Wybierz swój język

TERAPIA FATIMSKA

 

TERAPIA FATIMSKA

 

Próbuję zrozumieć fenomen nałogu,

Opisać chorobę prostymi słowami,

Ktoś w moich wierszach poczuje bagno,

Ktoś zechce współczucia, ktoś zapłacze.

 

Dla mnie ten wiersz to jest terapią,

Wyrzucić to z siebie, oczyścić wątrobę,

Ja chcę też głośno dziękować niebu

Za dar szczególny: CHOREGO TATĘ

 

Mówił, że kiedyś zrozumiem wszystko,

Nie będę go winić ani osądzać,

Owszem, miał duże wyrzuty sumienia

I wiele zmarszczek – zwłaszcza na czole.

 

Teraz gdy w lustro patrzę ukradkiem

To widzę, że bardzo jestem podobny

Gdy w złości czasem zganię parafian,

To widzę, że mam charakter po nim.

 

Więc dedykuję garść „wierszy fatimskich”

Dla rodzin z problemem różnych nałogów,

Z bagna się wyrwać można i warto

Pierwszy krok ważny: ROZMOWA Z BOGIEM.

 

WRÓĆ KARDYNALE STEFANIE

 

Papież Franciszek nie lubi Biskupów

Tych bardzo bogatych i przemądrzałych.

Wybrał on sobie Kardynałów

Z małych państewek na końcu świata.

 

Wielu Biskupów nie lubi Franciszka,

Czy to katolik” często pytają,

A adwentyści znają odpowiedź,

TO JEST ANTYCHRYST - w kółko śpiewają.

 

W Garabandalu Maryja Panna

W małej parafii św. Michała

Że hierarchowie odejdą od Boga,

50 lat temu przepowiedziała.

 

Wszystkiemu wierzyć nie da rady,

Wątpi dziś wielu w Medżugorje,

Ktoś nie wie, co to jest Fatima,

Ktoś nigdy nie był w Częstochowie.

 

Ktoś na pogrzebie Wojtyły nie płakał,

A ktoś uparcie czyta Michnika,

Ja ufam, że przetrwa wiara Polaków

Jak w czasach Prymasa z Andrzejewa.

 

STARE FOTKI

 

W dzieciństwie szperałem w szufladach,

W nich kilka albumów mamy.

W młodości była cudowna,

Zakochał się bardzo w niej tato.

 

Na jednym pięknym zdjęciu

Z Liceum – ubrana w spodnie,

Na innym – pośród dzieciarni...

Z kokiem – jak gwiazda filmowa.

 

Lubię też fotki z przedszkola.

Brat Czarek – mistyczne zdjęcie

Dziecka „podwójna” postać.

 

Smutne są zdjęcia „w mundurkach”.

Śmiać się nas nie uczono,

Świadectwo z „epoki Gierka”,

Twarze uczniów grobowe.

 

Seminaryjne fotki

Chyba się zapodziały,

Aby tę lukę zapełnić

Piszę – rysuję czasami...

 

ŻABA MISTYCZNA

 

Ludzie pobożni w dzieciństwie

Miewali natchnienia od Boga,

Faustyna gadała z Jezusem,

Maks dwie korony dostał.

 

Ja zaś widziałem jedynie

Wśród nocy „wielką ropuchę”,

Miała kolor zielony,

Chodziła w niebieskim szaliku.

 

Wrzeszczałem głośno ze strachu,

Tato pierzynę wymacał,

Niczego nie znalazł niestety,

Czułem się przed nim jak kłamca.

 

Dopiero później w areszcie

Gdy byłem w „niebieskich beretach”,

Odwiedził mnie Albert Chmielowski,

Do seminarium zachęcał.

 

Dostałem kręćka” na studiach,

Podczas drogi krzyżowej

Błogosławiony Michał też jakby

Siedział w pokoju...

 

BRACIA WSPANIALI

 

Potrafię gwizdać na szczerbie

Pomiędzy przednimi zębami,

Nauczył mnie tego mój tato

I jego młodszy brat Janek.

