Wybierz swój język

KUKUŁCZE GNIAZDO

czyli niewiarygodne historie starszych studentów z Pacyfiku

East Asiatic Pastoral Institute znajduje się na przedmieściach Manili na tzw. Loyola Heighs (Wzgórza Loyoli). To malownicza okolica i łatwo się domyśleć - tektoniczna...Ludzie wciąż pamiętają wielkie trzęsienie ziemi sprzed trzech lat, toteż w każdym pokoju wisi instrukcja jak się zachować, gdyby trzęsło.

Nasz niewielki instytut, to jezuicka inicjatywa edukacyjna dla tubylczego kleru z Azji. Miała służyć dla permanentnej edukacji i formacji już wyświęconych księży czy związanych ślubami wieczystymi sióstr. Powstał w Chinach, ze względu jednak na przemiany, jakie się tam dokonały, potrzebna była przeprowadzka do bardziej spokojnego i przyjaznego dla wierzących kraju.

Filipiny zawsze były - jak Polska - "przedmurzem chrześcijaństwa" w Azji.

Instytut został tu przeniesiony z Chin - gdy komuniści zaczęli wymiatać wszystkie instytucje katolickie - "tymczasowo" na teren Jezuickiego Uniwersytetu Ateneo i już 50 lat korzysta z gościnności Jezuitów. Samo Ateneo, to jedna ze starszych uczelni na Filipinach (1859) i najdroższych, przy okazji. EAPI, to swego rodzaju dom szkoleniowy dla kleru Azji, powołany do wcielania w życie ustaleń soborowych. W rzeczywistości jednak, to wielki dom rekolekcyjny i przy okazji taki "kapłański poprawczak", do którego na tzw. "sabatical" trafiają zmęczeni życiem i pracą księża i zakonnice z całego Pacyfiku, Azji, a czasem nawet z Ameryki i Afryki. Turnus poprawczaka trwa pół roku, w moim jednak wypadku - cztery miesiące i muszę przyznać, że czuję się tu jak ryba w wodzie. Dawno trzeba mnie było na coś takiego wysłać. Ja jednak trafiłem tu celowo i na własną prośbę, z okazji 25-lecia kapłaństwa.

Oto lista moich" kompanów niedoli" i niektóre relacje z ich zachowań.

Jest nas na szkoleniu około stu osób i trzydzieści kilka narodów z kilku kontynentów. Nie ma tu studentów z Antarktydy i Ameryki Północnej. Są kapłani zamieszkujący w głównym 3-piętrowym korpusie, są siostry zakonne w dormitorium obok i jedna osoba świecka z Pakistanu, nauczycielka ze szkoły katolickiej. Zgrupowałem ich wedle geografii, kultur i narodów...

W podsumowaniu opowiem troszeczkę o sytuacji kościoła w tym regionie ogólnie i szczegółowo, w każdym z tych krajów. Pewne fakty były mi już wcześniej znane, o wielu rzeczach mogłem się naocznie lub nausznie dokładniej dowiedzieć.

Rozmowy na zajęciach, ale też na posiłkach, dają nam dużo okazji, żeby się wzajemnie ubogacić. Jezuici ten rodzaj edukacji nazywają "kawiarenką", takie kameralne zdobywanie wiedzy od rówieśników, w odróżnieniu od "ogniska", przy którym duża grupa słucha autorytetów i "jaskini", czyli miejsca, w którym następuje refleksja.

I. Ludzie kultury malezyjskiej

Do tej kategorii zaliczamy Indonezję, Malezję i Filipiny.

Papuasi też geograficznie tu pasują, ale z pewnych względów przesuwam opowieść o nich na koniec razem z Afryką, ze względów emocjonalnych i wizerunkowych.

1. Ojciec Wiliam

Redemptorysta z Filipin. Niewysoki, posiada małe kacze azjatyckie nóżki. Uszki jak u kardynała Glempa: wyraziste...płaski nosek, szampański humor, krótka siwa fryzura.

