Przeprosna Gorka 2
DEDYKACJA
Wiec kiedy znowu siadziesz na kuchni,
By powspominac co bylo nam dane
Zeskoczyc ze zdjecia co ma lat trzydziesci
Pasc sobie w objecia bez zadnych urazow.
Czas leczy rany, leczy rany serca
Czy uda sie razem po tamtym pogrzebie
Usiasc i mowic o sprawach codziennych
Nie wygrzebujac z mogily udreki.
1. LOTNISKO DZIEN PIERWSZY
Uda sie uda, jakos to wiedzialem
Chociaz czekanie to byla udreka
Dowiozl samolot na lotnisko Frankfurckie
Tam Detlev w zolciutkiej koszulce mnie czekal.
Sa na lotnisku dwa pietra na ktorych,
Mozna na chwilke samochod parkowac.
Detlev z roztargnienia dlugo auto szukal
Nareszcie na nizszym pietrze odnalazl.
W drodze gadalismy o jego slubie,
Milczalem, bo slow niemieckich w glowie malo
„Poczekaj trzy dni, wtedy zaczne mowic”
Z trudem po chwili fraze wybakalem.
Wyrozumialy chlopak przeszedl na angielski
I opowiedzial dlaczego tak dlugo
Ciagnal ze slubem koscielnym
Na ktorym wlasnie mialem byc obecny.
Potem mnie powiozl jak uprzedzil
Do hoteliku, bym sie umyl
„Siostre zobaczysz po poludniu,
Bo teraz dziecko spi, powiedzial.”
Ta zwloka tylko wzmacniala intryge,
Czulem, ze na spotkanie musze zasluzyc.
Cudzy mnie czlowiek zaprosil i wozi
A siostra wciaz zwleka, odklada na pozniej.
Detlev mnie pozostawil samego na chwilke
A kiedy wrocil mial ze soba tace
A na niej gora owocow, cytrusy
Bo powiedzialem, „lubie pomarancze”.
2. GODZINA MILOSIERDZIA
Godzina trzecia, czas milosierdzia,
O tej godzinie umieral Chrystus...
Wesoly szwagier prowadzi do domu
Na drugie pietro, sklep cukierniczy.
Zwykle mieszkanko, jakich wiele
Szklane drzwi, niski sufit, lawa, telewizor
Kanapy dwie, pianino, dzieciece lozeczko
Okno z widokiem na malutki kosciol.
W koncu pokoju wneka z duzym stolem
To zakamarek wiodacy do kuchni.
Wlasnie za rogiem wynurza sie postac
W ciemnych tonacjach, wlosy biale dlugie.
Troszke sie garbi jak wielu krewnych
Duzo piekniejsza niz znalem ze zdjecia.
Pogodna buzia, zadnego strachu,
„Witaj sie z bratem”, Detlew zachecal!
No tosmy sie milo przytulili,
Troszke to krotkie bylo i zdawkowe.
Tym niemniej po tylu latach
Oniesmieleni bylismy oboje.
Dziecko chyba spalo, nie od razu przyszlo
Wiec chwilke siedzielismy na kanapach
Mlodzi szybciutko mnie wysondowali
Jak przeszla podroz i co lubie jadac.
Szybko dostalem sok pomaranczowy,
Potem orzeszki i tak bylo codzien
Byli w tym sensie bardzo przyjacielscy,
Bo nie dreczyli jedzeniem jak w Rosji.
Wreczylem Malgosi ubranko slubne
Takie brazowe w stylu uzbeckim
Dziecku podobny mundurek z atlasu
I pelen paciorkow bialutki czepek.
Potem byla podroz do obserwatorium
Co mialo srednice ponad 100 metrow,
W drodze powrotnej zobaczylem kosciol
Piotra i Pawla, gdzie mial sie chrzest odbyc.
3. GLOS MILENY
Tego wieczoru po raz pierwszy
Uslyszalem w swym zyciu glos siostry Mileny,
Zdziwila sie, ze mowie markotnie i cicho
Ja sie zdziwilem, ze jest taka dzielna.
Pozniej mi Detlev pokazal rodzine:
Brata Hermana co maluje w oleju
Ula jego starsza „kolezanka”
Bawila sie milo z „nietykalnym” dzieckiem.
Uli na pomoc przyszedl dziadek Piotrus,
Ktory jak mi mowiono lubi koncertowac
Przyszla tez babcia, ktora nosi koczek
I choc milczaca patrzy milym wzrokiem.
Potem sie sprawy toczyly szybko.
Noca zasnalem jak male zwierzatko
Po glowie chodzila melodia koledy
Jakbym na wigilie trafil do Niemiec.
