Wybierz swój język

Małgosia - Czarek - Piotr

Jako chlopak mialem trzy pasje: szkola, kosciol i wedrowki. Z powodu tej ostatniej mama nazywala mnie powsinaga. Wszystkie trzy pasje oddalaly mnie od bliskich, bo moimi idolami stawali się stopniowo nie rodzice a nauczyciele, ksieza, autorzy ksiazek i wyimaginowane przez nich postaci. Jako osmioklasista miałem przeczytane prawie wszystkie historyczne ksizki Kraszewskiego, bywalo ze spotykalem się w drodze do szkoly trzymajac ksiazke w reku, tak bywalo na nudnych lekcjach i na przerwach. W koscielnych praktykach tez byłem nieokielznany, wbilem sobie kiedys w Wielkim poscie kilkanascie ostrych kolcow z jakiegos krzewy, pewie z akacji, którego uzyto w wielkosobotnim ognisku. Rower sluzyl mi do odwiedzin najodleglejszych w okolicy wiosek, zdarzylo się ze na rowerze dotarlem do odleglego o 20 km Zielunia skad z rodzicami wyjechalismy gdy było mi 9 lat...podbnie odwiedzajaclayem babcie chodzilem bez celu do Chrostkowa, Obor, Dzialynia. Były to wedrowki od 3 do 10 km, bez celu! Mam nazywala mnie slusznie "Jarek powsinoga". Oni, zwlaszcza siostra, mowili na mnie "Karolina", a ja się obrazalem, bo niby skad takie przezwisko nie pasuje dla chlopca. Nic dziwnego, ze dla rodzenstwa byłem dziwakiem i jakby nieobecny.

I. MAŁGOSIA AGNIESZKA

1. Żelazny hak

Oboje z siostra urodzilismy się w Rypinie i mieszkalismy na Jagiellonskiej. Nic jednak realnie z tych czasow nie pamietam wiem tylko z przekazu mamy, ze podobno gdy się Malgosia urodzila ja miałem tylko dwa lata, lecz nie podobalo mi się, ze tylko na nia teraz była skierowana uwaga rodzicow. Totez wziawszy do rak "hak pogrzebowy", tak chyba nazywa się metalowy patyk do grzebania w piecu...odgrazalem się ze "ziabije"! intruza.

2. Portrety

Zielun pamietam dobrze, pamietam, ze Malgosia duzo szybciej ode mnie rosla, miala naprawde swietny apetyt. Mnie dokarmiano sztucznie jakimis tabletkami powleczone przezroczystym pomaranczowym jak guma miekkim materialem. Pamietam, ze kiedys siedzac pod stolemw agronomowce wspolnie zjedlismy caly flakonik.

Rodzice czasami odprowadzali nas do Pani Krysi, corki krawcowej. Krawcowa dobra niewysoka i pobozna kobieta ciagle była zajeta, Krysia chuda, znerwicowana stara panna ciagle palila papierosy i stawiala sobie pasjansa. Ich mieszkanie było na pietrze pewnej starej kamienicy kolo piekarni. Sasiadka Pani krysi handlowala wlasnorecznie zrobionymi lizakami z cukru na patyku.

Pamietam, ze tam stala "burzujka" na wegiel po srodku kuchni i rozgrzewala się do czerwonosci, w ich mieszkaniu było bardzo cieplo. W drugim pokoju jak w kapliczce było czysciutko i swiecila się jak w kosciele wieczna lampka. U starszej pani widzialem ja po raz pierwszy w zyciu ksiazeczke do nabozenstwa z pieknymi sztychami drogi krzyzowej stad wiem, ze starsza Pani musiala być pobozna.

Czasem jednak zostawalismy w domu sami wieczore. Wtedy stawialismy sobie plyty i wyciagalismy z szafy wszystkie ubrania, bawiac się w przebierancow. Nasza agronomowka była ostatnim domkiem we wsi a przed nami była weterynaria, naprzeciw mieszkali Olszewscy. Do Olszewskich mama brala nas czasami, żeby poplotkowac, ich dzieci dwaj chlopcy byli duzo starsi pewnie na studiach i ie można się było z nimi bawic. Pamietam z tego domu duzy obraz z Jezusem na lodzi, w naszym domu takich obrazow nie było, w tym czasie rodzice nie byli zbytnio pobozni. Pobozniejsi byli Zdunkiewicze z Weterynarii. U nich na szczesci byli rowiesnicy: Janek rok starszy ode mnie i ze 3 lata starszy Kazik. Ania była w tym samym co ja wieku wiec bawila się raczej z siostra a ja z chlopcami.

Był tez troszke dalej Heniek, syn soltysa i jego siostra Basia. Heniek tez był rok starszy a Basia chodzila ze mna do klasy wiec tez przypuszczam, ze Gosia ja pamieta.

