7 listopad i inne swieta panstwowe i ferie dla dzieci staralem się maksymalnie eksploatowac dla wyjazdow w teren.
Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, ze 8 marca jest czczony tak jak na przykład Wielkanoc tzn. najpierw "nowenna przygotowan" (tzn. zakupy) a potem "swiateczna oktawa"(tzn. pijanstwa). Jeszcze bardziej zdziwilem się , gdy zauwazylem ze w kazdym miastaczku jest również ulica pod nazwa 8 marca!
Ciekawi to byli ludzie ta rodzina Eichwald, do konca nie wierzyli ze uda się im skutecznie zebrac wszystkie potrzebne dokumenty na wyjazd i choc byli malo wykrztalceni to jednak uporali się ze wszystkim. Trafili do miasteczka Goerliz na polskiej granicy i z lekkoscia udalo mi się ich odszukac w 1998 roku w trakcie podrozy do Niemiec. Miejscowy dziekan chwalil ich ze sa solidna rodzina, ze ich zna i ze nie opuszczja Mszy swietej. Ile to mnie kosztowalo by uslyszec taka pochwale, jeden Pan Bog wie. W dzien gdy oni z Rostowa odlatywali samolotem na zawsze 9 zdaje się czerwca 1997 ja tez lecialem do gory nogami na swoim terenowym samochodzie, ledwie nie pozegnalem się z zyciem, a jednak...nastapil ciag dalszy.

4. Szukajac stanicy Leningradzkiej

W 1993 odwiedzalem Gruzje, podroz była niezwykla. Trzeba się było przedrzec przez pograzona w ogniu Osetie a także ryzykowac klopoty na przejsciu granicznym nie majac ani wizy ani oficjalnego zaproszenia. Jakos z Boza pomoca udalo się dotrzec do polozonych na gruzinsko-tureckiej granicy ormianskich katolickich osiedli. Miałem się tam zapoznac z kultura i lturgia licznych w Rostowie Ormian i blogoslawienstwo Biskupa, któremu zalezalo bym w Rostowie skutecznie w tym srodowisku pracowal.
Pobyt był niezwykle ciekawy choc ryzykowny. W drodze powrotnej w miescie Cchinwali nasz autobus znalazl się pod obstrzalem. Zajechalismy w jakas poboczna uliczke i kilka godzin czekali do momentu kiedy boj ustanie. Procz licznych wrazen wiozlem z Gruzji cenne informacje o dawnych kosciolach obwodu Rostowskiego, która znalazlem w bibliotece mego kolegi kaplana z osiedla Cchalbpila, a także adresy katolikow Ormian w stanicy Leningradzkiej.
Stanica znajdowala się o 60 km dalej na poludnie od stanicy Stepnoje.

Jak wspomnialem dotarlem do tej stanicy dopiero na kolede 1995 roku i choc przyjeto mnie bez entuzjazmu (pan domu był nieobecny a malzonka jak wiekszosc ormianek obawiala się obcowac z nieznanymi ludzmi), poproszono bym przyjechal troszke pozniej gdy mieszkanie będzie wyremontowane i gotowe do poswiecenia. Okazalo się, ze mloda para miala nieochrzczone dziecko i to było dla nich wazniejsze niż poswiecenie domu. Za rok byłem na urlopie w Polsce i zastepowal mnie franciszkanin o. Janusz. Z opowiesci siostr dowiedzialem się ze Ormianie odnalezli nasza kaplice i odbyl się chrzest na tyle uroczysty ze jeszcze dlugo wspominano o nim w Leningradzkiej.
Kiedys spytalem miejscowych skad taka nazwa stanicy i dowiedzialem się, ze prawdziwa nazwa Uman, bo z Ukrainskiego Umania przywedrowali tu kozacy, lecz po blokadzie Leningradu, sporo ludzi ewakuowano do tej stanicy postanowiono zmienic jej nazwe.
Miasteczko wygladalo sympatycznie, czyste uliczki, kwitnace zadbane ogrody a jednak razilo mnie, ze na wjezdzie do Stanicy w pyszneju pozie stal pan Suworov jako bohater, pogromca mieszkancow Warszawy.
Jesienia 1996 znow odwiedzilem stanice Leningradzka. To się stalo za sprawo MB Fatimskiej, ktorej cudowna figure staralem się zawiezc do wszystkich miejscowosci w jakich sa katolicy.
Okazalo się ze w stanicy mieszka tez sporo Polakow. Na Boze Narodzenie przyjechalem tu jeszcze raz i poproszono mnie o chrzest dla 4 letniego chlopczyka Wacka Skakowskiego.
Jego tato i starszy brat byli na tyle rozentuzjazmowani, ze z czasem tato zbudowal kapliczkei zarejestrowal wspolnote w stanicy pod wezwaniem siostry Faustyny Kowalskiej a starszy syn wstapil do Seminarium w Petersburgu. Zdawaloby się, ze najskuteczniej pracuje się w wielkich miastach a tymczasem "takie dziwy."w niewielkich kozackich stanicach!!!

