Osz znaczy PŁÓW
Przekleństwo Stalina
Płów to kasza z ryżu i baraniego mięsa z duża ilością kunduka (barani tłuszcz), cebuli, marchewki i ostrych przypraw. Ilość ryżu i marchewki w kazanie(wielki żelazny garnek w formie misy ze ściankami grubości ponad centymetr - pojemność garnka do 100 litrow) powinna być podobna np. po pięć kilo. Mięsa i cebuli może być w kazanie po 2 kg. Najpierw długo smazy się mięso i marchewka a do Piero potem na Pol gotowy ryz miesza się ze “specjami“. Zostawiamy na godzinkę bez ognia, by “doszło”…
Taką ilością płowu (około 15 kg) można nakarmić jedna kilkupokoleniowa rodzinę żyjących wspolnie na jednym podworku Uzbekow. Podobna ilością plonu karmimy od czasu do czasu nasza malutka wspolnotę parafialna w Angrenie, zwłaszcza na Wielkanoc lub na odpust. Mimo, ze nie ma w parafii Uzbekow żyjący tutaj europejczycy nauczyli się szybko tych sekretow. Spokojnie może się najeść 20 osob. Jest to daleki odpowiednik polskiego bigosu czy koreańskiej kimczi. Podobno ta potrawa karmił swe wojsko Aleksander Wielki w długich eskapadach do Indii. Od tamtych zamierzchłych czasow jest to narodowa potrawa wszystkich plemion środkowej Azji, zwłaszcza Uzbekow. Synonim słowa “Osz” to rownież “posiłek”. Stołówka po uzbecku “Oszhona”.
Osz jest to rownież nazwa drugiego co do wielkości miasta w Kirgizji z ogromna etnicznych mniejszością Uzbekow. Oni tu stanowią większość.
Pograniczne wojewodzkie miasto Osz wedle satanistycznego planu Stalina “Divide et impera”(dziel i rządź) “Czerwoni Uzbecy” odstąpili wielkodusznie Kirgizom. Tym samym “nawarzyli kaszy” na kilka stuleci. To głównie z tego miasta uciekają obecnie wystraszeni ludzie porzucając swe domy. Pędzą na “uzbecka stronę” Fergańskiej doliny poszukując spokoju. Tutaj właśnie zamordowano w Polowie czerwca ponad 200 osob i zraniono ponad 2000. Liczbę uciekinierow szacuje się na 100 tysięcy.
Jeśli uważnie obejrzeć mapę trzech sąsiednich państw w gorach Pamiru(Tien Szan), to zagadkowo wygląda splot a raczej labirynt granic pomiędzy Uzbekistanem, Tadżykistanem I Kirgizja. Czym kierowały się władze Związku Radzieckiego tak właśnie a nie inaczej wytyczając granice dawnego Turkiestanu trudno pojąć.
Na myśl przychodzi jedynie wola Generalissimusa, by o nim pamietaly stulecia.
Podobnie jak na Kaukazie granice Gruzji, Azerbejdżanu i Armenii to łamigłówka geopolityki, ktora uwikłała w niekończące się wojny dzieci tych trzech bratnich narodow. Podobne rozgrywki “zaplanował” po swej śmierci Stalin w Średniej Azji, na wypadek gdyby mieli pokusę samodzielności, czyli funkcjonowania poza ZSRR.
Kirgizi i Kazachowie należą do tej samej rodziny językowej tureckojęzycznych “Kipczakow“. Był czas, że wszystkich Kazachow nazywano Kirgizami a ich tereny “Siedmiorzeczem“.
Część Siedmiorzecza jednak, jako samodzielna Kirgizja potrzebna była Stalinowi dla osłabienia żywiołu Kazachskiego.
Uzbecy z kolei są braćmi Ujgurow, mowią niemalże tym samym czatagajskim dialektem staro tureckiego języka, ale polowa ich ziemi leży na terenie Chin i ma nazwę “Szin Dzian” ze stolicą w Urumczi. To też jak mniemam szczodra ręka Stalina. Uzbecy wspolnie z Ujgurami to najpotężniejszy narod w okolicy. Trzeba ich było podzielić granica, “by nie podskakiwali“. Proby odzyskania wolności Ujgurowie podejmują systematycznie. W trakcie Olimpiady w Pekinie też o nich mowiono. W zeszłym roku zamieszki wybuchały kilkakroć. Tłumione były jednak, bo samodzielnie Ujgurzy nie mogą przeciwstawić sie chińskiemu Imperium.