Wiekszosc jednak czasu spedzalismy w przedszkolu i martwilo mnie,ze mnie ubieraja podobnie jak Gosie albo na przemian w..."te same rajstopki", to jeszcze jeden dowod na to, ze mimo roznicy wieku zawsze byliśmy podobnego wzrostu. Ja byłem czarny a ona bialutka, ja chudzielec ona pulchniutka. Widac to na zachowanych z tych czasow przedszkolnych portretach.

To były te chwile sielankowe, kiedy rodzice się nie klocili i my tez zylismy sobie zgodnie. Pamietam jak kiedys niezadowolona mama zmuszala mnie do jedzenia a Malgosia bronila mnie slowami "mam nie krzycz ja zjem za niego".

3. Chomikowanie

Gorsze czasy, które Malgosia lepiej pamieta, to nasz pobyt w Skrwilnie, kiedy zaczelismy zyc biednie i wszystkiego było malo. Ja byłem oszczedny, Malgosia rozrzutne. Ja zwracalem mamie reszte z zakupow ona zawsze kupila sobie cukierka. Na tym tle były konflikty i ja zawsze miałem powod, żeby jej nie lubic. Nazywalem ja "Gocha" albo jeszcze gorzej "krowa", nie wiem skad mi to przyszlo do glowy, dostalem w nagrode jeszcze gorsze przezwisko. Tak sobie zylismy u panstwa Gorskich. Ja miałem swoich kolegow, z którymi chodzilem do kosciola albo gralem w pilke, u niej swój nieznany mi swiat, pewnie bawila się z Dorota Klimowska z sasiedztwa albo z malymi Szymanskimi dwa domy dalej od nas. To była ulica Koscielna.

Gdysmy się przeniesli na Targowa, ja rzadziej chodzilem do kosciola, bo było daleko. Miałem tylko jednego kolege Jarka Sranowskiego, którego rodzice w Gdansku a on mieszkal u babci. Malgosia miał rowiesniczke Jole Wierzbowska i przyjaznily się bardzo dlugo az do czasow studenckich kiedy to obie poszly sobie niespodzianie do Czestochowy na pielgrzymke.

4. Kolonie

Na kolonie jezdzilismy razem do roznych misteczek i wsi. Pamietam z 4 klasy Borowy Mlyn niedaleko Chojnic. Stara pruska szkola i kosciolek bez krzyza a z"kogutkiem"...chodzilismy z wychowawcami często na grzyby a jeszcze czesciej na ognisko nad rzeczka, w ktorej nie chcialo się kapac, bo była plytka rwaca i zimna.

Razem byliśmy w Kaczorach na obozie niedaleko Pily w namiotach. Znowu razem dwukrotnie w Warszawie na Szegedynskiej i na zimowiskach w Kudowej Zdroj. Ostatnie wspolne kolonie to Wejherowo. Mamie tak było wygodnie bysmy byli razem i jedne dogladalo drugie, mielismy nawet takie same walizeczki z tektury.

W tamtych czasach również probowalismy grac na akordeonie, który rodzice kupili jeszcze w Zieluniu. Gosia miala wieczej niż ja cierpliwosci. Ja ciagle tylko udawalem, ze się ucze ona sumiennie dukala, pewnie i teraz cos potrafi podczas gdy ja nic.

Chce się przyznac, ze powierzonej przez mame misji ja nie wypelnilem. Nie opiekowalem się siostra a nawet jakby wstydzilem, ze ona jest. Taka kluska, taki sobie sobie grubasek. Tak o niej wtedy myslalem. Byłem tez zly i zazdrosny, ze nadal jest ode mnie troszke wyzsza i silniejsza, umie się bronic, potrafi jak trzeba "oddac".

Tak było dopoty dopóki nie pojechalismy razem do Warszawy. Tam wbrew oczekiwaniom moi koledzy odnosili się do mnie z wiekszym niż dotad szacunkiem i slyszalem nieraz od nich propozycje, bym ich z siostra zapoznal. Nieoczekiwanie...z brzydkiego kaczatka zrobil się labadz. Było jednak za pozno...ja miałem się uczyc w Brodnicy wiec na cale 2 lata rozdzielil nas los i nie wiem co tam było z moim labedziem w ostatnich klasach podstawowki. Pamietam tylko, ze była najwyzsza w szkole i pewnie najladniejsza. W siodmej klasie nagle przestala rosnac i ja zaczalem ja doganiac dopiero bedac w Liceum.

5. Liceum w Brodnicy

Tak jak na kolonie razem tak i w Liceum w planach mamy mielismy jedne drugiemu pomagac. Mam wrazenie, ze niektory kolezanki z klasy Malgosi szanowaly ja za to samo co mnie koledzy na koloniach, bo wlasnie w 3 klasie wyroslem na tyle i zachowywalem się nonszalancko, ze to moglo niektórym dzieciakom z pierwszej klasy się spodobac. Byliśmy jednak tylko jeden rok razem. Ja wtedy rozwinalem swój talent podroznika i prawie nie było mnie w internacie, za co przestali mnie lubic profesorzy i opiekunowie. Malgosia zostala w Brodnicy sama i co tam robila nie wiem.

