MYCIE KIELICHOW
Opowieści księdza Jozefa
W pierwszy dzień swego pobytu w Taszkiencie Prałat Świdnicki dostrzegł, ze kielichy mszalne mamy brudne. Obiecał mi, ze nauczy mnie czyścic pastą do zębow.
Liczne podroże nie sprzyjały wypełnieniu tej prośby. Na dziesiąty jednak dzień pobytu gdyśmy nocą odwieźli Austriackiego teologa Gottfrieda na lotnisko i ja spodziewałem się, ze Prałat dłużej pośpi, nad ranem jednak usłyszałem stuk w drzwi. Rześki staruszek z mina spiskowca cicho poprosił:
“Ojcze, kielichy pora czyścić!”.
Nazbierałem kolekcje pięciu kielichow, paten i puszkę. Niektore kielichy były skomplikowanej konstrukcji tym niemniej on je bezlitośnie porozkręcał jak dziecko zabawki i dokładnie wymoczywszy w cieplej wodzie nanosił misternie pastę a potem pucował ręczniczkiem składając po kolei bez pospiechu kielich za kielichem. Sekundując przy tej pracy prosiłem, by ksiądz Jozef dokończył w szczegołach opowieść z poprzedniego dnia. Kto zna kościelny świat ten wie, ze gawędy na plebanii mogą być ciekawsze niż jakikolwiek “talk show“ na TV.
Pamiętam z czasow kleryckich jak bardzo tęskniłem za takimi rozmowami. Nasz proboszcz miał dar gawędziarza. Ksiądz Jozef to kolejny w moim życiu przypadek. Ponoć w Polsce na TV dobrze to robi ojciec Knabit.
Szczerze żałuję, ze telewizja nie mogła wysłuchać i nagrać opowieści “przy kielichu”, ktore dane mi było wysłuchać dzisiaj.
Powołanie
Nie owijając w bawełnę zapytałem jeszcze w łazience o to co trapiło mnie już dawno: “jak się u tego męża Bożego zrodziło powołanie“. Trzeba było widzieć jego szelmowska minę. Ksiądz Jozef ma pewnie 160 cm wzrostu, wysokie czoło czyli łysinę niemal do plecow i sympatyczne bialutkie jak śnieg pejsy. Twarz owalna, szerokie plecy. Wyraziste wargi oratora, regularny nos, błękitne szczere oczy.
On tez nie owijał w bawełnę.
Odwrocił się od zlewu trzymając kielich w dłoni i wypalił: “miałem zadatki na chuligana, wiec mama mnie powiozła do Winnicy na spowiedź. Wstydziłem się bardzo wiec czekałem aż kolejka się skończy i podszedłem na spowiedź ostatni. Trwała ona aż dwie godziny. Ksiądz ktory mnie widział pierwszy raz w życiu zawyrokował, za ja księdzem będę. Skąd on to wnioskował nie miałem pojęcia!! Tym niemniej ta myśl pozostała w głowie i świadomie czy nie dążyłem do tego, by wyrocznia się spełniła”.
Wojsko
W wojsku Jozef był przygotowany do kierowania lotami samolotow z punktu naziemnego. Musiał patrzeć na przybory i z pomocą kodow sprawdzać, ktore obiekty na niebie należą do własnej floty lotniczej a ktore są obce. To było daleko na połnocy w Murmańsku.
Ryga
Kandydatury Jozefa do seminarium nie zaakceptowały władze z urzędu do spraw wyznaniowych. Jozef pragnął kapłaństwa tak bardzo, ze wstąpił do choru parafialnego, ktorym kierował rektor seminarium ks. Leon Kozłowski. Zapoznawszy się bliżej odważył się poprosić o rozmowę w cztery oczy. W trakcie rozmowy poprosił, by Kaplan przeegzaminował go z łaciny i dal ocenę jego wiedzy. Zdziwiony rektor powiedział, ze jego wiedza jest na poziomie 2-go roku seminarium. Zgodził się nawet postawić ocenę na odręcznie zrobionym indeksie. Tym fortelem miał ocenę od rektora. Obkolędował pozostałych profesorow prosząc by i oni ocenili jego wiedze z innych przedmiotow. Ci widząc podpis rektora nie śmieli odmowić. Takie eksternistyczne indywidualne zajęcia trwały 5 lat.