Tadżycy z kolei są braćmi Persow. Ich język jest dialektem języka farsi używanego w Iranie. Maja wspolną historię, kulturę i literaturę z Iranem. Maja rownież wspolnotę kulturowa i polityczną z Uzbekami. Literacki język uzbecki jest pełen farsyjskich słów podobnie jak polski łacińskich. Tadżycy byli zawsze klasą ludzi wykształconych w chanatach uzbeckich i znajomość perskiego(tadżyckiego)należała do dobrego tonu.
Dwa najsilniejsze chanaty uzbeckie Buchara i Samarkanda do dziś w życiu codziennym posługują sie językiem tadżyckim, jedynie we wioskach można usłyszeć uzbecki. Tym niemniej Bucharę i Samarkandę oderwano od Tadżykistanu z powodu geopolityki Stalina. Dołączono jednak obwod Sogdyjski z uzbeckim miastem Hodżent!!!
Czy ta łamigłówka nie przypomina nam bezsens granicy Curzona i linii demarkacyjnej dzielącej Wschodnie Prusy na poł???
Skazany za Fatimę
Na Fergańską Dolinę gdzie dzieją sie rzeczy dziwne i z powodu sprzyjającego klimatu oraz żyznych ziem mieszka największy procent ludności uzbeckiej i kirgiskiej, wybrałem się po raz kolejny w ten gorący czas na prośbę księdza Jozefa Świdnickiego. To człowiek legenda, autor wielu książek i wielki misjonarz Syberii oraz Azji Środkowej. Przyjechał w te strony jako jeden z pierwszych księży katolickich w 1975 roku i objął na długie lata parafie w Duszanbe, stolicy Tadżykistanu.
Obsługiwał na terenie tej Republiki 7 miast dojeżdżając do osiedli represjonowanych NiemcowWołżańskich, ktorych w te okolice w wielkiej ilości zesłał Stalin.
Na początku lat 80-tych objął kilka placowek na Uralu i w Zachodniej Syberii gdzie jako jeden z ostatnich dostał wyrok w 1984-m roku za posiadanie broszurek fatimskich. Wedle jego świadectwa pallotyn ksiądz Pałyga ułożył opowieść-wywiad: “Skazany za Fatimę”.
Ciekawa rzecz, że w Średniej Azji imię Fatima jest bardzo popularne pośrod Uzbeczek, Tadżyczek i ludow kipczackich. Wyrok był bezlitosny: 8 lat zsyłki!!!
W łagrze zbijał skrzynki drewniane a po 3 latach zwolniony na prośbę Margaret Tatcher opuścił lagier i osiadł w Ferganie właśnie na te 5 podarowane mu przez Opatrzność lat. Dojeżdżał do Czyrczyka, Angrenu, Taszkientu i Samarkandy gdzie od zera tworzył wspolnoty katolickie. Nie zapominał o Syberii odwiedzając periodycznie Czelabińsk i Omsk. Dojeżdżał rownież do miasta Osz i Dżalalabad w Kirgizji.
Wszędzie gdzie się pojawiał w tamtych latach kupował za ofiary zdobyte w Niemczech małe domki dla tworzenia kaplic i rejestrował naprędce wspolnoty, ktore funkcjonują do dziś.
Ksiądz Biskup z Taszkientu w tym czasie gdy Prałat nas odwiedził przebywał w Polsce na urlopie, ale poprosił, bym na krok nie odstępował dostojnego gościa i pomogł mu odwiedzić te miejsca, ktorych on 18 lat już nie widział. Pomagał mu rownież pewien świecki teolog z Austrii zafascynowany działalnością i osobowością Misjonarza. To on sfinansował te dość kosztowne przeloty po Syberii i krajach Azjatyckich.
Prałat mieszka obecnie w znanej ukraińskiej parafii Murafa pod Winnicą, ktora dla Ukrainy podarowała kilkadziesiąt powołań kapłańskich, zakonnych i jedno biskupie (ks. Bernadski Ordynariusz w Odessie).