Wsławił się na szkoleniu inauguracyjną Mszą w dzień św. Alfonsa Liguori. Pochwalił się, że w Manili mają redemptoryści piękne Maryjne Sanktuarium. Jeszcze tam nie byliśmy. Wyjaśnił nam wszystkim, skąd na Filipinach biorą się korki na ulicach.

Okazuje się, że winne temu niskie cło na sprowadzane - z Japonii, Ameryki, a nawet z Niemiec i całego świata - rupiecie samochody. Benzyna tu również tańsza niż w Papui, poniżej dolara za litr...

Wiliam to wiekowy ksiądz po 60-tce, ale nie omieszkał wspomnieć, że na Filipinach mieszkają piękne dziewczyny i owszem na różnych konkursach piękności konkurują z Latynoskami.

2. Corazon

Pewna siostra z Filipin mojego wieku, przysiadła się do mnie w autobusie na wycieczce do centrum Manili. Przyznała się, że marzyła kiedyś o pracy na misjach w Papui. Przełożone jej odmówiły, bo Papua ma zły imidż. Powiadają, że nie jest to dobre miejsce dla "młodych sióstr". Potwierdzam, gwałty na kobietach wszelkiego wieku i stanu, są niechlubną czarną kartą Papui. Trzeba długo jeszcze pracować, aby to zmienić. To już nie jest kraj ludożerców jak sto lat temu. Problemy jednak są i to nie małe...

Opowiedziała mi prywatnie historię swego powołania i często pomagała, gdy miałem jakiś problem w zrozumieniu tubylców - Filipińczyków. Dowiedziałem się od niej, że niedaleko Manili, w górach, mieszkają autochtoni o czarnym kolorze skóry, najwyraźniej spokrewnieni z Papuasami.

Corazon, to typowe hiszpańskie imię, oznacza "serce" i owszem, ta siostra bardzo prosta i serdeczna, bezhabitowa, przynajmniej na szkoleniu nie widziałem na niej habitu. Lubi się młodzieżowo, ale skromnie ubierać. Cera żółta, włosy krótkie i żółto-siwe jak siano.

Jej ciocia, również zakonnica, poprosiła ją swego czasu, by mała Corazon pobyła troszkę z nowymi siostrami, które przyjechały z Francji do jej rodzinnej miejscowości i pomagała im się zagospodarować. Przyznała mi się, że marzyła wstąpić do tubylczego zgromadzenia, w którym była ciocia, ale sprawy się tak potoczyły, że własna ciocia znalazła jej "inny zakon" i to właśnie zakon przybyszek z Francji. Taki los.

To one właśnie skierowały młodą zakonnicę do Senegalu w Afryce, gdzie spędziła kilkanaście lat. Siostry te specjalizują się w prowadzeniu szkół.

Opowiadała mi, że choć mieszka tam sporo muzułmanów, nigdy nie bała się chodzić sama po mieście, nawet późną nocą. Islam ponoć jest przyjazny w tym kraju dla chrześcijan, a wielu muzułmanów przechowuje w domu obrazki Serca Jezusowego i Maryi...taki paradoks.

3. Romano

Ksiądz Romano to kolejny "trudny charakter" w naszym kapłańskim poprawczaku.

Ma jakieś 40 lat i typową azjatycką urodę. Jest dość wysoki, przystojny i dobrze wykształcony. Gra na gitarze i ma cechy liderskie, chociaż dostrzegłem, że potrafi być obrażalski.

Jest to naturalizowany w Australii Filipińczyk o szumnym charakterze i przygodach podobnych do Malezyjczyka.

W pierwszym tygodniu mieliśmy 3 dni "silencjum sacrum", co znaczy że w korytarzach i na posiłkach nie rozmawialiśmy. Gdy nadszedł dzień 4-ty, z samego rana ostentacyjnie wrzeszczał na korytarzu i na refektarzu...