5. Gornicze miasto Szachty

Latem 1996 dzieki katolikom ze stanicy Leningradzkiej odnalazlem duza kolonie Ormian w miescie gorniczym Szachty. Tam rozegrala się kolejna przygoda misyjna. I jeszcze raz wszystko się odbylo na tle chrztu malego dziecka.
Parafianin, który prosil o Sakrament okazal się bogatym biznesmenem i w przyszlosci wspieral te wspolnote czym tylko mogl. Rodziny ormianskie sa wielodzietne i bardzo przyjacielskie. Nie pamietam szczegolow uroczystego chrztu w Szachtach ale do dzis pamietam z jakimi przygodami tam jechalem.
Było lato, mój kolega z Rostowa na urlopie i procz wielu parafii w obwodzie miałem zamiar obslugiwac Rostow nad Donem. Pojechac w teren moglem jak zwykle tylko w dzien powszedni. Samochodu jeszcze nie miałem wiec podrozowalem autobusem z przesiadkami. Szachty leza obok trasy wiec niektóre autobusy wysadzaja pasazerow na drodze i do centrum trzeba już wedrowac pieszo lub miejskimi autobusami.
Zdecydowalem się isc pieszo i okazalo się ze to znow 7km.
Troszke potu mnie kosztowal ten sukces. A jednak było warto.

6. Katolik Pawel

Ciekawe przygody miałem tez w Kalmucji.
"Pierwszy kalmuk-katolik" - tak wszedzie nazywano brata Pawla. Ex-franciszkanin konwentualny, miejscowej staromongolskiej rasy, dokonal rzeczy niezwyklej. Jako przyjaciel mlodego Prezydenta Ilumzinowa zachecil go by ten w swej kampanii informacyjnej i dla podniesienia prestizu Republiki Kalmucja po udanym spotkaniu z Dalaj Lama udal się do Watykanu. Sam brat Pawel w przeszlosci "czlowiek show biznesu" zainteresowal się katolicyzmem i przyjal chrzest z rak biskupa Rafala Kiernickiego we Lwowie.
Potem jakis czas studiowal jezyk polski na KUL jako postulant Franciszkanski. Kolejnym krokiem miał być nowicjat we Wloszech. Plany uniemozliwily klopoty rodzinne brata Pawla.
Zaplatal się on w afere zbierania ofiar na leczenie siostry w USA, ktorej miał przekazac wlasne pluco etc.
Ciekawa i kontrowersyjna postac. Dla Franciszkanow to po prostu szachraj a dla mnie "opatrznosciowy" pomocnik. Teraz gdy troche zmadrzalem i z niejednego pieca chleb jadle sklonny jestem potwierdzic opinie Franciszkanow a jednak nie bez sympatii wspominam tamte czasy. Wlasnie brat Pawel wedle relacji miejscowych parafian ochrzcil dwie dziewczynki polskiego pochodzenia z rodziny Edwarda Morozowicz. Jego przodkow wyslano z Ukrainy do Kazachstanu a on i jego siostra "powrocili" do sasiedniej z Ukraina Kalmucji.

7. Wesola wioska

Tak naprawde wies Wesoloje nikt nie nazywal po imieniu. Był tam duzy Kolchoz im. 22 Zjazdu Partii. Tak wszyscy te wies zwali. "Dokad jedziesz?" "Na 22 Zjazd Partii" odpowiadalem nie myslac jak to smiesznie brzmi w ustach bezpartyjnego kaplana z Polski.
We wsi Wiesioloje wkrotce odnalazlem siostre Edwarda i okazalo się ze i tutaj docieral i miał spotkania z miejscowymi ludzmi brat Pawel. Czy ochrzcil tu kogos nie wiem. Ja w tej wiosce ochrzcilem rekordowa ilosc osob. Kilkaset mieszkancow wioski mialo pochodzenie polskie.
Były tu również rodziny niemieckie i przyjezdni z Zakarpacia.
Najbardziej pamietny chrzest to historia 12 letniej dziewczynki, która z mama i ciocia dotarla z odleglego o 7 km osiedla Winogradnoje. Dziecko było wystraszone jak zwierzatko, nie bardzo rozumiala po co tu przyszla tak daleko. Podczas Mszy sw. Chowala raczke za plecami. Ponieważ unikalem chrztow dzieci szkolnych bez katechizacji poczatkowo nie chcialem nawet rozmawiac na ten temat.
Potem jednaki siostra zakonna szepnela mi, ze dziecko jest chore na paraliz. Gdy uslyszalem o chorobie, "cos się ze mna stalo". Nagle zmieklem, poprosilem ludzi by się nie rozchodzili, zaraz po Mszy swietej ochrzcilem to dziecko nie majac potrzebnych ksiag litugicznych ani oleju.
Owszem byłem nastawiony by modlic się i pomazac w ten dzien ludzi chorych.
Choc chrzcilem "ex promptum" to jednak z duzym wzruszeniem. Jeszcze bardziej wzruszylem się gdy za tydziejn dziecko przybylo na Msze swieta i podarowalo mi wlasnorecznie na drutach zrobiony szalik!


