Wybierz swój język

ROMANTYCY W SOWIECKIM RAJU

Jubileusz 660 lat kościoła w Średniej Azji

 

 

Męczennicy z Armalyka

 

Corocznie 19-go czerwca katolicy Azji Środkowej czcza pamięć męczennikow z Armalyku.

Rok temu pytałem abp Petę z kazachstańskiej Astany, czy są szanse na ich beatyfikacje. Są szczegołowe opisy ich misji, męczeństwa, znane jest miejsce ich pobytu i pochowku. Znane są imiona, przydomki i miejsce pochodzenia naszych bohaterow. Ekscelencja, ktory się troszkę zmieszał wyraźnie ciekawi się tematem. Zamyślił się przez chwile i rzekł: “warto się modlić w tej intencji.”

W tym roku wypadła 660-ta rocznica ich śmierci. Było ich sześcioro:

dwu Włochow, dwu Francuzow, jeden Hiszpan i jeden Hindus.

To byli Franciszkanie konwentualni pod wodza Ryszarda Burgundzkiego.

Pojawili się w najstosowniejszym momencie. Chrześcijanie Nestorianie stracili pierwotny entuzjazm i jeden za drugim zaczęli ustępować pod wpływem szamańskich wierzeń panoszących się w tym terenie. Nasi misjonarze natrafili na wspaniały grunt dla swych misji. Byli młodzi lekko oswajali miejscowe narzecza. Pracowali w Chorezmie, Samarkandzie i w ostatniej fazie wśrod Ujgurow. Słynny promotor islamu w tym terenie Tamerlan był jeszcze dzieckiem, gdy to wszystko się działo. Pamięć o Chrystusie krzewiła się lotem błyskawicy. Tym nie mniej zwolennicy islamu nie spali i przemieszczanie się z Chorezmu do Samarkandy i do Armalyka było spowodowane niechęcią tych ludzi. Naszych bohaterow bito kilkakroć Az wreszcie zabito.

Gdy opowiadałem to wszystko Austriakowi Gotfrydowi to ten z entuzjazmem stwierdził, że mamy powody do nadziei. Skoro chrześcijaństwo z tych okolic zostało zniszczone w drodze krwawych represji to ci ktorzy zginęli tam w niebie modlą się nieustannie, by wesprzeć aktualnych misjonarzy.

 

Nowe pokolenia Chrześcijan w Turkiestanie

 

Los sprawił, ze w 19-tym wieku miejsce Nestorian w Środkowej Azji zajęli prawosławni Rosjanie, ktorzy zawojowali te tereny. Śladem za nimi poszli urzędnicy i oficerowie pochodzenia niemieckiego w wielu wypadkach luterańskiej wiary oraz katolicy Polacy ukarani za Powstanie Styczniowe a następnie katoliccy Czesi, Węgrzy i Austriacy zesłani w czasie pierwszej wojny światowej w okolice Taszkientu do obozow jenieckich. Zrządzeniem Opatrzności to oni właśnie wznieśli szkielet imponujących rozmiarow kościoła katolickiego w Taszkiencie. Pracami kierował Kaplan litewskiego pochodzenia a gdy niespodzianie zmarł w lutym 1917-go roku to jego miejsce zajął kolejny Litwin. Istniało w mieście w tych czasach i do dziś istnieje Towarzystwo Litewskie. W kościele długie lata zbierali się członkowie Polonii i Towarzystwa Węgierskiego.

Niemcy i Ukraińcy represjonowani za druga wojnę światową dołączyli do tego post-nestoriańskiego klubu. Ostatnio najbardziej zdyscyplinowanym żywiołem w okolicy jest ludność Koreańska...

Te i inne myśli wrociły do mej głowy podczas odwiedzin Prałata Świdnickiego.

Ten człowiek ma w sobie tyle energii, ze wystarczy jedna doba, by zmienić światopogląd wielu słuchaczy.

Obserwowałem z boku jak ten starzec oddziałuje na ludzi.

Nie mogę ukryć, ze sam poddałem się urokowi tej postaci.

Ksiądz Świdnicki jest z zamiłowania biblistą.

Może godzinami opowiadać i cytować rożne historie biblijne na poparcie swych tez.

