Wybierz swój język

Moja osobista geografia nie mniej intymna, w ktorej do rzedu rodzicow w porzadku duchownym, braci siostr i krewniakow przyrownuje mych ziomkow, profesorow...ojczyzna chce tez nazwac pare innych krajow i miejsc, w których chocby przez chwile czulem się inspirowany dokladnie tak jak w ojczystym domu wlasnie poprzez przynaleznosc do tego niezwyklego kosciola, który na kazdym zakatku swiata pozostawil swoje pietno.

Nie bez powodu nazywany jest kosciolem Katolickim czyli jak chleb Powszechnym.

W opisie bliskich czyli rodzinnych miejsc w pierwszej czesci opowiesci zabraklo Galicji, Wielkopolski, Slaska i Podlasia. Zawsze jednak ciagnelo mnie w te strony niezmiernie i gdybym był bardziej sumiennym studentem to pewnie bym w ktoryms z wymienionych regionow na zawsze zamieszkal.

Moi niezapomniani "ojcowie Duszy" i matki to wychowawczynie z Przedszkola w Zieluniu. Nauczyciele i kaplani z mojej pierwszej szkoly Postawowej na rodzinnym Mazowszu Plockim. Nowi nauczyciele i ksieza ze Skrwilna, poczynajac od klasy trzeciej do osmej. Profesura i brac studencka w "ogolniaku" w: Brodnicy i Wloclawku.

Czesc Trzecia - studencka to krotkie lecz niezapomniane chwile na WSP Opole, SN Ostroleka i Olecko. Pobyt w armii na Kaszubach i w areszcie w Gdansku... i wreszcie Bialystok a to znaczy Podlasie, które zrobilo ze mnie kaplana choc na to się nijak nie zanosilo. Tej sprawie jak mysle poswiece czesc czwarta, która nazwe tak jak trzeba "koscielna".

1. Zieluńskie Przedszkolanki

Do przedszkola w Zieluniu trafilem razem z siostra Malgosia. Zachowaly się z tamtych czasow ciekawe portrety gdzies w rodzinnym domu. Pamietam, ze choc nie potrfie przytoczyc imion przedszkolanek to jednak nazywalem je ciocia, czasem korcilo powiedziec "mama".

Przedszkole w Zieluniu było pol drogi z domu do szkoly często dzieci z tornistrami przechodzily obok nas i ja im zazdroscilem, ze pozniej ida do szkoly niż my i wczesniej wracaja do domu. Zloscilem się tez na rodzicow gdy mnie ubierali w "rajstopki" i fartuszek jak dziewczynke, zamiast zakladac zwykle spodnie. Do dzis nie wiem czemu tak postepowali, może nie miałem spodenek na zmiane...

Przedszkole miescilo się w drewnianym baraku obitym cynkowana blacha... przypuszczam, ze już dawno barak zniesiono a przedszkole pewnie gdzie indziej się miesci...przez chwile chodzilismy "do ratusza" najladniejszego budynku w centrum osady, również jak i barak w poblizu kosciola.

Latem przedszkolanki braly nas nad rzeke Wkre, rzeka dosc gleboka i miejscami wirujaca. To był wyczyn mlodych dziewczym, ze się na to odwazaly. Pamietam straszny dzien, kiedy upadlem w wode z materaca na którym przedszkolanka umiescila kilkoro dzieci i nawet nie zauwazyla gdy upadlem...

2. Pierwsza wychowawczyni w szkole

Tutaj również nie pamietam imienia. Po prostu Pani Sokolowska. Za to pamietam wystraszone twarze jej corek, dla których niespodzianie była bardziej surowa niż dla kogokolwiek z nas. W porownaniu z mama czy przedszkolankami była bardzo oficjalna i szybko zrozumialem roznice miedzy mama i Pania. Tym niemniej ona nauczyla mnie nie tylko czytac i poisac lecz pewnej waznej rzeczy, ktorej wczesniej nie znalem "oszczedzanie". Wprowadzila dla wszystkich dzieci ksiazeczki SKO "szkolej kasy oszczedzania" i pilnie zapisywala co jej dzieci na te kase wplaca.

