MSZA NA LOTNISKU
W Uroczystość MB Różańcowej dostałem zaproszenie, by odwiedzić Visajas niedaleko Cebu czyli tych miejsc, gdzie Hiszpanie razem z Magellanem wylądowali 500 lat temu. Visajas jest też znana światu z powodu największego huraganu w historii porównywalnego z 30-ma bombami atomowymi, 3 lata temu. Tajfun zalał i zniszczył dwie prowincje okręgu Visajas i zabrał życie 10.000 ludzi. Zniszczone zostały domostwa milionów. Do dziś te zniszczenia są widoczne.
1. Jak dotrzeć na czas z małym budżetem?
Podróż na lotnisko to swego rodzaju wyczyn, któremu chcę też poświęcić chwilę uwagi, bo z racji na nieobecność pieniędzy w kieszeni, miałem dojechać w inny sposób niż zwykle to robią kapłani z Filipin i większość studentów EAPI. Myślę, że każdy kto lubi moje bajki, z ciekawością wysłucha, jak mi się udało dotrzeć za 53 peso czyli 3.50 zł, zamiast 550 peso na taksówce... Brak pieniędzy naprawdę inspiruje do wszelakiej twórczości i wedle tej zasady, brak inspiracji twórczych może oznaczać, że przytrafił nam się dostatek, czyli nadmiar kasy.
Po kolei jednak.
2. Podróż metrem
EDSA - linię numer 3 albo też czarną, z której miałem skorzystać, znam już z powodu dwu wizyt w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, które jest dokładnie na połowie trasy do lotniska. Drugie sanktuarium MB Nieustannej Pomocy prowadzone przez Redemptorystów jest o 10 minut drogi samochodem od lotniska. Planowałem, że odbędę ten ostatni odcinek pieszo. Tym nie mniej, miałem informacje o tzw. shuttle, jeepni i innych formach dojazdu, bez używania taksówki.
Przesiadka na Cubao - Martwiłem się z powodu przesiadki, bo pamiętam, że trzeba pokonać wiele krętych dróżek po ogromniastej galerii, w której siedzi pół miasta Quezon City, ruch jak na Marszałkowskiej i można się zaplątać. Pytałem jednak co chwila o drogę i miałem szczęście, ze ludzie mi życzliwie odpowiadali.
W złej kolejce - kiedy tak sobie kontemplowałem niespodziewaną i niespotykaną wcześniej życzliwość przechodniów, dotarłem wreszcie do długiej kolejki po bilety. Zapytałem pierwszą z brzegu kobietę, czy to jest kolejka po bilety wyłącznie, czy wszyscy pasażerowie czekają tutaj. Kobieta się speszyła i powiedziała, że wszyscy. Po pięciu minutach, gdy zacząłem coś podejrzewać, ona mnie przeprosiła i powiedziała, żebym się zapytał security, bo ona nie jest pewna. Security owszem pokazał mi, gdzie jest wejście na perony, a ja się złościłem z powodu swej naiwności, że nie tak zapytałem i nie tę osobę co trzeba, tracąc cenny czas.
Muzułmanin z różańcem - w pociągu przyglądał mi się spode łba wysoki i dość krępy jegomość, który coś bormotał pod nosem, a nawet chwilami nucił. Gdy się zwolniło miejsce siedzące, zajął je i ostentacyjnie wyciągnął muzułmański różaniec, szybko przebierając 99 oczek czyli paciorków.
Na brzuchu miał sporych rozmiarów torbę, w której spokojnie się mogła zmieścić bomba, ale sam siebie skarciłem za takie myśli, bo przypomniałem sobie, że na wejściu wszystkie torby są sprawdzane. Każdy potencjalny terrorysta powinien to wiedzieć.
Młodzież z telefonami - nie mogę się też nadziwić, że wśród podróżujących panuje milczenie . Pełen wagon ludzi, mogliby sobie gawędzić, ale nie. Każdy ma zatkane uszy słuchawkami i słucha sobie jakiejś muzyczki.
Przebity pieprzyk - już przywykłem, że młodzież całego świata tatuuje się na potęgę i wiesza kolczyki na czym się tylko da. Dziś jednak, inny gość zadziwił mnie swymi sporych rozmiarów pieprzykami na przedramieniu i na nich, o zgrozo, kolczyki...to było jak publiczna akupunktura, mrówki mi przeszły po plecach. Ludowa mądrość powiada, żeby pieprzyków nie ruszać, bo tam jakieś ukryte schorzenie może drzemać i jeśli to zakazić, można się gangreny nabawić, albo innej opuchlizny jakiejś...
Guadelupe - dostrzegłem rzekę za przystankiem Boni i następną stację o nazwie Guadelupe...