Nie posiada głębokiej wiedzy historycznej chociaż potrzebne daty zna i we właściwej chwili nimi operuje. Historia, ktora najbardziej imponuje w jego wypowiedziach to najnowsza historia kościoła zwłaszcza w byłym ZSRR. Historia, ktorą tworzył i nadal. Tworzy on sam.

 

Najnowsza historia

 

Patrząc na postawę księdza Świdnickiego i na osoby, ktore on wspomina z rozrzewnieniem nie sposob zaprzeczyć takiej teorii. Tamerlan wyciął w pień większość chrześcijan w okolicy, tym niemniej w ornamentyce pozostały ślady tego, ze zmuszeni do przyjęcia islamu w sercu nie pogodzili się z takim stanem rzeczy. Islam w Azji Środkowej jest pogodny i pomimo wpływow z sąsiedniego Afganistanu można mowić o pokojowym obliczu tutejszym muzułmanow. Mowi się rownież, ze bratobojcze pogromy w Kirgizji nie są czymś typowym dla regionu a raczej probą zaszczepienia wojowniczego Islamu z południa. Po kilku dniach pobytu w Duszanbe ojciec Świdnicki wraz ze swym austriackim piętaszkiem powrocił do Taszkientu, by w sposob sentymentalny rozważyć wspolnie z uzbeckimi parafianami i księżmi swoj los. Patrząc na niego miałem nieodparte wrażenie, ze żegna się z nami.

Na kazaniach owszem jak zapałka szybko wzniecał w sobie ogień i zapalał nim obecnych, lecz gdy trzeba było pospacerować na podworku więcej niż 100 metrow wyraźnie się męczył i aż wierzyć się nie chciało, ze ten misyjny parowoz tak szybko i na oczach gaśnie. Z początku myślałem, ze mu się nigdzie nie spieszy lecz Austriak Gottfried wyjaśnił mi, ze to wielki problem, by zmusić ojca Jozefa do wizyty u lekarza, a stan jest wyraźnie przedzawałowy. Każdego kto czytać będzie moja opowieść proszę o modlitwę za naszego gościa i prekursora wielu syberyjskich i środkowoazjatyckich wspolnot.

 

Pater Świdnicki

 

W Kazachstanie i w okolicy zesłańcy niemieccy nazywali swych  kapłanow “paterami”… Ponieważ ksiądz Jozef lubi w swej mowie dorzucać niemieckie słówka, chwali szczerze swych parafian niemieckiego pochodzenia wiec przydomek pater bardzo do niego pasuje. Ojciec Jozef pochodzi z parafii Murafa, w ktorej mieszka obecnie 4000 katolikow i tyle samo prawosławnych. Przed wojna było jeszcze tyle samo Żydow ale ostatni z nich ponoć emigrowali w 1995 roku. Jak to się stało, ze pragnął być Kaplanem to pewnie można się dowiedzieć  z jego własnych książek. Ja napisze tylko to co on sam bezwiednie opowiedział podczas jednego obiadu w Taszkienckiej kurii. Jego lapidarny sposob mowienia pozwala z jednej gawędy wyprodukować sporych rozmiarow opowieść. Właśnie przystępuję do kompilacji tych wypowiedzi w jednym tekście.

To rzeczywiście w czasach gdy trudno o ideały, cos co inspiruje i zachwyca.

 

Ryga

 

W czasach sowieckich role serca dla sowieckich katolikow Grala łotewska Ryga.

Watykan dał personalna jurysdykcję biskupowi Vaivodsovi, by kierować kapłanow, ktorzy studiowali w Rydze na rozlegle tereny Kaukazu, Azji Środkowej i całej Rosji.

W tym czasie nawet Białoruś i Ukraina nie posiadała oficjalnie żadnych rzymsko-katolickich biskupow. Owszem w głębokim podziemiu działała hierarchia greko-katolicka.

Aby trafić do ryskiego Seminarium trzeba było spełnić wiele wymogow i niełatwo było otrzymać status studenta. Niektorzy probowali przechytrzyć władze sowieckie i studiować w podziemiu. Do takich należał rownież pater Świdnicki.

