Długa opowieść o zranieniach
Wiara w Papui jest bardzo świeża
Lat 150 liczy zaledwie
Sporo powołań mają tubylcy
Lecz apostazji jest jeszcze więcej
Zrobiłem w Papui sporo obrazów
Na płótnie – ścianach – polichromie
Mój styl już znacie – prymitywizm
Bardzo pasuje w tym świata zakątku
Zrobiłem śpiewnik w języku pidżin
Mocno szperałem w głowie z pamięci
Kolędy, harcerskie, Stachury pieśni
I Gorzkie Żale...zabawy dziecięce
Mam też kolekcję opowieści
O czynach pobożnych i świętokradzkich
Ktoś widział - słyszał Pannę Maryję
Ktoś inny twierdził że miał stygmaty
Istnieje pewna „choroba z wioski”
Którą „zsyłają” czarodzieje
Jeśli ktoś umrze bez przyczyny
„Typują” kozła ofiarnego
Mogą go wygnać – poćwiartować
Mogą pozbawić dobrego imienia
Trudno się bronić bo „sądy wioskowe”
Nie mają prawników z wykształcenia
Ludzie kaleczą swoje kończyny
Maczetą w bójce, szkłem na drodze
Często chorują na cukrzycę
Tracą więc palce albo nogi
Znam kilka osób z rakiem wargi
Bo żuli „bittel nut” toksyczny
Poli wykręca nogi – dłonie
Malaria tę destrukcję wieńczy
Widziałem ludzi zranionych przez dziki
Spotkałem ślepców zranionych w oko
Przez latającą dziobatą rybę
Co atakuje łódki nocą
Widzialem rany po krokodylu
Znam kilku fajnych albinosów
To są Murzyni białego koloru
Jednego w rzece gad wykończył!
ks Jarek Wiśniewski