4. "Bambina Gesu"

Franciszkanka Dzieciątka Jezus z Filipin w pięknym, białym habicie, niziutkiego wzrostu, o pięknych anielskich rysach twarzy i zawsze uśmiechniętych oczach. Zainicjowała pewnego dnia dla naszej grupy dyskusyjnej kolacje na mieście i nawet obiecała fundować jedzenie, bo jak mówi "biedni franciszkanie zawsze mają pieniądze"... Ja, niestety, nie dotarłem, bo razem z kolegą z Papui po prostu się w mieście zagubiliśmy.

5. Angelina Nazaretanka

Gdy pewnego razu przysiadłem się na refektarzu "do stołu" do siostry Angeliki, to była prawdziwie rozanielona, bo mimo że jest Filipinką, to należy do "polskiego" nazaretańskiego zakonu. Jej strój dostosowany do klimatu. Z formy - jak w Polsce, ale białego koloru. Rysy twarzy typowo azjatyckie, ale nietypowy dla Azjatów szczery uśmiech i poczucie humoru, które najwyraźniej wyróżnia Filipiny od reszty krajów tego kontynentu.

6. Malezyjski diakon

Inny wysportowany chłopak na szkoleniu, to diakon z Malezji.

Przystojny gość o europejskich czy raczej pseudo-perskich rysach, lecz czarnej karnacji twarzy. Barczysty, z prężystym wojskowym krokiem. Wysoko zadarta grzywka, krótka fryzura, modne dżinsy...

Człowiek daleko po czterdziestce, opowiadał nam wszystkim, że nie jest spóźniony w powołaniu, poszedł wcześnie do seminarium, ale na wiele lat odszedł jako diakon w świat, jak syn marnotrawny obejrzał cały świat i właśnie wraca, by otrzymać wkrótce święcenia kapłańskie, a nasze szkolenie pastoralne ma mu w tym pomóc.

Diakon podszedł jako jeden z niewielu i pogratulował mi pewnego dnia, gdy złożyłem świadectwo o swej abstynencji...Poklepał mnie i powiedział, że tego brakuje w naszym kościele, zwłaszcza na misjach. Myślałem, że narobię sobie wrogów, a tymczasem on i kilka sióstr złożyło gratulacje, nawet były oklaski...O to już nie dbam.

II. Czopstyki czyli pałeczki

Japończyków, Koreańczyków, Chińczyków i Półwysep Indochiński czasami w Azji określają, jako "ludzi co jedzą pałeczkami". Wszystkie wymienione kraje są tu reprezentowane, ale pominąłem celowo niektórych reprezentantów, by nie zanudzić...

1. Marta z Hebei

Marta jest najmłodsza w naszym kolektywie.

Średniego wzrostu, szczupła, krótko strzyżona na chłopaka, odziana w dżinsy lub na przemian w długą, bordową spódnicę. Przyjechała na kurs angielskiego i zaraz po zakończeniu trafiła na nasze szkolenie. Nadal mówi z trudem, ale widać, że jest sprytna i poradzi sobie. Przedstawiła się, że jest z Tien Jinkolo Pekinu, ale jak się rozgadaliśmy, to sprecyzowała, że jej rodzice pochodzą z Xian-Xian, najbardziej katolickiego powiatu w Chinach. Była zdumiona, gdy jej wyjaśniłem, że znam jej młodego biskupa Józefa, a z seniorem przed 14 laty gawędziłem sobie na podwórcu katedry po łacinie!

Marta jest zakonnicą miejscowego chińskiego zakonu, bo innym, władze nie wydają pozwoleń na pracę. Matka Teresa z Kalkuty próbowała założyć dom zakonny w Chinach przed laty, ale nawet jej odmówiono, mimo długich pertraktacji.

Jak większość Azjatów, Marta lubuje się w swoim iphonie.

2. Marcus

Wietnamczyk Markus, mój rówieśnik. Średniego wzrostu, inteligentny redemptorysta, w okularach w czarnej oprawie. Melancholik... Opowiadał nam w grupie o tym, jak w młodości zaprzyjaźnił się z zakonnikami na tyle, że gdy mama chorowała ciężko, nie mógł się zmobilizować, by ją odwiedzić w szpitalu...Tato go za to strofował i Bogu dzięki, wykonał swój obowiązek, ale do dziś ma wyrzuty sumienia, że zrobił to bez entuzjazmu. Wkrótce potem mama zmarła i nie miał szansy na poprawę.

