Wybierz swój język

KAUKAZ - EKUMENIZM ROMANTYCZNY

 

Szkoła ekumenizmu

 

Tematy ekumeniczne w moim życiu przebłyskują co chwila od czasow gdy w dzieciństwie mama przez szybę autobusu pokazała mi w rodzinnym Rypinie palcem majestatyczna sylwetkę “niemieckiego kościoła”. Jego wyjątkowość jak się potem miałem przekonać polegała nie na etnicznej inności a wlasnie wyznaniowej. To był luterański kosciol, lub jak oficjalnie głosiła tabliczka na tablicy ogłoszeń : “Ewangelicko-Augsburski”.

Podobne kościoły spotykałem bez trudu w Brodnicy, Lipnie, Włocławku czy w Działdowie czy w Nidzicy. Niektore z nich jak ten brodnicki, czy sierpecki, zostały odkupione przez katolikow u gmin protestanckich. Inne działają do dziś Choc ich życie mi trochę przypomina ten stan wegetacji w jakim obecnie znajduje się wiele katolickich wspolnot w Rosji.

Pierwsze świadome spotkanie z Kaplanem Prawosławnym przeżyłem w trzeciej klasie ogolniaka w Piotrkowie Trybunalskim. Był sympatyczny i otwarty. Podarował mi modlitewnik cyrylica, ktory miał ponad sto lat i długi czas z niego korzystałem…

To bardzo symboliczny dar.

Krotko po maturze pierwszy raz w życiu przeżyłem spotkanie ze Świadkami Jehowy. Miałem dobry humor i zaproponowałem im herbatę. Skutecznie udawało mi się ponad Pol godziny zbijać ich z tropu pytaniami zastępczymi i biedakom nie udało się pogadać o Jehowie. Po Pol godziny zupełnie przypadkiem zawitał do mnie moj ulubiony Kaplan z dzieciństwa ksiądz Adam Walesiak, ktoremu przekazałem skonsternowanych misjonarzy przedstawiając  jako człowieka kompetentnego do rozmowy. Ksiądz Adam rozbroił ich ostatecznie swoja dobrocią…

Z Luteranami kolejna zaoczna znajomość miałem pogłębić w czasach kleryckich. Na ulicy Warszawskiej w poluterańskim kościele miałem się modlić każda niedziele przez 6 lat pobytu w seminarium białostockim. To w tych wlasnie czasach seminaryjnych moja psychika i podświadomość przywykała do obcowania z bizantyjskim kolorytem, poprzez tzw. “prawosławie topograficzne” propagowane na Podlasiu w najpiękniejszych punktach miasta Białegostoku i okolic. Z czasem miałem się przekonać, ze wiele z tych świątyń to relikty z czasow unickich, podświadomie wiec obcowałem z idea Unii Brzeskiej. Ważna dla mnie była pielgrzymka klerycka do Pratulina jesienią 1986 roku. Odwiedziliśmy wtedy groby “podlaskich męczennikow”. Wtedy to w sposob świadomy po raz kolejny podjąłem w sercu temat znany mi z Trylogii Sienkiewicza, z biografii Andrzeja Boboli i Jozafata Kuncewicza.

Tego samego roku odwiedzili nasze seminarium uniccy klerycy z Warszawy wspolnie z mons. Sławojem Głodziem i abp Marusynem. Pozwolono nam wziąć udział w bizantyjskiej liturgii i przyjąć w tym obrządku komunie święta.

To dużej klasy przeżycie.

W tym samym czasie na refektarzu czytano nam opowiesc Kossak-Szczuckiej.

To była opowiesc o unitach i Choc nie pamiętam tytułu ani szczegołów to jednak opis jurodiwego zapadł mi w pamięci. Naprawdę dobre lektury trafiały wtedy na nasz refektarz…

Przez wszystkie seminaryjne lata nie wypuszczałem z rak książki rosyjskiego jezuity ojca Kołogriwowa na podstawie, ktorej pomieściłem kilka artykułów w kleryckiej gazetce FENIKS dzieląc się z kolegami swoim odbiorem bizantyńskich legend o świętości.

Na czwartym roku na oazie dzieci Bożych dostrzegłem malutki zbor Baptystow nieopodal kościoła św. Tereski. Nie sposob było nikogo tam zastać. Zastałem natomiast w prawosławnej cerkwi pewnego rozwiedzionego popa bez Brodki.

Człowiek z rozżaleniem Opowiedzial mi historie swego małżeństwa. Wybranka opuściła go miesiąc po ślubie i siła rzeczy nie mogąc wstępować w drugi związek, aby zostać Kaplanem przezyl kilkadziesiąt lat w wymuszonym celibacie jako parafialny batiuszka.

Jako neoprezbiter przeżyłem w Białymstoku spotkanie z ojcem Świętym Janem Pawłem II, ktory ogłosił błogosławiona Matkę Bolesławę orędowniczką spraw ekumenicznych w relacjach z kościołem Prawosławnym i nie tylko.

Los sprawił, ze wędrowałem z relikwiami Matki Bolesławy do samej granicy jako przewodnik grupy pielgrzymow z Białorusi. Po roku czasu odrobina relikwii Trafila razem z siostrami misjonarkami do mojej pierwszej samodzielnej placowki na wschodzie w Rostowie nad Donem.

 

 

Rostow:

 

1. Ter Karapet - oddam ci swoich

 

Postać Ter Karapeta jak refren powtarza się we wszystkich moich rostowskich opowieściach. Malutki wzrostem, skromny w słowach, zasługuje na pamięć z powodu swej prostoty i dobroci. Przyszedłem do niego w ramach “turystycznych” wędrowek po Rostowie. Takie miałem ekumeniczne natchnienie, żeby najpierw zapoznać się w mieście z kolegami po fachu. Ter Karapet rozmawiał ze mną wewnątrz swego kościoła w Nachiczewańskiej części miasta obok ormiańskiego cmentarza. Patrzył na moja przygarbiona i frasobliwa postać. Nie było jasne co tak naprawdę mi trzeba ale ten pragmatyczny człowiek gdy na proste pytanie otrzymał odpowiedz, ze trapi mnie mała ilość parafian odrzekł, ze on mi da swoich, żebym się nie przejmował.

Przyjąłem to za żart i rzeczywiście humor mi się trochę poprawił a za tydzień na Mszy świętej, ktora była sprawowana w Domie Afgańskich Weteranow ujrzałem grupę Ormian około 6 osob. Pomieszczenie miało ze 30 miejsc i wszystkie ku memu zdziwieniu i zadowoleniu były zapełnione.

Ormianie przyszli, bo pochodzili z Gruzji z rejonu Ahalciche gdzie żyją katolicy ormiańskiego obrządku. Ter Karapet znal ich dobrze i poinformował, ze już się w miesicie pojawił katolicki ksiądz. Takiej lojalności ze strony kolegi z innego kościoła nigdy bym się nie spodziewał, tym niemniej cos takiego nastąpiło zaraz na początku mojej kariery misyjnej. Zapamiętałem to na cale Zycie.

Po jakimś czasie byłem u ter Kara peta w domu w gościnie i mam wrażenie, ze towarzyszył mi na tym spotkaniu abp Kondrusiewicz. Innym razem przywiozłem dla Ter Karapeta kartonik z obrazkami religijnymi z ormiańskim tekstem modlitwy na odwrocie. Obrazki były wydrukowane w Wenecji i bardzo się ter Karapetowi spodobały. Gdy się skończyły odwiedził mnie w Batajsku by poprosić o więcej.

 

2. Kamienka - łzy w oczach mnicha

 

Do klasztoru siostr prawosławnych na tzw. Kamionce w połnocnej części miasta nieopodal wielkiego cmentarza udałem się pewnego popołudnia. Podworzec zagracony był jakimiś traktorami, bo klasztor był zamieniony na garaż i jeszcze ostatecznie nie był zwrocony siostrom. Trwały pewne remonty a liturgie sprawował staruszek pop pod 90-tke.

Nie pamiętam jego imienia ale pamiętam konsternacje gdy usłyszałem z jego ust zarzut, ze katolicy zrezygnowali z sakramentu spowiedzi. Zaprzeczyłem zbulwersowany i objaśniłem dziadkowi, ze nic podobnego, ze ten sakrament jest podstawowa sprawa w naszym duszpasterstwie. Gdy tylko usłyszał z mych ust takie wyjaśnienie na oczach pojawiły się łzy. Starzec wypowiedział szczere i dobre słowa: “Ja tak kocham ludzi pobożnych”.

W ten sam dzień zapoznałem się z Matka Barbara, ktora opowiedziała o sobie, ze pochodzi z Abchazji. Była niesamowicie wylewna, życzliwa i wdzięczna. Jakież było moje zaskoczenie gdy po roku czasu probując klasztor pokazać klasztor naszym siostrom i nie zastałem matuszki Barbary. Jej następczyni była bardzo oficjalna i pięknie odziana. Barbara była tak samo skromna jak i starzec a na ten raz rownież dziadka nie było. Owszem pokazano nam odnowiona cześć cerkwi ale twarze nowych siostr były pełne dezaprobaty totez więcej się nie wybierałem w tamte strony. Radowało oczy gdy z dala mogłem widzieć nowe kopuły i elewacje. Szczerze życzyłem tym siostrom sukcesu ale wiedząc, ze nie ma z ich strony wzajemności więcej nie napraszałem się w gościnę. Zajmowałem się swymi sprawami i one swoimi.

 

3. Bp Sergiusz Azowski

 

Większość moich ekumenicznych spotkań i działań zdeterminowało zachowanie arcybiskupa Kondrusiewicza. On tak bardzo i szczerze tego od nas zadął, ze po prostu byliśmy jako jego księża skazani na ekumenizm. Zapoznawszy się  z bliżej z Biskupem Klemensem Pickielem i Jozefem Werthem takiej determinacji z ich strony nie dostrzegłem. Owszem, bardzo ekumeniczny był biskup Mazur ale na moj poglad nie miał tyle polotu i sukcesow co ks. Abp Kondrusiewicz w tej konkretnej sferze.

Tak wiec byliśmy z księdzem Bogdanem proboszczem z Soczi i abp Kondrusiewiczem na wcześniej umowionym spotkaniu z biskupem azowskim Sergiuszem, ktory miał potem trafić do Saratowa. Nie wiem czy ten zdawkowy kontakt z abp Kondrusiewiczem tak podziałał czy rzeczywiście ten młody biskup miał takie skłonności. Jak by tam nie było to jednak dal się po przeniesieniu do Saratowa poznać jako sympatyk kościoła katolickiego.

Te dosc udane spotkanie od ktorego w pamięci pozostało mi ze większość czasu rozmawialiśmy na stojąco wbiło mi się w podświadomość na tyle, ze potem dłuższy czas tęskniłem po prostu za tego rodzaju przeżyciami.