Oczekiwanie jednak na święcenia trwało 4 lata.
Wizyta w Polsce.
Jeden ze znajomych kapłanow Jozefa o nazwisku Wojciech Olszewski został w 1959 roku nominatem na urząd biskupi. Dokument był wysłany poczta i trafił do rak NKWD. Księdza, ktory o niczym nie wiedział zawieziono na polska granice i dopiero w Brześciu przekazując polskim służbom pogranicznym deportowanego Kaplana poinformowali o przyczynie wyrzucenia.
Odwiedziny w szpitalu u podupadłego na zdrowiu Kaplana były ważnym punktem wizyty. To on właśnie poprzez swoje znajomości w Polsce miał wesprzeć poprzez kardynała Wyszyńskiego pragnienie przyjęcia święceń w Polsce. Odbyła się upragniona audiencja u kardynała. Polecił on przeegzaminować kandydata i profesorowie uznali, ze potrzeba na przygotowanie do święceń 40-ci dni. Jozef nie dysponował tak długim zaproszeniem wiec umowiono się za rok. Zgody na wyjazd do Polski czy do Niemiec władze nie dawały przez następne 20 lat.
Święcenia
Święceń udzielił wiec zesłany biskup Sladkaviczius, ktory w przyszłości miał się stać kardynałem. Najpierw odbyły się 4 święcenia mniejsze: ostiariusza, lektora, akolity i subdiakona a za jakiś czas diakona i świecenia. Wszystko to w głębokiej konspiracji i bez świadkow. Biskup wyczuwał, ze Jozef jest śledzony wiec zadecydował, ze diakonat i kapłaństwo Jozef otrzyma tego samego dnia.
Był rok 1971-szy. W przyszłości, by udowodnić, ze naprawdę jest Kaplanem nosił ze sobą jak relikwie zdjęcia, na ktorych widniała jego postać w towarzystwie znanych zesłańcom kapłanow. Żadnych dyplomow, dokumentow, hucznych prymicji.
Wielka cisza, “misterium iniquitatis“.
Praca w podziemiu
Przez cztery lata poprzedzające świecenia Jozef pracował, studiował zaocznie w Petersburskim Instytucie Budowlanym. Gdy został Kaplanem dalej pracował jako budowlany ale tez coraz częściej znikał z miejsca pracy zwłaszcza na weekendy, bo zbierał młodzież na rożne imprezy zwłaszcza obozy biwaki i wycieczki. W kościele zaroiło się od młodzieży i to nie mogło ujść uwagi służb specjalnych. W tym rownież czasie od czasu do czasu odprawiał nabożeństwa w Grodku Podolskim. Tego rodzaju praca w Rydze trwała około 3 lat. W tym rownież okresie ksiądz Jozef zaczął się pasjonować ekumenizmem. Dostrzegł u Baptystow cos czego nie widział u katolikow. Ich wiara była żywa. Oni w trakcie modlitwy planowali co będą robić w ciągu tygodnia. Jakie dzieła miłosierdzia czy akcje budowlane na rzecz parafian podejmą. Kręgi biblijne i znajomość Pisma Świętego mocno zaintrygowały Kaplana. Owszem był dobrze traktowany tak długo poki jakiś baptysta nie dowiedział się, ze Jozef jest katolikiem, to go deprymowało. Stawiał swej młodzieży baptystow za wzor do naśladowania, a jednocześnie znajdował tam natchnienie do lepszej pracy.
To właśnie Baptyści z Rygi zapoznali go z Sandra Rigą wielkim ojcem chrzestnym ekumenicznego ruchu w ZSRR.