3. Dominic

Młodszy kolega Dominika, również redemptorysta.

Średniego wieku i wzrostu. Opowiadał o swej bardzo pobożnej rodzinie i o tym, jak go tato do krwi bił pałką po głowie, gdy się lenił modlić.

O dziwo, poskutkowało i wcale nie widać żalu do ojca z powodu takiego traktowania. Na odwrót, Dominik jest wdzięczny ojcu za wiarę i powołanie. Jest tym młodzieńcem, który nie znał skrótu SVD, oznaczającego buddystów. O tym będzie troszkę później. Proszę się na to przygotować...

Sądząc po dwu kolegach z Wietnamu, ci ludzie są wyjątkowo grzeczni i pokojowo nastawieni. Nie mogę pojąć, dlaczego tak długo wojowali z Amerykanami...

4. Syn buddysty z Mianmaru

Na szkoleniu jest sporo osób z Mianmaru, sióstr i kapłanów. Wszyscy są bardzo młodzi. Gdy trafiłem na dyskusje do grupy z jednym z nich, dzielił się ze mną swoim przeżyciem powołania. Mama katoliczka zmarła tuż przed wstąpieniem do seminarium. Ojciec owdowiawszy wstąpił do buddyjskiego klasztoru i gdy nadszedł dzień święceń, zjawił się na uroczystości w swoim habicie, czym wywołał konsternację, bo w Birmie to należy do złego tonu. Młody ksiądz wyznał jednak, że ojciec chciał w ten sposób podkreślić swoją dezaprobatę dla życiowego wyboru, jakiego dokonał syn.

Buddyści w Mianmarze stanowią druzgoczącą większość, a poziom tolerancji wobec innowierców jest niski. Katolicy mają 200 tys. wiernych i bodajże 3 diecezje.

Któregoś dnia bawiliśmy się w "zepsuty telefon". Zanim doszła do końca wiadomość, że "Jest ładna pogoda", zamieniła się w "Podoba mi się twój styl". Nasz kolega z Birmy spóźnił się na te zajęcia i nie miał pojęcia, co jest grane. Jako ostatni usłyszał to, co było mówione i miał to powiedzieć przez mikrofon. Wziął go z radością i skomentował "Od wielu dni marzyłem, by coś powiedzieć do mikrofonu i dziś mam okazję powiedzieć, że się cieszę, bo mój styl się wam spodobał"! Nie muszę tłumaczyć, ile śmiechu spowodował swą wypowiedzią i do tego łamanym angielskim.

III. Ludzie sari

Jak się łatwo domyśleć, chodzi o Indie, Pakistan, Bangladesz i Sri Lankę.

Duże wpływy hinduskie są w przylegającym do Afryki - Mauritiusie.

1. Siostry z Cluny

Przypomnę, że Cluny to największa średniowieczna fundacja francuskich Benedyktynów. Ich klasztor miał większy rozmach niż sam Watykan. To słynne miejsce odrodzenia duchowego i kulturalnego Europy oraz ojczyste gniazdo pewnego świętego o imieniu Józef. Rewolucja francuska, owszem, pozostawiła po świetnym klasztorze "kamień na kamieniu". Znacjonalizowała, jak wszystkie kościoły, potem sprywatyzowała...Świeccy dokonali pełni zniszczenia i do dziś mieszkają w barakach sporządzonych ze szczątków wielkiej fundacji... Mamy na szkoleniu dwie Hinduski średniego wieku, należące do francuskiej kongregacji św. Józefa z Cluny. Jako neoprezbiter oglądałem ich generalny dom w Cluny. Wielki kościół i setka staruszek w środku... Nie ma powołań w Europie, ale w Indiach - owszem. Gdy pewnego dnia trafiłem do tej samej grupy dyskusyjnej, która miała opisać atrybuty duchowości, próbowałem się przebić, ale gdzież tam. Te gadatliwe Hinduski przebijały wszystkich i nie dały się przekonać, że jest w naszej grupie ktoś mądrzejszy od nich.