Wspolne wspomnienia
W piątek wieczorem zabrałem księdza Jozefa z lotniska. Samolot z Biszkeku, skąd leciał do nas Prałat Jozef spoźniał się, bo właśnie w Taszkiencie zakończyło się zebranie prezydentow państw z Grupy Szanghajskiej. Pogoda tez była nie najlepsza. Tego samego wieczoru w Kirgizji skąd leciał zaczynały sie krwawe zamieszki.
Znamy sie z księdzem Jozefem 18 lat. On wracał z Azji na Ukrainę a ja właśnie obejmowałem parafię w Rostowie nad Donem i na tę podroż otrzymałem od prałata kilka praktycznych rad. Spotkaliśmy się wtedy na Łotwie na pielgrzymce do Agłony.
Jozef wydal mi się bardzo kategoryczny i pewny siebie. Zdyscyplinowany jak żołnierz, jednak mało patriotyczny(z pochodzenia Polak – bardzo krytykował sowiecką Polonę za słabą wiarę i koniunkturalizm), nadmiernie zafascynowany protestantami i ostrożny wobec prawosławnych.
Widywaliśmy się 4 lata temu na Donbasie. Bardzo szczegołowo wypytywał mnie wtedy wszystkie szczegoły dotyczące mego wydalenia z Sachalinu. Był nad wyraz grzeczny wobec mnie. Gdy zachorowałem odwiedził mnie w szpitalu w Doniecku i długo jak przystało na charyzmatyka się modlił.
Musze przyznać, że jego wizerunek w moim odbiorze sie do dziś nie zmienił.
Luterańska Kircha
Jedząc zupkę własnej roboty gadaliśmy do połnocy.
Przedstawiłem prałatowi swoj plan pielgrzymki do Fergany, Samarkandy i Duszanbe.
Poprosiłem, by koniecznie odwiedził moja i swoją parafie w Angrenie, ktora obecnie przeżywa ciężkie chwile.
Mieliśmy niedziele spędzić w Taszkiencie a w poniedziałek jechać do Fergany.
Gdy “dziadek” usłyszał, że na sobotę mamy tylko jedne miasteczko do odwiedzenia troszkę sie obruszył a moje serce zabiło mocno, bo pojąłem, że ten 73-letni gość nie przyjechał odpoczywać.
Z samego rana zapoznałem go z ojcem Lucjanem naszym proboszczem. To Franciszkanin wiec nie mieszka w kurii a oddzielnie w niewielkim stylowym klasztorze obok katedry. Wypiliśmy razem kawę i pod pretekstem oglądania pomnika Tamerlana zaprowadziłem Prałata do luterańskiej Kirchy (po drodze było). Od dwu lat bezskutecznie probuję zapoznać się z luterańskim biskupem Korneliusem. Kircha jest zawsze zamknięta i tylko sporadycznie bywa tam Kapłan kiedy ja mam wyjazdy do Angrenu.
Opatrznościowo tym razem był na miejscu.
Przedstawiłem Prałata sądząc, że się nie znają, tymczasem Kornelius aż tupał z radości, że spotkał swego dawnego druha. Wymienili tak wielu wspolnych znajomych i opowiedzieli sobie tak wiele serdecznych spraw, że czasu na odwiedzanie pomnika Tamerlana już nie pozostawało. Przy katedrze czekał na nas niecierpliwie Erkien, moj znajomy taksowkarz.
Kazach Erken
Zapoznawszy sie z taksowkarzem ksiądz Jozef zaczął u niego wypytywać jego opinię w sprawie wojny. Zapytał jakiego Erken jest pochodzenia i gdy sie wydało, że jest na poł Kazachem na ćwierć Uzbekiem i Tadżykiem, to tym bardziej wiercił mu dziurę w brzuchu dopoki ten mądry i oczytany człowiek mu nie wyjaśnił, że to zaszłości z czasow imperialnej Rosji. Stalin jedynie wyostrzył i w sposob prawny zatwierdził tworząc niezbyt udane rezerwaty dla niewiele sie od siebie rożniących Tiurkow.
