Wybierz swój język

VII. DIECEZJA MIŃSKO - MOHYLEWSKA

 

1. BORYSÓW

 

Wieczorny widok kościoła

 

Trafiliśmy w Borysowie pod wskazany adres razem z księdzem Edwardem i jakiś czas czekaliśmy pod drzwiami jakiegoś budynku, który przypominał biurowiec.

Potem weszliśmy do środka przez sporych rozmiarów hall i znaleźliśmy się obok gotyckiej formy drzwi wejściowych kolejnego pomieszczenia, które było kościołem i to tradycyjnych gotyckich form.

Okazuje się, ze podobnie jak w Mińsku przed katedrą wykorzystano plac kościelny aby wznieść wysoką współczesną fasadę, któryby całkowicie przykryła i zasłoniła budynek kościelny.

 

Pogodny dziekan z Włocławka

 

Gospodarzem tego kościoła okazał się niewysoki, blady kapłan z kaczym noskiem, którego na filmach  Żylisa widywałem z dyżurnym uśmiechem i z torba w  dwu dłoniach trzymana przed sobą.

Ten proboszcz przyjął nas późnym wieczorem i jeśli mnie pamięć nie myli to nawet zaprosił w gościnę. Nie byliśmy tego dnia jedynymi gośćmi. Gościła tam również katechetka lub gosposia, która dobrze mówiła po polsku. Kim jest się jednak nie przedstawiła i ksiądz dziekan też nie wspominał.

Nie wiem czemu nazywam go dziekanem choć to zapewne mohylewski dekanat. Może dlatego, że wkrótce dziekan z Mohylewa został przeniesiony do Witebska na biskupa i zapewne doszło do roszady.

Coś mi po głowie krąży taka wersja wydarzeń a może po prostu to projekcja naszych rozmów. Kapłan często krążył wokół tematów dekanalnych i wyraźnie się na dziekana z Mohylewa dąsał tak jakby mu tego stanowiska zazdrościł.

 

2. MOHYLEW

 

Samozwaniec Siestrzencewicz

 

Po pierwszym zaborze Polski w 1772-m roku na terenie Rosji chcąc niechcąc pojawiła się ogromna ilość katolików obu obrządków. Caryca Katarzyna nie od razu przystąpiła do represji. Był czas względnej tolerancji. W tym właśnie roku o dziwo Watykan pod naciskiem państw kolonialnych zwłaszcza Hiszpanii i Portugalii ukarał Jezuitów za redukcje Paragwajskie i panujące tam swobody, którymi cieszyli się uciekinierzy zarówno czarnoskórzy jak i Indianie.

Tymczasem Katarzyna nie pozwoliła ogłosić Dekretów papieskich i nie dala Jezuitom zgody na sekularyzacje. Pod jej naciskiem kontynuowali swe pobożne dzieła zwłaszcza w dziedzinie oświaty.

Podobne  lekceważenie wykazała Katarzyna względem struktur kościelnych. Przy współudziale biskupa Sietrzencewicza ustanowiła ona diecezje Mohylewska, która swymi granicami obejmowała niemal cale imperium Rosyjskie. Po to została stworzona. Biskup, który bardziej słuchał się carycy niż Watykanu był zwykłym karierowiczem ale ponieważ Pan Bóg na krzywych liniach prosto pisze to za jakiś czas te nielegalna diecezje w Rzymie zalegalizowano podobnie zresztą jak zachowanych w imperium jezuitów. Przełożony z Połocka stal się generałem i tak powoli to dzieło ponownie się rozrosło na cały świat.

Jest wiec Mohylew fenomenem na skale światowa.

Jest również kolebka ekumenizmu w wydaniu Bolesławy Lament i jej podopiecznych sióstr Misjonarek Świętej Rodziny.

 

Wyczyny księdza Blina

 

Owszem ksiądz Blin był tak aktywny i tak wiele działał, że to się obowiązkowo rzucało w oczy i jednym podobało a innych drażniło, jeszcze inni postanowili jego postawę mitrą nagrodzić.

Wyczynem było odzyskanie kościoła w Mohylewie.

Wyczynem był koncert pieśni kościelnej “Mohutny Boża”.