6. Czestochowska Pielgrzymka

Kiedy skonczyla Liceum, bardzo chciala pojsc na studia. Pewnie przezyla moja rozterke gdy mis się na egzaminach z poczatku nie powiodlo. Postanowila pojsc na pielgrzymke we dwojke z Jola. Nie moglem uwierzyc ze jest na to zdolna. Chce się przyznac, ze nie miałem ja nigdy za pobozna choc dosc dlugo spiewala w parafialnej scholce.

Szczesliwie doszla do konca i obiecala wtedy Matce Bozej, ze pojdzie znowu jeśli na egzaminach się powiedzie. Jak powiedziala tak zrobila, po raz kolejny poszla.

7. Studia

Gdy studiowala, kilkakroc ja odwiedzalem, lecz nie ciekawilem się jak zyje, raczej dzielilem swymi klopotami, które staly się moja specjalnoscia. Jakos dziwnie w tych czasach mi sprzyjala. Może naprawde trzeba było uciec z domu, żeby się poznac na nowo. Kibicowala mi gdy się wreszcie dostalem na studia i przezywala gdy z nich zrezygnowalem i trafilem do wojska potem do aresztu i szpitala, ponoc wiele jej kolezanek mi kibicowalo, gdy mnie w areszcie odwiedzala, niektóre z nich poznalem gdy byłem w Seminarium zwlaszca Krysie z Osieka, która ponoc pamietala mnie z Brodnicy ja jednak nie moglem sobie przypomniec.

8. Chojnice

Na studiach Gosia zadziwila wszystkich swymi podrozami do Chojnic. Uparla się, ze tam będzie pracowac, bo tam mieszka jej chlopiec. W moich oczach to było niepowazne. To chlopak powinien biegac za nia. Nawet ja dla pewnosci odwiedzilem w tym domku w którym nie majac nic procz stolu i szczurow na strychu nagle zamieszkala. Widac było, ze ma stracha tym bardziej, ze chlopiec zamiast pomoc urzadzic mieszkanie pojechal sobie gdzies do Grecji potwierdzajac jakby moje obawy. Mam tez trzymala reke na pulsie i nie przestawala tam jezdzic, wystaralem się, wyprosilem by do Chojnic przeniosl się Piotrek i był z nia wśród obcych.

Nie wiem czy te starania były potrzebne, wiem jednak ze Piotrek Chojnice polubil, może tez dlatego ze nie musial ogladac taty i jego ciaglych awantur. Mam tez miala dokad uciekac. Taki sobie niespodziany Chojnicki azyl.

Prozne okazaly się moje obawy. Arka jednak nie lubilem zaocznie glownie dlatego, ze był bogaty a my biedni wiec obawialem się o siostre, ze będzie kopciuszkiem w tej rodzinie. Tutaj koncza się moje obawy, bo to jej wlasny wybor. W te same wakacje odjechalem do Rosji. Można było tak ulozyc kalendarz, by Rosje z jej slubem pogodzic. Ponieważ jednak wciąż miałem mnostwo obaw i pretensji "zaocznych" do Arka. Nie chcialem w tym uczestniczyc aby "nie udawac" zadowolonego. Zloscilem się tez, ze na weselu ma być alkohol a przeciez tato nigdy z wesela nie wracal trzezwy i kilka razy na naszych oczach urzadzal awantury. Calkiem niedawno pod Wabrzeznem w Debowej Lace na slubie zdaje się Doroty zachowywal się strasznie nie zwazajac ze ma obok siebie już dorosle dzieci i syna kleryka. Ponoc moje obawy się spelnily, nikt z bliskich mi tego nie mowil, dopiero niedawno w Elku od cioci Zosi się dowiedzialem, ze podobno bracia tatusia zwiazali i pobili mocno.

9. Pojednanie

Mamie zalezalo na pokoju w rodzinie i miedzy dziecmi także. Dlugo o to prosila. Jeszcze w 1996 roku, gdy byłem u Franciszkanow, zrobilem jej awanture za to, ze mnie nie posluchala i dopuscila do wesela z alkoholem. Potrzeba było 6 lat, by doszlo do spotkania. Zawiozl mnie wtedy do Chojnic ks. Mackiewicz noca a ja nie miałem slow, zablokowalo mi gardlo i tak bez slow odjechalem, za to ks. Edward opowiadal duzo o moich problemach i o mojej pracy a jeszcze bardziej wypytywal Arka o samochody, do których oboje mieli slabosc. Jakos krotko potem byłem tam znowu, dzieciak u nich był rozbrajajacy Patrycja, dokladnie taka sama jak Malgosia na dzieciecym portrecie z przedszkola. Arek choc mogl mieć mnie za wroga zachowywal się poprawnie, penie o to zadbala mama, która mu sympatyzowala wyraznie od poczatku. Ciekawe sa te rodzinne labirynty i w jakiejs mierze jestem zadowolony, ze w tym nie bralem udzialu. W przypadku Czarka, który był duzo blizej bo w Bialymstoku kazda moja proba dowiedziec się cos z jego spraw sercowych konczyla się draka: "nie twoja sprawa".