Przez kilka lat Jozef Świdnicki studiował w świeckim instytucie budowlanym zaocznie i jednocześnie pracował na budowie. Raz w miesiącu udawał się na  egzaminy indywidualnie składane u poszczegolnych profesorow. Nie miał pozwolenia na studia kleryckie ale miał wielka wole, by zostać księdzem i ta wola kruszyła lody. Profesorowie ryzykowali i gdy ostatecznie władze dowiedziały się, ze Jozef przyjął tajnie święcenia na Litwie, to rektor popłacił to utrata stanowiska. Musiało być cos w tym młodym niepozornego wzrostu studencie, co wzbudzało respekt.

 

Świecenia na granicy

 

Jeden z kolegow Jozefa ksiądz Abrantowicz obecny dziekan wileński podpowiedział Jozefowi znając jego trudności z uzyskaniem święceń, ze na samej granicy litewsko-łotewskiej mieszka pod domowym aresztem pewien wyświęcony tajnie biskup. Władze sowieckie obiecały mu, ze jeśli opuści te wioskę i zajmie się działalnością biskupia w terenie to skończy za kręgiem polarnym na zsyłce. Biskup zastosował się do porady. Tym nie mniej na pomysł księdza Abrantowicza zareagował w ten sposob, ze obiecał wyświęcić Jozefa pod warunkiem, ze biskup a poźniejszy Kardynał Vaivods się na to zgodzi. Zgoda była ustna i warunkowa. Biskup powiedział, ze ma to być zrobione po  cichu i jakby cos to on nic nie wie. Co za dziwne czasy panowały w roku 1967-m. To schyłek panowania Chruszczowa i początki zastoju Breżniewa. Spotkałem się z teoria, ze babcia Breżniewa była Baptystka wiec on w odrożnieniu od Chruszczowa odnosił się względem wierzących bardziej lojalnie i łagodnie. Warto pamiętać, ze Breżniew urodził się w dzisiejszym Dnieprodzierżyńsku na Ukrainie, gdzie w okresie rewolucji mieszkało 30 tysięcy Polakow i mieli przepiękny kościoł, ktory się cudownie ostał i pracują w nim obecnie księża kapucyni. Modlitwy tamtejszych Polakow niewątpliwie tworzyły jakąś aurę i klimat sprzyjający religijności i łagodzący obyczaje nawet tak dziwnych person jaka był Leonid Iljicz.

 

Instytut

 

Studiując po dwie godziny w dzień, pracując po 7 Jozef znajdował czas na to żeby się szykować do zdawania egzaminow z teologii. Ponoć płacił łapowki swym kolegom w pracy po to, by wykonywali jego robotę wtedy gdy musiał zdawać egzaminy. Byli lojalni wobec niego, pewnie cos się domyślali ale nie donosili.

 

Tajniacy

 

Donosy były w seminarium. Pomimo wielkiej dyskrecji ktoś jednak znal Jozefa w środowisku kleryckim i donosił na niego gdy tylko ten się zjawiał w seminarium. Ten sam kapuś dowiedział się o święceniach Świdnickiego i po takiej informacji tajniacy probowali Jozefa zawerbować. Kilka toczonych z nim rozmow trwało od 5 do 7 godzin. Prowadzący się zmieniali a on był jeden. Proponowali mu zatrudnienia w dowolnie wybranym przezeń miejscu ZSRR oficjalnie w kościele ale ten się nie zgadzał na przemian “palił głupa” lub przyzywał do rozsądku swych rozmowcow twierdząc, ze Kaplan musi cały dzień się modlić a skoro on jest w pracy 7 godzin i 2 godziny na studiach to oczywiście na kapłańską modlitwę czasu się nie znajdzie.

 

300 spowiedzi w Grodku

 

Za jakiś czas ksiądz Jozef na zaproszenie pewnego Kapłana z Ukrainy wrocił w rodzinne strony i w Grodku Podolskim podjął prace. Policzył, ze za niespełna rok wyspowiadał 12.000 ludzi. Pewnego dnia przed Wielkanocą miał 300 spowiedzi od 7-mej rano do 8-mej wieczor non stop. Ponoć ostatnich spowiedzi ani słyszał ani rozumiał, ale wszystko powierzał Bogu z nadzieja, ze on wszystkiego dopełni.

Ksiądz Świdnicki odprawiał w małym domku, w ktorym była podwojna ściana i wejście przez szafę. Gdyby jakaś łapanka się przydarzyła to on mogł się schować w tajnym pokoju.