Na ten koncert były zapraszane zespoły śpiewające religijny repertuar ze wszystkich denominacji i z całego świata. Władze miejskie włączały się w te uroczystości i zawsze miały lojalny stosunek wobec kapłana, który też potrafił być z nimi przyjacielski i lojalny. Udało mu się odzyskać białoruskie obywatelstwo bowiem pochodził z rodziny repatriantów i urodził się na terenie Białorusi, co potem ułatwiło mu zadanie w chwili święceń biskupich. Mając pełnię praw obywatelskich mógł objąć urząd bez kompleksów w kwestiach wizowych i innych.

Jednego razu nawet do gościnnego proboszcza na ten koncert dotarła pielgrzymka piesza ze Smoleńska przez Katyń i Orszę. Nie bał się śmiałych pomysłów. Udało mu się wysłać do Włoch i do Polski setki grup dzieci na odpoczynek pod hasłem leczenia “czarnobylskich dzieci”.

Miał swoje pomysły ale nie odrzucał cudzych.

Przyjął w gościnę moich parafian dwukrotnie. Najpierw dzieci z Zabiela w 1992 a potem chórzystki z Azowa w 1998-m, które przywiozłem na koncerty ale nikt z nich nie wystąpił.

 

Pielgrzymki

 

Proboszcz Władysław jakiś czas dojeżdżał do smoleńska z posługą duszpasterska i nawet starał się o to by do Smoleńska na stałe przybyli ojcowie Paulini i zaopiekowali się laskiem katyńskim. Była to zapewne bardzo opatrznościowa myśl niestety nic z tego nie wyszło. Przyjechali natomiast Minoryci. Kapłan ze Smoleńska osoba bardzo świątobliwa i człowiek oddany sprawie. Zapewne to jego starania wpłynęły na to że w 1993-m roku ze Smoleńska wyszła historyczna pielgrzymka w której uczestniczyli katolicy ze wszystkich zakątków Rosji również moi parafianie z Rostowa i grupa moich gości z Hiszpanii. Dzięki nim i ich pisemnej opowieści znam wiele szczegółów. Znam opis pobytu w Katyniu. To było piękne i mądre, by do stolicy myśli ekumenicznej i dawnej stolicy diecezji, która jest matką wszystkich diecezji rosyjskich skierować pielgrzymkę właśnie przez Smoleńsk i Katyń a tym sposobem budować mosty miedzy katolikami i prawosławnymi. Miedzy Polakami i Rosjanami na terenie neutralnej w tym sporze Białorusi.

Były dwie pielgrzymki do Mohylowa. Wchodząca grupa mogła brać udział w koncercie Mohutny Boża. Niestety w 1995-m roku rosyjscy pielgrzymi poszli do Budsławia a od 1998-go nie chodzą nigdzie. Może za wyjątkiem Nachodki.

Wiem, że kapłani z Władywostoku organizują 3-dniowe pielgrzymki do pięknego portu, w którym nie ma żadnego sanktuarium…

Szkoda!

 

Nocne odwiedziny

 

Wspomniany nocny najazd dzieciaków z Zabiela miał miejsce nocą, Podobnie jak do Rogoźnicy również do Mohylewa spóźniliśmy się mocno. Proboszcz nie stracił głowy mimo ze ludzie się już rozeszli. Wrócili na taksówkach i zabrali do swych domów nasze dzieci.

 

Chór z Azowa

 

Co do azowskich chórzystek, to sprawa miała się gorzej.

Opłaciłem im pobyt w hotelu ale stołować się miały na plebanii pod warunkiem, ze będą uczestniczyć w koncertach bo śpiewały świetnie. Podobno jednak doszło do konfliktu z młodą dyrygentką i nastąpił bojkot.

Po powrocie moje azowskie chórzystki już nigdy więcej nie śpiewały w parafii.

Widywałem je w mieście ale nie w kościele.

 

3. ORSZA

 

W Staroźrebach kolo Płocka u sióstr Pasjonistek dogorywa siostra Adriana pochodząca z Nieświeża. Polubiłem ją jako włóczęga zaraz po maturze odwiedziwszy księdza Adama  mego ulubionego katechetę z podstawówki a potem kapelana sióstr emerytek. Siostra Adriana była wtedy przełożona domu sióstr emerytek i każdy raz gdy odwiedzałem Staroźreby zadziwiała mnie swoja pogoda ducha i kresowym urokiem którego smak już poczułem kilkakroć patrząc na panią Góralska czy na Janusza Szyszko.