10. Smierc Mamy

Tamto pojednanie było zdawkowe i niepelne. Ja miałem swoje zycie na misjach, Malgosia swoja rodzine. Kiedy pytam kiedy będzie 3-cie dziecko odpowiada, ze jest nazbyt do taty podobna i nie chce jeszcze kogos dreczyc swoimi wybuchami. Jak to tam jest z tym podobienstwem nie wiem jedno dostrzegam, ze rzeczywiscie z calej czworki chlopcy raczej maja urode mamy a Gosia taty, co nie jest żadna wymowka, bo oboje rodzice byli dosc sympatyczni kazde na swój sposób z osobna. Ciekaw jestem jak kiedys o Malgosi i Arku będą opowiadac ich dzieci.

Nie wiem tez nic o ich domowych sprzeczkach, czy to sa sztormy z blyskawicami jak sadzi ona sam, czy raczej drobne burze z potrzebnym dla gleby deszczem. Arek i Malgosia maja taka sama parke jaka w dziecinstwie byliśmy my, tylko na odwrot dziewczynka jest starsza a chlopiec mlodszy i oboje biali. Ciekaw jestem czy ich portrety z dziecinstwa wychodzily podobne.

II. CZAREK JERZY

1. Karetka

Czarka pamietam z czasow najmlodszych bardzo szczegolowo. Pamietam nawet mamy ciaze, choc nie rozumialem o co chodzi. Pamietam ten moment gdy do agronomowki zawitala karetka. Miałem wtedy 6 lat i nie bardzo dochodzilo do mnie co to się z mama dzieje. Tyle tylko rozumialem, ze jest w szpitalu. Za jakis czas pojalem, ze mam brata. Nawet nam go pokazano przez okienko. Cala rozmowa nie wiem dlaczego odbywala się przez zamkniete drzwi szpitala. Może była jakas epidemia. Ten rok 1969 snieg trzymal się do konca maja, pamietam jeszcze takie zdjecie zrobione w zaspie: rodzice i maluch w beciku a my z siostra na sankach.

Może tez były problemy z porodem, bo chlopiec był najciezszy z nas wszystkich. Wazyl prawie 4 kg i taki był przez dlugie lata, otyly.

2. Kociolek pod rynna

Nie miałem już ochoty siegac po haka, nawet lubilem się z nim niankac. Widzialem jak glowe wlozyl go beczki pod rynna i nagle tylko nogi wystajace z beczki, pewnieniezle się zahlysnal. Musialem uzyc wszystkich sil, żeby go wyciagnac. Rodzice mieli spory ogrodek i zbierali deszczowke. Czarek dopiero uczyl się chodzic i niezbyt pewnie trzymal się na noga to pewnie się zdarzylo wiosna nastepnego roku, zanim poszedlem do szkoly.

Inny wypadek zdarzyl się u Olszewskich, sasiadow naprzeciwko. Mam siedziala z sasiadka w domu a my biegalismy po podworku, nagle stracilem go z oczu bo pie, który był na lancuchu probowal go za zebra do budki zaciagnac. Zawolalem doroslych, bo sam bym nie dal rady a może mi nie przyszlo do glowy walczyc z duzym owczarkiem. Nie wiem czy się zachowaly te szramy, w dziecinstwie to była duza rana.

Kiedy zaczynal mowic to ciagle nas cieszyl powiedzonkami. Zwykle zjadal poczatek slowa i wymawial reszte dodajac litere "I". Wychodzilo zamiast oka, wody, ryby, wychodzilo: IODA, IOKO, IYBA....

Kiedys tez zabawnie przyznal się rodzicom, ze im nie powie "ze pasek do bicia schowal za szafe"

3. Bojki i szpital

Czasy sielanki minely. Po przyjezdzie do Skrwilna, Czarek miał tylko 3 lata tym niemniej obrywal. Za rok pojawil się Piotrek i on był w centrum uwagi. O Czarka już nikt nie dbal. Mielismy w domu dwa brzdace. Jak szybko Czarek wyrosl nawet nie pamietam. Najlepiej utkwilo mi w glowie zdarzenie, kiedy to bedac w 2 klasie a ja w ostatniej osmej zloscilem się na niego, ze udaje chorego gdy się przyznal, ze mu się koluje w glowie i nawet dostal za to szturchanca. Tymczasem jakas kobieta pomogla mu przyjsc do domu, bo ponoc w drodze ze szkoly upadl na chodniku. Był bardzo mocno chory, jakas grypa azjatycka. Polozylem go spac z poczuciem winy i czekalem kiedy mama wroci z pracy. Wrocila, opowiedzialem i nie chcialem, by go budzila ona tymczasem sprobowala, obudzic jednak się nie dalo. Za jakis czas pojawil się lekarz. Jego cialo było miekkie. Nie reagowalo na nic choc lekarz bil go po kolanie i w oczy latarka swiecil. Pojechali oboje do szpitala a mnie się zdawalo, ze widze go po raz ostatni. Miałem nauczke na cale zycie. To była zima a on do domu wrocil pewnie po 3 moesiacach, nie wiadomo było czy mu rok zalicza i czy zda egzamin na Pierwsz Komunie. Nie wiem czym go tam leczono, czy nie hormonami wlasnie, bo wrocil z poklotym od kroplowek cialem i jeszcze bardziej niż był gruby.