Częste wezwania do urzędu wyznaniowego czy kgb i wypytywanie zakończyły się kompromisem. Ksiądz Jozef za obietnice legalnej pracy na Ukrainie zgodził się opuścić Rygę i na cały rok otrzymał skierowanie na wikariusza w Żytomierzu.
Żytomierz
Proboszcz Żytomierski znal księdza Jozefa, bo ten już kiedyś odprawiał w zakrystii w sposob tajny Msze świętą. Teraz widzieli się po raz kolejny z samego rana.
Stamtąd udał się do urzędu wojewodzkiego. Urzędnik obiecał, ze da odpowiedz w sprawie zatrudnienia o 13.00
O godzinie 9-tej rano 20 stycznia 1974-go roku odbyła się rozmowa. Trwała 2-godziny. W drzwiach wyjściowych na Jozefa czekał już tajniak, ktory zaprosił Jozefa do pewnego konspiracyjnego pokoiku w hotelu. Wedle księdza Jozefa w każdym hotelu w czasach sowieckich KGB miało podobne pokoiki dla “intymnych rozmow”.
Rozmowa trwała tak długo, ze Jozef obawiał się spoźnić do Urzędu w sprawie decyzji. Tajniak go uspokoił, ze bez zgody KGB żadna decyzja nie będzie wydana i ze może być cierpliwy.
Rzeczywiście. Zgodę na prace wydano.
Młody wikariusz przepracował w Żytomierzu cały rok.
Ponieważ i tam grunt Się palił pod nogami nadaktywnego Kaplana pozwolono mu na wyjazd do Duszanbe. Ksiądz Jozef przystał na te propozycje chętnie.
Rodacy z Murafy
Prałat wspomniał, ze ich proboszcz faworyzował pośrod ministrantow pewnego chłopca, o ktorym się mowiło, ze będzie księdzem. Nic jednak z tego nie wyszło. Ministrant zakończył świeckie studia w Leningradzie, ożenił się i nawet ostatnio zmarł.
Ksiądz Bernadski święcenia otrzymał w 1972 a ksiądz Zawalniuk w 1974-m.
Bronisław stal się legenda na Podolu i w Odessie Zawalniuk w Kiszyniowie iw Mińsku. Ci trzej koledzy z jednej parafii zapisali się złotymi zgłoskami w historii wielu państewek postsowieckich.
Bernadski uchronił od zniszczenia kościoł katolicki i grekokatolicka cerkiew miasteczku Bar. Podobne zasługi miał w Czerniowcach na Bukowinie.
Ksiądz Zawalniuk pod Kiszyniowem zbudował betonowy kościoł w ciągu dwu dni a trzy dni żołnierze ten nowy kościoł niszczyli używając dynamitu.
W Mińsku odzyskał nie tylko jeden z najładniejszych kościołów Białorusi lecz rownież wydal wiele modlitewnikow po białorusku i wyemitował po radio coniedzielne Msze święte.
Był jeszcze trzeci kolega rowieśnik, ktoremu udało się przez Wilno repatriować do Legnicy i tam przyjąć święcenia kapłańskie.
Kapucyn Kaszuba
Okazuje się, ze w swych licznych wojażach ksiądz Jozef zahaczył rownież o Kokczetaw. To podobno bardzo patriotyczni ludzie z okolic Proskirowa czyli dzisiejszego Chmielnickiego i z Winnicy deportowani w 1935-36.
Ojciec Kaszuba był bardzo lubiany w tych okolicach. Ponoć jego nabożeństwa trwały po 3 i Pol godziny. Kazania były po polsku co ludziom się bardzo podobało. Kiedy
Ksiądz Jozef przyjechał to cale 2 godziny egzaminowała go mama księdza Antoniego Heja, by się przekonać czy to prawdziwy Kaplan. Na koniec spytała czy zna ojca Kaszubę, gdy ten potwierdził odprowadziła go do mieszkania, w ktorym kapucyn się ukrywał. Ponoć w rozmowie był bardzo sceptyczny i zmartwiony, ze dla ludzi wierzących nie ma żadnych perspektyw, ze los kościoła przesadzony…
Parafie na Syberii
Probowałem się dowiedzieć jakie konkretnie parafie na Syberii otwierał ksiądz Jozef.