Jakże się ucieszyłem kiedy zostałem klerykiem i dowiedziałem się ze pracuje na misjach w Orszy właśnie. Otrzymywałem stamtąd nawet pocztówki od niej. Miasto i  kościółek odwiedzałem kilkakroć również z dziećmi z Zabiela  i cieszyłem się, ze tam cos się dzieje choć jeszcze niedawno było tam kino. Kościół przejęli ojcowie Marianie i mam nadzieje ze skutecznie pracują tam do dziś. Co do siostry Adriany to wróciła do Staroźreb. Malo co pamięta jest bardzo wiekowa. Mnie tez nie kojarzy ale gdy zaczynam z nią po rosyjsku gadać to odpowiada z uśmiechem i z wyraźną satysfakcją.

4. MIŃSK

 

Ksiądz Zawalniuk

 

Ksiądz Władysław Zawalniuk to legenda nie tylko na Białorusi.

Pochodzi z winnickiego obwodu z bardzo znanej murafskiej parafii, z której wyrosło wiele powołań miedzy innymi wielki misjonarz Syberii i Średniej Azji ksiądz Jozef Świdnicki oraz obecny biskup Odesko-Symferopolski Bronisław Bernadski.

Ksiądz Władysław pracował jakiś czas z oddaniem na Mołdawii.

Na Białorusi zdobył kościół na głównym palcu w Mińsku i zorganizował w nim niesamowicie prężną wspólnotę przy której działa wiele mniejszych. Stad na cały kraj nadawana jest co tydzień Msza święta po białorusku, tutaj drukowane są modlitewniki etc.

Wedle ks. Jozefa Świdnickiego ks. Jozef zasługiwał już dawno na sakrę biskupia ale zazdrość ludzka nie pozwoliła, bo zbyt wielkie sukcesy spowodowały plotki, ze on współpracuje z KGB.

 

Werbista w katedrze

 

Wiosna 1992-go roku byłem przez chwilkę w gościnie u werbisty ze Słowacji, który mieszkał w katedrze. Opowiedział wiele wrażeń z pracy w stolicy. W tym momencie jeszcze nie mieszkał w Mińsku żaden Biskup a fasada świątyni nadal. Była ukryta przybudówkami. Nadal istniały w środku 3 pietra i ludzie modlili się najwyżej pod samym sufitem a na pierwszym Pietrze sportowcy korzystali z katedry jako z  sali gimnastycznej

 

U św. Józefa

 

Kilkakroć gościłem na odległym osiedlu na prywatnej posesji pewnej staruszki, która odstąpiła swój garaż dla księży kapucynów a oni dość sprytnie go rozbudowali i zorganizowali w nim parafie św. Jozefa.

Dom pobożnej babci służył jako plebania ale stosunki z kapucynami się nie układały. Babcia postanowiła się zrewanżować i w testamencie zapisała całość nie kapucynom a kościelnemu, który stawiał księżom jeszcze gorsze i bardziej poniżające warunki niż babcia. Ostatecznie ksiądz Biskup, który wtedy urzędował w mieście a był to zapewne Antoni Dziemianko zdecydował, ze świeccy nie maja prawa Az tak dalece szantażować kapłanów i wycofał się z tej posesji mimo sporych środków włożonych w te sprawę i mimo ze miejsce już było ogarnięte modlitwa i znane w okolicy.

Przykry przypadek ale prosto z życia wzięty. Parafia św. Jozefa żyje nadal. Choć zapewne pod innym adresem i taki los bezdomności w Mińsku ma wiele parafii podobnie zresztą jak w stolicy Rosji czy Ukrainy.

Widać na tych przykładach, ze to o czym śpiewano do niedawna w hymnie sowieckim pozostaje aktualne: ten “Sojuz Nieruszymyj” pozostał nie do zdarcia i budowanie nowej rzeczywistości  na terenach dawnego ZSRR nie udaje się zbyt łatwo.

Z czasem w Uzbekistanie miałem się zapoznać z nowym proboszczem parafii św. Jozefa księdzem Denisem ze zgromadzenia Misjonarzy świętej Rodziny. Przyjechał do mnie do Taszkientu by pomoc zorganizować odpust w parafii dojazdowej w Angrenie. Dowiedziałem się wtedy, ze parafia stara się o zwrot starej świątyni św., Jozefa z dawnym klasztorem bazyliańskim. Władze oddały klasztor pod Hotel a los świątyni nadal. Jest niepewny. Ksiądz Denis wyglądał na załamanego i w tej sprawie nie pałał żadnym optymizmem. Trochę mnie to dziwiło, bo kapłan w tym wieku mógłby więcej serca włożyć w sprawę ale widocznie obecnie nie ma Az tak wielkiego wsparcia  ze strony wiernych a władze na Białorusi są jakie są i pewnie się nie da głową tego nowego berlińskiego muru jaki dzieli wiernych od bezbożników przebić.