II. DALEKI WSCHOD - ZABAJKALE

Biskup Mazur zarzadal od nas nie tylko rocznej katechizacji dla wszystkich osob doroslych a nawet imienne listy kandydatow do chrztu, by dodac powagi temu Sakramentowi. Zsylal się on przy tym na kanoniczny przywilej, by w takich sytuacjach nie tylko chrzczono ale od razu i bierzmowano katechumena.
Kiedy studiowalem hisztrie polskiej diaspory na Zabajkalu znalazlem urywek ze wspomnien Benedykta Dybowskiego, który wspominal o Prawoslawnych Misjonarzach, który do urzedow zglosili ilosc ochrzczonych Buriatow przewyzszajaca kilkakroc liczbe ludnosci w okolicy. Tajemnica polegala na tym, ze Buriaci Buddysci chetjnie przyjmowali misjonarzy bowiem ci darowali im na chrzest biale koszule i niektorzy zglaszali się po kilka razy żeby mieć wiecej koszulek a potem wrocic do domu i jak i przedtem spokojnie praktykowac swoje buddyjskie obrzedy. Przeczytawszy ten passus zrozumialem intencje biskupa i bezsens "carskeij buchalterii". Można z pomoca urzednikow oglosic jakas religie panujaca a potem okazuje się, ze tak naprawde w kraju nie ma chrzescijan i ludziom bardzo podoba się ateizm albo jeszcze bardziej "czarna magia"

Nic wiec dziwnego, ze pracujac w Czycie czas krotki nie dokonalem zadnego chrztu. Owszem na pozegnanie z Czita byłem swiadkiem chrztu w obrzadku wschodnim. Za wiedza Biskupa przyjechal do Czyty kaplan greko-katolik i ochrzcil naszego parafianina, który poswiecil lata cale studiowaniu losow ksiezy Marianow z Charbina, których w 1948 roku przetrzymywano w podziemiach KGB w Czycie. Wtedy tez doszlo po raz pierwszzy do mojej swiadomosci, ze Syberia jest krajem bogatym w meczennikow i swietych. Przypomniano mi, ze moim poprzednikiem w Czycie był blogoslawiony Antoni Leszczewicz MIC.
Ten przypadek jedyny zrobil na mnie tak duze wrazenie, ze postanowilem o tym wspomniec.


III. DALEKI WSCHOD-SACHALIN

Na Sachalinie chrzty bywaja rzadko, ksieza z Korei Poludniowej - moi poprzednicy wprowadzili zwyczaj, ze chrzty maja być uroczyste w dwa najwieksze swieta roku: Boze Narodzenie i na Wielkanoc. Kumulacja chrztow dodawala im powagi tym bardziej ze dluzszy czas przygotowanie do sakramentu obejmowalo glownie osoby dorosle. Moi poprzednicy zaczynali od zera. Z czasem okazalo się, ze na Sachalinie jest spora grupa osob przyjezdnych, którzy otrzymali chrest gdzies na Ukrainie albo w Bialorusi, czy krajach Baltyckich. Roznica rasy jednak stanowila bariere nie do przezwyciezenia dla wielu osob, które gdzies o istnieniu wspolnoty koreanskich katolikow. Nie chcialo się im wierzyc, ze zoltoskorzy mogą wyznawac cos innego niż buddyzm. Z drugiej strony na Sachalinie pojawiala się ogromna ilosc koreanskich misjonarzy Baptystow, Prezbiterian i Zielonoswiatkowcow. Ich obecnosc również wprawiala w zaklopotanie publicznosc. Nasi sasiedzi przez lata byli przekonani, ze my jestesmy jedna z tych protestanckich sekt. Z pojawieniem się ksiedza z USA, a potem Polaka te obiegowe opinie zaczely się zmieniac. Nielatwo jednak walczyc ze stereotypami. Duza pomoc odegrala tu budowa duzej swiatyni w gotyckim klasycznym stylu i tradycyjna robota �"nieprzychylnych konkurentow�".