 

Władze oczywiście szybko się dowiedziały o działalności młodego Kaplana.

Jakiś czas pracował on w okolicach Żytomierza ale najpiękniejsze lata przeżył w Tadżykistanie dokąd się udał wiedziony legenda księdza Bukowińskiego i innych jemu podobnych charyzmatycznych kapłanow.

 

Dla wielkiego statku wielkie morze

 

Jednym z sąsiadow Jozefa był ksiądz Keller rodem z Odessy.

Postać, ktora zasługuje na oddzielna opowieść. Prałat opowiedział, ze gdy w 1983-m roku po 8-miu latach pracy w Duszanbe poczuł, ze władze chcą go usunąć, zgłosił się do Biszkeku, do Kellera pytając czy nie potrzebuje wikariusza w Kirgizji. Ten miał w odpowiedzi wypowiedzieć prorocza frazę: “Dla wielkiego statku, wielki rejs”…

Odmowił grzecznie i zaraz dopowiedział, ze marzeniem jego przedśmiertnym jest, by powstała choćby jedna parafia na Syberii.

 

14 parafii w Syberii

 

Ksiądz Jozef nie pogniewał się na świątobliwego starca z Biszkeku i wedle jego prośby udał się do Syberii, by założyć nie jedna a 14 parafii. To był rzeczywiście wielki rejs. Wszędzie kupował małe domki i rejestrował wspolnoty. Wiele Goo kosztowało, by przekonać starych ludzi, ze tak trzeba. Większość żyła w przekonaniu, ze zsyłka się wkrotce skończy i ze te kaplice i parafie nie będą nikomu potrzebne. Jozef przekonywał, ze będzie inaczej, ze odjada oni przyjdą na ich miejsce inni. Był tez kłopot z niemieckimi katolikami, ktorzy niedowierzali, ze SA jeszcze w ZSRR prawdziwi katoliccy kapłani. Oni żyli w przekonaniu, ze Stalin wszystkich rozstrzelał.

Takiego zdania był miedzy innymi mieszkający w Ferganie brat biskupa Frizona, ostatniego biskupa Saratowskiego.

 

2 diakonow

 

Tym nie mniej powiewy pierestrojki dawało się odczuć. Było coraz więcej możliwości do pracy a małość kadr bardzo odczuwalna. Ksiądz Jozef jak wielu jego poprzednikow martwił się, ze trzeba szukać powołań i przygotowywać sobie wspołpracownikow i następcow.

Znalazł  nawet 2 kandydatow na stałych diakonow i jechał już z nimi z Nowosybirska do Czelabińska, gdzie miały się odbyć ich święcenia. Przez dwie doby powtarzał z nimi teologie i egzaminował ich. Był jednak na tyle odpowiedzialny ze nie kryl przed nimi trudności i odpowiedzialności. Na parę przystankow przed Czelabińskiem kandydaci czmychnęli, jak się potem dowiedział, ze strachu przed ciężarem odpowiedzialności jaka mieli przyjąć na siebie.

 

Seminarium w Akademgorodku

 

Najpiękniejsze chwile przeżył Jozef w Nowosybirsku w dzielnicy akademickiej. Zaprzyjaźnił się z tak wieloma uczonymi ludźmi, ze ci z entuzjazmem podjęli jego pomysł by zorganizować podziemne kursy seminaryjne. Gdyby Watykan nie wyznaczył do Rosji w 1991 roku dwu Biskupow ksiądz Jozef niewątpliwie swoj zamysł by zrealizował.

 

Biskup Andrzejewski 500 bierzmowanych

 

Jednym z opatrznościowych wspołpracownikow Jozefa był bp Andrzejewski z Włocławka, ktory go entuzjastycznie wspierał. Odwiedzał Irkuck w 1988-m roku i na zaproszenie Jozefa odwiedził rownież Akademgorodok. Jak mu się udało przygotować do Bierzmowania 500 studentow i profesorow, jeden pan Bog wie. Entuzjazm był ogromny i była szansa cały ten uczony ludek przyprowadzić do kościoła. Niestety nasz prałat nie znajdował wspolnego języka ze świeżo upieczonym biskupem Jozefem Wertem i za jakiś czas opuścił Syberie.