Tę przypadłość, niestety, dostrzegłem też w zachowaniu hinduskich księży...

Dodam, że obie panie wyjątkowo urodziwe. Ciemnoskóre, ale podobne rysami i temperamentem do Ormianek.

2. Puritana

Hinduska, koleżanka siostry ze Sri Lanki. Z wyglądu i zachowania, bardzo do srilankijskiej siostry podobna, opis poniżej, najprawdopodobniej z pochodzenia - Tamilka.

Filigranowa wzrostem, ale jak większość Tamilczyków - "tygrysica".

3. Sri Lanka

Siostra ze Sri Lanki jest tamilskiego pochodzenia. Nauczyła nas wszystkich, jak mówić w tamilskim dialekcie dzień dobry: kalej manakan. Jest najbardziej filigranowym uczestnikiem zajęć i przy okazji ma najbardziej roześmianą buzię i piękne, kruczoczarne włosy.

4. Serafina nauczycielka

Jedyna świecka osoba na naszych zajęciach. Wdowa, 5 dzieci, nauczycielka. Dzieliła się z nami swymi wrażeniami z dzieciństwa. Jako chrześcijanka była zawsze narażona na drwiny ze strony muzułmanów. Na tym tle nabawiła się kompleksów, które wyrażają się w podobny sposób, jak u hinduskich sióstr. Mam na myśli przesadną gadatliwość.

5. Rikesh

Rikesh to chłopak z Bangladeszu, brat zakonny średniego wieku.Zadbany, w okularach w czarnej oprawie, sangwinik z dużą grzywką.Lubi się głośno śmiać, biega prawie co dzień i gra w piłkę.Z temperamentem krzykacza, jak wielu futbolistów. Jego rodzony brat jest kapłanem.Gdy się przedstawiał na początku zajęć, prosił, by go nie mylić z rikszą czyli hinduskim rowerem na trzech kółkach.

6. Ksiądz z Bangladeszu

Niemal każdy dzień mamy pracę w grupach i co chwila zmieniamy partnerów. Jednym z nich był młody ksiądz z Bangladeszu, który mi wyjaśnił, że w połowie seminarium zawahał się w powołaniu i już mu nawet rodzice szukali pannę wedle miejscowego zwyczaju, ale uznał to za pokusę i wycofał się z projektu, mimo zaawansowanych przygotowań. Pytałem się, czy narzeczona była piękna, a on wyznał, że nawet jej nie widział na oczy. W Bangladeszu - panny dla chłopców - oglądają rodzice i młodzi zapoznają się dopiero w przeddzień ślubu. Ufają, że rodzice dokonają najlepszego wyboru...

7. Chung Chung z Mauritiusu

Kolejna Chinka w naszym towarzystwie i przyjaciółka oraz rozmówczyni Piotra. Na Mauritiusie - francuski jest językiem panującym. Gdy słyszę Chung Chung, jak głośno powtarza „ola-la”, to zapominam od razu, że to Chinka...

Jest bardzo bystra, wszystkowiedząca i uczynna, a przy okazji filigranowa i elegancka.

Myślałem, że jest tutaj wykładowczynią, zanim się zorientowałem, że to po prostu super inteligentny człowiek.

IV. Ludzie kundu i tamtamy

Afryka jest bardzo daleko od Papui, ale łączy te dwie różne kultury i kontynenty - miłość do bębnów i są też podobieństwa w rysach i kolorze twarzy.

1. Werbista Samuel

Niski, rubaszny, czarnoskóry, łysy.

Najbardziej rubaszny ksiądz na szkoleniu to ciemnoskóry werbista z Papui Nowej Gwinei z okolic Mount Hagen, czyli z papuaskich gór. Zawstydził pewnego Wietnamczyka opowieścią o tym, co znaczy skrót SVD.