 

Znali się na motorach,

Wozili mnie na rowerze,

Janek miał długie włosy...

Spiralne „żydowskie” pejsy.

 

Znali się na gitarze,

Umieli grać na organkach,

Mieli garbate nosy

I „czoła długie” po dziadku.

 

Ojciec mój nie był wysoki,

Jan sięgał do sufitu.

Ojciec był wojowniczy,

Janek „do rany przyłóż”

 

Oboje strugali gwizdaki

Z wierzbowych świeżych gałązek.

Umieli też „gwizdać na trawie”,

Piorun obojga trafił”...

 

ZIEMIA PUCHEM

 

Kopać ziemniaki gracą

Uczyła mnie moja babcia,

Lubiła też gawędzić

O starych dziejach przy pracy.

 

Pierwszy raz jednak w życiu

Zbierałem ziemniaki u księdza,

Tato mi tego zabronił,

Ale ja z koszem uciekłem.

 

Pamiętam, jaki grunt miękki

Bywa w tych okolicach,

Że ziemia może być puchem,

Mówi się … na pogrzebach.

 

Gdy nas „na zbieranie” wozili

Cztery raz na jesieni

Z naszego ogólniaka

Na wieś do „PE-GE-ERU”...

 

To ziemia tam była cudza,

Błotnista i nieprzyjazna,

Pełno tam było kamieni,

A przy robocie szyderstwa.

 

ELEKTRYK

 

Tato chciał być elektrykiem,

Wciąż szperał w gniazdkach bez celu,

Potrafił „przechytrzyć” licznik,

By jak rak chodził do tyłu.

 

Wiązał supełki na korkach,

Gdy prąd zgasł niespodzianie.

Nawet mnie tego nauczył,

Gdy byłem całkiem mały.

 

Słyszałem od chrzestnej opowieść,

Że na egzamin pojechał

Do „elektryka” w Bydgoszczy,

Ale egzamin ten oblał.

 

Tak się tej klęski przeraził,

Że 3 dni mieszkał w stodole.

Chował się od rodziców,

Bał się „co dziadek powie”.

 

Taki to tato się trafił,

Potencjał jak elektrownia,

Lecz nadwrażliwy jak dziecko,

Jestem do niego podobny.

 

PODWÓRKOWA ŁACINA

 

Nie można dobić siekierą”

O mamie się tato wyrażał,

Pośród łacińskich słówek

Najczęstsze: „kurwa”, „franca”,

Potrafił powiedzieć „niusia”,

Nie znam jednak ojcowskich

Uścisków czy pocałunków.

 

Wiem tylko z opowieści,

Że byli przepiękną parą.

Nasuwa się trudne pytanie:

I co takiego się stało?

 

Alkohol, plotki i zazdrość,

Wrogowie każdej rodziny.

Przekleństwa i przepychanki

Na oczach małych dzieci.

 

Czy są potrzebne jakieś

Bardziej „wykwintne” przestępstwa,

By zranić w dziecku uczucia

I zamknąć na zawsze serce.

 

CUD DELIKATNY

 

W Fatimie nie widzi się cudów,

Werbista opowiadał.

Bo są to nawrócenia

Trudne do opisania.

 

Modlą się alkoholicy,

Modlą się rozwodnicy.

Po latach cudownie wrócili

Do opuszczonej rodziny...

 

Na nawrócenie Rosji

Świat czeka – to najtrudniejsze.

Rozruby na Krymie w Donbasie,

Chemiczna broń w Syrii...

 

Putin reanimuje

Sowieckie imperium zgrozy,

Nam trudno wziąć w dłonie różaniec,

Moralnie pokonać satrapę.

 

Myślałem, że Rosję nawrócę,

Byłem gotowy umrzeć.

W Rosji odwiedził mnie tato,

To on się w tej Rosji nawrócił.

 

LAS UROCZY

 

Las był dla ojca rajem

Dobrym jak „znachor wioskowy”.