1. Warszawianka z Sachalina

Mój pomocnik I Sek Hi (po Koreansku-maly figlarz), nazywany przez Rosjan Valery Borysowicz powiadomil mnie, ze do parafii zadzwonila jakas pani z Warszawy i chce się ze mna zapoznac. Wyjechala z ojczyzny majac 7 lat z rodzicami. Nigdy nie uczeszczala do poloskiej szkoly ale swietnie i bez akcentu mowila po polsku, choc uplynelo 50 lat. Na Syberii wyszla za maz za Tatarzyna. Tutaj urodzila się corka Olga. Najpierw doprowadzilem dziadka do chrztu i slubu koscielnego potem przyszla kolej na Olge i jej dzieci.
Stalo się to wiosna 2001 roku. Wielki tryumf wspomnianej pani Wiesi, która tu nazwali Wiktoria. Najpierw był najmlodszy trzyletni chlopczyk w styczniu. Na Boze Narodzenie nie udalo się, bo był ogromny tajfun. Zamiast spodziewanych 100 osob z okolicy przybylo 10-ciu najblizszych sasiadow. Potem dziecko chorowalo i już się zdawalo, ze do chrztu nigdy nie dojdzie. W miedzyczasie przygotowywaly się dwie starsze siostry Krystyna i Maria. Ze względu na wiek szkolny zadalem od nich znajomosci katechizmu. To samo dotyczylo mamy Oli.

2. Marzenia podlotka.

To ciekawa rodzinka muzykantow.
Mama Ola w wypracowaniu szkolnym jako osmioklasistka opisala swoje dzieciece marzenie, by "mieć kochajacego meza i piecioro dzieci". Były to czasy pionierow i komsomolu. Marzenie wydalo się nauczycielce dziwne i godne nagany: "znalazla o czym marzyc! Jakby nie było lepszych pragnien".
Dziewczyna jednak wytrwala na swoim. Zakonczyla szkole muzyczna, zajela się profesjonalnie spiewaniem. Jej maz-Oleg, tez muzyk, zgodzil się na stworzenie rodzinnego zespolu. Chlopcy grali na gitarach, dziewczeta na pianinie, najmlodszy zgodnie z planami ojca mialby się uczyc gry na skrzypkach.
Zblizala się Wielkanoc.
Na uroczystosc zjawila się mama z mlodsza corka Krystyna. Nauczony Bozonarodzeniowym "poslizgiem", nie dopytywalem się co się stalo, choc było mi przykro, ze znowu mamy falstart. Okazalo się, ze starsza corka Maria w Wielka Sobote trafila bez przytomnosci na reanimacje.
Stan był bardzo ciezki, podejrzewano tzw. "meningit", a nawet "encefalit", nie znam polskiej nazwy tej choroby ale chodzi o jakies zawile przeziebienie z powiklaniami jakie mogą doprowadzic do zgonu. Dwie doby trwala koma i lekarze twierdzili, ze jeśli się nie obudzi natychmiast to uszkodzenia kory mozgowej będą trwale.
W parafii była w goscinie japonka Nakako z ramienia Caritas badala sytuacje. Poprosilem, by asystowala mi w szpitalu. Mamy nie dopuszczono do chorej corki. Dla ksiedza, gdy wyjasnilem, ze mam zamiar ja "ochrzcic w niebezpieczenstwie zgonu", zrobiono wyjatek.
Miałem jedynie 3 rekwizyty: ksiazke z rytualem chrzcielnym, wode i duza Paschalna swiece.
Nakako była bardzo zdziwiona, ze ma być matka chrzestna. Pozwolono jej wejsc z duzym Paschalem ale zapalac nie było wolno, ze względu na obecnosc butli z tlenem i ryzyko wybuchu.
Dziecko!
Bezbronny jak Lazarz obnazony podlotek. Był przywiazany bandazami do lozka za stopy i dlonie co mi przypominalo ukrzyzowanego Andrzeja. W Sali było chlodnawo, a może ten widok wywolal dreszcze i chlod, jakby prosektorium. Nie tracac czasu przystapilem do liturgii chrzcielnej i zdaje się, ze to trwalo dlugo. Ile miałem sil, ile modlitw znalem, powtarzalem z lekiem i w drzeniu emocji szeptem - glownie kanony z Taize. Czulem się troche winny, bo zaziebienie wyniklo w Chabarowsku dokad dziewczynke wyslalem na kurs organistowski.
Nikt z krewnych nie winil mnie, ale ja czulem w sercu, ze ich mysli sa niespokojne.
Prosilem Boga, by oszczedzil to dziecko i by powtorzyl się "kalmucki cud"!
Bogu dzieki!
Nastepnego dnia czy tez raczej tej samej nocy, obudzilo się nasze "parafialne dziecko". Mam wrazenie ze w tych dniach moi parafianie Koreanczycy jak nigdy przedtem modlili się za to "polskie dziecko" wspolnie ze swoim ksiedzem.
Nawiasem mowiac, ja również stopniowo stapialem się z moja koreanska wspolnota. Uczylem się jezyka i piesni, obcujac z nimi stale powoli moja mowa nabierala ostrego koreanskiego akcentu, ktos z parafian zartowal, ze pora mi zrobic operacje plastyczna i wtedy będę 100% szimbunim!