 

4. Abp Włodzimierz

 

W bardzo cieplej atmosferze odbyło się kolejne spotkanie w rostowskiej kurii prawosławnej. Tym razem zastaliśmy arcybiskupa, ktory tutaj miał osiąść na stale. Zrządzeniem losu był to Kaplan, ktory w czasie obrad II watykańskiego soboru jako młody Kaplan reprezentował Patriarchat Moskiewski w randze sekretarza delegacji. Te wspomnienia nastawiały go pozytywnie. Przynajmniej tak się wyraził. Co do mnie to miał tylko jedno życzenie, bym odpuścił sobie brodę, bo tak wypada w Rosji. Arcybiskup Kondrusiewicz radził mi to samo wiec pamiątkę tego spotkania mam do dziś. Choc minęło 17 lat od tamtej ekumenicznej rozmowy, to ja nie zmieniłem stylu, nadal. Chodzę z broda.

Po  kilku miesiącach gdy nasiliły się konflikty z Kozakami arcybiskup zmienił linie względem katolikow i przy kolejnej wizycie abp Kondrusiewicza wymowił się od spotkania. Potem sam stal się ofiara kozakow i wyjechał do Petersburga.

Ponoć nieźle tam sobie radzi i na powrot jest miły w relacjach z kościołem katolickim.

W międzyczasie przyjechal salezjanin ksiądz Edward i objął placowkę.

Chciał być miły i gdy go przedstawiłem władyce to wyszedł z propozycja, ze będzie w kanonie Procz imienia abp Kondrusiewicza czytać jego imie. Władyka mocno się na to obruszył i prosił, by tego nie robić. Figurkę jednak MB Fatimskiej jaka mu przynieśliśmy w podarunku przyjął. Potem był pożar w biurze władyki ale przy kolejnych odwiedzinach stwierdziliśmy ze zdumieniem, ze figurce nic się nie stało i nadal. Jest tam.

 

5. Pantelejmon

 

Następca Włodzimierza był biskup Pantelejmon.

Bardzo młody i gburowaty pan. Miał sutannę szarego koloru. Dosc krępej budowy ciała i co dziwne krotkowłosy. Tak mi się przynajmniej wydało. Przyznał się, ze pracowal 10 lat w Izraelu i pełnił funkcje nieoficjalnego konsula w sprawach dotyczących sowieckiej dyplomacji.

Totez i z nami rozmawiał dosc dyplomatycznie.

Pozostały dziwne uczucia jak po odwiedzinach urzędu ale nie jak spotkanie braci kapłanow jak to bywało przedtem.

 

6. Wizyta don Emilio i don Franco

 

Moj entuzjazm w odniesieniu do Prawosławnych topniał z każdym rokiem i Choc nigdy do końca nie zrezygnowałem z ekumenicznych mrzonek w relacjach z moskiewskim Patriarchatem, ktore tak żywo pielęgnowane SA w Watykanie i na Zachodzie Europy, to jednak tej pierwszej szczerości i radości nie ma w moich działaniach. Mam po temu sporo powodow.

Gdy zaplanowałem moim gościom z Włoch odwiedziny u władyki Włodzimierza, to stało się cos koszmarnego. Nasze siostry, ktore często latem rezygnowały z ciemnego habitu na rzecz białego zostały brutalnie wypchnięte przez kozakow z terenu prawosławnej katedry.

Don Franco i towarzysząca mu para parafian a także tłumaczka z Memores Domini(katolicki Instytut Świecki pod egida Comunione Liberazione) byli świadkami niezbyt przyjemnej sceny. Don Franco nawet to wszystko fotografował. Irena Michajłowna, starościna, ktora nam rownież towarzyszyła i miała dosc cięty język nie wiele myśląc poszła ze skarga do władyki. Ten wysłał proboszcza katedry, aby nas przeprosić i urządził nam “honorowa wycieczkę” w świątyni. Nie pamiętam czy siostry wzięły w niej udziela ale to już jakby nie miało znaczenia. Fakt miał miejsce a ja miałem w sercu głupie odczucie satysfakcji, bo uprzedzałem siostry kilkakroć, ze takie cos może się zdarzyć. W tradycji rosyjskich monaszek śnieżnobiałe habity SA czymś obcym i dlatego nasze siostry zostały potraktowane jako sekta czyli tzw. “Białe Bractwo”. Białych Braci wyhodowano na Ukrainie. Wspołtworczyni sekty pani Cwigun “Devi Hristos” ponoć do dziś mieszka na Donbasie w Makiejewce i ma się nieźle.

 

7. Ojciec Włodzimierz Korjaka

 

Inny zgrzyt ekumeniczny dokonał się po pobiciu proboszcza kościoła na brackim cmentarzu. Kaplana, ktory był dla mnie bardzo życzliwy pobili kozacy w Bialy dzień i wyrzucili z kościoła w stanie przedzawałowym i z rozbita Glowa. Jako powod podali, ze “on był katolik”. Innymi słowy przyjaźnił się z katolikami. Z czasem poszły plotki, ze o sprawie wiedział i nawet inicjował sam władyko, ktoremu w ostatecznym efekcie tez w Rostowie się zrobiło ciasno. Wedle zasady kto mieczem wojuje od miecza ginie. Jak w takich warunkach rozmawiać o ekumenizmie.

O napaści na księdza Włodzimierza było głośno w prasie bo był to rok 1993-ci kiedy była jeszcze względna wolność.

O szczegołach mowiono na centralnych kanałach telewizyjnych. Na następne wakacje gdy władyka odmowił spotkania z abp Kondrusiewiczem udało się zorganizować spotkanie u ojca Włodzimierza w domu. Był bardzo wylewny i szczęśliwy.

Jego dobre relacje z księdzem Edwardem były jakby rehabilitacja za obraze i degradacje. Ksiądz Włodzimierz z czasem zarejestrował w swym domu kaplice i parafie św. Włodzimierza pod jurysdykcja Cerkwi Zagranicznej czyli niezależnej od Patriarchatu tym niemniej kanonicznej, uznawanej przez Konstantynopol i innej jurysdykcje. Podobny krok podjął zięć ksiądz  Włodzimierza w Azowie.

Dodam, ze corka o. Włodzimierza jeździła ze mną w 1993-m roku do Polski i odwiedziła mnostwo kościołów w tym rownież Częstochowę.

 

8. Surb Hacz

 

Jeden z najpiękniejszych kościołów Ormiańskich tzw. kościoła Apostolskiego to Surb Hacz czyli swiety Krzyż na osiedlu połnocnym. Świątynia ma ponad 200 lat i pięknie się prezentuje na tle wzgorzy.

Dowiadywałem się u dyrektorki muzeum, ktore działało na terenie świątyni, czy mogłbym arendować pomieszczenie. Kobieta powiedziała, ze owszem. Gdy jednak dostrzegłem ogłoszenie, ze już tu się odprawia ormiańska liturgia i zapytałem czy ten ormiański ksiądz nie będzie miał nic przeciwko mnie, usłyszałem, ze on dla niej jest nikim. Jak ona zechce tak zrobi nie  pytając go o zdanie. Ja jednak byłem zdegustowany takim lekceważeniem wobec kolegi Kaplana i postanowiłem mu nie utrudniać życia swoimi nabożeństwami.

Ostatecznie wybor padł na Teatr Lalek, ktorego dyrektor okazał się przemiłym człowiekiem. Wspołpraca w teatrze lalek trwała 9 miesięcy i do dziś dobrze ten czas wspominam. Dodam, ze teatr lalek to tez dawna świątynia. Modlili się w niej Prawosławni Grecy.

 

9. Ekumeniczne śniadanko

 

Z inicjatywy Zielonoswiatkowcow w 1994-m roku odbyło się pierwsze spotkanie ekumeniczne, na ktore przyszli glownie protestanccy pastorzy. Było ono w auli Domu Kultury nieopodal terytorium  rozebranego katolickiego kościoła.

Przyszło około 40 osob wśrod ktorych najlepiej zapamiętałem pare Kanadyjczykow. Oboje grubo po czterdziestce. Ktoś z nich miał polskie pochodzenie. Jak mi tłumaczyli niezdarnie ich misja to ewangelizacja studentow bez denominacji. Jakoś mi to dziwnie zabrzmiało i do dziś wątpię w takie poza denominacyjne akcje ale powtarzam to co usłyszałem. Na tym spotkaniu każdy miał prawo pare slow opowiedzieć o sobie. Mimo ze występowało wielu to ja zapamiętałem jedynie luterańskiego pastora, ktory był bardzo wiekowy i niewykształcony, taki tutejszy samorodek, raczej pełniący obowiązki pastora niż pastor.

Tak przynajmniej mowił o sobie. Ja tez starałem się nie przechwalać. Powiedziałem, ze jedyne czym się chwale, ze jestem najbrudniejszy ksiądz w okolicy, bo ciągle podrożuje wiec sutannę mam nie prana i włosy niemyte. Wywołało to salwę śmiechu ale tez sympatii. Po jakimś czasie napotkałem znajomych Kanadyjczykow w Kałmucji. Okazuje się moja opowiesc o Kałmukach zaintrygowała ich na tyle, ze zmienili siedzibę i udali się do Elisty.

W grupie zebranych wyrożniał się pewien młody prawnik, ktory zbierał dane dla koordynacji i jego pastor o egzotycznym imieniu Paweł Ochara.

Zebrani podjęli pomysł, by jedno ze  spotkań miało charakter modlitewny i odbyło się w katolickiej kaplicy w Rostowie. Wśrod organizatorow była rownież siostra Benigna. Wydrukowaliśmy ulotki z kanonami Taize, niestety na tym spotkaniu było nas już o polowe mniej niż na pierwszym.

Wiem z opowieści księdza Edwarda, ze formuła spotkań się zmieniła i z czasem pastorowie zaczęli się spotykać na tzw. Ekumenicznych śniadaniach. Po kolei ktoś zapraszał do siebie na jedzonko i pogawędki. Jeden raz w okolicach Nachiczewania miałem okazje być z księdzem Edwardem na takim wlasnie spotkaniu. Wśrod obecnych był rownież diakon Fiodor przedstawiciel centrum Bogarodzicy

 

10. Matka Boza u sekciarzy

 

Centrum Bogarodzicy biskupa Berestowskiego, to jedna z najbardziej kontrowersyjnych sekt początku lat 90-tych. Jeszcze jako kleryk czytałem w gazetach, ze pewien prawosławny Biskup nawrocił się na katolicyzm. Okazało się jednak, ze to nawrocenia miało jakiś maniakalny charakter. Władyka owszem przyjął objawienia z Fatimy i z Medjugorie. Aktywnie propaguje rożaniec ale poza tym głosi wiele herezji i jest emocjonalnie niezrownoważony. Członkowie jego sekty czcza tzw. MB Samodierzawna czyli Caryce i urządzają na zebraniach tance na podobieństwo dziecięcych zabaw. Niektorzy z członkow sekty ubierają mundury tak jak w Armii Zbawienia i tak naprawdę pomieszanie z poplątaniem.

Wspomniany diakon Fiodor czy Filip bardzo zabiegał o to by kiedy MB Fatimska będzie u nas w Rostowie, by w jego kaplicy tez można się było pomodlić. Owszem pojechaliśmy. Ludzie śpiewali nawet hymn o św. Bernadecie ale wlasnie ten tryumfalny taniec wokoł figurki pozostawił jakiś niesmak. Zebrani ludzie wydali się nam dużo bardziej egzaltowani niż zielonoświątkowcy i na ile rozumiem ksiądz Edward na przyszłość był bardzo ostrożny w relacjach ze wspomnianym diakonem.