Na pozegnanie dostalem caluska,
Tak mnie chyba Malgosia chciala przeprosic
Ze sie juz dluzej nie moze mna bawic
Bo musi znowu dziecko spac polozyc.
Po tym dniu cudnym spalem jak zabity
Lecz rano o osmej juz oczekiwalem,
Ze mnie znowu zabiora do siebie do domu,
Bosmy mowili o spotkaniu z rana.
Patrzylem sobie na zwyciestwo dwu Polek
W skoku o tyczce w berlinskim turnieju
I na zwycieski bieg chlopca z Jamajki
Kolejny raz pobil swiatowy rekord.
4. PIELGRZYMKI PO MIESCIE
Okolo dziesiatej wyszedlem do miasta
Pokojowce w hotelu wyjasnilem gdzie ide
Piekne starozytne uliczki starowki
Prawie jak w Toruniu nad rzeczka wija sie .
Odwiedzilem kosciol sw. Michala,
Potem do banku mnie nagle zanioslo.
Wyprobowalem jak dziala bankomat
I troszke euro sciagnalem z konta.
Wrocilem na trase, juz bylem blisko wioski
Gdy nagle Detlev naprzeciw jadacy
Zatrabil i zaparkowal na chwilke samochod
Ja wsiadlem i zobaczylem w popielniczce pety.
Chlopak jest chory, wiec sie zmieszalem
I nawet spytalem, co to mialo znaczyc
„To palil kolega” zartowal szwagier
Za chwilke jednak pojalem, ze klamie.
Malgosia sie martwi zdrowiem swego meza.
Mial usuniete czesc pluca przed laty
W tym roku zrobiono mu jeszcze
Bardzo podobna i trudna operacje...
Spytal co robilem i gdym rzekl o kosciele
Zaproponowal, ze pokaze jeszcze.
Zaparkowal sie w miejscu niedozwolonym
I do strazy miejskiej tylko puscil oczko.
Tutaj zrozumialem, ze ten moj rowiesnik
Co ma czterdziestke z hakiem
To urwis z czasow gimnazjalnych
I ze wszystkiego stroi sobie zarty.
5. MALOWANE LUBIANKI
Obiad sam ugotowal tak bylo i potem
Zaprowadzil do brata pokazac kolekcje
Malgosia mnie pytala o niektore sprawy
Szkic domku z Lubianek wykonalem chetnie.
Brat Herman pokazujac mi swoja kolekcje
Zgodzil sie mi pomoc namalowac obraz
Zarzadal jednak bym pokazal szkice
Wiec je zabralem znowu u Malgosi.
Szkicowal on pastela a ja malowalem
Bal sie z poczatku, ze to tydzien czasu
Po kilku maznieciach sie uspokoil
Obraz po godzinie juz byl prawie gotow.
6. KOLEJNE WEDROWKI
Potem bylismy we trojke w zoo
Malutka koza weszla mi na rece
Dziki widzielismy, sarny, renifery...
Potem hustawki i inne atrakcje.
Wieczorem Detlev zagral na pianino
Swoj ulubiony kawalek z Bacha
Ja tez cos gralem, on mnie za to chwalil
Choc mnie o glowe przewyzszal klasa.
Z rana poszedlem zwiedzac okolice
Zobaczylem wies w ktorej produkuja mlotki
Mala kapliczke swietego Huberta
I Bartlomieja solidny kosciol.
W Iversheim kosciol z malutkim cmentarzem
Kreuzweingarten i Wachendorf, kaplica brata Klausa
Policzylem, ze tak niefrasobliwie
Przeszedlem kilometrow ze dwadziescia.
W srode po poludniu bylismy z wikariuszem
Na sutym obiedzie w miescie Eusenkirchen
Pokazalem papiery, ze jestem kaplanem
On je polozyl do swojej aktowki.
Jeszcze wpadlismy do miasta na krotko,
Malgosia miala sobie kupic buty
Dawno nie bylem na takich zakupach
Detlev wyraznie w sklepie sie nudzil.
7. MSZA W EICHENSCHEID
Gdysmy wrocili wlasnie dzwony bily
„Jesli chcesz, dzis jest Msza w naszej wiosce”
Powiedzieli oboje, chcialem oczywiscie
Pobieglem szybciutko, odprawilem z radoscia.
Po tej Mszy mialem pokoj w sercu
I gdy Malgosia mi proponowala
Rozmawiac z Milenka po raz kolejny
Ja zapragnalem z jej mama pogadac...
Rozmowa byla calkiem spontaniczna
Duzo dobrych slow padlo niespodzianie,
Wiec nie musialem sie bac nadmiernie
Tym niemniej dusza na strzepy sie rwala.