Spodobalo mi się oszczedzac na tyle, ze grosiki jakie mama dawala na slodkie buleczki i ja je chetnie kupowalem, teraz wpadaly na konto szkolnej kasy, bo ja uparcie oszczedzalem. Był wtym jakis sens, bo gdy nazbieralo się 1000 zlotych PRL rodzice cos tam dolozyli i kupili mi skladany rower Romet, z którego miałem wielka radosc.

3. Pan Maciejewski i jego pianino

Dom Maciejewskich poprzez obecnosc instrumentu wzbudzal szacunek. Jeszcze bardziej zadziwila mnie sala muzyczna w szkole gdzie procz pianina były tez skrzypce istaruszek potrafil się nimi poslugiwac. Zapisal mnie w pierwszej klasie do choru i wśród piesni jakich wtedy uczono pamietam cos o Petersburgu..."jeśli ktos przezyl noc tam nad Newa choc raz ten pokocha to miasto jak ja"...tak to i było...dal Pan Bog jeden raz odwiedzic Petersburg i choc ladne to i wielkie pokochac nie zdazylem bo miałem wiele innych spraw na glowie niż ogladanie bialych nocy...Rodzicom zalezalo, zebym gral na akordeonie. Jego rozmiar był dla mnie zbyt wielki wiec mój profesor trzymal instrument na swoich kolanach i ciagnal miech bym mogl palcami wydobywac dźwięk z klawiatury...niezbyt to było ciekawe zajecie. Z czasem kupiono maly instrument ale skutek był podobny, ani ja ani siostra nie plonelismy do gry miloscia. Intrygowala mnie gitara. Widzialem ja najpierw w przedszkolu, lecz zloscilem się, ze przy uderzeniu palcami nie gra tej melodii, która ja zaplanowalem. Podem na Czerwonce u wujka Janka spotkalem wielka szesciostrunowa gitare, ale i ta nie była mi posluszna. Mama uparcie szukala dla mnie wciąż nowych nauczycieli od muzyki i obiecywala kuszace nagrody za sukcesy w nauce. Powoli dochodzila do mnie i do niej swiadomosc, ze nie jestem muzykalnym geniuszem.

4. Pierwsza Komunia

Pierwsza Komunia i pierwszy Katecheta to również niezapomniana Zielun Osada. Na katecheze w pierwszej klasie notorycznie się spoznialem, bo była przed lekcjami. Wielokroc beztrosko na lekcje nie szedlem. Miałem piatki za zeszyt i z odpowiedzi ale trojke za uczeszczanie...nie predko pojalem, ze slowo dostateczny oznacza cos niezbyt przystojnego. Dowiedzialem się to od rodzicow, których taka ocena zaskoczyla.

W drugiej klasie miałem się poprawic i perspektywa egzaminu z katechizmu bardzo mnie ku temu sklaniala. Ksiadz Jan Pyka typowal mnie do wierszykow, które w domu lekko zapamietywalem a w obecnosci tlumu wszystko zapomnialem. Ciekawa sprawa, ze o ile pamietam nie zmartwilo mnie to zbytnio. Byłem w tamtych czasach trudny do przebicia. Male sprawy nie wyprowadzaly mnie z rownowagi jak to było potem...

5. Goralska i francuski

W Skrwilnie w klasie czwartej Komunia Generalna jednym z katechetow był niezapomniany ksiadz Adam. Caly ten czas od pierwszej klasy byłem w Zieluniu i Skrwilnie ministrantem i choc gorliwosc moja rosla stopniowo to nakladala się w czasie z klopotami jakie wynikly w rodzinie. Zylismy duzo skromniej niż w Zieluniu. Smutek zakradal się każdy dzien w nasze zycie nowymi barwami. Zdawalo się, ze cos zyskalismy przejezdzajac z Osady do miasteczka. Wynajete mieszkanko na pietrze u Panstwa Gorskich było w samym centrum na ulicy koscielnej. Moglem zdarzyc na poranna Msze swieta i jeszcze być o osmej w szkole.