Ogólnie wiadomo, że nazwa werbiści pochodzi właśnie od tego skrótu (Societas Verbum dei). Wietnamczyk, który nie słyszał o tym zakonie, usłyszał od Samuela szyderczą wersję tego skrótu Seks We Don't...Smoke We Do, co w tłumaczeniu na polski oznacza, że jest to zakon, w którym nie ma seksu, ale jest tabaka!

Innym razem na szkoleniu, gdy każdy z nas miał przygotować jakieś krótkie pozytywne postanowienie i powtórzyć to trzykrotnie, co wszyscy posłusznie wykonali, a brzmiało tak: "Postanawiam się uśmiechać", "Postanawiam być miły", "Postanawiam się zmienić", Samuel wstał i powiedział trzy razy: "Postanawiam, że będę smutny i zły".

Moje postanowienie było podobne: "Jeśli Pan Bóg wstrzyma ulewy, zacznę się śmiać jak dziecko". Każdy dobrze wie, że przez cały sierpień i wrzesień, a zapewne i kolejne miesiące do Świąt B. Narodzenia - padają na Filipinach ulewne monsunowe deszcze i moje postanowienie będzie trudne do wykonania.

2. Benjamin opowiada o biciu

Inny kapłan z Papui, mój kolega z diecezji Kimbe, odwiedza Manilę po raz wtóry. Był tu na szkoleniu jako młody ksiądz, a teraz poprosił o powtórkę, bo poczuł się zmęczony i wypalony w powołaniu...

Znał dobrze dokąd i po co jedzie, ale przede mną się nie wygadał. Dla mnie to szkolenie to wielka niespodzianka, dla Benjamina - po prostu zabawa.

Gdy się dzieliliśmy świadectwami o zranieniach z dzieciństwa, Benjamin opisał dokładnie, jak wielką rolę do dziś w wychowaniu chłopców, pełni publiczne pałowanie, czyli bicie kijami.

Benjamin, podobnie jak i ja, lubi wybałuszać godzinami oczy w telewizor. Trafił do poprawczaka z powodu uzależnienia hazardowego, jakiego się nabawił ostatnio i biskup nie widział innego sposobu, jak tylko odizolować go na jakiś czas od środowiska karciarzy i innych gamblerów z diecezji. Wyjątkowo inteligentna bestia. Wysoki, przystojny, ale ostatnio wyrósł mu brzuch i z wiekiem, opuściła mu się na dół, mięsista nietypowa dla Papuasa, "afrykańska" warga.

Klerycy żartują, że mógłby uprawiać sumo.

3. Justa z Zambii

Kolejna Afrykanka w naszej rodzince. Należy do tubylczego, afrykańskiego zgromadzenia. Używa jaskrawobłękitnego stroju i podobie jak dwie Hinduski, razem ze współsiostrą tworzy zespół najbardziej gadatliwych sióstr.

Gdy składaliśmy życzenia urodzinowe, Justa z koleżanką, po afrykańsku wibrowały językami, by wyrazić radość.

4. Pierre z Kamerunu

Pierre - jak wielu - ma trudności z angielskim, ale świetnie gada po francusku, bo Kamerun to dawna kolonia francuska i oczywiście - super katolicki kraj. Ucieszyłem sie, gdy go zobaczyłem w koszuli z obrazem Jezusa Miłosiernego i z polskim napisem w oryginale „Jezu ufam Tobie”. Odwdzięczyłem mu to piosenką "au claire de la lune, mon amie Pierrot". Od tej pory jesteśmy kumplami i Pierre wymusza na mnie, bym z nim gadał po francusku właśnie.

Jest już po 60-tce. Mówi i porusza się powoli. Włosy mu wszystkie zbielały, ale nie wypadły.

V. Parę refleksji o regionie

Taki właśnie – kosmopolityczny - jest ten nasz katolicki kościół.