Nie razilo mnie od tej pory to jaki jest i co robi, cieszylem się ze zyje i jest zdrowy. Po kilku miesiacach trafilem do Liceum w Brodnicy i teraz on przejal paleczke miedzy mama i tata. Widac było, ze mu ta rola odpowiada. To on wlasnie czesciej niż ja zaczal chodzic do kosciola i w rezultacie trafil do Malego Seminarium w Plocku.

4. Plock i Brodnica

W odroznieniu ode mnie i od Malgosi mlodsi bracia nie grali na akordeonie a na gitarze i było im z tym do twarzy. Zwlaszcza Czarkowi się udawalo. W Malym Seminarium napisal piekne wiersze. Spedzil tam niespelna 2 lata i dokladnie w tym samym czasie gdy ja zaczynalem studia w Bialymstoku on odchodzil z Plocka na zawsze. Do kosciola poczul wstret. Nie była to udana przygoda. W Brodnicy miał się dobrze dzieki wierszom i gitarze.

Bralem go w tych czasach na pielgrzymki plockie. Miał tam wielu kolegow wśród ksiezy i klerykow ale nie entuzjazmowal się ta znajomoscia.

W jakims sensie to ja się uparlem, by sprobowal wstapic na Szkole Teatralna.

5. Wspolne wycieczki

Pamietam jeszcze, ze procz pielgrzymek wloczylismy się troszke razem po Polsce, nie miał on jednak moich ciagotek do podrozowania i ciagle mi się pytal, kiedy wrocimy do domu wiec zrezygnowalem...Poszedl swoja droga, miał na to pelne prawo. Patrzyl na mnie z dolu krytycznie i znal mnie lepiej niż ja sam siebie, tak bywa miedzy rodzenstwem.

6. Egzaminy Bialystok

Nie wiem czy to szczescie czy tragedia. Piotrek mieszkal z siostra, ja miałem Czarka "u siebie".

Na egzaminach mieszkal w Seminarium, wystaralem się o to i pozostalem na ten czas na dyzurye, choc były wakacje. Wszystko sprzyjalo naszym planom. Musial być naprawde zdolnym uczniem, bo wkuwal pod rzad wszystko co mu podpowiedzialem, ze może być potrzebne na egzaminach.

Regulamin nie pozwalal mi często wychodzic z budynku wiec pozostawalo czekac, kiedy on sam do mnie wstapi. Wstepowal i nie ma co się gniewac nato, gdy był bardzo glodny albo bez grosza przy duszy. Z poczatku troszke opowiadal o sobie i o studiach, z czasem coraz mniej. Dowiadywalem się tylko od innych co robi i jak zyje. Nie zawsze to były mile opowiesci. Co tu duzo gadac wole mamy slaba, jeśli srodowisko porzadne to i my swici, jeśli otoczenie kiepskie to i my bandyci...

Czarek odzywial się zle i zle się ubieral. Był biedny jak mysz koscielna a ja zwykly kleryk, co ja moglem mu dac, z tych drobnych upominkow jakie robili mi starsi koledzy, którzy w miedzyczasie zostali kaplanami i znali moja biede. Powiem tak:"dzielilem się wszystkim"

Tym niemniej kontakt był do samego konca. Na swiecenia od niego dostalem malutka roze bez listkow sama glowka. Na prymicje się nie pojawil, bo po 3 latach pobytu w Bialymstoku przerwal studia i pojechal na egzaminy do Krakowa na Dramaturgie, zaczynac od nowa. Szedl dokladnie po moich stopach zmieniajac szkoly jak rekawiczki. Probowalem jakos interweniowac, nie pomagaly rozmowy. Powiem dla sprawiedliwosc, ze pierwsze duze pieniadze jakie dostal na konkursie piosenki studenkiej przyniosl mi "na obrazki" prymicyjna. Tak je wykorzystalem te jego 500 zlotych. Moznaby rzec zwrocil "dlug". Honorowy jak by nie było chlopak

7. Krakow

W Krakowie wbrew obawom dobrze mu się wiodlo, zreszta nic nie wiem, bo nie opowiadal. Spotkalem go niewiele razy jako kaplan.

