W sobotę niewiele spałem w nocy i wędrowanie szło mi opornie. Tym niemniej, każdy krok był dla mnie natchnieniem. Jest jakaś tajemnicza energetyka w nieznajomych ludziach, zwłaszcza tych, co nie mają tajemnic, których walka o byt toczy się bez skrępowania na oczach miasta. Targują, szyją, żebrzą, wędrują, uprawiają sport, modlą się. Filipiny są takim krajem, gdzie nie ma udawania. Wszystko jest napisane jak na dłoni.
Chodzę nadal bez mapy, kompasa i przewodnika. Chodzę na psi węch i mam z tego dużo satysfakcji, bo nic się nie da przewidzieć, tak jakby Anioł Stróż, a nie ktoś inny prowadził mnie za rękę. Toteż moja opowieść jest hymnem na cześć Anioła Stróża, który mi tego dnia wielkie rzeczy uczynił.
Przed południem byłem w Bazylice św. Dominika i Uniwerku św. Tomasza. Wiele przeżyć w Chinatown. Po południu, czekało mnie wiele wrażeń na osiedlu Quiapo z bazyliką Czarnego Nazareńczyka, muzułmańskie osiedle i Msza u Karmelitów.
-
Kapliczka z zaułku
Zanim jednak dotarłem do tych wszystkich ciekawych miejsc, dostrzegłem w głębi wąskiej uliczki kaplicę Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Zagłębiłem się w zaułek. Ludzie uśmiechali się do mnie tajemniczo, dzieci najwyraźniej przyzwyczajone do turystów, nie zwracały uwagi na "Europejczyka". Zajrzałem do kaplicy przez kraty. Dostrzegłem w środku niewielki ołtarz i jakieś 20 plastykowych krzeseł mocno sfatygowanych i złożonych piętrowo jedne na drugie oraz kolubryna do przewożenia obrazów w procesji jakby czekająca na fiestę.
-
Quiapo Church
Mnóstwo krawców - W okolicach kościoła Czarnego Nazarejczyka, w podziemnych przejściach i korytarzach podcieni, trudno się przebić ze względu na wielką ilość kramików, krawców i przygodnych klientów.
Far East University - Obok kościoła się mieści znany Dalekowschodni Uniwersytet, ale też Seminarium Werbistów, o czym się dowiedziałem dopiero wieczorem nazajutrz.
Dziecko jak pomnik - W okolicach Quiapo, widziałem chłopca, śpiącego boso na postumencie jak żywy pomnik, który warto by kiedyś wznieść wszystkim bezdomnym dzieciom na pamiątkę...
Daj mi jeść - Widziałem po raz kolejny 30-latkę bez zębów, która wyciągała do mnie dłoń, prosząc o jedzenie...Jej też się należy pomnik, bo walka o przetrwanie jest zaiste heroiczna...Jedynym atutem jest klimat, który nie wymaga koniecznie dachu nad głową. Z przeziębienia mało kto tu umiera, z przegrzania owszem w ciągu dnia można.
Śpiący z kubkiem - Jeszcze jeden sierota zjawił się w polu mego widzenia, kolejny heros, który na chodniku prosząc o jałmużnę, z kubkiem na grosiki zasnął, ale kubek sterczał dzielnie, nie przewrócił się, ofiary nie wypadły...Mało tego, domyślam się, że żebrzący we śnie dostał tyle samo, co wtedy gdy nie spał...
Noclegownia koło Quiapo - W pewnym odcinku wędrówki do Quiapo, ujrzałem grupę żebraków, która jakby pozowała do zdjęcia. Leżeli pokotem na chodniku, w cieniu jakichś schodów i było ich sześciu, a wokół tłum obojętnych, w tym tłumie ja, anonimowy reporter.
Woda - Pragnienie Mszy świętej było ogromne, bo z rana przespałem nabożeństwo w Instytucie. O 15-tej nie było mszy, więc się tym bardzo zmartwiłem i poszedłem na teren drogi krzyżowej, by znaleźć toalety i napić się w nich wody. Do toalety była kolejka, ale w głębi dostrzegłem kran na podwórku. Poprosiłem robotników o pozwolenie i ci chętnie się zgodzili, bym się napił.
-
Meczet
Idź do administracji - Znaki kierowały mnie do parku Rizala, ale w okolicach mostu zgubiłem ślad. Skręciłem w głąb osiedla i ujrzałem arkę z napisem "Dzielnica muzułmańska".
Burki - Zaintrygowało mnie to. Kobiece stroje z chustkami na głowie i męskie długie jaskrawe koszule oraz kucharskie mycki i białe piuski na głowach wielu panów...Przez chwilę poczułem się, jakbym odwiedził Taszkient. Meczet murowany biały, niewysoki z nadzwyczaj wielką kopułą i śpiew donośny z głośnika.
