VIII. DIECEZJA WITEBSKA
1. WITEBSK
Niespodzianka z Watykanu
Na jesieni 1997-go roku niespodzianie miały miejsce aż trzy nominacje biskupie i święcenia. Biskupem pomocniczym do Mińska nominowano księdza Cyryla Klimowicza proboszcza z Głębokiego, księdza Dziemiankę, dziekana z Nowogródka biskupem pomocniczym w Grodnie, biskupem pomocniczym do Pińska z siedzibą w Brześciu mianowano dominikanina Nowosielskiego, biskupem ordynariuszem w Witebsku, nowo erygowanej diecezji mianowano dziekana z Mohylewa, księdza Władysława Blina.
Ta ostatnia niespodzianka zaskoczyła mnie najbardziej, bo nie sądziłem, że w Witebsku właśnie jest jakaś paląca potrzeba tworzenia diecezji. Z czasem jednak okazało się, że zwłaszcza w tej części obwodu, która kiedyś przynależała do Polski czyli w dawnym obwodzie Mołodeczno trwa nadal. Entuzjazm religijny i że z Bożą pomocą można będzie ten entuzjazm przenieść w drugie rejony obwodu. Ten proces dzięki entuzjazmowi, pomysłowości nowego biskupa stał się możliwy o czym mogłem czytać w licznych wywiadach biskupa Władysława, który zawsze był bardzo medialny.
2. GŁĘBOKIE
Ksiądz Cyryl na dyżurze
Ksiądz Cyryl Klimowicz jest obecnie w Irkucku i już zapewne przyzwyczaił się do swej nowej i największej na świecie diecezji. Ja go poznałem i pamiętam z parafii w Głębokiem. Te z kolei parafie znam z opisu biografię pewnego starca kapłana, który całe życie spędził gdzieś w Wilnie jako wykładowca a pod koniec życia udał się na misje właśnie w okolice Głębokiego, by zjaw się misjami pośród nominalnych prawosławnych, którzy pozostawali bez jakiejkolwiek opieki duszpasterskiej i chętnie korzystali z posług świątobliwego starca. Zdaje się zginął z rak gestapo a jak się nazywał teraz nie wspomnę.
Do Głębokiego wpadłem na chwilkę z dzieciakami z Zabiela wiosna 1992 i ksiądz Cyryl zrobił nam krotką wycieczkę po kościele bo akurat siedział w zakrystii. Dzwoniliśmy od niego do Duniłowicz by się upewnić, ze na nas czekają z noclegiem.
Z okolic głębokiego pochodziła moja parafianka z Jenakiewa na Ukrainie, nie pamiętam imienia. Powiem tyle, że to nauczycielka od wychowania fizycznego. Przez długie lata z przyczyny braku ślubu kościelnego nie przystępowała do komunii świętej ale była tak oddana sprawom parafialnym, że mnie to wprawiało w podziw wielokrotnie.
3. SZARKOWSZCZYZNA
Szarkowszczyzna to rodzinne strony ks. Dziekana Stefana Girstuna z parafii św. Andrzeja Boboli w dzielnicy Starosiele - Białystok. Ten dobrze wykształcony i oddany kapłan został ostatnio poddany przez białostockich dziennikarzy procedurze oczyszczenia w tyglu lustracji. Nie wiadomo co ostatecznie wykaże to śledztwo, ponieważ jednak ludzi sądzić trzeba po owocach a nie po sądach, czy osądach wstrzymam się w tym wypadku od pochopnych słów czy ocen.
Owszem jestem zwolennikiem rygorystycznej lustracji i z wdzięcznością patrzę na wysiłki księdza Isakowicza - Zalewskiego i jemu podobnych. Jest jakaś stara choroba, która gdzie nasz kościół w korzeniu i posiały ją obficie służby specjalne i ich agentura. Trzeba się mieć na baczności. Powtórzę jednak, że w tym konkretnym wypadku zapiera mi dech i będę ostatni kto podniesie kamień na ks. Stefana.
Byłem u tego kapłana na praktyce diakońskiej i muszę powiedzieć, że niczym mnie nie zgorszył. Mało tego starał się jak mógł dwoił i troił by jego parafia była na poziomie i by z niej wyrastały nowe.
W Starosielcach zawsze były powołania kapłańskie i było ich wiele. Piszę to wszystko, bo mam prawo sądzić, że ten zapał i entuzjazm misyjny dziekana miał również oparcie w jego kresowej biografii.