 

11. Ochara

 

Zbor pastora Ochary znajdował się na pętli tramwajowej na wzgorzu przylegającym do dworca autobusowego. Lepsze miejsce dla zboru trudno sobie było wymarzyć. Z opowieści księdza Edwarda wynikało, ze zapoznali się w Nowoczerkasku i wspolnie rozważali jakieś działania ekumeniczne. Byli na  bardzo bliskiej stopie towarzyskiej. Nie wiem tylko jak długo i jakie mieli w  tej dziedzinie sukcesy.

Trzeba przyznać, ze obecność siostr w Rostowie dopingowała rownież tego specyficznego Salezjanina do działalności ekumenicznej.

 

Nowoczerkassk

 

1. Obiadek odpustowy u o. Borysa

 

W lipcu 1993 roku miała się odbyć pierwsza Msza święta w Nowoczerkasku i jednocześnie spotkanie z katolickim Biskupem. O takim zdarzeniu nie wolno było milczeć. Skoro zdecydowałem się publicznie wystąpić na telewizji i o tym opowiedzieć to trzeba było z grzeczności powiadomić rownież księży prawosławnych tym bardziej, ze Msza święta miała się odbywać dosłownie na podworcu katedralny w Domie Oficerow, ktory w przeszłości był siedziba prawosławnego Seminarium.

Nie miałem żadnych znajomości i o wszystko wałczyłem sam. Sam toczyłem pertraktacje z dyrektorem Domu Oficerow i z dyrekcja TV. W obu wypadkach poszło jak z masła. Gdy jednak miałem wejść do prawosławnej plebanii nogi mi się uginały ze strachu. Zrobiłem kilka kolek wokoł katedry, ktora ma ogromny podworzec ale żadnych ogrodzeń. Nareszcie z rożańcem w reku zadzwoniłem do furty i otwarł mi nie kto inny jak sam proboszcz i dziekan tutejszy ksiądz Borys. Szpakowaty, młody sympatyczny pan w sutannie z krzyżem na piersi. Uśmiech od ucha do ucha z jakim mnie spotkał u drzwi ośmielił mnie bardzo. Ojciec zapytal czy nie jestem przypadkiem Bułgarem albo Serbem. Zaprzeczyłem, gdy się dowiedział, ze jestem księdzem katolickim nie zmienił swego nastawienia. Zapytal co mi trzeba i wspomniałem o wizycie Biskupiej i o tym, ze chciałbym go na Msze zaprosić. Zupełnie szczerze i z troska wyznał, ze nie da rady, bo sam ma liturgie o tej samej porze. Znalazł jednak wyjście z sytuacji. Zaproponował byśmy po Mszy zaszli do nich na obiad, co było genialnym rozwiązaniem. Ja miałem z Glowy sprawę obiadu, bo nie miałem jeszcze znajomych parafian, dopiero liczyłem, ze się znajda gdy mnie zobaczą i usłyszą w Telewizji. To po pierwsze a po drugie ranga pobytu Biskupa wyrastała do rangi zdarzenia dla obu kościołów i dla mieszkańcow miasta, bo takie zdarzenie nie pozostanie tajemnica. Owszem przyszło 10 osob na Msze i podobna ilość była  na obiedzie. Rożnica w tym, ze jeśli na Mszy byli rożni przypadkowi ludzie to na obiedzie Procz 3 katolickich kapłanow jeszcze 7 kapłanow i diakonow prawosławnych. Owszem za jakiś czas ojciec Borys stracił posadę dziekana i prestiżową parafie katedralna w jednej z największych świątyń prawosławia(w tamtej chwili w trojce największych). Funkcjonuje opinia, ze ojca zdymisjonowano za jego gościnność. Proszę mi teraz wytłumaczyć jakie SA perspektywy dialogu ekumenicznego w takich warunkach, kiedy za gesty przyjaźni wobec katolikow kapłani prawosławni tracą prace lub pozycje.

 

2. Ekumeniczna  organistka

 

W Nowoczerkasku mieliśmy jakiś czas organistkę, ktora była jednocześnie wykładowczynią w szkole muzycznej. Z jej slow wynikało, ze zna kilku pastorow i większość kapłanow prawosławnych. Znajomości polegały na tym, ze wszyscy korzystali z jej usług. Rzeczywiście miała talent kobieta. Łowiła w lot co trzeba i na Mszy potrafiła zagrać bez proby każda melodie. Potrafiła rownież, co się wydało poźniej dużo pic alkoholu i to glownie z księżmi prawosławnymi. Jak się domyślam w taki sposob rozliczali się za prace z ta samotna i nieszczęsna na moj gust kobieta.

Czy był to wiec ekumenizm z jej strony czy po prostu taki los, nie wiem istotne, ze w tym 300-tysiecznym miasteczku praktycznie rzecz biorąc księża rożnych wyznań znali się ocznie lub zaocznie od podszewki poprzez ploteczki uniwersalnej organistki.

 

Taganrog

 

1. Dziekan biznesmen

 

Do dziekana z Taganrogu chodziłem kilkakroć glownie z okazji tygodnia modlitw ekumenicznych oraz na Wielkanoc. Pierwszy raz gdy spotkałem się z nim w cerkwi na pętli tramwajowej potrąciłem plecami Lampe z olejem nad ikona i wrociłem na Msze świętą pachnący olejem. Moi parafianie to odebrali jako dobry znak. Ponoć jest taki przesad, ze na kogo kapnie olej z lampy cerkiewnej ten będzie miał wiele sukcesow.

Treści rozmow nie pamiętam. Były one zawsze zdawkowe i rzeczowe. Czemu tak? Jeden z parafian opowiadał mi, ze ksiądz Mikołaj był w przeszłości biznesmenem i miał pewne sukcesy w tej dziedzinie. To, ze zmienił zajecie nie wynikało jakoby z faktu nawrocenia a z prostej kalkulacji arytmetycznej. Ponoć w tych czasach praca w cerkwi rzeczywiście dawała nieźle dochody. Jakby tam nie było fakt mych odwiedzin tez odbił się echem w mieście. Msze odbywały się w Domku Czajkowskiego totez pewnego razu odwiedzili nas na Mszy dwaj diakoni

 

2. Diakoni na Mszy

 

Popatrzyli, posłuchali jak się wszystko odbywa i powrocili do siebie.

Nie widzialem ich nigdy więcej. Myślę, ze byli zawiedzeni prostota liturgia może po prostu dziekan poprosił, by sprawdzili czym ja się zajmuje i jakie mam sukcesy. Owszem po 10-15 osob przychodziło na Msze w tamtych czasach…

 

Azow

 

1. Zięć ojca Koriacki

 

Jak już wspomniałem zięć ojca Włodzimierza Koriaki pracował w Azowie i był popularnym Kaplanem w kręgu osob poszukujących. Tylko raz udało nam się przypadkiem spotkać w mieście na ulicy podczas obrzędu pogrzebu. Księża prawosławni nie maja zwyczaju chodzenia na cmentarz nawet w domu zmarłego niewiele się odbywa. Tym się zajmują tzw. Psalmistki, czyli etatowe płaczki, ktore nawet cala noc jak trzeba za pieniądze śpiewają się i modlą. Kaplan przychodzi by “okadzić ciało” gdy już jest wystawione przed domem na podworku. Nawiasem mowiąc ja tez miałem okazje uczestniczyć w takich pożegnaniach naszych katolikow. Do ciała w otwartej trumnie podchodzi wtedy większość sąsiadow się pożegnać, także i ci co nie jada na cmentarz. Wypowiadane SA jakieś słowa i kondukt odjeżdża. Kaplan ewentualnie “pieczętuje” czyli poświęca ziemie, ktora w zawiniątku się wwiezie na cmentarz i sypie do trumny. Jest masa szczegołów i przesądow z tym związanych. Ja nigdy np.. nie wiedziałem kiedy rozwiązywać trupowi nogi, gdzie kłaść kwiaty i świece etc. Tak wiec ze wspomnianym Kaplanem, ktory o ile pamięć nie myli miał na imię ojciec Igor zamieniliśmy kilka slow. Był on wyraźnie i mile zaskoczony spotkaniem. Za jakiś czas musiał zrezygnować z parafii i co ciekawe opuszczone stado nie poszło do cerkwi moskiewskiej, ktora nomen omen znajdowała się na trasie wylotowej do Rostowa i nazywała się ulica moskiewska. Wielu z nich trafiło do sekt a część zgłosiła się do katolickiej parafii i do dziś w osobie Leny Bołwinowej i rodziny Olejnikow stanowi rdzeń parafii.

 

2. Inżynier altruista

 

Kosciol ojca Igora to inicjatywa pewnego miejscowego inżyniera, ktory postanowił zbudować cerkiew na własny koszt. Korzystając ze starych znajomości ściągał on najtańsze materiały budowlane i bez pospiechu w pięknym widokowym zakątkiem powyżej portu rzecznego i po sąsiedzku z portem morskim wznosił cerkiew z monolitu. Technika wspołczesna bez stosowania cegły. Wszystkie cztery ściany zalewane były tak samo jak się zalewa fundament. Ponoć tak wychodziło dużo taniej. Każdy raz gdy chodziłem do nich w gościnę, a warto rzec ze byliśmy sąsiadami bywał u nich jakiś inny Kaplan i nowy stroż wiec wielokroć musiałem się znajomić od nowa.

Widać było wyraźnie, ze problem tej wspolnoty leży w nadmiernej władzy jaka we wspolnocie miał wspomniany inżynier. On sam kiedyś w rozmowie wspominał mi, ze trudno znaleźć normalnego Kaplana i ze biskupi Cerkwi Zagranicznej, ktorej centrum mieściło się wtedy w Suzdalu a było ich 7-miu na cala Rosje mieli ogromne kłopoty kadrowe. Jak się dowiedzieliśmy w roku 2007-m panu Putinowi udało się “zjednoczyć” 66 z 90-ciu kilku Zagranicznych wspolnot całego świata. Najmniej parafii przyłączyło się do tej unii na Ukrainie. Nie wiem czy azowska wspolnota weszła w ten układ. Kto wie może innego wyjścia nie było. Unia ołtarza i tronu to ulubiona zabawa w Rosji.

 

3. Rudy pop erudyta

 

We wspomnianej cerkwi na ulicy Moskiewskiej proboszczem był pewien młody ryzy pop w kolorowej sutannie. Jeśli mnie pamięć nie myli to sutanna była fioletowa co bardzo pasuje do jego złotej fryzury. Widywałem tego popa na miejscowym kanale telewizji. Przyjeżdżał znajomić się do mej parafii, był bardzo ciekaw i wypytywał o literaturę. To rzadki przykład otwartości. Bywałem u tego popa w domu i nigdy nie usłyszałem z jego ust żadnej przykrości Choc faktem jest, ze starał się zachować dystans. To mogł być dobry partner ekumeniczny przy zastrzeżeniu, ze nie ryzykuje utraty parafii. Zapoznałem go w roku 1998-m w tych czasach kiedy mieszkałem w Azowie i kiedy o “szkodnikach katolikach” mowiło się otwarcie i zbierane były podpisy w parafiach i w diecezjach przeciwko kościołowi katolickiemu.