Warto się temu przyjrzeć dokładnie, bo wbrew wielu pretensjom, jakie mamy do drugiego soboru watykańskiego i owszem, w Europie spowodował on wiele strat, ale na arenie międzynarodowej, w tym również w Azji, kościół rośnie w sensie duchowym, choć czasem maleje w sensie uposażenia czy politycznego znaczenia.

Przed soborem, nigdy nie było w Azji tak wielu tubylczych księży, sióstr, biskupów.

Nigdy Azja nie miała tylu co dziś, kardynałów.

O ile Jan Paweł II pokładał wielkie nadzieje w Latynosach i Afryce, to cechą charakterystyczną pontyfikatu Papieża Latynosa, może być troska o Azję, czego on nie ukrywa. Również w tej sprawie chce być troszkę oryginalny i chwała mu za to.

1. Filipiny to potęga

Wszyscy ostatni papieże tu bywali.

Jest mnóstwo diecezji i setki biskupów. Kościoły pękają w szwach, a msze są odprawiane nawet w centrach handlowych. Nie brakuje kreatywności. Wyższe uczelnie, podobnie jak w Japonii, są prestiżowe i najdroższe w kraju...

Są też problemy w prowincji Mindanao, gdzie jest grupa muzułmanów. Jest też zbzikowany prezydent w stylu Donalda Trampa, któremu się zdaje, że ma zbyt wielu ludzi i odstrzeliwuje bez sądu narkotycznych dilerów oraz wspiera lobby aborcyjne.

2. Aborcja i turystyka seksualna to problem tajlandzki

Wielu z nas pamięta wielkie tsunami na początku stulecia, które pochłonęło życie ćwierć miliona Tajlandczyków.

Sporo kaznodziejów komentowało to jako "bicz boży" na ten nazbyt liberalny kraj.

Największe rozprzężenie moralne jest właśnie w tym kraju, który nie doznał klęski komunizmu jak Laos, Wietnam czy Kambodża, ale jest jaskrawym przykładem, czego może dokonać w azjatyckim kraju nadmierny liberalizm...

Sami Tajlandczycy są najbardziej sympatycznym narodem na świecie, który nie przestaje się do cudzoziemców uśmiechać. W tym jednak konkretnym wypadku może lepiej, żeby przestali się śmiać i zapłakali nad swym losem.

3. Łzy Khmerów

Khmerowie nie płakali, gdy wycinali w pień swój naród. Podobno jednak w ich szeregach właśnie spotyka się obecnie najwięcej nawróceń. Proszą o chrzest całe wioski i całe powiaty w zapomnianych zakątkach kraju. Co ciekawe, skompromitowali się buddyjscy mnisi, którzy zajęli tu postawę wyczekującą, a w niektórych wypadkach wręcz otwarcie kolaborowali z czerwonymi khmerami. Teraz więc widzi się łzy nawrócenia.

4. Prześladowani we własnym kraju

Kler z Indii czy Pakistanu nie jest bogaty, ale jakoś się trzyma i jest bardzo umotywowany.

W Pakistanie jest tzw. "blasphemy law" - bicz na wszystkich chrześcijan - oskarżanych często bez powodu o lekceważenie Koranu, a za to można tu umrzeć...

W Indiach szaleje hinduistyczny premier i jego ksenofobiczna - wobec islamu i chrześcijan - partia. Mają wiele szkół i szpitali, choć niestety nowy premier Modi się odgraża, że je znacjonalizuje i mówi to bardzo serio. Mimo to, w Indiach prowadzi się misje wewnątrz własnego kraju, zwłaszcza ci z Południa, gdzie katolików jest więcej, wielokroć udają się na północ. Wszystko to - na tle rosnącej ksenofobii wobec misjonarzy zagranicznych -którym nie wolno, w Indiach czy w Chinach, pracować. Nie dostaną po prostu wizy.

Atutem hinduskich katolików jest nadal uwielbiana przez wszystkich Matka Teresy z Kalkuty. Symbol - całego odnowionego przez sobór - Kościoła. Kościoła otwartego na "trzeci świat". Kościoła niesamowicie kreatywnego, który potrafi działać w ekstremalnych warunkach, bez wsparcia "wielkich tego świata".