3. Koreanskie chrzty

Koreanskie chrzty mialy miejsce latem w sierpniu. Powodem takiej decyzji stal się przyjazd Biskupa z Irkucka, który miał poswiecic nowa swiatynie i przy okazjii dokonac Sakramentu Bierzmowania.
Poswiecenie mialo nastapic 19 sierpnia w Niedziele, by uczcic tytul kosciola "Wniebowziecia NMP"...aby nie wydluzac uroczystosci chrzest miał się odbyc w starej kaplicy w przeddzien w sobote.
To był pracowity dzien. Chrzest miał się odbyc jeszcze w Cholmsku, a w Korsakowie miał mi pomagac mój kolega ks. Martin Sebin, który wlasnie przyjechal na uroczystosci, by przejac ma wspolnote dojazdowa na Kamczatce.
W starej kapliczce w Juzno-Sachalinsku chrzcilem zdaje się 5 osob, w Cholmsku 5 w Korsakowie 4. Na Bierzmowienie zebralo się około 20 chetnych i wiekszosc z nich to nowo-ochrzczeni dorosli koreanczycy i kilka osob europejskiego pochodzenia w tym pani Ola i jej corki. W Korsakowie i Cholmsku chrzcily się miedzy innymi liderki nowopowstalych wspolnot filialnych Anna Koczetkowa i Tatiana Mijata.
Każdy z wymienionych chrztow to cala legenda zaslugujaca na oddzielna opowiesc.
Dwie dziewczeta, które przyjely wtedy chrzest Alonka i Wika Son to studentki z odleglego o 300 km Uglegorska. Jeszcze jedna dorosla Koreanka z pobliskiego Dolinska.
W Cholmsku procz starosciny chrzcilem jeszcze trzypokoleniowa rodzine sybirakow: babcie, mame i dwie corki. Wszyscy oni caly rok przygotowywali się pilnie na to wydarzenie. W Korsakowie był chrzest trzydziestolatki, dziewczyny z rodu katorznikow Ciechonskich, których wielu powrocilo do Polski. Japonska galaz w Tokyo a niemiecka w Berlinie. Przedziwna historia.

4. Ekspansja milosci

Również chrzest 20 letniej dziewczyny z Uglegorska był historycznym wydarzeniem.
Na ten temat powstal w rosji polgodzinny film dokumentalny w rez. Natalii Kandudiny "Ekspansja milosci".
Jej dziadek koreanczyk Matsuda Dasao albo inaczej Szin Harabodzi jak go nazywali parafianie (dziadek Szin), w czasach panowania japonczykow na Sachalinie dojezdzal na swój wlasny chrzest również 300km do Cholmska i przygotowywala go katechetka Japonka Fujihara, która ponoc jeszcze zyje i mieszka w Saporro (dziadek Szin z nia koresponduje). Kaplanem, który udzieli mu chrztu był franciszkanin z Polski o. Gustaw Stysiak.
Historia sprzed 60 lat powtorzyla się bowiem katechetka i chrzestna matka Wiki była japonka Takahashi Shoko-san, malutka misjonarka i organistka a chrzcilem ja tzn. ksiadz z dalekiej Polski.
To zdarzenie mi się snilo dwa lata wczesniej. Nieogolona twarz azjaty jakby w agonii proszaca: przyjdz ochrzcic moje dzieci" Szin Harabodzi czekal na to zdarzenie cale zyciei na chrzest wnuczki przyjechal na Sachalin z Poludniowej Korei gdzie zamieszkuje na stale od kilku lat dzieki wsparciu Japonskiego Czerwonego Krzyza.
Za rok, tuz przed wydaleniem z Rosji udalo mi się ochrzcic jeszcze jednego wnuka Szin Harabodzi i co najwazniejsze jego corke Natasze Son. To mama wczesniej opisanej studentki Wiki.
Matsuda Sadao znowu przyjechal z Korei asystowac przy tym wydarzeniu. Tym razem wszystko odbylo się o wiele skromniej w rodzinnym polnocnym miescie Uglegorsku. Skromnie nie oznacza, bez dreszczu emocji. Wszystko było tak jak i przedtem.
Kapliczka był rodzinny dom Matsudy Sadao na ulicy Zawadskoj 20, który stal się przez cale dwa lata za jego zgoda koscielna kaplica i plebania. Asystowalo na wiele dzieci, które uczestniczyly w oazie oraz przyjaciele. Nie można było palca wetknac w ten dom.
Trudno opisac radosc tych osob i moja wlasna.
Nie mialy tu miejsca nadzwyczajne uzdrowienia a jednak mysle, ze pIotr Szin dzieki tym zdarzeniom wydluzyl sobie zycie i trwa w dziekczynieniu. Na chrzest czekaja jeszcze trzej synowie i ich dzieci.