Te podziały miały rozbić jedność tzw. Basmaczy, czyli powstańcow muzułmańskich republik, ktorzy największą ilość wojsk posiadali wlaśnie w Kokandzkim Chanacie, czyli na Fergańskiej Dolinie. Właśnie tam trwał największy opor przeciwko wojskom Skobelewa, głównodowodzącego rosyjskimi wojskami. Chanat Kokandzki (tak sie nazywała Fergańska Dolina do 1875-go roku) został pozbawiony duszy poprzez stworzenie nowego miasta Skobelew(dzisiejsza Fergana) i zniżenie statusu Kokandu do rangi powiatowego miasteczka. Inne centra oporu Hodżent oddano Tadżykom a Osz i Jalalabad kolejne uzbeckie miasteczka podarowano Kirgizji.
Osz znaczy “Płów”
W chwili obecnej w dawnej parafii księdza Jozefa pozostało niewielu katolikow, bo większość pochodzenia niemieckiego wyemigrowała w latach 90-tych do Niemiec.
Obsługują parafie ojcowie Jezuici, ktorzzy systematycznie dojeżdżają do Osz z kolejnego “powstańczego” miasta południowej Kirgizji, ktore się nazywa:
Dżalal-Abad
Dżalal to imię jednego z pierwszych książąt tiurkskich dość popularne do dziś w Uzbekistanie. Obod lub Abad to staro-tureckie słowo oznaczające los, szczęście.
W tym samym stopniu jak Osz Dżalalabad jest siedziba mniejszości uzbeckiej i fragmentem południowego Kirgistanu oddzielonego od Biszkeku pasmem wysokich gor. Osz i Dżalalabad to fragment Fergańskiej doliny sztucznie dołączony do połnocnej części Kirgizji. Aby z miasta Osz lub Dżalalabad pociągiem dojechać do Biszkeku trzeba koleją jechać przez Tadżykistan, Uzbekistan i Kazachstan. Ma o wiele więcej powodow, być nadal. Tworzyć wspolnotę kulturalna językową i polityczna z reszta Uzbekistanu. Nikt do tego obecnie nie wraca i nie przywołuje. Ilość Kirgizow na południu rośnie ale sami politycy z Kirgizji w tym nieszczęsny Bakijew probują na południu stworzyć ognisko buntu i nienawiści. Tak było rownież 5 lat temu w trakcie powstania przeciwko prezydenturze Akajeva.
Angren
W Angrenie ksiądz Jozef odprawił Mszę świętą przy świecach. Chociaż w tym mieście jest węgiel, uran, zloto I dwie elektrownie to światło bardzo często nam odłączają. To kolejny paradoks. Mawiają nie bez powodu: “wschod miejsce tajemnicze”.
Bardzo serdecznie obcował z młodzieżą i ze starszymi opowiadając o swoich wojażach do tego miasta.
Jedliśmy po modlitwie wyjątkowe danie: rybę Marynkę. Ta śledziowata ryba występuje w gorach Tien – Szan jako zagadka dla naukowcow. Jest nie mniej smaczna niż omol na Bajkale. Ostatnio jest pora deszczowa i rybę te trudno złowić w mętnej wodzie. Trzy tygodnie pod rząd moi parafianie obiecywali, ze zdobędą i nareszcie na przyjazd dostojnego gościa przynieśli. Po powrocie do Taszkientu były jeszcze koreańskie dania. Zostaliśmy zaproszeni przez liderow Koreańczykow na sutą kolacje.
Taszkient
Znając ekumeniczne hobby Prałata z samego rana zrobiłem mu niespodziankę i zawiozłem do kaplicy najpopularniejszej wspolnoty protestanckiej w mieście, ktora sąsiaduje z naszymi siostrami Kalkutkami. Dziadek siadł na pierwszej ławce i jak stary charyzmatyk podjął motyw pieśni chwały, ktore wykonywał pod gitarę młodzieżowy zespoł.
Byliśmy tam poł godziny. Ja poprosiłem słowo i przedstawiłem Prałata.
Zebrał burzę oklaskow. Okazało sie, że w przeddzień do protestantow przychodziła komisja z zamiarem zamknięcia kaplicy. Obecność Prałata została odebrana jako akt solidarności w trudnych czasach.