Z Szarkowszczyzny pochodzili również państwo Szyszko, moi parafianie z Taganrogu, których również bardzo ciepło wspominam.
4. DUNIŁOWICZE
Duniłowicze w rejonie postawskim już całkiem blisko do litewskiej granicy.
Tutaj spędziliśmy nocleg goszczeni prze księdza Krzysztofa Pożarskiego i karmelitki. Ksiądz Krzysztof bardzo się postarał i dzieciarnia była w siódmym niebie. Kościół był cały jakby po bitwie. Nie było podłóg ani ławek. Widać było ze Kaplan się bardzo stara i sporo nerwów kosztują go te remonty. Miał tez jak wiem z opowieści sporo placówek dojazdowych. Był tez Malo lubiany przez władze, które mu ciągle groziły deportacja, co jak się zdaje miało miejsce, bo po roku czasu już się dowiedziałem, ze pracuje w Petersburgu. Wygląda na to ze tym sposobem miejscowe władze wykonały przysługę dal kościoła w Rosji, bo ks. Krzysztof zajął się pilnie odnowa parafii św. Stanisława i ma spore zasługi jako bibliograf i archiwista.
Nadal szanuje go bardzo Polonia.
Plebania i dom sióstr gdzie nas karmiono były po spartańsku biedne ale niezwykle gościnne. Mam wrażenie, ze moi pielgrzymi w jakimś stopniu się wzruszyli tym co widzieli i pewnie te obrazy im na długo pozostały w sercu.
5. POSTAWY
Postawy znam tylko z opowieści księdza z Duniłowicz oraz parafian z Kamczatki. Pracując w Rosji napotkałem pewnego podoficera o imieniu Dima, który pochodził z Petersburga i był w ogóle nie chrzczony gdy się zapoznał z miejscowa parafianka Walentyna. Miała raka mózgu była przedszkolanka i nie chciała nawet słyszeć o małżeństwie znając o swej diagnozie. Chłopak jednak był uparty a ksiądz na tyle roztropny, ze po prostu zaczął Dimę katechizować i szykować do chrztu zanim przystąpi do ołtarza. Widocznie były skuteczne rozmowy przedmałżeńskie bo Walentyna odrzuciła obawy i przyjęła miłość chłopca a ten odwdzięczył miłością do kościoła. Owszem miałem z nim pewne trudności bo nie był równy i zachowywał się czasem jak św. Franciszek a czasem jak Judasz, tym nie mniej w Postawach kościół wychował misjonarza, który dla księży na Kamczatce był jakiś czas pomocny. Nie wiem czy jest nadal.. Dodam jednak dla Happy End’u, że z tą parą spędziłem nowy 2000-ny rok u stóp największego na świecie wulkanu w mieście Klucze i że po modlitwie z relikwiami św. Matki Maravillias choroba na jakiś czas się zatrzymała i wyniki jakie Dima z Walą robił latem 2000-go roku w klinice wojskowej w Petersburgu były zaskakująco dobre. W jego i w mojej głowie powstała myśl, że miał miejsce cud. Tak samo myślał również Dima.
W okolicach Postaw wyrosły też dwie moje parafianki z Ukrainy z Donbasu Maria i Irena. Marię zabrał na Donbas syn pewnego oficera z Kijowa, który pochodził z Białorusi. W młodości narozrabiał i władze nie dawały mu rejestracji w Kijowie. Spróbował szczęścia na Białorusi. Tam się szybko ożenił, ponieważ życie w kołchozie mu nie odpowiadało a powrotu do Kijowa nie było podobnie jak wielu Białorusów udali się za poszukiwaniem chleba i przygód na Donbas do kopalni.
Ten scenariusz wiele osób przerabiało podobnie jak wielu emigrantów z polskich wsi na Śląsk w czasach PRL a obecnie do Irlandii, Szkocji czy do Anglii.
Za jakiś czas śladami siostry poszła młodsza Irena. Ona też tam poślubiła tubylca. Maria pracowała na dźwigu, Irena malowała i tynkowała domy. Oboje mężowie byli górnikami oboje zmarli przedwcześnie. Dzieci i wnuki Marii zrusyfikowali się. Irena zmarła bezdzietnie tuż przed moim wyjazdem z Ukrainy. Byłem świadkiem ich życiowej tragedii, bo obie uważały się za Polki i katoliczki. Chodziły do przedwojennych szkół. Były bardzo lojalnymi parafiankami. Maria miała córkę i syna, oni z kolei sporo wnuków. Obie babcie uczestniczyły wspólnie w ich wychowaniu. Bardzo się starały przyciągnąć do kościółka w Makiejewce ich trudy okazały się marne. Takim i podobnym parafianom zadedykowałem oddzielną książkę z nadzieją że poruszy sumienia potomków. Chyba byłem naiwny.