Wśród nauczycieli najbardziej imponowala mi pani, która po lekcjach uczyla nas francuskiego i pochodzila z Litewskich kresow a dokladniej z Mickiewiczowskich Bieniakon. Tak niespodzianie w moje zycie wkradl siew i kresowy akcent i patriotyczne sprawy. U tej pani spedzalem wiele wolnych chwil jako licealista i student.

Spotykalismy się tez na ciekawych rozmowach duchowych również w czsie krotkich pobytow w domu w kaplanstwie. Po cichutku "inni ludzie" wykradali moje serce u rodzicow, którzy skoncetrowali się na kupowaniu dla nas jedzenia i ubran a reszte skutecznie oddali szkole i ksiezom.

6. Goralski i kółko historyczne

Jeden z ulubionych wychowawcow to historyk Goralski Boguslaw. Sasiad spowinowacony Pani Goralskiej. Jego kolosalna wiedza, która wpijalem jak gabka pozostala mi na cale zycie i była pomocna w liceum a także w Seminarium. Do dzis mogę sypac datami jak z rekawa i jest to jego zasluga. Na zajeciach z kolka historycznego co jest nielada wyczynem w podstawowce mielismy liczne slajdy z dodatkowych tematow takich jak kultura Chin czy Indii. Jemu to zawdzieczam tez czesciowo smykalke do jezykow i geografii. Nieswiadomie uczynil on ze mnie wedrownika.

6. Ksiądz Adam Walesiak

Walesiak podsunal mi historie ks. Jozefa Bejzyma jeszcze w piatej klasie przeczytalem jednym zamachem i w sercu już byłem misjonarzem. Efekt dopelnily wizyty Juana Skowronskiego z Argentyny i jego slajdy w kosciele. Oraz wysilki ks. Strosia, który jako Administrator parafii na miejsce Proboszcza emeryty tez nie szczedzil sil przy odnowie kosciola i ewangelizacji. Miał zwyczaj wozic ministrantow do Niepokalanowa zwlaszcza tych co mieli najwieksza ilosc autografow w dzienniczku ministrata. Ja miałem tak duzo podpisow, ze kiedys koledzy schowali mój dzienniczek a może porwali z zazdrosci. Trzeba było chomikowac od nowa i robilem to z taka sama pasja jak wtedy gdy uczyla mnie oszczedzac Pani Sokolowska. Od mamy mam ten styl aby robic wszystko fanatycznie i bez reszty się oddawac sprawie. Ksiadz Adam dyskretnie mnie w tym utwierdzal zachecajac do odwiedzin kosciola wbrew zawisci kolegow ministrantow.

7. Ojcowie i matki Brodnickiej "Alma Mater"

Moi niezapomniani "ojcowie i matki" to w czasach licealnych profesura z Brodnicy i Wloclawka oraz brac "ogolniacka". Mieszkalem w internacie. Tak byłem wygodniej dla mamy udreczonej bieda i samotna troska o czworke dzieci. Z internatu najlepiej pamietam "psora Sobieszczaka". Nie był to pierwszy nasz dyrektor ale najmlodszy i zawsze staral się z nami zbratac. Niezle i chetnie gral z nami w pilke. Miał sympatycznego wasika i dlugi nos. W szkole w trzeciej klasie uczyl nas chemii po pani Psutowej...w zyciu nie uczyl nas niczego, on tez był dzieckiem PRL - u...

Mamusia była krzykliwa Markowska, ktorej nikt nie lubil za halas z rana "na gimnastyke". Była tez nowa wychowawczyni, która przejela lacine w starszych klasach po smierci psora Psuty. W mlodszych mielismy "Kumbadzere", która nas ostro pilowala. Jeszcze ostrzejszy był pan Psuty i jego 3 minutowe dyktanda. Bylby to jeszcze robil latami gdyby nie nagla smierc i zmiana. Pierwszy raz cala szkola powedrowalismy do kosciola, to była parafia franciszkanska. Smutna uroczystosc ale piekny kosciol.

Nowa nauczycielka choc zesmy się ulg spodziewali jednak pilowala nas dalej ostrzej niż wszyscy jej poprzednicy. Taka to była szkola. Zadnych ulg. 80 % uczniow ma się dostac na studia, taka statystyka była w ksiazce pana Bielskiego na stulecie i trzeba było ten plan wykonac.