 

4. Armia Zbawienia w Azowie

 

Armia Zbawienia brała udział w ekumenicznych śniadaniach w Rostowie ale dziwnym zrządzeniem losu najbardziej znana była w Azowie i w sąsiedniej Kuleszowce. Kuleszowka to miasteczko z ludnością około 10 tys. mieszkańcow niemal wyłącznie koreańskiej narodowości.

Moi parafianie pod koniec mego pobytu robili wspolne koncerty i wspolne akcje trzezwościowe w tym koncerty przeciwko narkomanii i alkoholizmowi.

Trzeba przyznać, ze wspołpraca z protestantami zawsze miała jakiś konkretny wymiar. Nigdy nie miałem poczucia, ze przyjaźniąc się z protestantami szkodzę komuś lub się napraszam. Było inne niebezpieczeństwo, ze nie będę prawidłowo zrozumiany. Dla protestantow rzadko kiedy byłem księdzem, oni chcieli mnie mieć za kolesia i ostentacyjnie nazywali brat Jarosław lub po prostu Jarek. Nie od razu pogodziłem się z ta myślą, ze nie jestem dla nich kimś “poświęconym” czyli  wyjątkowym w kościele. Przecież czegoś innego uczono mnie w seminarium co innego żąda się rownież w Cerkwi prawosławnej od kapłanow, Nasze namaszczenie i wyjątkowość to atut ale tez słabość w sytuacji, gdy ateista czy protestant robi sobie z tego żarty.

 

5. Iwan morderca

 

Do Azowa przybył z Moskwy pewien chłopak niemieckiego pochodzenia o Imieniu Iwan. Odbył on wyrok 15 lat za nieumyślne morderstwo. Był niesamowicie silny mimo wątlej budowy ciała, lekko podnosił 100 kg. Był wspolnie ze studentem kolegium prawnego strożem w kaplicy w Azowie. Miał za sobą wiele lat spędzonych w środowisku narkomanow i jak więlokroć świadczył nawrocił się i wyleczył z nałogi z Boza Pomocą. Miał pewne nadzieje na to ze go Franciszkanie Przyjma do zakonu na brata ale na przeszkodzie stal związek małżeński jaki zawarł przed wiezieniem. Ostatecznie rozwod uzyskał. Ale znalazł sobie inna wybrankę losu. Poki jednak mieszkał w parafii był wspaniałym świeckim misjonarzem zwłaszcza w środowisku narkomanow. To on wlasnie nawiązał dobre relacje z Armia Zbawienia i z Igorem Baranszczykow, innym nawroconym alkoholikiem z Tuły.

 

6. Igor Baranszczykow

 

Z Igorem zapoznały mnie nasze siostry a dokładniej siostra Walentyna.

Zaprosiła go do Batajska bez mojej wiedzy i byłem nawet nieco zły, ze cos za mymi plecami dokonuje się bez uzgodnienia. Igor jednak okazał się tak oddanym dla sprawy świeckim człowiekiem muzykiem, ze nie miałem slow wdzięczności za jego posługę. Każdy jego występ w parafii w szpitalu, wiezieniu czy w zborze protestanckim to było świadectwo nawrocenia. On były Adwentysta odbył wiele pielgrzymek pieszych z Lidy do Budsławia, zaprzyjaźnił się na całego z katolikami a po rozstaniu z Azowem przez 7 lat pracowal w ramach projektu humanitarnego kościoła Luterańskiego. Odwiedzał mnie potem na Ukrainie i szedł w kolejnej pielgrzymce z Doniecka do Mariupola. Postać nawroconego chrześcijanina, ktory czul się jak ryba w sieci w jakiejkolwiek denominacji, ktora szczerze ewangelizuje w środowisku złoczyńcow.

Jeśli Iwan był morderca to Igor był handlarzem Bronia i narkotykami. Trudno powiedzieć kto z nich miał czarniejsza przeszłość ale mieszkając z nimi razem w Azowie tworzyliśmy cos w rodzaju wspolnoty ekumenicznej.

 

7. Pop Wolodia

 

Czwartym mieszkańcem azowskiej komuny był student Wolodia. On pochodził rownież ze środowiska sympatykow jogi i sekty Anastazja. Mieszkał w naszej parafii z braku pieniędzy na bursę. Był bardzo uczynny i ciekawy życia. Po zakończeniu studiow zgłosił chęć studiowania w seminarium katolickim. Przyjąłem od niego wyznanie wiary, włączyłem do kościoła katolickiego i odwiozłem do Nowosybirska, gdzie jakiś czas spędził w proseminarium. Rektor Messmer nie był pewien tego kandydata i odesłał do domu. Jakiś czas pracowal w przedszkolu lecz tęsknota za kapłaństwem raz zrodzona nie zniknęła. Podobno Włodzimierz zgłosił się w kościele Prawosławnym w swojej rodzinnej miejscowości Czortkowa na połnocy obwodu Rostowskiego i tam został popem. To jedna z najbardziej  romantycznych przygod w sferze ekumenizmu o jakiej mogę opowiedzieć.

 

8. Prawosławny ministrant

 

W prawosławnej parafii na ulicy moskiewskiej był pewien chłopiec zakochany w liturgii. Nie chciał odchodzić z Prawosławia ale ponieważ miał konflikt z popem i ten nie pozwalał mu służyć przy ołtarzu chłopiec zgłosił się do nas. Miał już ze 20 lat wielka tusze i ponieważ nosił kozia brodkę oraz długa kita posiadał wygląd i maniery batiuszki. Prosił mnie bym mu pozwolił być ponomariuszem czyli ministrantem bez przechodzenia na katolicyzm. Owszem nie miałem w tym czasie ministrantow w Azowie wiec zgodziłem się chetnie. Chłopak nie opuszczał żadnej Mszy i Choc był bardzo dziwaczny to jednak bardzo pasował do naszej przedziwnej komuny azowskiej, dodał wiele ekumenicznego kolorytu.

 

9. Lena Starowierka

 

Spiritus movens naszej azowskiej komuny była jej starościna Lena Bołwinowa.

Jej Maz jako wolontariusz był moim kierowca. Prywatnie uważał się za kozaka i wielokroć pełnił dyżury w kozackiej cerkwi na ulicy moskiewskiej oraz śpiewał w kozackim chorze. Lena natomiast pochodziła z Uralu spod Szadrińska gdzie cala wieś to nominalni starowiercy nazywani przez tutejszych “Chełstami”.

Lena nie była pewna czy ja w dzieciństwie ochrzczono. Spotkałem ja pierwszy raz na fatimskich uroczystościach w Batajsku i od pierwszej chwili prosiła o katolicki chrzest. Takiej determinacji nie  spotkałem nigdy. Ochrzciłem ja warunkowo po roku znajomości w obecności klerykow z Hiszpanii, z ktorymi ona jak i cala parafia bardzo się zaprzyjaźniła.

To ona sprawiła, ze po moim odjeździe na terenie parafii powstało centrum rehabilitacyjne dla narkomanow. Troszczyła się o nich wspolnie z protestantami i wielu niedoleczonych wysyłała na Ukrainę do Słowiańska do zaprzyjaźnionego pastora zielonoświątkowca.

Lena człowiek czynu ona sprawiła, ze w Azowie od romantycznego ekumenizmu przeszliśmy do realnego pragmatycznego. Kosztowało ja to wiele. Maz kozak ja opuścił. Najpierw zawarł inny związek potem się rozpił i trafił na ulice. Niestety tak bywa, ze pomagając innym tracimy najbliższych…

 

Batajsk

 

1. U popa w Batajsku na B. Narodzenie

 

Wspominałem kilkakroć, ze dla wielu kapłanow rosyjskich zwłaszcza dla prawosławnych jednym ze wstępnych warunkow dla dialogu ekumenicznego jest mocna Glowa do kielicha. Nie chce przez to powiedzieć, ze pogardzam takim ekumenizmem lub szydzę sobie z osob, ktore pija. Zycie nauczyło mnie szanować w jednakowym stopniu abstynentow jak i osoby uzależnione. Kiedyś młody kleryk zarzucił mi w obecności siostr, ze Stalin tez był wegetarianinem i wstrzemięźliwy w piciu alkoholu. Wielkim asceta był tez Iwan Groźny ale nie uchroniło to ani pierwszego ani drugiego od wielu bestialstw. Tak wiec zwyczaj picia w Rosji jest mi znany i trzeba to zawsze brać pod uwagę, gdy się pragnie nawiązać dobre relacje z popami a nawet z hierarchia prawoslawna. Doświadczyłem tego na sobie gdy doszło do konfrontacji z popem w Cerkwi na Kojsugu. Przyjechaliśmy jak raz na prawosławne Boże Narodzenie z księdzem Edwardem na plebanie do miejscowego popa, ktory jak się okazało był kapelanem kozakow. Już w drzwiach dostrzegłem jednego z moich oprawcow, kozaka, ktory rok wcześniej odgrażał się, ze mnie odwiezie do polski w metalowej trumnie. Ksiądz był w dobrym humorze i gdy pojął, ze przyjechaliśmy z misja pokojowa to od razu zaprosił do stołu. Gdy moj kolega salezjanin zgodził się na jednego kieliszeczka to został od razu pochwalony, ze z takim księdzem można się przyjaźnić a Jarosław to połgłówek i nie wiedział jak  się wziąć za sprawę. Już dawno byśmy uniknęli konfliktow gdybyście do nas przyjechali wcześniej. Musze przyznać racje, bo w rzeczy samej ksiądz Edward był za kołkiem i nikt by go nie zmusił do wielkiego picia. On wypił symbolicznie, dla zbratania i od razu uzyskał. Kredyt zaufania a ja jak byłem wrogiem takim pozostałem.

Dziękować panu Bogu po tej pokojowej wizycie w 1994-m roku kozacy nigdy więcej nie odwiedzali kaplicy siostr w Batajsku i nie odgrażali się katolikom jak to czynili wcześniej. Owszem probowali zatruć nerwy Biskupowi na Wielkanoc ale i na ten raz udało się uniknąć konfliktu.

Ksiądz Biskup obiecał, ze planowanego poświecenia kaplicy w Batajsku nie będzie, ze jedynie bierzmuje kandydatow do sakramentu i wraca do Moskwy.

Takie cos rownież miało miejsce.

O tym jakby warto  opowiedzieć oddzielnie, bo przez dobrych pare lat nie miałem zgody na opowiadanie szczegołów.

Ksiądz abp Kondrusiewicz na długie lata omijał Rostow z daleka.