Msza w języku rosyjskim przeciągnęła się od 12.00 do 15.00
Obawiałem sie, że nie zdarzę go nakarmić skromna zupka. Następna koreańska msza o 16.00. Bez kompleksow przyłączył sie do koncelebry a gdy mu podałem tekst polskiej transkrypcji głośno i dobitnie odczytał słowa konsekracji w języku koreańskim. Widać było, ze robi to z satysfakcja. Wygłosił rownież krotkie kazanie. Drugie w tym dniu. Czekała na niego jeszcze nostalgiczna grupa polonusow. Raz w miesiącu wypada Polska Msza, na ktorej bywa jak żartują niektorzy 3 i poł Polaka. Tym razem wieść poszła w narod i było Polakow 30-tu. Po Mszy czekała nas niespodzianka. Kolacyjka w Ambasadzie.
Dziadek Szuhrat
Raniutko wyruszyliśmy do Fergany.
Na trasę wylotową zawiozł nas kierowca wdzięcznego pastora Sergiusza.
Kierowca był Uzbek więc zatroszczył sie, by na “wylotowce” podebrać dla nas uczciwego kierowcę. Okazuje sie, ze od 5 lat władze zabraniają podrożowania na Fergańską Dolinę autobusami. Można tam dojechać tylko mikrobusem lub na taksi. 5-cio godzinna podroż przez malownicze gory z przełęczą na wysokości 2000 metrow kosztuje 40-ci dolarow. Ceny jak widać nie są wygorowane.
W Warszawie żaden taksowkarz nie zgodzi się za takie pieniądze jechać w Gory Świętokrzyskie a przecież są to porownywalne odległości. Naszym kierowcą okazał sie dziadek Szuhrat.
Był na tyle rozmowny i dobry, żeśmy się umowili na wspolny powrot do Taszkientu rankiem dnia następnego. Prałat mogł pozostawać w Uzbekistanie nie więcej niż 5 dni w tym część weekendu. Na tyle pozwala prawo o rejestracji obcokrajowcow. Oczekiwanie na rejestracje oznaczałoby obowiązek siedzenia w Taszkiencie bez żadnych wyjazdow za miasto. Na przełęczy jest coś w rodzaju kontroli granicznej więc do Fergany bez paszportu byśmy nie dojechali.
Zrezygnowaliśmy więc z poniżającej policyjnej procedury rejestracyjnej. Kontrolowano nas trzykrotnie. Wyczuwało się w gestach żołnierzy pogranicza nerwowość i skrupulatność. Zapisywali dokładnie nasze nazwiska jak potencjalnych prowokatorow. Wiele się mowi teraz, że właśnie zamieszki w Kirgizji spowodowali najemnicy z zagranicy.
Gdyśmy przemierzali po raz kolejny Angren zwrociłem uwagę na wioskę Ohunbabajew i zapytałem dziadka Szuhrata co znaczy ta nazwa, ktorą spotykałem rownież w Almalyku.
Dziadek opowiedział mi smutną historię uzbeckiego komunisty, ktory w latach 40-tych wybudował kanał irygacyjny w Ferganie ponad 100 km za 40 dni używając taniej siły roboczej. Jedynym instrumentem była łopata. Był ponoć analfabetą ale dobrym mowcą-agitatorem. Że był słabym politykiem Szuhrat opowiedział mi przypisując temu generalnemu sekretarzowi sowieckiego Uzbekistanu rozgrabienie uzbeckiej ziemi. Wedle opowieści dziadka Szuhrata Ohunbabajew zgodził się, by podarować Kazachstanowi uzbecki obwod Czymkent(trzecie co do wielkosci miasto kazachskie), dwa obwody (Osz i Dżalal-Abad) podarował Kirgizji i wspomniany Hodżent Tadżykistanowi. Ciekawa rzecz, ze na terenie Kirgizji są 3 powiaty uzbeckie nie posiadające wspolnej granicy z Uzbekistanem i oddalone około 30 km od Fergany.
To właśnie te uzbeckie podarki dla Kirgizji stały się scena strasznych czystek etnicznych wywołanych na zamowienie zbiegłego do Mińska ex-prezydenta Batyjeva. Juz od lat uzbecka karta w południowych wojewodztwach Kirgizji jest umiejętnie wykorzystywana po to by osłabić centralne władze w Biszkeku.
Był to temat naszych rozmow i modlitw podczas pobytu w Ferganie.
Nie odwiedzaliśmy obozow jenieckich. Dziadek Szuhrat nie miał na to czasu. Musiał sie wyspać, by następnego dnia o piątej rano zabrać nas z powrotem do Taszkientu.