W liceum uczyla tez malzonka pana Psuty. Mlodziez nazwala ja "Psutka". To od nazwiska i od charakteru. Wielokroc na jej lekcjach z chemii zdarzaly się nieprzewidziane wybuchy i nie mniej straszne "kartkowki" niż 3 minutowki jej meza.

8. Przyjaciele i adwersarze

Wychowawczynia była polonistka Tojek-Gesicka, malzonka dyrektora muzeum. Z poczatku zylismy sobie bardzo poprawnie. W trzeciej klasie stalem się z prymusa wagarowiczem i "outsiderem". Z kolegami z internatu byłem zamieszany w nastroje strajkowe. Kolega z klasy Zbyszek trafil w tamtych czasach do szpitala z otruciem zoladka nie skrywany był powod...uczniowie się buntuja. Ja byłem zapisany do liderow, bo Zbyszkowi towarzyszylem w karetce do szpitala. Przy udziale Pani Gesickiej zapadla decyzja, bym sobie poszedl z Brodnicy.

Podobne rozczarowanie co do mnie przezyl tez pan Otrebski zwany "Bonjourkiem", któremu się zdawalo, ze ja często wychodze z klasy "aby sobie zapalic". Miał dobre intencje, chcial bym był najlepszy on "robil klase" dla mnie i dla wielu brodnickich humanistow. Pewnemu chlopcu zalatwil studia na Sorbonie. Gdybym był pokorniejszy i dla mnie by się postaral.

Dobre "rodzinne stosunki" zachowalem w sercu z wykladowczynia historii, z rusycysta i profesorka "od harcerstwa", pania Tuptynska.

8. Harcerska Służba Socjalistycznej Ojczyźnie

Tak smiesznie w tamtych czasach nazywalo się harcerstwo. Pamietam z tamtych dni, ze bedac na archeologicznym obozie gdzies w Zbicznie kolo Brodnicy pod kierunkiem meza polonistki nauczylem się "szukac zabytkow" a także wystepowac publicznie.

Kazda grupa harcerzy miala zrobic scenke udajac obcokrajowcow. My "archeolodzy" wybralismy sobie Egipt i mnie wytypowano na Faraona, bo byłem wtedy malutki wzrostem i lekki totez bez problemu cztery osoby niosly mnie w "lektyce" z patykow. Potem przy ognisku w stroju z przescieradla i z kapturem na glowie odczytalem stylowana "satyre egipska" na wszystkich obozowych "profesorow". Otrzymalem za to po raz pierwszy w mej karierze aktorskiej burze oklaskow i szacunek sporej licealnej publicznosci.

9. Ucieczki ze szkoły

Uciekalem z tzw. "wyzszych pobudek". W liceum lekcje były coraz bardziej nudne. Profesorowie z przyzwyczajenia stawiali mi piatki w powietrzu pachnialo zblizajacym się sierpniem, szedl drugi rok polskiego pontyfikatu. Najpierw spodobal mi się Torun. Byliśmy tam na "otwartych drzwiach" na jakiejs wojskowej uczelni i wracalismy każdy na wlasna reke. Sprawdzilem, ze z Brodnicy jest dobry dojazd. Za godzine można było być na miejscu. Lapalem się na stopa, tak było taniej i szybciej. Były tez pociagi z przesiadka w Jablonowie. Kilka bezposrednich. Przywozilem z podrozy pelne rece literatury. Stare ksiazki dla gimnazjalistow w jezyku francuskim. Rowiesnicy smiali się z tych moich zakupow. Widac było, ze chomikuje bez celu, ze nigdy nie zdaze tego wszystkiego przeczytac. Po Toruniu przyszla kolej na Grudziadz, Ilawe i Ostrode. Kilkakroc zagladalem do Nowego Miasta, Lubawy i Dzialdowa.