Cioteczna siostra Marii i Ireny, Longina również spędziła życie na Donbasie.
Nadała dzieciom polskie imiona: Danuta, Grażyna, Edward ale sama nie potrafiła dać dobrego przykładu. Umierając oddała mi swoją starą kantyczkę mówiąc ze smutkiem, że po jej śmierci nikt już po polsku ani czytać ani modlić się nie będzie!
6. DOKSZYCE
Brat Fibek
Historia parafii w Dokszycach nie jest mi znana. Dość na tym, że kościół w tym pogranicznym miasteczku II Rzeczypospolitej sowieci zniszczyli i brat wice - prowincjał postanowił wznieść nowy. Gdyśmy do niego dotarli z ks. Edwardem w 1998-m roku to mury pachniały świeżym tynkiem a w pokojach klasztornych sianu nie były jeszcze pomalowane, podłogi były nie wyłożone ani parkietem ani deskami ani linoleum. Widać było, że to wszystko jest robione z kapucyńskim umiarem ale solidnie. Moje serce przepełniło się wdzięcznością i współczuciem dla brata Fibeka, który krotko po wybudowaniu klasztoru zrezygnował z funkcji wice - prowincjała i odjechał na jakich czas do Polski. Wiem ze ma klopoty z kręgosłupem i wiem ze dużo pisze Kazan o małym księciu. Wiem ze jest mi przyjazny nawet na odległość wiec te kilka slow ciepłych adresuje tez do niego, bo może dotrą kiedyś z za światów. Bardzo się modle by powrócił na misje bo tam takich właśnie oddanych braciszków i prostych i świętych i chorych z krzyża zdjętych niesamowicie brak.
Cmentarz tatarski
Opuszczaliśmy Dokszyce bardzo zbudowani na duchu.
Brat Jan zaproponował, ze nam pokaże cmentarz tatarski na końcu miasta.
Rzeczywiście, wielkość sektora katolickiego i muzułmańskiego były porównywalne. Tak wiec jeśli się stosunki demograficzne nie zmieniły to zapewne w tym dziwnym kresowym miasteczku do dziś mieszka polowa chrześcijan i polowa muzułmanów.
7. BRASŁAW
Rodzinne strony mego wykładowcy z brodnickiego ogólniaka Janusza Szyszko oraz profesora z Seminarium Białostockiego Jana Pankiewicza.
Siłą rzeczy nie są to również obce mi miejsca. Znam je z opowieści jak zna Polskę dziecko emigrantów. Ze wstydem wyznam jednak, że podobnie jak do Iwieńca nie dotarłem nigdy do Brasławia.
Tak więc mój wykładowca Jan Pankiewicz po wstąpienie do Seminarium miał spory dylemat, bo w 1944-m roku wileńskie seminarium deportowano w całości do Białegostoku. Już wtedy jasne było, że Wilno będzie poza granicami Polski. Jan decydując się na dalsze studia w Polsce podejmował decyzje o długiej rozłące z rodzicami. Tak było rzeczywiście całe 10 lat. Czyli do śmierci Stalina. Ksiądz Jan nie miał możliwości odprawienia prymicji w rodzinnych stronach i nie mogło otrzymać błogosławieństwa rodziców na tę nowa drogę życia. Nie on jeden zresztą.
Takich zdruzgotanych losów było tysiące na Białorusi, może miliony.
Tutaj w 2009-m roku przebywał kardynał z Kolonii aby ukoronować w imieniu papieża miejscową ikonę “MB Jeziornej”. Mam nadzieje, ze prawidłowo utytułowałem obraz z tego sanktuarium.
Na podwórcu kościelnym piękna kaplica polowa w formie łódki.
Uroczystość zgromadziła tłumy kapłanów, hierarchów i wiernego ludu. Należy się spodziewać, że tego rodzaju promocja spowoduje również pielgrzymki diecezjalne i lokalne. To miejsce to dowód na to, że pobożność na Białorusi rośnie i można wręcz mówić o entuzjazmie porównywalnym do tego cośmy obserwowali w Polsce w czasie pielgrzymek papieskich. Obym się nie mylił w swych ocenach.