5. Niemieckie ikony

Wspomne jeszcze zdarzenie jakie mialo miejsce w Cholmsku.
Jedno z ochrzczonych przeze mnie w te uroczyste chwile 2001 urodzila Osetynka Nina. Nie by;la katoliczksa, ale w Kazachstanie zaprzyjaznila się z Niemcami. Ci odjezdzajac na zawsze do swojej historycznej ojczyzny podarowali jej duze katolickie obrazy obawiajac się ze przez granice nie uda się ich wywiezc. To były obrazy Najsw. Serca Pana Jezusa i Serca Maryi.
Od tej pory kontuzjowana Nina modlila się przed nimi za swoje wyzdrowienie.
Jej stan był ciezki. Uszkodzila sobie kregoslup i nie mogla chodzic. Miala czterdziesci kilka lat i niespodzianie zaszla w ciaze. Ostrzegano ja, ze bedac w takim stanie naraza swoje zycie a dziecko i tak będzie inwalida jeśli nie usunie ciazy. Nie usunela. Modlila się dalej.
W chwili gdy urodzilo się zdrowe dziecko Nina poczula sile w nogach i niespodzianie dla sowieckiej medycyny zamiast umrzec przywrocila sobie zdrowie.

6. Yi Bok

Latem 2002 odwiedzilem Ansan miasteczko emigrantow z Sachalina na Przedmiesciach Seula. W trakcie tych odwiedzin udalo mi się odwiedzic kilka waznych dla koreanczykow miejscowosci. Byłem na grobie Andrzeja Kim De Gona, pierszego koreanskiego kaplana zamordowanego ponad 150 lat temu. Byłem tez na mogile 5-ciu pierwszych katolikow, którzy 220 lat temu jako studenci po powrocie z Chin postanowili przyjac "wiare europejczykow". Studenci ci najpierw dlugo medytowali w jednym z klasztorow buddyjskich a potem zaprosili na dyskusje wszystkich zyjacych tam mnichow. W trakcie dyskusji okazalo się, ze argumentow przeciw nauce Jezusa nie ma. Wyslali z powrotem jednego swego delegata do Pekinu, by przyjal chrzest i dowiedzial się jak można ochrzcic pozostalych katolikow.
Miałem wiele okazji jeszcze w seminarium dowiedziec się o Chrzcie Korei. O niezwyklosci tego zdarzenia ponieważ dokonalo się z inicjatywy samego narodu, bez staran misyjnych. Dopiero na Sachalinie przekonalem się, ze koreanczycy naprawde mogą i chca być chrzescijanami i nawet maja na to swój wlasny poglad.
Yi Bok, ktorgo Watykan nie oglosil swietym ze wzglegu na "dobrowolna honorowa smierc", tradycyjna dla kultur Dalekiego Wschodu przez Koreanczykow jest czczony w stopniu niepojetym. Coz takiego uczynil? Gdy Koreanski Wladca uczynil uwage ojcu Yi Boka, ze jego syn prowadzi się niepoprawnie ten odebral uwage jako "zaproszenie do samobojstwa". Yi Bok uspokoil swego ojca, "nie trzeba bys umieral, umre ja". Yi Bok przez 2 tygodnie nic nie jadl. Jego niesamowity post uczynil go slawnym tak wśród pogan jak również wśród chrzescijan.

7. Pawel Miki

Moja opowiesc o Sachalinie bylaby niepelna gdybym nie opowiedzial o Chrzci Japonii. Jest to zasluga sw. Franciszka Ksawerego. Rzecz raczej znana. Mniej jednak mowi się o tym co było dalej. Do mojej swiadomosci latami nie dochodzil fakt, ze ogolna liczba meczennikow Japonii jest niewiele mniejsza od liczby pierwszych chrzescijan zamordowanych w Rzymie. Z pol miliona ochrzczonych każdy piaty poniosl smierc meczenska a pozostali ukrywali się tak jak rosyjscy starowierzy na samych odleglych wyspach godzac się na najgorsza prace w kopalniach byle ich pozostawiono "w swietym spokoju". Tak oto przetrwala dziwna wiara, która okresla się mianem "kakure Kirishitan", "podziemny chrzescijanin"...to mi bardzo przypomina iokreslenie samego Jezusa "ostatek Izraela". O rosyjskich katolikach w ogole a o sachalinskich w sposób szczegolny mogę się tak wyrazic. Geniusz przetrwania ma tutaj w sobie xos z tej niezwyklej historii jaka rozegrala się 17 lutego 1872 zdaje się roku. Ujrzawszy przed francuskim kosciolem w Nagasaki "Seibo�", czyli biala figurke Niepokalanej wiesniacy po uplywie 300 lat zidentyfikowali wiare przybylych europejczykow jako swoja wlasna.