Próbowałem się przedrzeć do środka, ale security mnie zatrzymał pytaniem, czy jestem muzułmaninem. Powiedziałem, że nie, że jestem chrześcijaninem, a ten mi na to, że w takim razie muszę zgłosić swoją wizytę w administracji. Poczułem się dokładnie tak samo, jak parę tygodni temu w Iglesia ni Cristo. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem. Nie miałem przy sobie broni ani brzydkiego stroju. Na twarzy miałem napisane przyjazne zamiary, ale to gościa nie przekonało, poszedłem więc do swoich.
Muezzin - Zrobiłem kółeczko po islamskiej dzielnicy, jeszcze 5 minut dźwięczała mi w uszach pieśń muezzina, a gdy opuściłem osiedle, dojrzałem w głębi kościół św. Sebastiana. Znowu poczułem dłoń Anioła Stróża...Ucieszyłem się, choć szkoda mi było Rizala, wyraźnie zgubiłem ślad...
State University - W pół drogi do św. Sebastiana dojrzałem kampus Państwowego Uniwersytetu, nazwa wyleciała mi z głowy...Nie miałem z sobą notatnika.
Klasztor sióstr - Natrafiłem też na klasztor sióstr, którego brama była otwarta. Wejście było stylizowane jak fronton kościoła, lecz gdy wdepnąłem do środka, przekonałem się, że to... garaż.
-
Sebastian
Ślub - U św. Sebastiana jestem po raz wtóry, tym razem w dzień i po zakończonej Mszy ślubnej. W tych centralnych kościołach śluby prezentują się wyśmienicie, niesamowite kreacje. Mógłbym policzyć, ile tysięcy dolarów odziały na siebie niektóre panie, ale nie chciało mi się na to zwracać uwagi. Zacząłem się dopytywać o figury, których symboliki nie znałem.
Mały Nino - Miejscowe parafianki wyjaśniły mi, że mały generał w stroju napoleońskim w lewej nawie, to Dzieciątko Jezus. Tak mi podpowiadała intuicja, ale nie mogłem uwierzyć, że można dzieciątko Jezus w takim wariancie postawić wysoko na ołtarzu...
Generał- To był dla mnie zgrzyt, bo to mi się bardziej kojarzy z ołowianymi żołnierzykami do zabawy niż do modlitwy, ale o gustach przecież i kolorach dżentelmeni nie dyskutują...
-
Franciszkanie
Antoni - Powędrowałem znaną mi drogą w kierunku czarnej linii metra i kątem oka ujrzałem dwa kolejne kościoły na deser. Ponieważ u Sebastiana przeżyłem podobne rozczarowanie jak u Nazareńczyka, zamiast Mszy napiłem się wody i serce zabiło mi mocniej, że może tu będzie sobotnia wieczorna liturgia... niestety. Kościół, bardzo stary z wyglądu, świecił pustkami i wyglądał mi na zaniedbany, może dlatego, że o 30 kroków dalej było "narodowe sanktuarium MB Loretańskiej".
Loreto 1666 -Starożytny kościół, troszkę młodszy od Uniwersytetu św. Tomasza... u MB Loretańskiej rzeczywiście większy ruch. Trochę ludzi modlących się przy ołtarzu. Paru mężczyzn myjących schody wejściowe. Figurka loretańska z wielkimi fałdami spódnic, jedna mniejsza - wysoko na ołtarzu, a druga nisko - patrząca na pielgrzymów.
Widząc, że msza będzie dopiero o 18.00, ruszyłem na dalsze poszukiwanie kościołów.
-
Aurelio University
No smoking zone - Kolejna wyższa uczelnia, jaka mi się napatoczyła na ostrym zakręcie metra, które w Manili niemal w całości przebiega piętrowo nad szosą. Wygięcie wiaduktu skopiowały ściany uczelni, więc siłą rzeczy budynek skojarzył mi się z fantazjami Gaudiego. Na bramie wejściowej zakaz palenia.
Chemin Neuf - Obok uniwersytetu, sporych rozmiarów szkoła prowadzona przez Chemin Neuf i wewnątrz sporych rozmiarów świątynia, do której nie sposób było wejść, bo brama wjazdowa do szkoły zamknięta na trzy spusty. W sobotę szkoły z reguły mają wolne.
-
Nuestra Siniora del Savacion
Jakby Ostra Brama - Tydzień wcześniej widziałem z wysokości wiaduktu dwa niewielkie kościoły. Teraz kierując się znakiem, odszukałem oba. Wcześniej natknąłem się na zbór adwentystów z chińskimi hieroglifami na wejściu, widać i tu są Chińczycy...