Wtedy po raz pierwszy natrafilem przypadkowo na swiatynie Matki Bozej Lakskiej. Jakos tak bez przymusu wchodzilem do wszystkich napotkanych kosciolow. Był to czas gdy zupelnie przestalem się modlic, gryzlo mnie to strasznie ale nie wiedzialem co z tym zrobic. Po prostu siadalem w laweczce, by chwile odpoczac przed dalsza wedrowka. Nareszcie przyszla kolej na Mlawe i okolice. Parokroc odwiedzilem Olsztyn, Olecko, Goldap i Elk. Poczulem zapach przygody, która trwa do dzis. Czlowiek znikad nie ma czasu, by się zatrzymac. Szuka dalej tych miesjc, które go będą inspirowac duzo bardziej niż powszedni chleb, bardziej niż ksiazki, czy opowiesci ludzkie.

10. Moi rówieśnicy

W moim Liceum były osoby z Sadlowa, z Radzik Malych i Duzych, z Osieka, Swiedziebni, z Kowalewa, Gorzna, Jablonowa a nawet z Lidzbarka Welskiego. Kilka z tych miejscowosci wielokrotnie odwiedzalem. Majac tam przyjaciol z klasy czy z internatu, jezdzilem wloczac się po swiecie jak do rodzinnego domu i tak byłem przyjmowany.

Leszek Rupinski z okolic Strzyg, który mieszkal ze mna w pokoju w internacie z czasem przeniosl się do Liceum w Rypinie i dopiero wtedy gdy go w domu odwiedzilem jego mama rozpoznala w mojej twarzy rysy swojej rowiesniczki czyli mojej mamy, z która jak my Leszkiem w Brodnicy, uczyly się razem w Rypinskim Liceum przed wielu latami. Można lekko sobie wyobrazic jak obie były wzruszone tak odnowionym kontaktem.

Do Sadlowa jezdzilem do dwu kolegow Krzyska Jezewskiego ze starszej klasy lecz z jednego pokoju w Liceum, podobnie jak Leszek i Krzysztof zmienil miejsce nauki, ja byłem trzeci na tej liscie. Zmiana Liceum była wtedy popularnym sposobem na unikniecie represji ze strony niezyczliwych wykladowcow. Nie wiem czym przypadlem do gustu jego mamie ale trzymala mnie u siebie jakbym był czlonkiem ich rodziny.

W Kowalewie mieszkala "mala Goska Kostepska" i "czarna Elka" a także "biala Iwona". Minelo tyle czasu, ze ostatnie imie moglem poplatac. Prawda jest taka, ze wszystkie trzy dziewczeta z Kowalewa podobaly mi się bardzo i zawsze tam miałem do kogo pojsc w gosci. Goska spytala mnie kiedys bez ogrodek "czemu ty się tak biednie ubierasz", co miałem jej powiedziec, ze o to nie dbam, albo ze mama ma jeszcze trojke dzieci do ubrania. Naprawde malo się wtedy tym przejmowalem. Ludzi widzac mnie takim sierotowatym, widac litosc brala, dlatego tak cieplo przyjmowali.

W Radzikach mieszkal Andrzej Suszynski utalentowany historyk i niezly poeta. Miał on problemy z lacina i z rosyjskim. Poswiecilem niegdys cale wakacje, by go za uszy wyciagnac z problemu. Dwie poprawki w pierwszej klasie to sprawa beznadziejna. Zdaje się, ze na rok przedluzylem jego pobyt w Liceum w Brodnicy. Był jednak na tyle niezdyscyplinowany, ze drugi raz nie udalo się zatrzymac karzacej reki profesury. Przeniosl się do szkoly cukierniczej. To rzadka profesja wśród mezczyzn wiec z praca nie było problemow i zdaje się, ze jest w tym zawodzie szczesliwy. W tamtych czasach jezdzilem do Radzik jak do swego domu.

Po Brodnicy był burzliwy "wloclawski" rok 81-szy. Tam poznalem Solidarnosc i Mloda Polske... tam przezylem Stan Wojenny. Otarlem się o internacje, zdalem mature na bakier i probowalem się dostac na studia a w miedzyczasie poznawalem miasto Wloclawek i okolice....