Można rzec, zachowaliśmy się bardzo ostrożnie.
Msza w Ferganie
Prałat jak Odyseusz po wielu latach wędrowki zastał w Ferganie jedna osobę, ktora go pamiętała.
Skład parafii z powodu gwałtownej emigracji Europejczykow zmienił się na tyle w odwiedzanych miastach, że znalezienie choć jednej osoby było wielkim wydarzeniem. W Taszkiencie to była organistka i dwie polonuski. W Angrenie nie znaleźliśmy nikogo ze starego składu. Podobnie miało być w Samarkandzie. Nie umniejsza to jednak rangi i sensu dla tej nostalgicznej wizyty. Miałem wrażenie, że podobnie jak papież odwiedzając Łagiewniki w 2002-m roku prałat rownież chce się z tymi miejscami pożegnać.
Suchary w Samarkandzie
Do Samarkandy z Taszkientu wiedzie trasa szybkiego ruchu. To ojczyzna prezydenta Karimowa. On dba o te strony podobnie jak Putin dba o rodzinny Petersburg.
Miasto pozostaje duchową stolicą kraju pomimo, że jak wspomniałem większość mieszkańcow to Tadżycy. Nasz kolejny kierowca Bahtior (Szczęśliwiec), to rownież Tadżyk.
Opowiedział on nam, ze miasto odbudowuje się w wielkim tempie, bo ze względu na planowane remonty al Kaaby w Mekce duża część pielgrzymow z krajow arabskich ma być za parę lat skierowana na tzw. “Mały Hadż” do Samarkandy właśnie, do grobu al-Buchari i proroka Daniela(Daniyar).
W Samarkandzie jest tez mogiła Tamerlana. Podobno za jego życia było w Samarkandzie 10 tysięcy chrześcijan i metropolia nestoriańskiego Biskupa. Tamerlan nie cierpiał chrześcijan i starał się zmusić do przyjęcia islamu. W dużej mierze mu się to powiodło ale w sztuce ludowej można zauważyć, ze połączenie ośmiokątnych gwiazd tworzy w pustych polach wizerunek krzyża, co jest uważane za pomysł tajnych prześladowanych przez Tamerlana chrześcijan.
Nie będzie żadną przesadą jeśli nazwę tę ziemię ziemią męczennikow.
Oni wyginęli ale stworzyli grunt po to byśmy my na ich miejsce mogli powrocić.
W trakcie pobytu w Samarkandzie Pralat nie chcial nic jesc. Prosil tylko o suchary a gdy spytalem dlaczego opowiedzial jak w gulagu marzyl, by choc troszke suchego chleba miec przypracy w ustach.
Ziyo
Ponieważ na podroż do Duszanbe potrzebna jest wiza nie mogłem dalej towarzyszyć prałatowi. Z pomocą Bahtiora znalazłem kierowcę, ktory dowiozł naszych gości z Ukrainy i Austrii w okolice miasta Szahinzade 70 km od Duszanbe, tadżyckiej stolicy. Tam mają spędzić kolejne 3 dni i do Taszkientu wrocić. Kierowca, ktory podjął się misji zawiezienia Prałata do Tadżykistanu miał na imię Ziyo, co po persku znaczy “wspaniały“.
Mam nadzieje, że to symboliczne imię dla tego ostatniego etapu pielgrzymki po śladach misyjnych jakie pozostały po Prałacie jeszcze cieple w tak wielu miejscach pogrodzonej w zamęcie Średniej Azji.
Jakoś tak odwiedzając w Ferganie prawosławny kościoł pewien batiuszka poł żartem poł serio wyrzekł opinie, że “nie wszyscy muzułmanie to terroryści ale większość terrorystow to niestety muzułmanie“.
Być może z tego powodu tak ważne jest to czego w tym terenie dokonał nasz Prałat. Może to co my probujemy jego śladami i przykładem kontynuować w tym kontekście nabiera specjalnej wagi i sensu. Malutko w tych okolicach jest chrześcijan ale jako sol probujemy trwać w imię pokoju, ktorego ta święta ziemia potrzebuje tak bardzo.
Ks. Jarosław Wiśniewski
Taszkient - Fergana - Samarkanda
18 czerwca 2010