8. Peruwianska noc

Przyjechal z mamą na moja pierwsza parafie do Dolistowa. Kiepsko trafil, bo akurat miałem wpadke z taca. Na moim dyzurze, ktos wyniosl z zakrystii wszystkie ofiary. Chcialem się tez koniecznie wyrwac jakos na Bialorus a nie było zastepstwa. Rozkrecilem wieczorne Fatimskie nabozenstwa ze swiecami i procesja modlac się o trzezwosc. Te modlitwy się bratu nie spodobaly. Zloscil się tez na to ze ja placze, gdy w telewizji ogloszono, ze zamordowano dwu franciszkanow w Peru a ja nie plakalem, ja wrzeszczalem z bolu jkby mnie samego rznieto. To była jakby zaoczna agonia a brat się smial "lepszy jestes ode mnie, aktor"...

Przyjechal jeszcze raz po roku z ojcem. Prosilem by zabrac moje rzeczy, bo wkrotce wyjezdzam do Rosji. Mam nie mogla dla niej to zbyt ciezka podroz, obiecalem ze wkrotce przyjade się pozegnac. To było krotkie zdawkowe spotkanie, bez lez i bez aktorstwa. Wśród moich rzeczy była gwintowka, która mi pozyczyl parafianin nie wiem po co. Prosilem go by ja zabral i zanim przyjechal Czarek zdazyl sobie postrzelac we wroble. Takim go wtedy zapamietalem. Beztroski mysliwy i tata ciagajacy z gory prymicyjna pierzyne. Spotkalismy się dopiero po roku w Krakowie...

9. Krakowskie pielgrzymki

Wspomniane krakowskie spotkania to efekt moje misyjnej dyplomacji. Chcialem odwiedzac Polske, nie chcialem jednak tracic kontaktu z parafianami. Bralem wiec ich ze soba. Na szczescie nie miałem ich zbyt wielu. Można było pomiescic w jednym wagonie pociagu czy tez w autobusie. Trase ustalalem tak, by spotkac krewnych. W pierwszych latach nie planowalem odwiedzin w domu wiec zapraszalem na trase...do Krakowa.

Pierwsze takie spotkanie było w Lagiewnikach. Mamie siostry urzadzily tam nocleg. Przyjechal z nia Piotrek, Czarek po prostu przyszedl.

Drugie spotkanie rok pozniej. Tym razem bez Piotrka i mamy. Zadzwonilem do niego i przyszedl do kosciola Mariackiego. To było najbardziej udane spotkanie. Potem w domu opowiadal, ze Jarek nareszcie znormalnial. Może dlatego, ze wlasnie byłem we Wloszech, opowiadalem mu o tym i pokazalem zdjecia. Nie razilo go nawet to jak się w kosciele po rosyjsku z ludzmi modle na Aniol Panski. Pochwalil, ze wyszlo patriotycznie.

Trzeci i ostatni z cyklu krakowskich spotkan był rok 1995. Miałem wtedy caly autobus pielgrzymow z Kalmucji i z Taganroga. Bardzo prosilem by się do nas przylaczyl i w drodze troche pogral... To go draznilo najbardziej, gdy go prosilem pograc. To był dar, ktroy trzymal dla siebie i nie chcial się dzielic. Pewnie nie lubil, gdy prosilem o piosenki oazowe lub te kleryckie z Plocka a były naprawde piekne. Jechalismy z przystankiem w Czestochowie. Był z nami na noclegu a z rana, gdy trzeba było jechac do Krakowa zniknal nagle bez pozegnania, nawet swój bagaz u siostr pozostawil, może po prostu nie pojal gdy oglaszalem po rosyjsku, ze ryszamy w droge bardzo wczesnie i poszedl sobie na spacer...

Najgorsze było spotkanie po dwu latach. Miałem wlasnie wypadek samochodowy i rozbita glowe oraz niesforne dzieciaki. On ten wieczor spedzil opowiadajac jaki jestem frajer i jak zranilem siostre.

10. Pogrzeb Mamy

Przez te lata Czarek chyba zdziczal z dala od domu i w samotnosci. Ludzi miał zapewne wokół zyczliwych ale aktorzy czy studenci wcale to nie najlepsza kompania na dluzsza mete. Byłem sobie studentem i znam te akademickie zycie, jego plusy i minusy, sobotnie piwkowaniie a czasem na okragla. Kto ma mocna glowe to dobrze al. Nie my nie nasz klan...

O tym, ze Czarek jest samotny przekonalem się na pogrzebie mamy. Tak to on wlasnie jedyny z nas przezyl te chwile odejscia. Nikt sobie takich przezyc nie wybiera i on tez pewnie za bardzo tego nie chcial. Los tak chcial. Na pogrzebie Czarek był z jakas dziewczyna. Sympatyczna, nieglupia, duzo, duzo mlodsza ale bardzo rozna. Ponoc poprosil pieniadze na slub, krotko przed pogrzebem i slubu nie było. Taka sobie rodzinna tragedia. Mam pewnie bardzo się modlila, by urzadzic w zyciu to ostatnie samotne dziecko.