Nawiasem mowiąc ta historia o 500 bierzmowanych przypomina mi nieco przypadkowy pobyt biskupa Hurleya z Alaski na Magadanie w 1990-m roku.

Biskup, ktory wcale nie planował zajmować się misjami przypadkowo odwiedził Magadan i zamiast kilku dni spędził w nim 2 tygodnie w okresie Bożonarodzeniowym. Na spontanicznie zorganizowanej mszy świętej zebrało się rownież 500 osob w tym większość formalnych ateistow, ktorzy nie mając pełnej wiedzy  o kościele a raczej żadnej otrzymali awansem Pierwsza Komunie świętą. Wielu z nich już nigdy więcej nie przychodziła do kościoła, niektorzy jednak pozostali na zawsze. Należy ufać, ze to masowe Bierzmowanie tez nie było nonsensem. Na misjach rzeczy odbywają się w sposob paradoksalny i racjonalne myślenie o kościele chwilami nie ma sensu. Pater Jozef to człowiek czynu. On mocno ryzykował ale skutki tego ryzyka są widoczne do  dziś.

 

Pater Bukowinski

 

Pracując w średniej Azji ks. Jozef nie był osamotniony. Wszędzie towarzyszyła mu legenda ojca Władysława Bukowińskiego. Nie udało im się spotkać osobiście ale ks. Jozef był na jego pogrzebie w Karagandzie. Znam z wypowiedzi pewnej siostry taka charakterystykę księdza Bukowińskiego, że ostatnie lata przed śmiercią z trudem chodził przytrzymując się płotu zabudowań lub ścian domow na drodze do chorych, ktorych miał wielu w swej kolekcji.

Eucharystka widząc to odradzała księdzu takie pielgrzymki lecz on jej to komentował: “patrz się patrz, kiedy już mnie nie będzie to opowiesz ludziom jakiego mieli księdza”. Miał widać świadomość heroiczności swej posługi i chciał, by go naśladowano. Podobno ostatnie Msze święte sprawował na siedząco i tak było gdy  się modlił po raz ostatni. Po prostu spadł z krzesła odprawiając Msze i już przytomności nie odzyskał. Był ponoć chory na cukrzyce toteż ciało miał spuchnięte i zniedołężniałe ale mimo to stal na posterunku do samego końca.

 

15-cie lat bez spowiedzi

 

W każdej miejscowości na antypodach średniej Azji gdziekolwiek by się nie udał ksiądz Jozef napotykał osoby jakie się u niego spowiadając rozpoczynały swe wyznania od słów: “ostatni raz spowiadałem się 15 lat temu u ojca Bukowińskiego”.

Okazuje się, że ten niestrudzony Apostoł Kazachstanu bywał rownież w Tadżykistanie, Uzbekistanie i w Kirgizji z posługą kapłańską.

 

Pater Keller Biszkek

 

Wspomniany powyżej pater Keller był bardzo szczuplej sylwetki. Jadał mało i mowił cicho.  Nie korzystał z taksowek nawet wtedy gdy ludzie przyjeżdżali z odległych końcow miasta by go zawieźć do chorego on rezygnował z transportu i uparcie szedł: godzinę, dwie, trzy, ile było trzeba. Nie bywał w domu całymi dniami.

Pięknie się modlił. Pochodził z Odessy. Bardzo pokochał posługę dla chorych.

Po porannej Mszy świętej starał się odwiedzać minimum 8-miu chorych .

Nie miał gosposi i sam sobie gotował ziołka z cebulka.

Ziołka na kolacje to był sekret jego zdrowia. Na dwa lata przed śmiercią władze w Biszkeku z własnej inicjatywy zalegalizowały tego Kaplana przy okazji legalizując pomocnika z Ukrainy greko-katolika księdza Bogdana.

Wzruszający był jego pogrzeb. Dwa ostatnie lata był sparaliżowany.

Trwały jeszcze inwigilacja i sowieckie porządki. “Pełnomocny” do spraw religii obawiał się, ze jego pogrzeb może być okazja do manifestacji religijnej wiec ostro zażądał od parafialnego starosty, by pogrzeb był ekspresowo. Mimo, ze rozesłano telegramy do kapłanow z sąsiedztwa nikt jednak nie zdążył. Ksiądz Jozef skorzystał z okazji, by nakrzyczeć na starostę. Inni milczeli, lecz on nie mogł pojąć, ze tak zasłużona osoba odeszła tak cicho i bez honorow.