IV.DALEKI WSCHOD-KAMCZATKA

Moja dzialalnosc na Kamczatce również zaczela się od chrztow. Przede mna o katolikach na tym polwyspie mowilo się w sposób posredni.
Francusko-angielska flotylla stracila tu w 1854 roku 300 zolnierzy i na pamiatke tego zdarzenia u podnoza tzw. "Sopki Milosci" stoi kapliczka cmentarna i dwa krzyze Prawoslawny i Katolicki. Kilkakroc odprawialem tam nabozenstwa, zwlaszcza na Wszystkich Swietych i Boze Cialo. Parafia otrzymala tytul sw. Teresy Dzieciatka Jezus i była najmlodsza wspolnota katolicka na Dalekim Wschodzie.
Przede mna odwiedzali polwysep dwukrotnie ksieza z Magadanu i za kazdym razem chrzcili kogos z doroslych miedzy innymi Pania Korotkowa, ktorej corka dziennikarka studiowala w Polsce, a także pewnego marynarza entuzjaste Pietrowicza, który miał się w przyszlosci zajmowac rejestracja wspolnoty.

1. Obojetny tata

Mama pierwszego dziecka jakie chrzcilismy na Kamczatce Oksana, mloda studentka, była zawsze stylowo ubrana. Przewaznie w jeansach, chlopieca fryzura, duze okulary i sportowy przybor aby dziecko nosic na sobie wedle japonskiej mody. Była dosc wystraszona stosunkiem niewierzacego meza do calej sprawy. Nie dawal jej on szans na slub koscielny i sceptycznie ocenial jej religijne potrzeby. W sprawie chrztu dziecka jednak nie przeszkadzal na ile pamietam.
Swoje pragnienie odbycia spowiedzi i komunikowania niosla przez dwa lata mojej poslugi na Kamczatce, az do spotkania z Biskupem Mazurem, który dal jej w 2001 roku na Zwiastowanie pewne porady i blogoslawienstwo.

2. Dziecko modlitwy

Inna parafianka, ktorej dzieciatko chrzcilem rok pozniej ale znalem historie od pierwszych chwil pobytu na Kamczatce, to osoba w wieku ponad 30 lat uznana przez lekarzy za nieplodna. Wedle jej opinii poczecie dokonala się wkrotce potem jak odwiedziwszy nasza wspolnote katolicka na Kamczatce dowiedziala się jak odmawiac rozaniec. Zaczela się w tej sprawie modlic i wierzy, ze poczecie jest cudownym skutkiem tej modlitwy.

3. Chrzest po hiszpansku

Trzeci chrzest jaki pamietam, to chrzest chlopca o imieniu Igor. On również plywal na morzu i na Msze swieta chodzil nie często. Jego tato to dziecko wojny domowej w Hiszpanii i on również choc urodzil się gdzies w Tule uwazal się za Hiszpanina i dlatego ochrzest w naszej parafii poprosil.

4. Meska rozmowa

Na Wielkanoc 2001 ochrzcilem pewna mame z dwojgiem dzieci nastolatkow. W tym wypadku maz-znany w okolicy lekarz prestizowego sanatorium opieral się nieco decyzji mlodszej od siebie i rezolutnej malzonki a jednak wozil swa rodzine na Msze swieta ponad 20 km co miesiac i na pozegnanie zrobil mi wielka niespodzianke: w sierpniu 2001 roku o slub koscielny poprosil.
Pare dni pozniej pokazal mi swe sanatorium i wiedzac, ze od tej chwili na Kamczatce pracowac będzie inny ksiadz poprosil mnie, bym odbyl "meska rozmowe" z Wladkiem, jego synem, którego dlugi czas nie puszczal z mama do kosciola, gdy ten stwierdzil, ze chce być ksiedzem.
Zawile losy i historie.
Przekonalem się kolejny raz, ze zagadka jest każdy czlowiek i ci którzy na pewnym etapie zdawali się zagorzalymi przyjaciolmi z wieksza sila niż ci czlonkowie rodziny, którzy od "niedowiarka" cierpieli i wciąż nan narzekali.