 

2. Kolega na trasie

 

Jedna z najciekawszych przygod na trasie zdarzyła mi się pewnego razu kiedy to wracając z Taganrogu do Batajska podebrałem na trasie autostopowicza w sutannie. Jako kleryk sam tak podrożowałem nieraz do domu. Zdarzyło się nawet, ze jakiś kierowca widząc mnie ostro wyhamował i zawrocił się. Powiedział, ze nie hamował od razu, bo pomyślał, ze to zakonnica. Okazuje się, ze istniał przesad wśrod polskich kierowcow, ze podwiezienie zakonnicy może przynieść nieszczęście. Głupi przesad nieprawdaż? Ja jako katolik mogłbym przesadnie pojechać dalej i nie brać na pokład brodacza z “wrogiego obozu”. Ja jednak zatrzymałem się chetnie i od razu przedstawiłem się kim jestem i dokąd jadę. Okazało się ze jesteśmy sąsiadami. Batiuszka wzruszył się  na tyle, ze zaczął mi się Skarżyc na swego biskupa, ktory niedawno w związku z zawetowana nowa ustawa o wolności sumienia jak wszyscy prawosławni biskupi nalegał, by wierni wysyłali do Moskwy “miliony podpisow przecie katolikom”. Zawetowany przez Jelcyna na osobista prośbę papieża projekt ustawy o tzw. “tradycyjnych religiach“, ktory miał poddać represjom nietradycyjnych w  Rosji katolikow i protestantow wszedł jednak w Zycie w 1998 roku na skutek wspomnianej “akcji protestow”. Prawosławni księża wedle batiuszki mieli nazbierać po 3000 protestow każdy. A skąd ja im 3000 wezmę skoro mam 30 parafian żalił się batiuszka. Szok. Oto moja kolejna wątpliwość, jak w takich warunkach budować zbliżenie i ekumenizm z rosyjskim prawosławiem, ktore idzie po trupach, byle niepodzielnie rządzić duszami w Imperium. Przełknęli z zadowoleniem projekt ustawy gwarantujący nietykalność muzułmanom, Żydom i buddystom, byle tylko zdeptać konkurencje w postaci katolickich i protestanckich misjonarzy. Te haniebne akcje miały miejsce w 1998-m roku a w 2002-m roku ostatnim akcentem były deportacje pastorow, księży i nawet biskupa z Irkucka…

 

3. Ksiądz celibat z Kagalnika

 

Mimo wspomnianych trudności zdarzają się wyjątki, ktore potwierdzają regule, ze ekumenizm w Rosji owszem niemożliwy, szkodliwy ale jak owoc zakazany kuszący…

Oto bez żadnej inicjatywy z mej strony do klasztoru siostr zjawił się pewien kapłan celibatariusza z Syberii, ktory od paru lat obsługiwał parafie w sąsiedztwie. Był tak zdeterminowany w swym pragnieniu zbudowania cerkwi na wsi, ze nawet wysyłał list do śpiewaczki Pugaczowem z prośba o wsparcie…

Przyjechal do siostr by im opowiedzieć sen jaki mu się przyśnił. Śniło mu się mianowicie, ze poszedł na misje do Chin wspolnie z jakimś księdzem katolickim. W ten dzień gdy odwiedził siostry był na obiedzie salezjanin z Rostowa i gdy sie przysłuchiwał tej opowieści to głośno wykrzyknął: ojcze a kto jest podobny do tego katolika ze snu, ja czy Jarosław. To było trudne Choc sarkastyczne pytanie.. Nie pamiętam co ten Kaplan odpowiedział, Choc dla siostr zapewne było jasne, ze jeśli ktoś z obecnych marzył o Chinach to najprędzej ja a nie salezjanin. Z drugiej strony przy całym marzycielstwie po latach pracy w Rosji nauczyłem się realnie patrzeć na rzeczy i nie przytakiwałem prawosławnemu marzycielowi. Owszem zaprosiliśmy go na odpust św. Stanislawa w trakcie ktorego miał batiuszka okazje zobaczyć pozostałych księży z dekanatu tym niemniej do bliższych kontaktow raczej nie doszło. Ja po roku czasu przeniosłem się na Syberie w okolice Chin a batiuszka zapewne pozostał pod Rostowem by budować swoja cerkiew.

 

4. Pięćdziesiątnicy w Kojsugu

 

Moi ministranci często opowiadali mi o dwu braciach zielonoświątkowcach z dzielnicy Kojsug, u ktorych ponoć zbierały się setki wierzących. Owszem miałem rozmowę z jednym z nic. Obejrzałem obszerny budynek przerobiony ze zwyklej chatki glinianej wedle podobnej metodyki jak domek siostr stal się klasztorem. Tym niemniej nie doszło do żadnych serdeczności ani wspołpracy.

 

5. Kozacy

 

Wspomniany wielokroć w moich wspomnieniach konflikt z kozakami miał swoje podłoże w mojej nadmiernej lojalności. Ja zadąłem od dzieci jakie odwiedzały klasztor, by przynosiły pozwolenie rodzicow. Miałem cala kolekcje takich pozwoleń wklejonych do dziennika. Gdy kozacy zrobili mi zarzut, ze nielegalnie agituje dzieci do kościoła ja przyznałem się  ze mam na to zgodę rodzicow. Oni zaradzali, bym im pokazał. Zrobiłem to przy świadkach na spotkaniu pojednawczym w urzędzie miejskim. Jeden z kozakow jednak oglądał dziennik tak dokładnie i poczynił tak wiele notatek, ze  potem sąsiedzi opowiadali jakoby odwiedzali niektorych rodzicow z pogrożkami, ze jeśli znowu pozwolą dzieciom chodzić do siostr to się na nich zemszczą…

Sprawa jakoś ucichła ale ja w swej naiwności gdy miało być poświecenie kaplicy napisałem zaproszenie dla batiuszki z Kojsug i dla atamana z ktorym jakoby na Boże Narodzenie ksiądz Edward zawarł przymierze. Niestety przyjechali jako wrogowie. Zablokowali ulice legitymując wszystkich przechodniow. Każdy kto na pytanie czy jesteś ruski powiedział tak, był nie wpuszczany. Batiuszki oczywiście nie było.

W tym pamiętnym 1994-m roku miało się odbyć ekumeniczne spotkanie w Genewie i w Austrii. Arcybiskup niemal ze łzami skarżył się na mnie “co ty narobiłeś”, te obrady mogą być zerwane. Trudno mi uwierzyć, ze z powodu jakiegoś naiwnego księdza z Kaukazu Patriarcha Aleksy odwołał spotkanie z papieżem. Przyczyny były niewątpliwie inne tym niemniej biskup jakby przeczuwając nalot dziennikarzy uprzedził mnie bym się nikomu nie skarżył na kozakow. Ich zachowanie było skandaliczne. Pogrożkom nie było końca tym niemniej ja byłem zobowiązany do milczenia. Owszem za jakiś czas odwiedził mnie dziennikarz z Kestonu ale ja posłusznie mu opowiedziałem jak to dobrze i wolno żyje mi się w Rosji. Gdy w 2002 roku mnie ostatecznie deportowano to niektorzy się dziwili co to się stało z Rosja nagle. Ja ripostowałem, ze tak nagle to się nic nie dzieje, ze to się owszem działo cały czas, ale ponieważ było inspirowane przez kosciol prawosławny to myśmy nie śmieli naszy braci upominać. W imie ekumenizmu żeśmy milczeli. Był dany rozkaz “morda w Kubel” wiec cicho-sza. Dopiero w 2002-m roku ksiądz abp przerwał embargo milczenia i sam nazwał to co się dzieje w Rosji prześladowaniem wierzących.

Dziś w roku 2010 zgodzi się pewnie ze mną z opinia, ze nasze przemilczanie faktow zakończyło sie fiaskiem i sam abp Kondrusiewicz musiał pod naciskiem prawosławnych opuścić Rosje po 17-tu latach wiernej służby i powrocić na Białoruś. Dostał podobnie jak bp Mazur z Irkucka honorowe stanowisko w ojczyźnie, tym niemniej jest fakt niezaprzeczalny, ze prawosławni katolikow w Rosji nie cierpią i wedle zasady “cel uświęca środki” niszczą bezwstydnie konkurencje z katolickiego obozu.

 

Ekumenizm w Salsku

 

1. Adwentystka Aurika

 

Jedna z najbardziej romantycznych ekumenicznych przygod przytrafiła mi się w mieście Salsku dokąd w przeciągu całego roku 1996-go uparcie jeździłem w każdy poniedziałek. Płaciłem za pomieszczenie w Domie Kultury nawet wtedy gdy na spotkania przychodziła jedna osoba lub nikt. Byłem jednym z wielu dzierżawcow. Ponoć w tym DK spotykały się Procz mnie 3 sekty wiec był to niezwykle ekumeniczny projekt. Dawałem ogłoszenie do telewizji tzw. Biegnącą ścieżka o spotkaniach, rozdawałem nawet przechodniom ulotki z zachęta wychodziłem sam z siebie. Jedynie kto na to zareagował to Male dzieci z okolicy. Troje z nich przygotowałem do pierwszej komunii. Jesienią jednak zaniechałem. Do Salska miałem 180 km i bez samochodu było mi trudno jeździć. Miałem polaczenie na 19.00 i powrot o 1-szej w nocy. Wolny czas po kolejnym nieudanym spotkaniu spędzałem u adwentystow, ktorych Dom Modlitwy był nieopodal. Pastor był młody i otwarty. Nie prowadziliśmy żadnych sporow teologicznych. Rozmawialiśmy sobie o życiu i bieżących sprawach. Bardzo często obowiązki rozmowczyni przejmowała na siebie Aurika. Pewna wolontariuszka rodem z Mołdawii.

Odprowadzała mnie na autobus lub Brala na spacery w nadziei, ze się “nawrocę”.

Potem gdy zrezygnowałem z tej misji jeszcze cały rok dostawałem tłuste koperty pełne argumentow biblijnych. Dziewczyna się bardzo starała w nadziei, ze mi pomoże znaleźć prawdziwa drogę do Boga. Imponowało jej, ze jestem tak samo ascetyczny jak adwentyści ale denerwowało, ze działam w posłuszeństwie Biskupowi i ze w atrybutyce koscielnej mamy nie tylko obrazy ale nawet figury Jezusa i Maryi. Nazywała to bałwochwalstwem i te gory papieru jakie mi wysyłała przez pocztę miały służyć temu bym się opamiętał. Jak raz w tym czasie wędrowała po Rosji figura MB Fatimskiej i Aurika wiedziała o tym, ja jej o tym opowiedziałem wiec miała realne powody by się o mnie niepokoić. Mnie jednak ta znajomość się nie podobała i Aurika ze swymi troskami dala mi dodatkowy argument, żeby o Salsku na jakiś czas zapomnieć. Żadnego ekumenizmu nie wyszło Choc przyznam jakiś czas miałem nadzieje ze Aurika zajmie się katechizacja tych dzieci, ktore doprowadziłem do komunii świętej. Ona na początku jakby się zgadzała na to lecz gdy się spostrzegła jak rożny jest system wartości w naszym kościele z tym do czego ona przywykła wycofała się z pomysłu a ja nie nalegałem.

 

2. Prasa dla sekty

 

Czasami zadawałem sobie pytanie jaki mogł być cel i skutek tego fiaska w Salsku.