 

 

Grekokatolicy

 

Wedle świadectwa ojca Jozefa wielu grekokatolikow włączyło się w duszpasterstwo pośrod rzymskokatolickich Niemcow i Polakow Środkowej Azji z powodu na brak zezwolenia powrotu na Ukrainę. Ich posługa okazała się opatrznościowa choć przebiegała w warunkach ekstremalnych i nie zawsze legalnych.

 

Hira

 

Najpopularniejszym Kaplanem katolickim Średniej Azji obrządku wschodniego był biskup Hira. Miał on węgierskie korzenie, świetne wykształcenie arystokratyczny wygląd i maniery. Mitrę zaczął ubierać tuz przed śmiercią, ktora nastąpiła w podobnym czasie jak śmierć księdza Bukowińskiego. Ciało księdza Władysława przeniesiono do świeżo pobudowanej świątyni na przedmieściach Karagandy z cmentarza, ktory na skutek tąpnięć w kopalni został zamknięty i pozwolono wielu członkom rodzin na ekshumacje zwłok. Pogrzeb biskupa Hiry, ktory stal się manifestacja wiary w ogarniętej entuzjazmem katolickim Karagandzie. Jednym z przemawiających na pogrzebie był poźniejszy biskup nowosybirski Jozef Werth a w tym momencie diakon.

 

Pobity na Ałtaju

 

Ksiądz Świdnicki wspomniał postać ksiądz Krystofora, ktory pracował i zmarł w 160 km od Taszkientu w miejscowości Słowianka, gdzie wszyscy mieszkańcy byli katolikami. Kaplan zmarł w wieku 36 lat. Zmarł na skutek paraliżu, ktory mogł wyniknąć w trakcie represji. Kaplana bito na zsyłce w Ałtaju a potem w okolicach Astany zamarzł solidnie podążając na spowiedź pieszo 8 km w 30-stopniowym mrozie. Gdy trafił do Słowianki nie potrafił już władać prawa dłonią, rownież prawa część fizjonomii była zdeformowana. Zachowały się pokrzepiające listy, ktore ten Kaplan wysyłał do zaprzyjaźnionych rodzin i księży pisząc z trudem lewa ręką.

 

Ten, ktory nic nie je

 

Kolega Krystofora i rowieśnik trafił na wikariusza do Biszkeku. Nazywał się Bogdan i był najprawdopodobniej Redemptorysta wschodniego obrządku. W jego zachowaniu było cos co zadziwiało ludzi lecz rownież księży. Krążyła legenda, ze niczego nie jadł. Ksiądz Jozef zdementował te plotki. Powiedział, ze Bogdan żywił się dobrze ale jadał tylko raz w dzień i to po godzinie 10-tej wieczor. Ludzie w tamtych czasach z wielka troska odnosili się do księży i suto zastawiali stoły. Ksiądz Bogdan, ktorego Niemcy nazywali tez Gotliebem, czyli “Ulubieńcem Boga” nigdy nie dawał się skusić na gościnę. Sprawował obrzędy i szybko znikał.

 

Albinas

 

Ksiądz Albinas, Litwin z Karagandy nie był tak mobilny jak ksiądz Jozef Świdnicki i nigdy nie dal się namowić na podroże dookoła świata. Tym nie mniej ma wielkie zasługi dla całej Azji Środkowej przez to, ze rozmawiał wiele o kapłaństwie ze swymi ministrantami i ulokował w Rydze około 10 osob w tym braci Messmerow i Wertow.

Atmosferę wielkiego entuzjazmu religijnego w Karagandzie oprocz wspomnianych bpa Hiry i Władysława Bukowińskiego podsycały rownież tajne Eucharystki i katechetki w tym zwłaszcza siostra Gertruda Detsel.