Wszystkich nie zapamiętałem. Wyliczę niektore: Omsk, Sargatskoje, Marks, Razdolnoje, Czelabińsk, dwie wspolnoty w okolicach Pietropawłowska Kazachskiego, Nowosybirsk, kilka wspolnot greko-katolickich.
W Nowosybirsku na przykład miał tylko trzy adresy gdy przyjechał zima 1983-go roku. Umowił się na Wielkanoc na następne spotkanie i te trzy pobożne Niemki zesłanki uzbierały 40 osob na te następne spotkanie. W trakcie Wielkanocy zostało napisane i skierowane do władz podanie o rejestracji wspolnoty.
Dalsze rozmowy
Zbliżała się pora obiadowa i ksiądz biskup nadszedł, by zabrać prałata na obiad. Opowieściom nie było końca. Biskup Taszkiencki zapytał o losy bpa Kiernickiego.
Mowił, ze ten miał schemat odwiedzin u chorych dzięki czemu apostolstwo chorych stało się we Lwowie najpopularniejsza dziedzina życia chrześcijańskiego. Ksiądz Jozef z kolei opowiedział jak udawało mu się zakonspirować swoje liczne wojaże…
Konspiracja
Ksiądz Jozef miał przy sobie ogromna liczbę adresow i telefonow ale notował je sobie znanymi szyframi a o tym, ze odwiedzi jakieś miasto i kiedy informował życzeniami urodzinowymi wysłanymi przez telegram.
Ktoregoś Rayu w trakcie konspiracyjnej Mszy świętej nadjechała milicja z kontrola twierdząc, ze wedle ich informacji w środku domu odbywa się zebranie modlitewne. Kobiety na podworku uparcie zaprzeczały mowiąc, ze tam pewna staruszka świętuje swoje 80-lecie. Miały na tyle dobrze opanowana sztukę perswazji, ze milicja odjechała nie kontrolując pomieszczenie. Następna msza miała się odbyć z rana. Uprzedzony Kaplan starał się być ostrożny i bardzo się modlił, żeby o ile kontrola się powtorzy, by areszt nastąpił po konsekracji i po przyjęciu komunii świętej.
Areszt
Kiedy w Nowosybirsku powstała kaplica i ksiądz Jozef mogł tam legalnie pracować to jego gosposia przyszła z rana plącząc opowiedziała swoj sen. Twierdziła, ze gdy śnią jej się ptaki to na trzeci dzień będzie jakieś nieszczęście. “A co może mi się stać”, żartował Kaplan, “co najwyżej aresztują”. Nie przydał wagi słowom gosposi choć ta twierdziła, ze zawsze się jej spełnia. Otoż aresztu dokonano właśnie w środę feralnego 1984-go roku na jesieni. Opuścił areszt ksiądz Jozef wiosna 1987.
Opowiedział nam rownież, ze o szostej rano tego dnia gdy dokonano mordu na dwu jezuitach w Moskwie on miał podobne przeczucia ale nie we śnie. Do jego okna rwały się z rana jakieś ptaki i ich jazgot go zaniepokoił. Jezuitow ksiądz Jozef znal dobrze i zawsze im sympatyzował. W 1992-m roku zgłosił się na poł roku do Gdyni, by u jezuitow odbyć nowicjat.
Co do aresztu to jakoby nie żałuje a nawet się cieszy, ze to miało miejsce.
Pewien ksiądz Kazimierz z Litwy, ktory dużo nerwow popsuł prałatowi w latach jego pobytu w Tadżykistanie. Niezadowolony wspołpraca z prałatem wrocił na Litwę i opowiadał znajomym, ze sekret misyjnych sukcesow Jozefa polega na jego kolaboracji z KGB. Gdy nastąpił areszt wszelkie podejrzenia zniknęły i wielu dawnych adwersarzy zaczęło traktować Jozefa jako męczennika i proponować pomoc wszelaka.