Tyle sil i Środkow poszło na marne. Tym niemniej każdy raz przywoziłem do miasta gazetę “Swiet ewangelia”, ktora jakieś myśli prowokowała u czytelnikow. Choc byli nimi glownie adwentyści to nie tracę nadziei, ze ktoś z nich znalazł w tej prasie cos co rozgrzało jego dusze lub przekonało Choc troszkę do argumentow katolickich do kościoła jako takiego. Spotkania z liderami sekciarzy zawsze traktowałem jako akcje informacyjna, bo ci biedni ludzie najczęściej nienawidzą katolikow zaocznie nic o nas nie wiedząc i nawet na oczy nie wdziawszy. Takie wiec osobiste spotkania mogły mieć skutek podobny do tajfunu niszczącego mity, ze jesteśmy diabłami wcielonymi. Martwiło mnie, ze w tak wielu stanicach nie jestem w stanie pojawić się nigdy. Zbyt wielki jest ten kraj i mego zapału starczało nie na wiele.

W każdym bądź razie w przeciągu roku znalem polowe parafian adwentystow w twarz. Moja natomiast znali wszyscy.

 

Czaltyr - Wizyta u Ter Tadewosa z Matka Bozą

 

Najwięcej ekumenicznych przygod miałem jednak podczas pielgrzymki MB Fatimskiej w 1996-m roku. W moich parafiach MB miała przebywać zaledwie 2 doby. Otrzymałem figurę 9-go grudnia a 11-go miałem ją oddać do Siemionowi na Kubaniu.

Po wizycie  w Nowoszachtińsku gdzie miało miejsce piękne spotkanie w domu pewnego kleryka i jak w Kanie Galilejskiej tam się dokonał ślub kościelny udaliśmy się do pewnej osady ormiańskiej po drodze do Taganrogu o przedziwnej nazwie Czaltyr. W pięknej ormiańskiej świątyni czekał  na nas ter Tadewos. Nie mniej serdeczny niż ter Karapet człowiek Choc całkiem innej powierzchowności. Ter Tadewos był tutejszym Kaplanem podczas gdy Karapet przyjechal z Libanu na misje do Rosji. Trwały w świątyni prace remontowe. Ludzi było niewielu ale dosłownie w tych samych dniach Rzym odwiedzał ormiański katolikos Garegin II, ktory podpisał pewna deklaracje ekumeniczna i zapraszał papieża na 1998-my rok do Erewania.

Odmowiliśmy w tej sprawie modlitwę ojcze nasz po rosyjsku i ormiańsku. Były okolicznościowe przyjacielskie słowa i grupa pielgrzymow rostowskich pojechała razem z figura salezjańskim busem Fordem Transitem dalej do Tanais i do Taganrogu. W Tanais odmawialiśmy koronkę Miłosierdzia Bożego. Byliśmy gośćmi dyrektora Muzeum, ktory Choc prawosławny człowiek bardzo przyjaźnił się zarowno z ks. Edwardem jak i ze mną i chetnie się zgodził na podobna moli twe.

W Taganrogu nocą w trakcie czuwania był kolejny ślub, ktorego udzieliłem parze Geraszczenko. Nasz parafianin, ktory zetknął się z katolikami w trakcie wojny jako mały chłopiec w Jenakiewo na Ukrainie. To wtedy w mieście stacjonowały wojska włoskie. Ten sentyment przetrwał latami ale nie dotknął serca małżonki. Nawet na kolędzie, gdy przychodziłem on bywał sam. Tym razem jednak przyszła i dala zgodę na ślub o ktory on prosił ja latami. Bardzo ekumeniczna sprawa.

Żadnej cerkwi nie odwiedzaliśmy, bo padaliśmy z nog ale ponieważ o modlitwie powiadomiła telewizja kto chciał bez rożnicy wyznania mogł na modlitwę przyjść. Rzeczywiście tak było.

 

U popa Korjaki w Ejsku

 

Następnego dnia z rana pojechaliśmy do Azowa do wenerologicznego dyspanseru, w ktorym leczono rownież narkomanow. Personel szpitala zebrał się na podworcu i tam odmowiliśmy dziesiątek rożańca. Potem odwiedziny w malutkiej wiosce na granicy azowskiego i staromińskiego powiatow. Kiedyś tam mieszkało sporo Niemcow.

Odprawiliśmy prywatna modlitwę u wrot dawnej luterańskiej świątyni zamienionej na klub. Podobna modlitwę przeprowadziliśmy pod Kircha w Ejsku. Tutaj świątynie zamieniono na sale gimnastyczna. Na trasie mieliśmy jeszcze stanice Leningradzka, Kuszczowkę, Stepnoje i Batajsk. W Ejsku figurę pozwolił wnieść do prawosławnej świątyni prawosławny pop brat ojca Włodzimierza Korjaki, ktorego za podobne grzechy, czyli sympatie prokatolickie usunięto ze stanowiska sekretarza biskupiej kurii w Rostowie. Nie odszedł on do Cerkwi Zagranicznej ale musiał zmienic diecezje, bo Jejsk to już diecezja Krasnodarska. Odbyliśmy serdeczna rozmowę i Choc Kaplan był mile zaskoczony odwiedzinami cudownej figury to jednak prosił o dyskrecje i modlitwa miała miejsce pod zamkniętymi drzwiami.

 

U dziekana w Kuszczowce

 

W podobnie serdecznej atmosferze przebiegało spotkanie z proboszczem gigantycznej cerkwi w świątyni w Kuszczowce. Kaplana miałem okazje spotkać po raz pierwszy w życiu tym niemniej usłyszałem z jego ust wiele ciepłych slow o zasługach Jana Pawła II i kościoła katolickiego w sprawie poparcia dla cerkwi. Miałem wrażenie, ze jest wspierany przez katolickich sponsorow z zachodu ale nie dopytywałem się o szczegoły. Moj ekumenizm w tych dniach miał charakter spontaniczny. Byłem tak wzruszony obecnością cudownej figury, ze pragnienie podzielenia się jej laskami rodziło się w sposob naturalny i nieplanowany, wręcz nieprzewidziany. Przy innej okazji długo bym się zastanawiał jak zapukać do cerkwi i czy pukać. Ponieważ prawosławni kochają MB to miałem okazje im i o tym przypomnieć.

 

Stanica Stepnoje

W powiecie Kuszczowskim miałem mała wspolnotę, ktorej skład był bardzo płynny, bo co chwila ktoś wyjeżdżał do Niemiec i kolejne domostwa katolikow pustoszały. Pod koniec najaktywniejszymi parafianami byli ludzie estońskiego pochodzenia, ktorych przodkowie byli luteranami.

Miejscowy pop pochodził z Zakarpacia. Miał przedziwny akcent i przy spotkaniu zdziwił się  mocno mej wizycie. Rozmowa odbyła się w podworku. Pop przeprosił, ze nie ma o czym ze mną rozmawiać, bo jest domorosły, niewykształcony i nawet nazwał siebie samego tytułem “grzesznik Michał”. Bardzo mi przypadł do gustu ten pokorny człowiek, ktorego przodkowie niewątpliwie byli unitami. Mogłem się kolejny raz przekonać jak wspaniała szkole chrześcijańskich cnot otrzymali na Zachodniej Ukrainie zewsząd prześladowani Unici. Cześć z nich aby nie trwać w podziemiu i zachować swe cerkwie w sposob formalny przyjęli Prawosławie ale pozostali sobą. Odegrali wielka role w ewangelizacji Rosji, bo kiedy Stalin pozwolił na otwieranie zamkniętych przed wojna cerkwi to nie było skąd brać kapłanow a na Ukrainie było zatrzęsienie. W niektorych galickich i zakarpackich wioskach bywało po kilkadziesiąt czy kilkuset kandydatow do kapłaństwa. Kształcili się glownie w Odessie lub tak jak pop Michał u siebie w domu u rodzicow, ktorzy tez mieli kościelny fach. Nasze spotkanie odbyło się w 1996-m roku w okresie wielkanocnym. Nie pamiętam czy odwiedzałem tego popa w trakcie pielgrzymki fatimskiej. Nie zawsze bywał on w domu. Był małomowny i obcowanie było utrudnione.

 

Rostowska prasa o Fatimie

 

W międzyczasie echa pielgrzymki dotarły do Rostowa, gdzie cudowna figura miała jeszcze powrocić na 26-ty grudnia. Zadano wiec pytanie pewnemu kapłanowi z urzędu biskupiemu prawosławnej kurii. Pewien nieznany mi z nazwiska ksiądz lojalnie powiadomił dziennikarzy, ze znane mu SA objawienia Fatimskie i ze nie ma prawa kwestionować cudow jakie tam się zdarzają, bo żaden kosciol nie ma monopolu na kult MB ani na cuda. Była to cudowna i niespodziana w tych czasach wypowiedz wspierająca nasze starania, by ludzie bardziej pokochali Maryje i by łączyli się wokoł jej osoby bez względu na wyznanie. Dodam, ze stosowny list informujący o trasie pielgrzymki MB zapraszający do wspołudziału w uroczystościach na tydzień wcześniej wysłaliśmy do Biskupa Pantelejmon i do dziennikarzy.

 

Wspolnota z Cerkwi Zagranicznej

 

Drugi nocleg cudowna figura miała w Batajsku, dokąd Przybyla niemal w komplecie wspolnota ojca Igora z Azowa. Oboje z ks. Edwardem przespaliśmy jak zabici niemal cala noc podczas ktorej siostry prowadziły niesamowite czuwanie. Echa tej modlitwy dochodziły do oddalonego pokoju gościnnego ale prawdziwie żaden z nas nie był w stanie po całodobowej pielgrzymce trwać na czuwaniu. Spaliśmy snem sprawiedliwych a gdyśmy z rana wstali i nie zastaliśmy już nikogo, bo był dzień pracy i wszyscy się rozjechali na swe stanowiska. Owocow tej modlitwy nie trzeba było długo czekać. Wspolnota w Azowie i w Batajsku zaczęły dynamicznie rosnąć.

Azowscy prawosławni dotarli na nabożeństwo ponieważ syn jednej z parafianek ojca Igora wstąpił do Franciszkanow i zachęcał mame, by wzięła udział w uroczystościach Fatimskich. Od tej pory widywaliśmy się coraz częściej. Z czasem pozbawieni opieki ojca Igora niemalże w komplecie zaczęli chodzić na katolickie nabożeństwa. Nie był to z mej strony żaden prozelityzm. Trudno powiedzieć na ile sami ci ludzie identyfikowali się z prawosławiem. To była grupa poszukujących intelektualistow. Ich sympatie dla katolicyzmu to raczej ludzka reakcja ludzi spragnionych prawdy. Zanim trafili w ręce ojca Igora eksperymentowali jogę a jakiś czas znajdowali się w rekach sekty Anastasija.

 

Celina i Salsk

 

Następnego dnia z rana do Forda wsiadły dzieci, siostra Inga. Matkę Boza ja większość trasy trzymałem w objęciach na pierwszym siedzeniu czasem zasypiając w tej pozie. Nie było  żadnej pompy w tych odwiedzinach MB Fatimskiej na Kaukazie.