Poczułem się przez chwilę, jakbym odwiedził Meksyk.
3. Msza na lotnisku
Shuttle na lotnisko - próbowałem się dopytać security, w którym kierunku jest lotnisko i ile czasu trzeba, by tam dojść. Powiedziano 4 km i że obok McDonalds`a jest shuttle za 20 peso. Poszedłem w tym kierunku i shuttle przypadkowo podjechał, dokładnie w tym momencie, kiedy ja odszukałem McDonalds. Cena przystępna. Wziąłem szybko bilet i pojechałem. Podróż rzeczywiście trwała 10 minut. Pieszo godzinę maksimum. Pożałowałem, że nie poszedłem, ale było zbyt późno na zmianę decyzji. Równo w południe, po godzinnej podróży metrem i 10 minutach w shuttle'u byłem na check poincie, gdzie mnie powiadomiono, że rejestracja będzie dopiero za godzinę.
Próbowałem znaleźć jakiś miły zakątek, by się rozłożyć z laptopem do pisania tego właśnie tekstu, gdy usłyszałem nagle śpiew kościelny przez mikrofony. Echo się niosło na całe lotnisko. Podszedłem blisko tłumu podróżnych i usłyszałem dzisiejsze czytania. Gdy się rozejrzałem, było sporo wolnych miejsc na ławkach, więc podszedłem do samego ołtarza.
Sześciu wolontariuszy - to była Msza polowa pośród poczekalni. Organista, dwie usherki, dwie lektorki i "wodzirej" uwijali się dzielnie, by pomóc starszemu(po 60-tce)kapłanowi.
Dwie figurki - Zwykły stół w centrum, a po bokach dwie sporych rozmiarów figury. Matka Boża Fatimska i zdaje się, św. Józef albo Serce Jezusa. Z wrażenia nie mogę sobie przypomnieć.
Kazanie o św. Michale - Kazanie powinno być o Lepanto i różańcu, ksiądz tak właśnie zaczął. Szybko jednak zgubił wątek i zaczął opowiadać, jacy to pobożni są ludzie na Filipinach i jak ich męczyło to, że w pewnym mieście panuje rozpusta. Zaproponowali proboszczowi umieszczenie przy wjeździe do miasta figury św. Michała i otrzymali na to jego zgodę. Figura była monumentalna jak pomnik wręcz i ludzie wierzący ufali, że św. Michał przemieni wszystkich mieszkańców i szatana zwycięży, do czego jest powołany. Tak się jednak nie stało.
Ludzie zaczęli się pytać proboszcza, w czym problem. Proboszcz odwiedził miejsce, przypatrzył się posągowi i wszystko zrozumiał.
"Pomnik jest za duży" - zawyrokował. Każdy, kto się tu modli, zamiast położyć dłoń na piersi Michała, kładł ją na głowie i rogach diabła. Posłuchano mądrej rady i od tej pory wszystko się zmieniło w mieście. Rozpusta zniknęła i ludzie źli zaczęli wracać do kościoła. I tego można dokonać, gdy się odmawia różaniec, zawyrokował kapłan.
Ta opowieść nie jest głęboka teologicznie.
Nie poruszyła mojej duszy, bo już ją słyszałem wcześniej w EAPI, polski gust inaczej odbiera tego rodzaju historie. Tym nie mniej odnotowałem w pamięci, dla lepszego zrozumienia tutejszej mentalności i powagi, z jaką ten starszy kapłan przekazywał zabawną, jakby nie było, legendę.
4. Pogawędka po mszy
Miałem mnóstwo czasu do odlotu, więc chciałem się przedstawić kapłanowi i do niego zagadnąć. Dwukrotnie zawołałem "Ojcze, ojcze", lecz on wędrował, człapiąc jak słoń. Nikomu nie podał dłoni. Najwyraźniej gdzieś się spieszył. Zacząłem więc gawędzić z wolontariuszami. Jedna z pań przyznała się, że pracuje na lotnisku w security. Inny pan po 30-tce zaproponował mi, że pokaże kaplicę.
Kaplica św. Wawrzyńca - Jana Pawła II - Nieustannej Pomocy - kaplica była o piętro niżej. Taka malutka jak na Okęciu, zakrystia natomiast wielka niespodzianie, taka sama duża jak kaplica.
Wystrój kaplicy skromny. Przy wejściu figura Wawrzyńca Ruisa i portret Jana Pawła II, w części ołtarzowej obraz MB Nieustannej Pomocy...