 

Wanags - Grodek

 

Pośrod sowieckich romantykow w kościele katolickim ksiądz Jozef wymienił księdza Władysława Wanagsa, ktory nie miałby w normalnych warunkach szans na kapłaństwo. W młodości zakończywszy służbę wojskowa przeżył kilka lat w konkubinacie. Miał dwoje dzieci z kobieta, ktora go w rezultacie porzuciła. Ktoś z kapłanow napotkawszy go po latach dostrzegł, ze człowiek jest niezwykle religijny i szczerze polecał go w seminarium w Rydze. Władze sowieckie chętnie dały zgodę na studia takiemu kandydatowi spodziewając się, ze będzie łatwym obiektem do szantażu i wyśmiewania kościoła w przyszłości. Tymczasem człowiek miał wiele ukrytych talentow. Był uzdolnionym budowniczym, bardzo skromny i całkowicie nie podatny na szantaż. Nie skrywał przed ludźmi swej przeszłości i drogi do kapłaństwa. Gdy po święceniach mu zaproponowano wyjazd na Ukrainę jako Łotysz polskiego pochodzenia zle władał rosyjskim całkiem nie znal ukraińskiego i mocno kaleczył po polsku. Tym niemniej przyjął propozycje wyjazdu na Podole do tzw. “malej Warszawki”, czyli do Grodka Podolskiego. Gdy zgłosił wątpliwość czy sobie poradzi nie znając języka, ktoś skomentował, ze czy mniej będzie mowić tym lepiej dla niego. I rzeczywiście jego kazaniami stały się liczne świątynie na Podolu. Zbudował kilkanaście kościołów. Wszystkie w baśniowym stylu z ostrymi jak igła i bardzo sugestywnymi szpilami wież.

Tak się złożyło, ze pracując na Ukrainie odwiedziłem kiedyś Grodek, Podwołoczyska i pewna wioskę. Wszystkie trzy kościoły jakie widziałem miały wygląd jak z bajki i z daleka zachęcały do modlitwy także tych, co nie wchodzili do środka. Parafianie z jednej wioski, ktorzy do Grodka mieli 18 km zapewniali mnie, ze w czasach księdza Władysława chodzili na niedzielna Msze świętą co tydzień pieszo. Nikt nie miał wątpliwości, ze tak właśnie trzeba. Ten milczący Kaplan umiał bez slow przekonywac o swoich racjach. Zawsze skromnie prosił władze o “niewielki remont istniejącej kaplicy”, mowil, ze chce ja poszerzyc o 5 metrow a gdy pytano dlaczego to wyjaśniał abstrakcyjnie, ze na czesc 5 ran Chrystusowych.

\Gdy pewnego razu odmowiono mu w sposob kategoryczny, ze prędzej ktos z urzędnikow umrze niż on dostanie zgode na kolejna kaplice. Ksiadz Wlaadyslaw niewiele myśląc miał powiedziec, ze “parafia się w tej sprawie pomodli”. Za jakis czas w katastrofie samochodowej zgineli wszyscy adwersarze wspomnianego księdza. Prosty lud lecz rownież urzednicy wytłumaczyli sobie ten przypadek w sposob dosłowny i już wiecej nikt temu Kaplanowi nie robil przeszkod. Owszem po kilku latach nie mogl zdobyc zgody na podlaczenie plebanii do kanalizacji miejskiej. Uczynil to samowolnie pośrod nocy. Gdy przyjechali urzednicy by to skontrolowac i nałożyć mandat bardzo lubiany przez ludzi ksiądz wyrzekl w obecności świadkow: “ja czego nie rozumiem, kiedy wladza walczyla z Bogiem to było jasne, gdy prześladowała ksiezy, to tez przywykliśmy, ale kiedy zaczyna wojowac z g-nem to się temu dziwie bardzo”. Powiedzonka księdza Wanagsa staly się znane w calym ZSRR…

 

Latgalia

 

O Latgalskich Polakach opowiedział ksiądz Jozef, ze mieli zwyczaj kalkowac jezyk lotewski podstawiając polskie slowa i wychodzilo cos bardzo dziwnego w stylu: ja przyszedłszy, mieszkawszy, zrobiwszy, chciwszy…

Wlasnie taki podobno był polski dialekt Wanagsa.