11. Stolica Kujaw

O tytul stolicy Kujaw bija się dwa a nawet trzy miasta. Nie wiem jakie argumenty ma Inowroclaw. Faktyczna stolica w Polsce przedrozbiorowej było krolewskie miast Brzesc Kujawski. Dzis to drobniutka miescina z sympatycznym ryneczkiem zdaje się 15 km na Zachod od Wloclawka. Wloclawek był zawsze miastem Biskupim. U miejscowych Biskupow pracowal jakis czas Mikolaj Kopernik. Zachowal się jego zegar sloneczny na zewnetrznej scianie jednej z kaplic swiatyni. Jako stolica Biskupow Kujawskich Wloclawek nadawal się wiec do rangi stolicy i taka range nareszcie otrzymal w latach siedemdziesiatych. Gierek umiescil tu nad Wisla nowoczesne zaklady Azotowe. Dalej pracowala slynna Celuloza z opowiesci Newerlego. Wzdluz Wisly podobnie jak w Toruniu i tutaj stare zabytkowe spichrze. Na starym rynku kosciolek sw. Jacka na nowym pusty Plac Wolnosci, na którym w czasach zaborow stala ogromna Cerkiew Prawoslawna.

Miasto się budowalo w ogromnym tempie powstawaly osiedla a miejscowi biskupi w takim samym tempie wznosili prowizoryczne kaplice i nowe ogromne swiatynie jak dla przykladu kosciol sw. Jozefa na Zazamczu dokad chodzilem na religie. Podobalo mi się tez chodzic do kapliczki na Jagiellonskiej. Wtedy pojalem ten pionierski duch kosciola tamtych dni. Ksieza nad podziw spokojni, mlodziez rozbestwiona. Zal mi było patrzec jak kilku wariatow z tylnych lawek rozwalalo katecheze na kawalki.

Najspokojniej było przy Katedrze, tam na katechezy chodzilo po kilka osob i z porywu serca. Katecheta był wykladowca z Seminarium. Robil nam jakies ankiety. Nie pamietam ich tresci lecz nastroj pozostal.

Pozostal tez w mojej glowie nastroj seminaryjnej biblioteki. Pracowal w niej jakis dlugowlosy kaplan z wielkim czolem i sporej wielkosci okularach. Ksiazki wydawala mizerna siostrzyczka bezhabitowa. Panowala tam grobowa cisza, każdy kto przychodzil sumiennie pracowal.

We Wloclawku tak jak w Lipnie czy Rypinie mieszkali tez Luteranie. Ich swiatynia zawsze zamknieta, nie udalo mi się do srodka zajrzec.

12. Solidarność

Po miescie Wloclawek i okolicach przemieszczalem się z taka sama gorliwoscia jak po Warmii i Mazurach. Miasto było na tyle duze i dla mnie ciekawe, ze upadla moja fascynacja Toruniem, który był znowu na wyciagniecie reki. Owszem odwiedzilem Ciechocinek i Aleksandrow Kujawski. Tymi szlakami szwedal się niegdys Edi Stachura, nie moglem tego w tym czasie jeszcze wiedziec. Jesienia zagladnalem do Sompolna, Kowala i Izbicy Kujawskiej i szybko wracalem, bo Wloclawek był najswietniejszy. Ulatwieniem była wielka ilosc autobusow miejskich, którymi staralem się dojechac do krancowych punktow i kontynuowac podroz pieszo po nadwislanych pagorkach. Lubilem jezdzic na tame, gdzie za lat pare utopiono ksiedza Jerzego. Penetrowalem tez wzgorze Szpetala, gdzie kiedys stal pomnik obroncow miasta ob. Bolszewikow.

Znalem to miasto jak wlasna kieszen i nie balem się zagladac gdzie tylko moglem. Zajrzalem tez kiedys do siedziby solidarnosci. Miałem w reku wlasnorecznie wykonany satyryczny rysunek upamietniajacy rozbior Polski w 1939 roku. Chcialem go odkserowac. Zrobiono mi kilka kopii. Potem nauczono obslugiwac cyklokopiarke. Byłem zatrudniony przy sortowaniu gazety Solidarnosci. Taki sobie wszedobylski. Przyjeto mnie od razu za swego. Nie miałem jakiejs okreslonej roboty ale caly wolny czas spedzalem tam w siedzibie.