Chromy zakrystianin - Jakieś 20 metrów od zboru był stylowy latynoski kościółek o hiszpańskiej nazwie. Zapytałem zakrystianina po angielsku o jakiej porze Msza, a ten mi odpowiedział po hiszpańsku "a la seis".
Schola - Chórek kościelny miał próbę, było kwadrans przed piątą, nie miałem siły czekać, zwlokłem się zniechęcony kolejną porażką...
Wąska kolej - Poszedłem na azymut w głąb osiedla i dostrzegłem wielkie tłumy młodzieży oraz linie kolejki wąskotorowej i przystanek oczekujących na pociąg.
Politechnika - Odnalazłem przypadkowo kolejną uczelnię. Tym razem to była politechnika.
-
Najświętsze Serce
Próba procesji - Serce zabiło mi mocno, gdy skręciwszy w stronę metra, ujrzałem dwie wieżyczki czerwonego kościoła, który chciałem odwiedzić tydzień temu. Wszedłem i chciałem dotrzeć do ołtarza jak najprędzej. Zablokowali mnie ministranci, którzy majestatycznym krokiem jak ślepi podążali w stronę ołtarza. Po raz kolejny zadałem pytanie przypadkowym kobietom "O której msza"...odpowiedź ta sama "a la seis" - jak zbity kot ruszyłem w poszukiwanie kolejnej świątyni. Moja mordęga miała trwać.
Wiązki świec - Na zewnątrz świątyni dojrzałem kramik ze świecami, które wierni tak jak w Fatimie palili na zewnątrz kościoła całą wiązką, piękny płomień na wietrze. Jedna świeca by od razu zgasła, a wiązka pali się świetnie...
Metodyści - Po drugiej stronie linii metra rozpoznałem, znany mi sprzed tygodnia, kościół Metodystów białego koloru. Szanuję ich za to, że nie krępują się krzyża. W tym dniu to już drugie spotkanie z metodystami...
Four square - Zdziwiłem się, gdy ujrzałem po sąsiedzku, znaną mi z Papui totalitarną sektę "czterech skwerów" lub jak czasem lubią mówić "czterech dróg" lub "czterech ewangelii".
Sekta powstała sto lat temu w Hollywoodzie, radiowa prezenterka "ciocia Emmie" dała tej sekcie początek. Przykład na to, jak media sprzyjają głoszeniu albo antygłoszeniu ewangelii.
Katolicy, katolicy, nie śpijmy!
-
Karmelici
Nieszpory - Dotarłem nareszcie na godzinę 18-tą do sanktuarium MB Szkaplerznej, mimo że była pora zaczynać mszę, jakieś tercjarki kończyły nieszpory. Wyszukałem miejsce nieopodal scholi, gdzie dwa wiatraki dawały ukojenie. Trzymałem się dzielnie do kazania, ale zaraz na początku opowieści młodego księdza o 99 owcach, przymknęły mi się oczy.
Rodzinny pocałunek - W trakcie znaku pokoju, przykuł moją uwagę rodzinny pocałunek pięciorga, rodziców dziadków i dzieci...trochę było przy tym przepychanki, ale tak się poczułem jak w Hiszpanii, a może nawet lepiej...
Przyjąłem komunię...Nie czekałem na ogłoszenia, nie miałem sił. Myślę, że zrobiłem tego dnia 30 km od 9.30 do 19.00. Zanim dotrę do domu, będzie równo 10 godzin.
Zagubiona owca - Poszedłem na stację metro, a obok niej dostrzegłem kolejną grupę bezdomnych gotową do snu na kartonie.
-
Powrót metrem
Para zakochanych - W metrze sporo młodzieży, w tym również z Europy. Para zakochanych przykuła mój wzrok. Mieli tak podobne twarze jakby byli rodzeństwem. Młody milczał, a dziewczyna wpijała mu się w oczy jak pijawka i gawędziła bez ustanku jakby w obawie, że ktoś inny może do niego zagadnąć...
-
Finał
Przy wejściu na Ateneo uważnie sprawdzono moją kartę identyfikacyjną.
Byłem tak sfatygowany, że poszedłem w niewłaściwym kierunku i zagubiłem się pośród licznych uczelnianych budynków. Tam kolejny ochroniarz - goryl mnie sprawdził. Wyprostowałem kości, zawłaszczyłem sobie pozostawioną na ławce przez anonimowych studentów butelkę z wodą mineralną... połowa wody była w środku. Piłem zachłannie jak alkoholik. Podziękowałem w sercu wszystkim Aniołom, za dzień pełen przygód, na wysokości kościoła akademickiego i wszedłem do akademika EAPI dokładnie o 19.30. Jeszcze zdążyłem na kolację... Zdążyłem się podzielić wrażeniami z grupką, takich samych jak ja spóźnialskich.
Manila, Quezon City
10-12 września 2016