5. Nadal sytuacja w Chinach i Wietnamie jest zła

Zła w sensie konfrontacji z władzami. Dochodzi do ingerencji w wewnętrzne sprawy kościoła. Często świątynie są burzone przez władze, ale uparci wierni budują wciąż nowe. Jest też sporo powołań w tych krajach, mimo że zza granicy trudno kogoś zaprosić. Ja sam, gdy odwiedzałem Chiny w 2006-m roku, miałem wizę biznesmena, a księża w Pekinie bali się mnie zapraszać na dłuższe rozmowy, bo są inwigilowani i takie wizyty są monitorowane.

6. Papua i Afryka

Kiedyś w tych krajach mocarstwa kolonialne - w sposób otwarty lub pośrednio - wspierały lub sympatyzowały misjom. Dziś już na to nie można liczyć, choć zdarza się jak w Papui, że katolickie szkoły lub szpitale dostają od państwa subsydia, a pracownicy tych instytucji - wypłaty. Jest to jednak konieczność chwili, bo inaczej nasz kościół musiałby porzucić te projekty, tak niegdyś ambitne. Teraz w katolickich szkołach i szpitalach nie ma nic. Czasem brakuje kredy czy lekarstw od malarii - tak powszechnej w Papui. Domyślam się, że i Afryka spotyka się z trudnościami okresu przejściowego i kwitnące nasze szkoły misyjne lub szpitale, z trudem wiążą koniec z końcem, że nie ma dobrego personelu...

Ciekawostką jest jednak, że zarówno Afryka jak i Indie, a niegdyś Chiny czy Wietnam, miały więcej katolickich szkół niż Polska. Tę przewagę nad nami ma również mniejszościowy kościół w Japonii.

Jest się czego wstydzić i nad czym pracować.

Gdybym nie wyjechał na misje, nigdy bym się nie domyślił, że takie paradoksy bywają na misjach... Jeśli słychać, że w Polsce potrzebne są misje, to na pewno w tym sensie jest dużo do zrobienia i będzie to praca u podstaw - o ile ktoś się na to zdecyduje. Myślę, że warto - tak samo, jak warto dbać o katolickie media... W Azji i na Pacyfiku choć kuleją, ale są.

VI. Owce zagubione

Pozostało jeszcze mi opisać wielu uczestników szkolenia. Muszę się jednak im lepiej przyjrzeć i przysłuchać, by ładnie zrelacjonować. Jest tu przedstawiciel Japonii młody ksiądz Taro i siostra z Korei o imieniu Abrahama. Jest również bardzo sympatyczny, młody kapłan z Tajlandii. Jest dwoje Latynosów: ksiądz Horacio z Argentyny i Andaluzyjka z Hiszpanii.

Razem ze mną z Papui przyjechała największa delegacja, bo aż 9 osób. Jest tu nas w Manili więcej, niż samych Filipińczyków czy Hindusów. Postaram się opisać jeszcze ten fenomen i tych uczestników.

Sporo Indonezyjczyków przyjechało na zajęcia. Jest młody ksiądz John z Fidzi i reprezentantka z Tonga. Jest czego się napatrzeć i nasłuchać. Ponieważ jednak to dopiero początek naszych zajęć, nie chcę się naprężać. Nie chcę zmyślać historii, które się nie wydarzyły i osób, które za mało poznałem.

Przyjdzie czas, by opowiedzieć więcej i ciekawiej o ludziach z Azji, Pacyfiku i Ameryki. Ufam, że starczy mi sił i natchnienia, żeby zrobić to ciekawie.

Każdy z uczestników szkolenia ma jakieś plany i ambicje, wszyscy też przyjechaliśmy z jakimś strapieniem, które wymaga leczenia i troski. Mam nadzieję, że ta opowieść stanie się zachętą do większej modlitwy za misjonarzy, również tych tubylczych, „własnego chowu”, nie mniej od Europejczyków ambitnych...

Napiszę również o naszych wykładowcach.