Pojechaliśmy odwiedzić popa w Celinie i w Salsku. Obie te wizyty były tak samo spontaniczne jak poprzedniego dnia w Ejsku i w Kuszczowce. Nie wiem co mogły spowodować w sercach tych kapłanow. Moje serce tymczasem śpiewało z radości.

Rok wcześniej spędziłem wakacje w Fatimie i ta pielgrzymka nie był a dla mnie żadna teoria. Tysiące wspomnień wędrowało za mną, setki doświadczeń czekało na mnie dzieki tej umacniającej podroży.

 

Pop Sybirak z Leningradzkiej

 

Do popa ze stanicy Leningradzkiej dotarłem z rocznym, lub nawet dwuletnim  opoźnieniem. Kolędowałem  w stanicy i parafianie dali ogłoszenie w miejscowym kanale telewizji, ze można poświęcić mieszkanie. Dzwonili nawet prawosławni.

Domyśliłem się, ze to może spowodować nieporozumienia i poszedłem lojalnie o tym opowiedzieć do popa. Musiałem jakiś czas postać w cerkwi zanim pop znalazł czas. Ponieważ jednak chor prawosławny ma długie partie śpiewane na liturgii to zauważywszy brodacza w sutannie pop zaprosił mnie do ołtarza. Przedstawiłem się i umowiliśmy się po liturgii. Rozmawialiśmy w czymś w rodzaju kontenera co było tymczasowym biurem. Kaplan był troszkę zaskoczony ale nie był stremowany. Opowiadał o swej pracy w Nowosybirsku. Zdaje się ze już miewał kontakty z Kaplanami wiec nie miał kompleksow jak niektorzy jego koledzy. Kompleksy mogłem mieć ja, bo jak wcześniej wspomniałem nie wszystkie moje kontakty z kolegami prawosławnymi były udane. Cenie sobie tamto spotkanie, bo dzieki niemu mogłem kolędować dalej bez strachu, ze będę atakowany przez kozakow.

 

Kalmucja

 

1. Pop z Baszanty

 

Pop w miasteczku Gorodowikowsk, ktore prości ludzie po staremu nazywają Baszanta jest przykładem jak bywa nieciekawie i strasznie gdy się natrafi na wojowniczego popa.

Działo się to wiosna 1995-go roku. Chciałem odwiedzić popa i złożyć życzenia wielkanocne. Cerkiew urządzono w porzuconych budynkach przedszkolnych.

Wszystkie ikony były papierowe Malo starannie powieszone na konstrukcji z drewna i pilśni. Obraz nędzy i rozpaczy. Widać gołym okiem, ze parafia zaniedbana. Parafianie biedni i zastraszeni. Tego dnia było kilku interesantow. Ja poprosiłem jedna z pomocnic, by zgłosiła dla popa kto jestem i co chce. Widać nie pojął od razu, bo kazał mi czekać. Gdy się zbliżała moja kolej ze swego gabinetu przez otwarte drzwi zaczął wykrzykiwać pod moim adresem bardzo niegrzecznie w stylu “czego przyszedł, niech sobie idzie won, wynocha”. Zdziwiłem się, ze kazał mi tak długo czekać by obdarować mnie tyloma niegrzecznościami nawet nie patrząc w moja stronę zaocznie jakby przez ścianę.

Miałem dobry humor wiec zachowanie księdza stało się dla mnie natchnieniem. Poszedłem do redakcji, opowiedziałem co mnie spotkało i poprosiłem o możliwość, by choćby przez gazetę przekazać życzenia prawosławnym ludziom skoro pop ich nie chce. Pozwolono mi opisać wszystko co zaszło. Artykuł wyszedł i spowodował spory rezonans, bo się okazało, ze tutejszy pop do wielu ludzi rownież do parafian odnosił się podobnie i nie miał mu kto utrzeć nosa. Tak się opatrznościowo złożyło, ze zrobiłem to ja a nieobecna redaktorka Lisowska, ktora przygotowała tekst do druku za jakiś czas już po moim odjeździe stała się najaktywniejsza parafianka w mieście. Los nas zetknął na spotkaniu młodzieży z Ojcem Świętym w jubileuszowym 2000-m roku czyli po pięciu latach. Po raz kolejny się przekonałem, ze nawet nieżyczliwi kapłani SA w stanie dopomoc kościołowi. Ekumenizm wiec okazał się po raz kolejny życiowa koniecznością dla wyzywania dla małych katolickich wspolnot na antypodach Kaukazu.

 

2.  Mormoni Koprowscy

 

Koprowskich zapoznałem dzieki  Sławie Kałmukowi, o ktorym opowiem dodatkowo. To była rodzinka żydowskiego pochodzenia. Przedtem mieszkali pod Chabarowskiem najprawdopodobniej w Birobidżanie. Ktoś z ich przodkow jakoby budował kosciol w Krakowie wiec niewątpliwie w tej rodzinie bywali tez katolicy. Zaangażowali się jednak w misje pewnego pastora z USA o imieniu Andrew. Pastor ten długie lata spędził w Kałmucji i był bardzo popularny ale w tych czasach gdy ja się pojawiłem w Kałmucji prasa podała, ze został deportowany, bo “węszył i fotografował” stepowe tereny, gdzie odkryto złoża uranowe, wiec nie jest Kaplanem a szpiegiem.

Czy tak było naprawdę trudno mi oceniać, bo szpiegomania Rosjan jest sprawa ogolnie znana. Nasi katoliccy księża byli mordowani w latach 30-tych za wspołpracę z watykańskim wywiadem…

Corka Lisowskich była bardzo zaangażowana w sektę i zafascynowana misjami. Widzialem u niej w domu wielka mapę świata z flagami na tych krajach i miastach gdzie mormoni maja placowki. Nie wiem jak odebrała fakt deportacji Andrew i jak przyjęła kontakty ze mną, bo była zapraszana do Batajska a także odbyła pielgrzymkę do Polski. Obejrzała miasto Krakow i mam przeczucie, ze jednak otwarła swe serce na kosciol, warunki były sprzyjające. Fakt pewien, ze po kolejnych odwiedzinach z siostra Teresa wyszliśmy na ulice i obok ich domu zatrzymał się pewien mężczyzna pytając czy nie jesteśmy katolikami. Na odpowiedz  ze tak przyznał się ze jest mężem katoliczki i ze dawno szuka kontaktu. To była postać opatrznościowa. Pomagał przy rejestracji parafii, kupnie posesji, instalacji telefonu przy parafii i  wielu pracach budowlanych, bo był inżynierem.

Tak oto moje ekumeniczne wizyty u Mormonow dały tez pożytek w poszukiwaniu realnych katolikow dosłownie na ulicy. Tutaj dodam, ze poruszałem się zawsze w sutannie i to tez był motyw ewangelizacyjny. To ze nie krępowałem się sutanny stało się jawna zachęta rownież dla tubylcow Prawosławnych by się pojawiać na ulicy w stroju duchownym. Mam taka nadzieje i wewnętrzne przekonanie, ze to tez był mimowolny ekumenizm.

 

3. Baptyści z Elisty

 

Z Baptystami podobnie jak i z Mormonami poznajomił mnie wspomniany Slawa, postać sama w sobie ekumeniczna. Nie było wspolnoty religijnej w mieście, ktorej by Slawa nie znal od podszewki i swa wiedza chetnie się dzielił.

Nie pamiętam szczegołów spotkania. Nie było to w zborze jakimś ale w tzw. Cerkwi Domowej. Ci Baptysci nie byli ani rozmowni ani przyjaźni. Kontakt okazał się zdawkowy i jednorazowy. Szkoda.

 

4. Slawa Kalmuk

 

Tak wiec Slawa milicjant.

Człowiek ktory stracił prace w wieku 50-ciu lat.

To była tragedia. Był z natury idealista. Otrzymał dobre wykształcenie w jakimś Instytucie Milicji. Starał się sumiennie wykonywać swa prace Az do dnia kiedy w jego obecności dwu milicjantow zgwałciło i zbiło kobietę. Sprawa była głośna i Trafila do sadu. Mordercy mieli jednak wpływowych krewnych w aparacie milicji i probowali zmusić Sławę, by odwołał swe zeznania oskarżające przestępcow. On tego nie zrobił. Odszedł z milicji i Choc był szykanowany i nie mogł dostać nigdzie zatrudnienia, to jak powiada cudem zachował Zycie, bo mogło dojść przecież do skrytobojstwa na niewygodnym świadku. Za darowane Zycie chciał podziękować Bogu ale nie wiedział jakiemu, bo był wychowany w ateizmie. Jako człowiek wykształcony słyszał, ze jest Allach, Chrystus i Budda. Kałmucy SA w większości Buddystami ale on nie chciał być jak wszyscy, szukał prawdy i cos go popychało w kierunku Boga Chrześcijan. Kupił biblie u Baptystow i większość życia przezyl studiując biblie codziennie. Pracowal dorywczo i tylko po to by był kawałek chleba a ostatnie lata widywałem go niemal całodobowo z biblia w reku. Chleb przynosili mu zaprzyjaźnieni ludzie z rożnych kościołów pieniądze na do zdobywał wynajmując pokoj dla studentow. Zapraszałem go więlokroć do siebie dając możliwość opowiadania o sobie parafianom. Miał naturalny dar  misjonarza i wielkie marzenie, by powędrować do Azji środkowej, gdzie się urodził w zesłaniu i wychował pośrod narodow pochodzenia tureckiego. Znal ich języki i obyczaje. Wiele, wiele mi o tym opowiadał. Zaprosiłem go tez do Polski dwukrotnie. Pierwszy raz nie dotarł. Musiał wracać samotnie ze Lwowa,  bo pieczątka w jego paszporcie była niewyraźna.

To mu w jakimś sensie pomogło, bo dotarł samotnie do siostr do Batajska i czekając na mnie studiował biblie w katolickiej wersji. Probował się u siostr dowiedzieć skąd się wzięły dodatkowe księgi, ktorych nie ma w tekście Baptystow i innych protestantow. Gdy mu siostry opowiedziały historie Marcina Lutra i jego niechęć do deuterokanonicznych ksiąg oburzył się strasznie i nie na żarty. Tak poważnie przeżywać fakt wiary mogą tylko azjaci. Jego mongolska krew zakipiała i ponieważ usunięte księgi bardzo mu się spodobały można rzec ze od tej chwili zadeklarował się, ze chce być katolikiem. Pod koniec roku wyspowiadałem go i stal się moim stałym adiutantem.

 

5. Adwentyści w Eliscie

 

Adwentystow w Eliscie odszukałem sam. Trudno ich było nie zauważyć. Ich świątynia z białej cegły stała naprzeciw prawosławnego klasztoru ojca Zosimy na wylotowej trasie do Rostowa. Miała imponujące kształty wiec nic dziwnego, ze  adwentyści się stali na jakiś czas głównym celem atakow oburzonego na sekty ojca Zosimy.