Mam ochotę w tej chwili opowiedzieć najnowszą przygodę z Taszkientu.
Oto pewna parafianka Janina, która przyjechała z okolic Moskwy na grób mamy Zosi wyznała mi, że pochodzi z okolic Brasławia właśnie. Jej bratanek czy siostrzeniec był naszym kierowcą. Na mogile nie było żadnych kwiatów. Tak sobie zażyczyła mama przed śmiercią motywując że popełniła w życiu nazbyt wiele grzechów. Wzruszające były te nasze rozmowy. Opowiedziała mi ona również, że niedawno zmarł jej syn i którejś nocy a było to w rocznicę śmierci w dzień Wniebowzięcia zadzwonił telefon on powiedział z za światów kilka słów i się pożegnał.
Krewniak Janiny, który jak się okazało nie wytrzymał reżymu katechizacji w Taszkiencie i przeszedł do zielonoświątkowców żywo podtrzymywał rozmowę.
Aż się serce cieszyło od widoku tych dwojga takich rasowych i rosłych Litwinów jakby z drużyny koszykarskiej, bywają i tacy.
Jak się przekonałem na ich przykładzie po raz kolejny Białorusini nie mogą funkcjonować na świecie bez kościoła i szukają go za wszelką cenę.
Janina mieszka w pół drogi z Tweru do Moskwy, to spory kawałek i nawet jakiś kapłan jej radził uczęszczać do cerkwi by tyle czasu na kościół nie tracić ona tymczasem każdą niedzielę robi pielgrzymkę kilkugodzinną by być w kościele i potem kilka godzin wraca do domu szczęśliwa z wypełnionego obowiązku.
8. MIORY
Rodzinne strony moich parafian z miasteczka Ałmałyk, których napotkałem i pokochałem podczas posługi misyjnej w Uzbekistanie. Babcia Henia Turek, której mąż Witold miał nazwisko Surowiec. Mieszkali we wsi Rusakowszczyzna do kościoła chodzili do miasteczka Ikaźń. Tam najprawdopodobniej miał miejsce ich ślub kościelny. Babcia Henia opowiada, że pochodzili ze szlacheckiego rodu. Babcia Henia pochodziła z okolic Mior właśnie. Pobrali się w 1955-m roku. Następnie wyjechali na poszukiwanie złota w kopalni Tabaszary w 1960-m roku na terenie Republiki Tadżykistan Karakumski rejon obwód Leninabad, obecna nazwa Hodżent niedaleko granicy z Uzbekistanem. Dziadek Witold dużo pił więc się rozstał z Henią i wrócił w rodzinne strony zmarł 1997 w Perebrodziu.
W międzyczasie młodsza córka zabrała mamę na Białoruś, bo żyć w Uzbekistanie było ciężko. Ojciec Witold przyjął ich do siebie. Tam urodziła się najmłodsza wnuczka Danusia.
W 1995-m roku zginęła w Taszkiencie ich starsza córka pod kołami autobusu. Gertruda miała dwu synów. Robert zamieszkał we Władywostoku i handluje japońskimi samochodami. Młodszy Gleb również mieszka we Władywostoku ale pracuje w oddziałach specjalnych, które często wyjeżdżają na akcje do Czeczenii.
Niedawno ten wysportowany atleta odwiedzał swą babcię w Uzbekistanie.
Takie oto losy rozrzuconych po całym świecie polonusów, którzy powolutku się rusyfikują, “uzbekizują” w najlepszym razie stają się białoruskimi patriotami lub dobrymi katolikami, bez akcentowania pochodzenia, bo to nie zawsze się opłaca.
Po śmierci Gertrudy okazało się, że bardzo trudno sprzedać jej dom, ponadto babcia nie chciała wracać na Białoruś. Przywykła nadmiernie do ciepłego klimatu Uzbekistanu i tutaj oczekuje spotkania z Panem ma 85 lat ale każde spotkanie z Kaplanem traktuje jako święto. Przyjeżdżam do niej w pierwsze piątki i wtedy zbierają się wszystkie trzy babcia, córka i wnuczka: Henia, Hela i Danusia.
9. MOŁODECZNO
Dawniej miasto obwodowe. Niedaleko od Mołodeczna podobno leży wieś Januki, z której jakoby pochodzi ród Janukowiczów czyli przodków obecnego prezydenta Ukrainy. Podobno podczas odwiedzin Białorusi Łukaszenko zrobił koledze wycieczkę w te strony. W okolicach mieszka sporo katolików.