 

U św. Rocha

 

Podczas jednego z rekonesansów odwiedziłem księdza Anatola Parachniewicza, który próbował zorganizować duszpasterstwo białoruskojęzyczne przy kościele św. Rocha zamienionym na filharmonie. Z tego spotkania jakie z nim miałem wynikało, ze jest nastawiony optymistycznie. Czy ten optymizm dal jakieś skutki nie wiem.

 

U nuncjusza Słowaka

 

Mój pobyt na Białorusi z ks. Edwardem Mackiewiczem był bardzo ciekawy.

Wracając z Dokszyc w kierunku Rosji skorzystaliśmy z zaproszenia brata wice-prowincjała Jana Fibeka, by odwiedzić nuncjusza ze Słowacji, którym był wtedy abp Gruszewski. Nie mieliśmy do niego żadnej sprawy ale poszliśmy złożyć uszanowanie. Był rok 1998-my. Nuncjatura mieściła się w niewielkiej kamienicy ale była ładnie i stylowo odremontowana. Musze przyznać, ze Mińsk z każdym rokiem robił na mnie coraz lepsze wrażenie a ilość świątyń i struktur kościelnych mimo trudności jakie mamy ze względu na dystans i represje  władz musi cieszyć.

Zwłaszcza gdy się porówna te sytuacje jaka jest w Rosji.

Niestety nauczyłem się na Białoruś i Ukrainę patrzeć z perspektywy Moskwy a nie od strony polskiej. Dzięki temu mam więcej optymizmu niż ci co obserwują te kraje z Warszawy.

Nuncjusz zaprzyjaźniony z bratem Janem obdarzył nas ta sama przyjaźnią i mila pogawędka. Po raz kolejny przekonałem się, ze ludzie ze Słowacji SA rozbrajająco szczerzy nawet na tak wysokich stanowiskach. Dobrze ze Watykan sporo lat korzystał z ich usług również w Moskwie(Nuncjusz werbista John Bukovsky)

 

5. BUDSŁAW

 

Największe sanktuarium w diecezji Mińsko-Mohylewskiej i na całej Białorusi. Obsługiwane przez braci bernardynów z żytomierskiej prowincji św. Michała na Ukrainie. Jakiś czas pracował tutaj legendarny i znany mi osobiście o. Zenon Turowski, który jako kleryk odwiedzał swych krewniaków w Kałmucji wcześniej zesłanych do Kazachstanu.

Do Budsławia na odpust 2 lipca co roku chodzą pielgrzymki promieniste ze wszystkich okolicy Białorusi miedzy innymi z Baranowicz, z Lidy, domyślam się, że również z Mińska. W połowie lat 90-tych zamiast wędrować ze Smoleńska do Mohylowa katolicy z Rosji zostali zachęceni do wędrówki z Lidy do Budsławia właśnie. Pomysłodawcą był najprawdopodobniej kanclerz kurii moskiewskiej salezjanin ks. Witor Barcewicz SDB, poniekąd bardzo oddany i znany mi z mej pierwszej eskapady na Grodzieńszczyznę, wychowanek ks. Żylisa.

Wielkim orędownikiem tej sprawy był też mój dobry znajomy ks. Edward Mackiewicz SDB, proboszcz rostowski. Pielgrzymki znam właśnie z jego entuzjastycznych relacji. W 1997-1998 uczestniczyli w niej również moi parafianie z Azowa. Mimo entuzjastycznych relacji abp Kondrusiewicz nie podtrzymał inicjatywy po tym jak w 1998-m roku ks. Barcewicz pozostawił szeregi kapłańskie czym sprawił ból nie tylko uczestnikom pielgrzymek ale też samemu metropolicie. Ta rana zapewne do dziś krwawi i jest przestrogą dla wszystkich księży, którzy pasjonują się tego rodzaju pobożnością. Piszę o tym nie dla taniej sensacji albo po t by podważyć cudowność samego miejsca świętego. Jestem zwykłym kronikarzem zdarzeń dobrych i złych. Bardzo bym chciał, żeby wierni z Rosji nadal. Pielgrzymowali do świętych miejsc ze świadomością zysków i strat.