Świętokradztwo
Pośrod innych przykrych spraw prałat wyliczył kradzież jakiej w jego taszkienckiej parafii dokonał Kaplan oszust podający się za grekokatolika. Pod nieobecność Jozefa jakiś czas sprawował liturgie w obu obrządkach ale parafianom się nie spodobał. Pozostawił po sobie sutannę i krzyż oraz pusty sejf. Ksiądz Prałat się śmieje, ze suma jaka ukradł w dolarach sięgała 16 tysięcy i ze ten krzyż i sutanna to jakby podarunek za zabrane pieniądze. Jozef skorzystał z krzyża i wielokroć chwalił się, ze to najdroższe dewocjonaliom na świecie.
Krzyż Bukowińskiego
Podobnego “bezcennego” krzyża używa w Karagandzie niedawno wyświecony biskup Schneider.
Historia tego dziwnego misjonarza, ktory wyrosł w Kirgizji, jako dziecko emigrował do Estonii razem z rodzina a potem do Niemiec. Tam gdy podrosł wstąpił do seminarium i przyjął święcenia u Kanonikow Regularnych. Jako kapłan udał się na misje do Brazylii. Zrobiwszy taka oszałamiającą podroż po świecie powrocił do Azji Środkowej. Być może wpływ na to miał los, ktory zetknął go w dzieciństwie z księdzem Bukowińskim.
U nich w domu tez była konspiracyjna Msza święta i odbyła się kontrola milicji. Pani Schneiderowej udało się ukryć księdza do szafy za co szczęśliwy Kaplan wynagrodził ja dużym krzyżem misyjnym. Tego krzyża używa jako insygnium biskupie Kaplan, ktory ojca Bukowińskiego spotkał jako mały chłopczyk.
Tutaj się kończy gawęda Prałata.
Kielich Prałata Peszkowskiego
Skończył się tez obiad a biskup zaproponował, ze przyniesie do czyszczenia jeszcze jeden stary kielich podarowany dla Taszkientu przez Prałata Peszkowskiego.
Chodzi o jednego z 400 więźniow Kozielska, ktory jako młody oficer cudownie uratowany przez Opatrzność nie zginął w Katyniu.
Pośrod kielichow już wyczyszczonych był ten, ktory podarowały dzieci sieroty, ktorym udało się właśnie pod opieka harcmistrza Peszkowskiego bezpiecznie opuścić ZSRR w grupie żołnierzy Andersa…
Epilog
Ojciec Lucjan Szymański, nasz proboszcz w Taszkiencie wyznał kiedyś na swych imieninach, ze myśl o kapłaństwie podjął on kiedyś we Lwowku śląskim gdy stracił mamę i jako uczeń Technikum zaglądał często do kościoła bez powodu. Przyznał się rownież, ze dziwna radość sprawiała mu scena mycia kielichow czyli puryfikacji.
Ta niewinna myśl popchnęła go z czasem ku kapłaństwu. Pisząc opowieść ja nie wykluczam, ze te świadectwo powołaniowe księdza Jozefa Świdnickiego jakiemuś chłopcu z chuligańskim charakterem podsunie myśl o kapłaństwie. Przecież to taka pasjonująca praca…
Czy dobre czasy czy złe. Państwo sprzyja czy nie. Ludzie dobrzy lub zli.
Powołania były są i będą. Nawet gdyby nam tak jak ojcu Kaszubie opadały ręce i po ludzku sądząc czas na takie decyzje całkiem niesprzyjający. Może jednak.
Może to właśnie ta chwila i ten sam glos.
Prałat ma 73, ja grubo po czterdziestce.
Rok kapłański właśnie minął a my uparcie pucując kielichy czekamy.
Oboje czekamy na trzecie misyjne pokolenie.
Nie tylko my zresztą.
Pan mowi jak zawsze:
“Pojdź za mną.”
Ks. Jarosław Wiśniewski
Taszkient, 23 czerwca 2010