Tajniacy napstrykali mi wtedy wiele zdjec. Po roku czasu miałem okazje je sobie poogladac. Zaproszony w stanie wojennym przez SB do ich siedziby w drugim koncu miasta.

Gdy Jaruzelski nam pozamykal buzie byłem szczerze zagubiony i zly. Pewnego razu z kolego roznioslem ulotki na jedne z nowych osiedli. Potem wykonane gdzies w domu gwozdzie tak polaczone, by rozrywac opony rozsypalismy naprzeciw Seminarium. Dzis jest tam redakcja Gazety Diecezjalnej, Caritas i mieszkania profesury. Wtedy była tam po prostu milicja i staly sobie "suki", milicyjne busiki, które mielismy unieszkodliwic.

Dziecinada, tak sobie dzis mysle. Nie było jakiegos planu i wielkich skutecznych dzialan. Rozwalili Solidarnosc od srodka. Dzis to widac gdy się bada "teczki".

13. Profesura

Laciny uczyl nas ekskleryk, zdaje się diakon. Mam wrazenie, ze niczego nas nie uczyl. W klasie było 25 ladnych dziewczyn. On je po prostu pozeral oczyma. Nie dalo się ukryc powodu, dla którego Seminarium opuscil. Ja wtedy nosilem na piersi duzy oazowy emblemat i to go troche intrygowalo. Bal się, ze może pojde do tego seminarium z którego on się wlasnie wyrwal. Ja unikalem rozmowy o wstepowaniu do seminarium w tym czasie nie moglo być mowy. Owszem notorycznie odwiedzalem wszelkie napotkane kapliczki i kosciolki, było ich we Wloclawku mnostwo. Nie dalo się tej mojej pasji ukryc. Ja jednak sam siebie nie rozumialem i nie było komu mi w tym dopomoc.

Historii uczyl mnie Pan Nazarkiewicz i podobnie jak Goralski w podstawowce, była to osobowosc. Potrafil rozgrzac serce do nauki wiec nie przestawalem się uczyc. Podobnie było z rosyjskim i francuskim. To co wynioslem z Brodnicy wystarczalo, żeby dalej zbierac piatki.

Profesorke od francuskiego zwalismy "Zaba". Potrafila celnie rzucac kreda w tego kto zle odpowiadal. Rosyjskiego uczyla nas Flora. Dosc mila Pani. Straszne persony wykladaly polski i fizyke. Tu miałem spore problemy. Wychowawczyni Myszkowszka czyli po prostu "Mysza", uczyla nas WueFu. Ja wlasciwie nie miałem co robic na tych lekcjach wśród dziewczat, wiec znowu wedrowalem sobie nad Wisle...albo do Biblioteki.

Wielkie miasta:

Po Wloclawku przyszla kolej na wielkie miasta: Krakow, Wroclaw, Poznan i Opole a zwlaszcza miasteczka akademickie w tych miastach....polscy studenci choc biedni, niezwykle goscinni.

W Poznaniu odwiedzalem Edyte Bakowska, która cichutko jak myszka zamienila mnie wśród faworytow pana Bonjourka i trafila na wymarzona Romanistyke.

W Toruniu Basie Stefanska...w Bydgoszczy siostre Malgosie. W Krakowie Wloclawskich Licealistow. Tak spedzilem rok po maturze. Rok gdy mi się noga posliznela na egzaminach w Krakowie. Startowalem wysoko: na arabistyke. Po roku zrewidowalem swe ambicje i lekko zdalem egzaminy w Opolu.

Tak niespodzianie stalem się studentem. Z dala od stron rodzinnych za to na Slasku, gdzie przezylem nowe zakochanie. Moja wybranka mieszkala w Gliwicach. Studiowala wprawdzie w Krakowie lecz to niczego nie zmienialo czy tu czy tam była nieprzystepna wiec moja milosc była "platoniczna", przelalem na Slask uczucia jakie zywilem do jego cory.



ks. Jarosław Wiśniewski