5. Chrzest pod wulkanem

Ostatni chrzest na Kamczatce miał miejsce w miescie Klucze u stop najwyzszego na swiecie wulkanu ponad 4500 metrow! Na terytorium wojskowego miasteczka. Babcia dzieciatka ma na imie Teresa. Wielokroc o nie slyszalem od Dimy - podoficera, który o naszej parafii uslyszal od ksiezy z Wladywostoku i potem często ja odwiedzal. Jezdzil na kursy katechetyczne i w 2000 zaprosil mnie po raz pierwszy do siebie na kolede. W trakcie koledy modlilem się nad jego malzonka chora na raka mozgu 30-letnia Walentyna. Miałem wtedy ze soba relikwie sw. Matki Maravillas. Po pol roku na konsylium w Petersburgu lekarze potwierdzili, ze choroba znika i nie potrafili wyjasnic przyczyny. Dima choc rodowity Petersburzanin nie majacy korzeni katolickich w swoich ambicjach koscielnych był niepohamowany. Marzyl by zostac stalym diakonem i swoja role pioniera na Kamczatce wypelnil wysmienicie. Chrzest odbywal się w niewielkiej klubowej bibliotece i piekna wiosenna pogoda towarzyszyla naszym uroczystosciom, choc wydarzylo się to na poczatku lipca w tych okolicach inaczej jak wiosna pogody tej nazwac nie mogę. Dziecko i rodzice byli grzeczni i wdzieczni. Tak jak Walentyna, zona Dimy pochodzili z Bialorusi i kontakt z kaplanem nie był dla nich egzotycznym zdarzeniem. Tym niemniej trzeba było i na ten raz polaczyc chrzest i slub mlodej pary, która już kilka lat na taki obrzed czekala.

6. Najlepszy dziennikarz Kamczatki

Taki komentarz do swego nazwiska dolaczyl na wizytowce pan Ivanov, mlody dziennikarz z Petropavlovska. Kiedy zaproszono mnie na GTRK tzn. lokalny Panstwowy kanal TV Ivanov był niepewny czy warto. Po rozmowie w rezimie online stwierdzil, ze po raz pierwszy w zyciu "nie zmeczyl się wywiadem" a na odwrot, dowiedzial się wiele i nawet rozweselil. U wielu osob takie pozostaly wrazenia. Ku memu jednak zdziwieniu nagle zaczalem otrzymywać "pod kalke" pisane pogrozki. Wywiad był w marcu w Wielkim Poscie, a kiedy w kwietniu przyjechalem sprawowac obrzedy wielkiego tygodnia to znalazlem w skrzynce pocztowej 13 listow wyrazajacych "oburzenie tlumow" moja uwaga na pytanie dziennikarza o roznice miedzy katolikami i Prawoslawnymi, ze sa on (roznice) nieznaczne do tego stopnia, ze kiedy chrzczono Rus w 988 roku tych roznic nie było wogole, to był jeden kosciol. Dodalem ze ponieważ podzial na Prawoslawie i katolicyzm wtedy jeszcze nie istnial nie można mowic w sposób definitywny czy był to chrzest prawoslawny czy katoloicki ani taki ani taki, po prostu chrzescijanski.
Teraz po wielu latach od tej rozmowy nie mam watpliwosci, ze audycje obejrzal Prawoslawny Biskup Kamczatki Ignacy i zmobilizowal tak sw2oja wlasna publicznosc na Kamczatce jak i wysokich urzednikow w Moskwie. Tak oto moje sluszne uwagi o historii chrztu Rusi, staly się powodem do konfliktu na najwyzszym szczeblu. Okazuje się, ze Chrzest Rusi kijowskiej jest tematem tabu. Podejrzewam, ze gdybym w tej audycji wspomnial, ze Cyryl I Metody byli Grekami i 100% katolikami, bylby jeszcze wiekszy krzyk. A przeciez inaczej nie wolno. Kto jak nie my ksieza mamy obowiazek mowic ludziom o potrzebie jednosci. Okazuje się, ze dzisiejsze Moskiewskie Prawoslawie nie chce nawet slyszec o jakiejkolwiek jednosci z nami ani teraz ani w przeszlosci.


To tyle wspomnien zwiazanych z chrzcinami.
Ci kto przezywal je w Polsce maja szanse porownac okolicznosci i sposoby przezywania tego sakramentu kiedy nie istnieje przymus spoleczny a nawet lek przed przyjmowaniem chrztu w innym kosciele niż "panstwowe prawoslawie".
W tym wypadku chwilami nutka sentymantalna wracala w moich slowach bardziej niż sam fakt chrztu. Na pewno niewielu polskich proboszczow zadaje sobie trud zapamietania wszystkich ochrzczonych przez siebie osob, zreszta nie ma potrzeby, wystarczy popatrzec do ksiegi ochrzczonych by sprawdzic date, wszystko inne jest takie same albo podobne. Chrzty na Wschodzie tym się roznia ze sa niepowtarzalne, każdy z nich był przygoda, każdy kosztowal nie tylko pieniadze, w tym sensie niemal do kazdego chrztu musialem dokladac, bo to były odleglosci. Jeśli jednak mierzyc otrzymana serdecznoscia i patrzec jak na posluge dla przyjaciol czy może bardziej dla czlonkow jednej malutkiej katoliczkiej rodziny rozsypanej po wielkich rosyjskich przestrzeniach to raczej zysk i wielka laska, ze moglem tego dokonac.

ks. Jaroslaw Wisniewski
16 lutego 2005
Makiejewka-Donbas-Ukraina