Gadać z drzewami potrafił,

Nauczył mnie z sobą rozmawiać.

 

Po domu chodził jak dzikus

W zwisających szortach,

Zęby zniszczone od dymu,

Wieku i od próchnicy.

 

Gdy jadł, to uszy się trzęsły,

Pił wodę z sodą i bekał,

Miał paskudne wymioty,

Był steranym człowiekiem.

 

Umiał rechotać głośno

Samotnie do telewizora.

Klął podczas transmisji meczu,

Gdy piłkarz niedokładnie kopnął.

 

Jeździł rowerem po wsi,

Ciągle go remontował.

Garbił się jadąc na nim,

W takiej pozie miał udar.

 

LAS – II

 

Nasz wychowawca Skonieczny

Wziął nas na polowanie,

Zaganialiśmy kupą

Zające jak ryby – do siatki.

 

Jednemu zwisało oko

Na skraju oczodołu.

Ten widok obrzydził mi radość

Z tej zimowej przygody.

 

Innym razem z tym Panem

Sadziliśmy las obok drogi,

Co ciągnie się do jeziora.

To miała być o nas „pamiątka”.

 

Byliśmy w ostatniej klasie,

Lubiliśmy się urwać z lekcji,

Były więc popularne

Tak zwane „prace społeczne”.

 

Skonieczny uczył nas jeszcze

Budować ptasie budki,

Umieszczać w nich słoninę,

Ratować od zguby sikorki”...

 

KAPUSTA PEŁNA LEKU

 

O tym, że moi dziadkowie

Się mocno kłócili czasami,

Wiem to od dziecka z ciekawych

Opowieści mej mamy.

 

Mówiła mi mianowicie,

Że słuchać tego nie chciała,

Że się chowała w kapuście,

Że uszy swe zatykała.

 

Mi się te kłótnie w rodzinie

Również nie podobały,

Ja się chowałem w kościele,

Siedziałem całymi dniami.

 

Tak mi się w życiu powiodło,

Że pośród wielu kapłanów

Nie napotkałem zboczeńców,

Wszyscy byli normalni.

 

Tato się z grubej rury

Wyrażał, że to „kurwiarze”,

Ja się z tą „dziwną diagnozą”

Absolutnie nie zgadzam.

 

KARMELITKA

 

Moja prababcia Helena

Wioskową była położną.

Znała wszystkie modlitwy,

Była matroną pobożną.

 

Gdy mama miała lat 10,

Helena ją „wyznaczyła”,

Że ma pójść do klasztoru.

Mama się na to zgodziła.

 

Chodziła w ciasnych butach

Dziesięć kilosów codziennie

Do ogólniaka w Rypinie.

Dziadek ją przeniósł do Lipna.

 

Mieszkała u Romanowskich

I nie musiała wędrować.

Tym niemniej zachorowała,

Podstępny guz wyrósł w głowie.

 

W sławnej klinice bydgoskiej

Ucho zoperowano.

Po operacji paraliż

Zniweczył klasztorne plany...

 

NEKROLOG

 

Częste pogrzeby w rodzinie

Los zesłał mi nie przypadkiem,

Z mamą jeździłem na wszystkie,

Lubiła też rzeczy wyraźnie.

 

Gust miała wyrobiony,

Marzyła spocząć w pieczarze,

Bała się spocząć w piachu.

Czemu...bo bała się robaków...

 

Tak mnie wciągnęła od dziecka,

Że zmarłych się raczej nie bałem.

Któregoś razu wśród nocy

Na cmentarz nasz się wybrałem.

 

Skręciłem jednak na pięcie

Przed zamkniętymi wrotami,

Przez płot cmentarny skakać

Nie miałem ochoty wcale.

 

Lubiłem nosić w kieszeni

Fragmenty nekrologów.

Czas stanu wojennego.

Rwałem z kościelnych słupów.