Gdy, ktoregoś razu ksiądz Wanags odwiedzil Jozefa w Duszanbe to już był dobrze znany parafianom i ci go spotykali jako osobe niezwykla. Na wszelkie pytania Wladysław komentował pod adresem Jozefa:

 

“Ne breszite ojczenka - Eto wsio Bożeńka sdełał”

“Po co kłamać Ojcze, to wszystko Bog zdziałał a nie ja”

 

Ksiądz Zawalniuk

 

W trakcie rozmowy padło tez nazwisko księdza Zawalniuka, ktory swego czasu pracował z dobrym skutkiem na Mołdawii, potem jednak udał się na Białoruś i odzyskał tzw. “Czerwony Kościoł” w Mińsku. W roku 1988 odwiedził on moje seminarium w Białymstoku. Opowiadał wtedy perypetie swej pracy w Mołdawii, miedzy innymi to jak jeden nowiutki kościoł przez niego zbudowany zniszczyły władze w biały dzień buldozerami. Potem jako neoprezbiter bywałem w gościnie z dziećmi i pamiętam z jakim entuzjazmem opowiadał nam o procesie odzyskania tej świątyni. Okazało się, ze ksiądz Zawalniuk jest rodakiem księdza Jozefa. Pochodzą z tej samej Murafskiej parafii. Kolejny raz się mogłem przekonać jak niezwykłym miasteczkiem jest Murafa.

Jej mieszkańcy rozbiegli się po całym świecie służąc kościołowi w sposob niezwykle oddany.

Nawet nie mam pomysłu na to by wyjaśnić fenomen powołaniowy tych okolic.

 

Jozef Asceta

 

W zachowaniu Jozefa Świdnickiego mogłem przez te kilka dni obcowania dostrzec elementy charakterystyczne dla wszystkich opisanych osob. Choć z latami zrobił się z niego grubasek, to jednak za Stolem starał się nigdy nie wyciągać reki po drugie danie. Jego jedynym kaprysem były wiśnie.

Głosił kazania i odprawiał Msze świetą bardzo pobożnie. Brewiarz odmawiał dyskretnie choć swego w drogę nie Bral, wszędzie gdzieśmy bywali wspolnie nie narzucając się tonem przestępcy pytał “gdzie by tu znaleźć modlitewnik”.

 

Odrodzony jak Feniks z popiołu

 

Materiałem do opowieści posłużyły mi wypowiedzi ojca Jozefa za Stolem po powrocie z Duszanbe. Widać, ze nie potrafi skryć dumy z tego w jakich czasach żył, jakich świętych kapłanow miał wokoł siebie i jakie niezwykle to były czasy, kiedy to wbrew nadziei w ZSRR dokonywały się misje na skale nie mniejsza niż dzisiaj i choć wszystkiego zabraniano wszystko zdawało się możliwe. Sprawiał to wielki entuzjazm ludzi tak wielu narodowości i światopoglądow.

Glownym żywiołem katolickim w Azji Srodkowej i najbardziej oddanym kościołowi byli w tamtych czasach zesłańcy niemieccy. Dzis kiedy to większość z nich wyemigrowala do Macierzy czyli do Niemiec niewielkie kaplice i kościoły wzniesione na progu pierestrojki okazaly się bastionami wiaary dla nowych katolikow, ktorych ciagle po kropelce Opatrzność Boża podarowuje tym wspolnotom.

Zdarzaja się katolicy Koreanczycy, jest sporo Tatarow w naszych wspolnotach. W Karagandzie jest seminarium gdzie klerycy studiują język Kazachski i od kilku lat odprawiana jest kazachska Msza swięta.

Kazachstan niespodzianie stal się liderem pośrod Republik Środkowo azjatyckich ale te miejsca gdzie “wojował” “mały rycerzyk” Jozef Świdnicki tez nie straciły swego romantyzmu i jeszcze Czekaja w kolejce na ponowny rozkwit. Miejmy nadzieje, ze wiara katolikow nie zaginie w Biszkeku, Duszanbe czy Taszkiencie. Pozostały w tych miastach sporych rozmiarow Świątynię i piękne wspomnienia.

Warto dodac, ze w tych okolicach jednym z najbardziej czczonych ptakow jest bocian kojarzony z legendarnym Feniksem, ktory odradza się z popiolu.

 

Ks. Jaroslaw Wisniewski

www.xjarek.net

Taszkient, 22 czerwca 2010