Nie doczekal się nawet tato choc zyl dluzej. A ja, nawet troche się ciesze, z tamtego spotkania. Nie było zadnych skandali i wymowek, ze ktos w rodzinie lepszy ktos gorszy. Wiem tylko tyle, ze teraz Czarek mieszka w domu rodzicow i wciąż mu się cos w zyciu placze. Pewnie jak wtedy w dziecinstwie i dzis pyta mnie i sam siebie "kiedy będziemy w domu". Już jest ale jak się ma nikt nie wie.

11. Wiatr

Czarek swoich wierszy raczej nie publikowal ja jednak jeden zapamietalem na zawsze i nawet pamietam melodie.

Ona jakos tam opisuje proroczo jego los i nie tylko jego. To uniwersalny wiersz:
Nie wiem nic
Nie wiem co przyniesie dzien
Nie wiem czy
Nie wiem czy ocali mnie
Na niedziele

Wszak chodze, wszak jestem z nim za Pan Brat
Przeciez mamy tylko siebie my ja i ty
Mamy siebie tylko siebie Panie Wiatr

Niech tam brzmi,
Niech pioruny niebo rwa
Wazne czy
Czy się znajdzie jakis lad
I czlowieka...

Wszak chodze....

III. PIOTR REMIGIUSZ

1. Stara i dziecko

Mama miala mieć wkrotce lat 40 a jednak była w ciazy. Zylismy bardzo biednie a tato latal po swiecie, dokladnie jak ja teraz. Miał chore pluca i ciagle się leczyl. Przywozil z sanatorium bardzo smaczne soki. Kiedy jednak odjezdzal zostawalismy bez pieniedzy. Urodziny Piotrka w takich warunkach to blogoslawienstwo oczywiście lecz w jakiejs mierze meka. Mam te droge krzyzowa dzielnie przeszla choc zaczela się lamac w jakims sensie. Roboty miala pelne rece. Procz czworki dzieci, chorego meza jeszcze odpowiedzialna robota i wedrowki po wsiach bo dorabiala prowadzac "kola gospodyn wiejskich", czasami bywalem na tych wedrowkach.

Piotrek niespodzianie zgotowal swoim przyjsciem nam wszystkim radosc tak wielka, ze bez przesady ustawialy się kolejki do przewijania, nawet maly 4-letni Czarek to potrafil.

Historia narodzin tego chlopca i jego dosc niezwykla kariera zyciowa to pewnie jeden z wielu dowodow na to, ze zdrowe i madre dziecko musi się koniecznie urodzic wtedy gdy się jest bogatym, madrym i mlodym.

2. Czerwonka

Piotrek pozostal kiedys z tata u babci Janiny na Czerwonce i wrocil z tamtad z zabandazowanymi raczkami, bo się oparl o rozrzazone drzwiczki od kuchni.

3. Lubianki

Na naszych oczach mama slabla. Kiedy Piotrek poszedl do szkoly a ja bezskutecznie szukalem swej drogi. Wlasnie wtedy, gdy oblalem egzaminy, mama miala mikrozawal a ojciec dalej gdzies blakal się po swiecie. Przez chwile stalem się glowa rodziny. Nie bardzo pasowala mi ta rola. Pamietam jak zabralem ich we dwojke Piotrka z Czarkiem do szpitala i po drodze kontroler nakrzyczal na mnie za to, zePiotrkowi kupilem bilet polowke, chociaz "taki duzy". Dostalo mu się zato, miał pecha była w autobusie nasza nauczycielka, która znala wiek Piotrka i nasza rodzine. Była dosyc pyskata i chlopisko się odczepil. Mama poprosila odwiedzic babcie wiec nasza podroz trwala dalej. Nie wiem po co były te odwiedziny, może mama cos czula, prawda taka, ze po miesiacu mama była w domu a babcia na zawsze odeszla jakos tak w pazdzierniku.

Mamy z Piotrkiem jakies wspolne wspomnienia z Lubianek. Ostatnio on mi przypomnial jak nad jeziorem dalem nurka i wylazlem wśród trzciny po cichu a on sam myslac o najgorszym siedzial sobie bezradnie na brzegu martwy za strachu.

4. Brodnica-Chojnice

W Brodnicy był pewnie ze dwa lata i za moja porada wyladowal w liceum chojnickim. Jeśli mu tam było dobrze to "chwala Panu", jeśli zle to szczerze przepraszam.

5. Dolistowska kapliczka

Zakonczyl Liceum w tym czasie, gdy ja konczylem posluge w Dolistowie, miałem mnostwo projektow w glowie i nie spodziewalem się, ze Piotrek zechce mnie prosić o pomoc ze studiami, po tym jak niezbyt fortunnie wyszlo z Czarkiem nie chcialem mu platac w glowie, choc pomysl był ATK Suwalki, calkiem niedaleko. Zdaje się, ze zamiast do Suwalk pojechalismy do Elku. On jakos szybko się zniechecil a ja niezbyt się przykladalem. Piotr zostal tak jak ja kiedys na rok bez roboty a potem wyladowal w Seminarium nikogo o tym nie uprzedzajac u Pasjonistow.