Znowu zasnalem snem sprawiedliwego
Serce mi do gardla podchodzilo mocno,
W piatek w poludnie mielismy jechac razem
W Kolonii spotykac reszte gosci z Polski...
Detlev sie spoznial jak codzien „Niemiec zepsuty”
Juz sobie myslalem, ze pojechal beze mnie,
Tymczasem, jak mi mowila Malgosia
Duzo im z rana na spowiedz czasu zeszlo...
8. TRZEJ KROLOWIE
Gdysmy podjezdzali do katedry Trzech Kroli
Serce mi omal sie nie oberwalo
Te same uczucia co w poniedzialek
Ma dusze ogarnely udreczona czekaniem.
Tak oto zamknal sie krag niespodzianek
Stali na peronie zmordowani, lecz radzi
Te usmiechy pod niebo wyniosly ma dusze
Detlev wykrzykiwal:”Edka, Milena, Janusz!”
Do samochodu torby ponieslismy
Potem nas Detlev zaprosil na pizze
Taka w podziemiach dworcowa kafejka
Potem do pozna w hotelu siedzielismy.
Dzieci przymierzaly uzbeckie ubranka
Przebrala sie w czarny stroj tez Milena
Zrobilismy zdjec kilka, jedlismy banany
Czekajac na mlodych do godzin wieczornych.
9. POWROT NA LUBIANKI
To pierwsze spotkanie z Milena dla mnie
Bylo jak powrot na Lubianki...
Tam ludzie siedzieli do pozna
Prawie o niczym nocami gadajac.
Zblizal sie dzien slubu Malgosia strapiona,
Mama tez trapila, ze slub bedzie „w spodniach”
Taki byl kaprys panny mlodej
O wyglad tez nie dbal zbytnio Pan Mlody.
10. OBORSKA MADONNA
Kazdy sie troszke tremowal po swojemu,
Ja powiedzialem krociutkie kazanie
Dziecko sie kapalo w chrzcielnicy z radoscia
Mlodych zwiazaly dlonie dzieci i parafian.
Piekne bylo to miejsce, gdzie stala statua
Podobna do Piety cudownej Oborskiej
Tam sobie wszyscy pstryknelismy zdjecie
I pojechali na przepyszny obiad.
11. DZIECIECE ZABAWY
Dan bylo kilka, lecz chyba najwazniejsze
Ze na podworku byl staw i zlote rybki
Tam sie bawilem z Milenki dzieciarnia
Calujac zabki, by zbudzic ksiezniczki...
W domu rodzicow byly torty, kawa
Dziwny kruk co jak czlowiek gadal
Ta piesn dziadka Piotra co wszystkich wzruszyla
„Kristina, Kristina kleine balerina!!!”
Takie rozne te siostry moje z Lubianek
Na mym obrazie to uwidocznilem:
Jedna w bialutkich ubrankach i wlosach
Druga w czerwonych zywych tonacjach...
12. POCHWALA SIOSTROM
Chce tym wierszykiem pochwalic obie,
Ze sie nie daly uwiesc nienawisci,
Ze mnie przyjely z otwartymi rekami.
Kazda jak potrafi: ktos cicho, ktos glosno.
Malgosia nie dawala upustu uczuciom
Byla zdawkowa, malo wylewna.
Nie pozwolila mi ani razu
W swym domu do polnocy siedziec...
Tym nie mniej w salwatorianskim klasztorze,
Gdzie mieszkal Jordan odnowiciel zakonu
Zadala mi pytanie co tknelo ma dusze:
„Czy ty sie Jarek smierci nie boisz?”
Tak dala mi poznac w sposob delikatny,
Ze sie obawia o moje losy
Wiec rowniez zegnajac mowila wyraznie:
Ze mam tez dla niej „zyc, nie ryzykowac!”
Milenka tez pewnie zgodzila sie z wersja,
Ze to spotkanie to cud malutki,
I ze to w jakims sensie NASZA wymarzona
Rodziny Lewandowskich przeprosna gorka.
DZIEN OSTATNI
W Niemczech znajomych mam bez liku
Zaproszen tez sporo i mozliwosci
Jednak jak moglem redukowalem
By znowu wrocic, zobaczyc siostry !
Znow byly lody, zabawy z dziecmi
Pozne bez konca nocne rozmowy
Przepiekny spacer po gorach dolinach
I szloch Janusza, tego nie zapomne.
Mamie siostrzyczek tez slowa uznania,
Za to, ze wyrosly takie niezwykle,
I za to, ze one byly jej miloscia,
Ze nie szukala cale zycie innej.