Lay missionary czy lie missionary - zapytałem się, czy znają kogoś z Polski, bo byłem ciekaw, czy spotkali kiedyś Ulę Wardzińską z Białegostoku. Opowiedziałem im o niej, ale nikt nie słyszał. Zacząłem pytać o Alego, jej przyjaciela, świeckiego misjonarza. Ponieważ słowa – świecki "lay i "kłamstwo "lie” - brzmią po angielsku podobnie, przez chwilę byli skonsternowani i dopytywali się, a co takiego Ali skłamał. Odpowiedziałem, że nic nie skłamał, tylko pomagał biednym razem z naszą Urszulą i miał mnie zabrać do Antipolo na weekend z posługą, ale mi się przytrafiła okazja wyjazdu do Tacloban i spotkanie z Alim zaaranżowane przez Urszulę z Polski, musi się odwlec.
5. Muzułmanie
Na lotnisku, po sąsiedzku z tym zakątkiem gdzie była Msza, siedziała grupka mężczyzn w charakterystycznych muzułmańskich czapeczkach. W czasie mszy ich nie dostrzegałem, ale gdy tłum chrześcijan się rozszedł, oni pozostali jakby delektując się wonią modlitwy, która właśnie się skończyła. Dostrzegłem też kilka kobiet w czerni od stóp do głów i po raz kolejny przyłapałem się na myśli, że one mi się kojarzą z zakonnicami. Niestety, coraz mniej zakonnic używa habitów, a muzułmanek w tradycyjnych strojach coraz więcej, w światowych i ruchliwych miejscach. Krajobraz ludzkich oczu się zmienia. O naszej religii mało co mówi się na ulicy. Brawo dla Filipińczyków za odwagę cywilną, że nie dali się upchać w ramki małej kapliczki, że wyszli z hymnami na publiczne miejsce. Jak długo jednak wystarczy im tej odwagi, jak długo muzułmanie będą tolerancyjni wobec nas, tak jak to zaobserwowałem dziś. Może któregoś dnia to oni rozścielą w tym samym kąciku swoje dywaniki i dadzą czadu na całe lotnisko...
6. Koszykówka
Wybiła godzina 13.oo, najwyższy czas, żeby odebrać boarding card. Bez pośpiechu, bez kolejki, odebrałem swój bilet i podążyłem w kierunku poczekalni. Kontrola osobista nie była żenująca jak w niektórych krajach Azji Środkowej. Kontrolowała nas głównie sympatyczna młodzież.
Rozsiadłem się wygodnie koło dużego telewizora, wyjąłem laptop i nałożyłem słuchawki, wedle mody jaką dostrzegłem w metro. Słuchałem muzyki Piotra Czajkowskiego, sport jednak był głośniejszy. Filipińczycy zapożyczyli z USA pasję do koszykówki, dokładnie tak jak Papuasi zapożyczyli z Australii pasję do miejscowej wersji futbolu i do rugby.
7. Lądowanie
Dzięki Bogu, podejrzany pilot, który wystartował ze zgrzytem, ładnie posadził samolot o przewidzianej porze. Lotnisko wydało mi się malutkie, ale od razu złapałem się na myśli, że to jest to nowe, po tsunami. Dwoje małżonków odebrało mnie do białego samochodu i po drodze na nocleg z entuzjazmem opowiadało, jak wiele krajów zaangażowało się w pomoc. Buddyści z Tajlandii na przykład ofiarowali miejscowej parafii 35 milionów peso (ok. 2 mln zł) na odbudowę kościoła... Koreańczycy zbudowali szpital i dyżurowali w nim przez rok. Dużo pomogła Japonia i Ameryka. Ciekawostką jest, że moja znajoma ma zamiar wydać swą najmłodszą córkę za polskiego emigranta z Niemiec, który jej niedawno zafundował wycieczkę do Częstochowy, więc nie jestem pierwszym Polakiem w ich domu.
8. Grota Lourdes
Nie wstępowaliśmy po drodze do żadnych kościołów. Jedynie mąż zrobił zakupy na szybkiego w ogromnej galerii Robinsonów. Minęliśmy wioskowy rynek, który podobnie jak lotnisko trochę mi przypominał Papuę. Minęliśmy też jeden z odbudowanych kościołów - okrągły jak rotunda, a przy nim piękna grota Lourdes.
9. Kolacja
Na kolację przybył kapłan, ten który nawrócił moją znajomą z aborcyjnego biznesu. To dzięki niemu stała się misjonarką pro life, to dzięki niemu 6 lat temu się zapoznaliśmy w Uzbekistanie i odwiedzaliśmy wszystkie możliwe szkoły i instytucje w Taszkiencie, opowiadając o obronie życia, które w wielu krajach, również w Polsce, niestety, jest nadal zagrożone. To był jeden z tematów, bo na świeżo komentowaliśmy decyzje polskiego Sejmu, by rzeź niewiniątek trwała nadal.
Taclobang
7 października 2016