6. Misyjna pauza

Podobnie jak z Czarkiem i Piotrka widywalem zdawkowo i przy okazji "misyjnych podrozy". Kiepskim byłem bratem. Jeszcze raz powtorze. Zbytnio się przejalem rola ksiedza i nie chcialem wiedziec nic wiecej o rodzinnych rozterkach i o klopotach mamy. O uwraniu glowy z tymi niekonczacymi się studiami kolejnych dzieci i z pieniedzmi na nie, których nigdy nie było. Jedyna ofiara jaka wyskrobalem w tych czasach na pozegnanie z Polska to pieniadze na prywatyzacje domu. Wysylalem tez z Dolistowa przekazy do Krakowa az się na poczcie dziwili, czy nie mam innych wlasnych wydatkow...

7. Pogrzeb

O chorobie mamy i o jej smierci wiedzialem wlasnie od Piotrka. On pierwszy zalozyl sobie w domu internet i informowal mnie na birzaco, gdy byłem w Japonii. Trzymal się dzielnie choc wiem, ze przezyl mocno. Chyba każdy tak przyezyl, na swój sposób. Po raz pierwszy ujrzalem w nim doroslego czlowieka, choc trudno do tego przywyknac, wciąż mysle o nim jak o dzieciaku z popekanymi przednimi zebami...od cukierkow.

8. Rypiński szpital

Kiedys przyznal mi się, ze nie spodziewal się nigdy w zyciu, ze z naszym ojcem można się przyjaznic i czule witac albo zegnac. Po smierci mamy takie wlasnie chwile nastapily. Na krotko przejal on cala czulosc jaka mielismy dla mamy. Nie trwalo to jednak dlugo. Zachorowal ciezko i ostatecznie. Nie bardzo się chcialo w to wierzyc, kiedy nam powiedziano, ze to udar mozgu. Ja się wtedy czulem jak tchorz co ucieka od kolejnego problemu i widzialem, ze Piotrek jest gotow, jeśli trzeba zajac się ojcem tak jak Malgosia zajela się mama w jej ostatniej drodze.

9. Laski - Ukraina

W moja ostatnia podroz misyjna odprowadzil mnie również on. Zalezalo mi by skorygowano plan, by nie na Ukraine lecz dalej do Papui dano mi skierowanie. Piotrek mnie zawiozl gdzies pod Warszawe do klasztoru, gdzie się zatrzymal papuaski Biskup. On tez moje ostatnie rzeczy z placowki w Czarnej Bialostockiej do siebie zabral. Pewne drobiazgi mialy być dla ojca.

MEA CULPA

Jako dziecko byłem sknera, nie lubilem się dzielic natomiast to co mi zbywalo mialem zwyczaj "chomikowac" a oni rodzenstwo umieli podkradac schowane drobiazgi: gume do zucia owoce albo cukierki. Nic dziwnego, ze trwala miedzy nami ciagla walka a pokoj powracal z rzadka może dlatego, ze rodzice również się ciagle klocili, wiec taki był przykład z gory. Jak i na gorze tak i na dole dochodzilo tez miedzy nami w dziecinstwie do bojek. Powstawaly bloki Piotrek był zbyt maly by w tym uczestniczyc zreszta cala rodzina zdawala się go kochac. Najwiecej dostawalo się Czarkowi, który choc czesciej atakowal mnie wspolnie z Malgosia, czasami gdy "oddawalem" pozostawal bezbronny. Kiedy tata zniknal z domu a ja pojechalem do Liceum nagle ustaly wszelkie wojny. Na cale 4 lata, potem gdy już mnie jakby nie było i siostra poszla na studia Ojciec wrocil i powtorne lekcje z "wychowania wojennego" otrzymywal Piotrek. Wszyscy wiec jednakowo znerwicowani jakims dziwnym zbiegeim okolicznosci dostalismy się na studia, rozbiegli się po swiecie cos tam pozytecznego robiac.

Pozostal w domu tylko Czarek, na czas bezrobocia... Jest w naszych dziejach jakas logika i jakas ciaglosc. Jeśli o tym teraz pisze, to po to by wszystko lepiej ogarnac. A może dla rodzenstwa, żeby ich za "cos tam" przeprosic.

Chwilami zal mi, ze spedzilismy dziecinstwo praktycznie się nie znajac, choc być może "z ich ambony" wyglada to calkiem inaczej. Probuje odswiezyc te wspolne chwile i jest mi wstyd, ze tak malo pamietam.

To co pamietam niestety trudno nazwac sielanka.



ks. Jarosław Wiśniewski