 

 

JANEK Z ŁUBIANEK

 

Wuj Janek był żartobliwy,

Rechotać lubił i wrzeszczeć,

Po dziadku odziedziczył

W Łubiankach hektarów siedem.

 

Ożenił się późno, wypijał,

W rodzinie się nie układało,

Gdy chował dziadka, to bredził,

Że wkrótce się spotkają.

 

Nogę miał długo w gipsie,

Bo upadł „po pijaku”.

Noga się nie zrastała,

Na kulach kuśtykał.

 

Zawiązał lejce w stodole

Na niskim bierzmie zawisł,

Widziałem to piękne ciało,

Jakby spokojnie spał.

 

Miał wujek wygląd szlachetny,

Jak mało kiedy wcześniej,

Półtora promila wódki

Tej nocy Janek miał we krwi...

 

MODLITWA

 

Mam ciocię najmłodszą w Łodzi.

Uczyła mnie rosyjskiego,

Gdy odwiedziła w dzieciństwie.

Moja „nauczycielka”.

 

Pomagała czas jakiś

Starcom w Czerwonym Krzyżu,

Wyszła za rozwiedzionego,

Oboje zaczęli pić.

 

Twarz wyjątkowo ładna,

Można się było zakochać.

Alkohol wróg człowieka,

Odebrał jej urodę.

 

Bywałem ja w Łodzi nie raz,

Prosiłem o spotkanie.

Ciocia spotkania unika,

Nie chce mnie przestraszyć.

 

Jesteśmy rówieśnikami,

Nie mam prawa osądzać.

Ten wiersz to moja modlitwa

Za moją piękną ciocię.

 

KOLARZ ZRANIONY

 

Wuj Kazik był sławny w rodzinie.

Pracował w ambasadach.

Potrafił być wyniosły,

Z gówniarzami nie gadał.

 

Gdy ciocię odwiedziłem,

Zamknął się w innym pokoju.

Czytał sobie gazety,

Czekał, że się wyniosę.

 

Cierpiał na cukrzycę.

Był dzielny, się nie poddawał.

Chciał na rowerze wyjeździć

Wyczynową trasę.

 

Zabrakło mu paru metrów

Do finałowej mety,

Samochód pełen pijaków

Zmiażdżył kolarza na śmierć.

 

Nie był na starość wyniosły,

Gawędził ze mną po ludzku.

Padł ofiarą pijaków,

Choć pić raczej nie lubił.

 

PIĘKNA WIOSKA

 

Spać nie lubiłem na słomie,

Bo kłuła moje ciało.

Lubiłem jednak ogromnie

Zapach świeżego siana.

 

Kilka nocy zaledwie

Spędziłem u dziadków w stodole,

Gdy gości bywało więcej,

Niżeli łóżek w domu.

 

Na sianie czy to na słomie

Miło się w nocy gada.

Rodzina się lepiej poznaje,

Gdy tłok i mała chata.

 

Pamięta wioskowe młocarnie

I opowieści dziadków,

Że jak się kto pośliznie,

No to mu ręce ciachnie.

 

Wcześniej się nauczyłem

Prowadzić konie i traktor.

Bawiłem się również kosą,

Snopy wiązałem latem...

 

ŚWIĘTY ZNAD BIEBRZY

 

We wiosce nad Biebrzą w młodości

Me pierwsze kroki kapłańskie,

Proboszczem był „Władek Abstynent”,

Rezydent pił nieustannie.

 

Oboje bardzo pobożni

Na swój sposób wielbiąc Boga.

Byłem onieśmielony

Księży tak różną postawą...

 

Parafia tolerowała

Choć obaj dziwni byli.

Bronisław był świetnym wikarym,

Na starość zniszczył go nałóg.

 

Msze na gumowych nogach

Rezydent odprawiał codziennie.

Proboszcz milcząco wybaczał,

Aż Bronek na Mszę nie przyszedł.

 

Znaleźliśmy go w pościeli.

Chłodne, lecz piękne ciało

Pijak umarł jak święty”

Przez głowę mi przeleciało.