Moje pojawienie się w Eliscie w jakimś sensie złagodziło te relacje, bo Choc początek był dobry i przyjacielski to z czasem ojciec Zosima ogłosił się rownież i moim wrogiem i wrogiem katolikow. Tymczasem sami adwentyści okazali się miłymi i gościnnymi ludźmi tak samo jak ci w Salsku. Oni rownież pochodzili z Mołdawii i u nich po raz pierwszy usłyszałem co takiego mamałyga oraz sprobowałem kaska chleba pieczonego z maki kukurydzianej.

Co mnie tak naprawdę  Procz ciekawości ciągnęło do tych ludzi trudno mi dziś powiedzieć. Na pewno wiedza o nich była mi potrzebna. Ich sukcesy misyjne imponowały. Chciałem mieć wiedze ale tez po ludzku potrzebowałem przyjaźni ludzi wierzących, ktorych na ten czas było w Rosji tak Malo. Myślę wiec, ze moj ekumenizm nie był zwykłym szpiegowaniem, Choc owszem i taki cel mi przyświecał.

Był to raczej wzajemny dar, bo i dla nich znajomość ze mną była pewnym trudnym zadaniem i wyzwaniem. Ich uczono, ze jesteśmy wrogo nastawieni a ja serdecznie i szczerze rozbijałem ten mit.

 

6. Zosima i Olimpiada

 

Wspomniany ojciec Zosima to historia niezwykłego splotu zdarzeń.

Ponoć jako sierota wychowywał się w Kazachstanie pośrod Baptystow. Jako mnich prawosławny przyjął na postulanta byłego wyznawcę Kriszny, ktorego bardzo młodo wyświęcił na Kaplana. Zatrudnił przy klasztorze zakonnice Olimpiadę, ktora tez się tułała wcześniej po sektach. Miał marzenie, by odwiedzić w Watykanie Ojca Świętego, ktore podobno się  zrealizowało po latach. Znal orędzie Fatimski i przyjaźnił się z Kałmukiem Pawłem Kiekszajewem, ktory jako pierwszy przyjął katolicyzm i o swym nawroceniu wielokroć opowiadał publicznie.

Ojciec Zosima przyjął mnie serdecznie. Pozwolił bym odprawił w klasztorze cicha msze świętą a jego postulant był ministrantem. Odprawiałem w tej celi gdzie Matuszka Olimpiada piekła prosfory czyli prawosławne komunikanty. Nawet dal mi trochę pieniędzy na drogę, bo robiłem wrażenie wygłodzonego a nie miał mnie czym pokarmić wiec zachował się bardzo po ojcowsku. Co go mogło do mnie zrazić. Po pierwsze on mi nie radził otwierać parafie w Eliscie a raczej w Baszancie gdzie zatrzęsienie Niemcow. Po drugie, gdy się zaprzyjaźniłem z dziennikarzem Mazurkiewiczem i ten zrobił ze mną wywiad pod tytułem pierwszy ksiądz w Kałmucji to Zosima dostał białej gorączki. Gazeta była bardzo popularna a język rosyjski słabo oddaje słowo ksiądz wiec w tytule brzmiało “pierwszy kapłan”. Rosyjskie słowo “swiaszczenik” ma takie same odniesienie do prawosławnego Kaplana jak rownież katolickiego i może być zastosowane do innych wyznań. Intencja dziennikarza była taka, by opowiedzieć o pierwszym katolickim księdzu ale wyraził się niefortunnie tak jakby przede mną żadnych innych kapłanow w tym i prawosławnych nie było.

Zosima nie omieszkał zaprotestować i ponieważ miał dużo lepszy niż ja dostęp do prasy obsmarował katolikow wielokroć. Widzialem nawet nagranie w TV z czasow gdy tam pracowal ojciec Lucjan Franciszkanin. W wywiadzie tym ojciec Zosima, ktory w międzyczasie został wyświęcony na “pierwszego Biskupa Kałmucji” użył słowa “wystrzał w przyszłość”. Powiedział, ze w Kałmucji nie ma tylu katolikow, by dla nich wznosić kościoły czy kaplice, ze to jest robione z nadzieja na “prozelityzm”, czyli przeciąganie wiernych z innych kościołów w tym glownie z Prawosławia. Widać było, ze głosi te rzeczy z szewska pasja.

Powiem od razu, ze to osobowość nietuzinkowa. Ze wszystkich znanych mi kapłanow prawosławnych on jedyny probował być wszędzie i w więzieniach i w armii i w milicji i w Moskwie i w Watykanie. Można by powiedzieć ze swoj trafił na swego, bo ja w tamtych czasach tez chciałem być wszędobylski. Myślę, ze nieźle śmy dopingowali jeden drugiego do gorliwej pracy i niechaj za to Bogu będą dzieki.

 

Wojowniczy Ekumenizm

 

Nieopodal Kałmucji w poł drogi do Wołgogradu piękne miasteczko Wołgodońsk wytypowałem do tytułu błogosławionej Bolesławy. Siostry bardzo prosiły o to by była taka parafia. Podobało się miasto siostrze Teresie i wybor padł wlasnie na nie.

Miasto jest nowe. Powstało w latach stalinowskich i mimo, ze nie było tu tradycyjnej wspolnoty katolickiej to istniała komendantura i obozy przymusowych robotnikow niemieckiego pochodzenia. Była wspaniała baza do utworzenia parafii.

Tutejszy dziekan prawosławny był bardzo zbulwersowany gdy się dowiedział, ze katolicy dostali skrawek ziemi na tzw. “Polu Durakow” czyli skwerze głupcow.

Jego protest uderzył glownie w burmistrza a nie we mnie. Tym niemniej ja tez postanowiłem zająć stanowisko i przywołałem podobnym sposobem jak w Baszancie ojca Włodzimierza do porządku. Wszystkie lokalne gazety opublikowały moj list otwarty i po raz kolejny słowo pisane stało się moim orężem.

Przyjechal z Rostowa by nas Godzic szef oddziału religii sympatyzujący mi Kagebista z Azowa Brezniow. On rownież przywoływał ojca Włodzimierza do spokoju przywołując dane statystyczne. Okazało się ze 40 procent mieszkańcow Wołgodońska z sympatia odbiera pojawienie się katolikow w mieście…

Ja natomiast by popa udobruchać upadłem mu do stop i pocałowałem w piętę. To go zapewne nie przekonało ale dosc mocno skonsternowało i mam wrażenia, ze na tym wojny katolicko-prawosławne w mieście ustały.

W tym mieście mieszka pewna karmelicka  postulantka, ktora jakiś czas pomagała mi jako stroż i katechetka w parafii Gorłówka na Donbasie. Dłuższy czas nie miałem z nią kontaktu Az wreszcie zadzwoniła do mnie ktoregoś dnia, ze wychodzi za Maz za Prawosławnego popa i ze uczy w szkole religii i ze ma na to błogosławieństwo prawosławnego księdza, ktory na niej wymusił konwersje…

Tak oto podobnie jak w Azowie Procz niezwykłych spraw, ktore cieszą serce dokonują się tez rzeczy smutne z pogranicza ekumenizmu i prozelityzmu. Może te wojny kiedyś ustana, fakt jednak, ktorego przemilczeć nie sposob. Wojna trwa.

O tym jak się odbywa prawosławny prozelityzm na przykładzie Wołgodońska już pisałem swego czasu na przykładzie pewnej rodzinki. Trzy rodzone siostry Polki rodem spod Winnicy chodzą do trzech rożnych kościołów. Średnia dawno temu wybrała sobie Adwentystow, starsza ktora miała smykałkę do biznesu i wyjeżdżała często do Grecji pozostała katoliczka i zapoznała mnie z najmłodsza, ktora nieszczęście przywiodło do cerkwi. W czasach gdy nie było jeszcze w mieście katolikow bandyci zabili jej syna młodego chłopaka 20-letniego. Krzyk duszy zaprowadził ja do popa, lecz ten nie chciał się modlić za katolika. Postawił warunek: “jeśli się ochrzcisz to odprawie egzekwie”. Biedna zmiażdżona tragedia kobieta aby pomoc synowi ochrzciła się i Choc jej tłumaczyłem, ze taki wymuszony powtorny chrzest nie ma żadnej mocy prawnej to ona jednak czuła się jak zdrajca zwłaszcza wobec rodzicow i zwłaszcza gdy odwiedzała ich groby. Nie miała pewności czy teraz modląc się za syna może nadal. Modlić się za rodzicow.

Nasza niedoszła karmelitka po powrocie do Wołgodońska zastała parafie bez Kaplana i bez możliwości częstej komunii. Miała taka potrzebę wiec zgłosiła się do Prawosławnych…

Oto jaka alternatywę urządził pop dla karmelickiej aspirantki: możesz przyjmować komunie i się spowiadać u prawosławnych, możesz nawet katechizować ale musisz być prawoslawna. Najlepiej jednak jeśli jako Matuszka dopełnisz aktu kapitulacji…

 

Ekumenizm Romantyczny

 

Na zakończenie tej opowieści o moich ekumenicznych przygodach i spostrzeżeniach z polnocnego Kaukazu chce przyznać, ze był to ten klasyczny ekumenizm jakiego uczono w seminarium  z pewnymi folklorystycznymi dodatkami poprawkami i obserwacjami. Dodatki dotyczyły wskazowek abpa Kondrusiewicza, fenomenu Matki Bolesławy, tej świętej co żeby ściskała przy kolejnych porażkach.

Owszem zdawało mi się wciąż, ze SA jakieś szanse i obowiązek wspołpracy z Prawosławiem. Każdy rok niszczył mrzonki i złudzenia co do łatwego  sukcesu. Chwilami nabierałem pewności, ze sukcesu być nie może. Pełne rozczarowanie miało jeszcze nadejść. Tym nie mniej cierpliwość Jana Pawła II, ktory w międzyczasie odwiedzał kolejne  bastiony Prawosławia mogły dodawać otuchy ale to przecież było tak daleko, ze zdawało się nierealne i nieosiągalne. Z każdym dniem przekonywałem się, ze na sile miłym nie będziesz i ze prościej budować relacje z protestantami. W 1998-m roku wrzucono nas do  tego samego worka i jechaliśmy już na jednym wozku.

Moje lata spędzone na Syberii miały upłynąć pod znakiem większej wspołpracy z protestantami wlasnie.

Okres ekumenizmu romantycznego kończył się w mym życiu i poprzez kontakt z azowskimi protestantami, z wędrownym grajkiem Igorem Baranczykowem, ktory wyrosł w rodzinie adwentystow szedłem mimowolnie w tym kierunku.

Tym niemniej jest co powspominać i jak się rzekło każdy kontakt z prawosławnymi był dla mnie jak spotkanie starych krewnych, ktorzy owszem mogą się strasznie o cos tam gniewać ale niewątpliwie ciekawią się swym losem i w chwilach słabości poszukują się nawzajem, by przeżyć wspolnie fenomen powrotu syna marnotrawnego.

Zapraszam wiec do drugiej części opowieści, ktora nazwę ekumenizm praktyczny…

To będzie opowiesc o tym co mi się przytrafiło w Syberii wlasnie.

W drogę wiec.

Jedzmy dalej.

 

Taszkient wiosna 2010