Metropolita Tadeusz w znanym sporze z dziennikarzami katolickimi, którzy chwilami zbyt daleko posuwali się w krytyce kościoła a zwłaszcza kapłanów wypowiedział znaną i mocną frazę: “kościół w Rosji obędzie się bez dziennikarzy ale bez księży obejść się nie może”. Ta niezwykle lojalna pozycja wobec kapłanów jest zrozumiała.

Inna rzecz, że brak zdrowej krytyki ze strony wiernych w tym również dziennikarzy

Może czasami przybierać takie formy jak w przypadku ks. Wiktora, który wedle relacji ks. Edwarda nie przyjmował do wiadomości krytyki właśnie, gdy jego skłonność ku pewnej damie na pielgrzymce posuwała się za daleko. Bagatelizował sprawę.

 

6. IWIENIEC

 

Iwieniec to kolejne sanktuarium w okolicach Mińska obsługiwane przez Franciszkanów tym razem konwentualnych. Widziałem jeden raz w życiu starszego ojca, który latami prowadził tam duszpasterstwo. Domyślam się, że dziś tam wartę przejęła nowa generacja ojców być może nawet dobrze mi znajomych z Rosji.

W pewnym momencie w tamte okolice odeszło kilku oddanych braci miedzy innymi ojciec Mirosław z Kaługi. Posługiwał tam króciutko jako  neoprezbiter o. Dariusz Harasimowicz.

 

7. TRABY

 

Gdzieś na pograniczu diecezji grodzieńskiej, mińskiej i witebskiej powinny być trudne do umiejscowienia Traby. Piszę o nich w tym miejscu bez sprawdzania na mapie tylko dlatego by upamiętnić postać siostry Teresy Łukszy, która z tych Trab pochodziła a pracowała ze mną nad Donem. To ta sama siostra, która zawiozła mnie i grupę pielgrzymów do Taboryszek.

Była malutka wzrostem ale rezolutna i miała mocny charakter. Bez niej niemożliwe byłoby otwarcie placówki nad Donem i utrzymanie  przez pierwsze trzy trudne lata.

Opowiadała o sobie, że było ich w domu trzy siostry i wszystkie miały w paszporcie wpisaną inną narodowość. Najstarsza wpisała sobie narodowość rosyjską, bo nie czuła się Białorusinką a polskiej narodowości urzędniczka nie radziła wpisywać, bo to w czasach stalinowskich zawsze budziło podejrzenia.

Średnia siostra nie miała już kompleksów więc pozwoliła by jej wpisano narodowość białoruską. Sama Teresa jako najmłodsza chciała mieć wpisaną narodowość rodziców więc biednej matce przyszło się dawać łapówkę by zadowolić upartą urzędniczkę i nie mniej upartą córkę.

Opisana historia to również symptom i syndrom, bo choć jeszcze trzy lata siostra Teresa nosiła w habicie sowiecki paszport i pokazywała go w trudnych chwilach urzędnikom udowadniając im, że ma prawo mieszkać w Rosji, to jednak ostatecznie przyjęła obywatelstwo litewskie. Proszę mi powiedzieć teraz kim naprawdę jest ta siostra urodzona na Białorusi, zdeklarowana Polka super-lojalna wobec nowej swej ojczyzny Rosji i nie mniej lojalna wobec Litwy?

Czy nie jest to czasem kolejny przypadek z serii  naszych losów kresowych opisanych przeze mnie w rozdziałach poprzednich.

A przecież podobne rozterki ma większość kresowych kapłanów nie wyłączając hierarchów takich jak abp Kondrusiewicz. Wypowiedział on w jednym ze swoich wywiadów kapitalną frazę: “moja narodowość katolik“.

Tak się kiedyś w rosyjskim Imperium zaszyfrowywało polskie pochodzenie i lojalność wobec ojczyzny. Resztę rozpoznawało się po imieniu ojca. Prawosławni mieli i mają inne imiona niż katolicy. Jeśli imię Tadeusz nie naprowadza na właściwy trop to powtórzenie katolickiego, egzotycznego dla Rosjan imienia w rubryce: imię ojca, dopowiada reszty.