Rocznica śmierci Papieża
Niespodzianie szybko minął rok od śmierci Papieża, którego już wtedy i dziś nazywamy Janem Pawłem Wielkim. Warto przypomnieć, jak przeżywaliśmy te chwile na Ukrainie, bo choć zupełnie inaczej niż w Polsce, to owszem, nas również poruszyło do głębi serca to zdarzenie.
1. Sobota... "przedwczesne łzy".
Dziesięć lat temu na Nowy Rok Papież mocno zachorował i zdaje się, nie mógł odczytać posłania "Urbi et Orbi". Zdarzyło mi się po obejrzeniu noworocznych wiadomości z Moskwy w klasztorze w Miedniewicach, przesłyszałem się i pragnąłem sprawdzić...Wydało mi się, że tam była mowa o śmierci Papieża. Siostry klaryski z mego powodu całą noc słuchały wszystkie stacje radiowe, by się przekonać, czy nie żartuję. Owszem, miały prawo się na mnie gniewać.
Podobna historia zdarzyła się w Makiejewce. "Ciocia Katja" kobieta prosta i wiekowa przybiegła w sobotę z rana i widać nie do końca zrozumiawszy, co się mówiło o chorobie papieża, poprosiła wszystkich, by odmówili Anioł Pański za "zmarłego Papieża". Ja nie sprawdzając, poświęciłem Ojcu świętemu parę ciepłych słów w porannym kazaniu, wspominając jak mi podpowiadało serce, nie smutne, a wręcz humorystyczne historie z biografii Papieża. Historie, jakie mu się trafiały z młodzieżą w górach czy na jeziorach. Wiadomość przyjąłem pogodnie (prawie tak jak śmierć rodziców) i nawet nie sprawdzałem. Panikę zaczęły siać pewne osoby, z wieczora słać mi SMS-y z kondolencjami,był nawet telefon z Rosji.
Okazało się, że faktyczny zgon nastąpił dopiero nocą tego samego dnia. Pewna dawna parafianka płakała, opowiadając swe odczucia i pytając mnie, co dalej w kościele. Byłem znużony, nie wiedziałem co rzec i po prostu położyłem słuchawkę, nie powiedziawszy nic.
2. Niedziela... "kazanie sykstyńskie".
Z rana w niedzielę urządziłem skromną dekorację w naszej malutkiej kapliczce. Portret papieża, kwiaty i Paschał. Niedzielne kazanie było inne niż sobotnie. Zebrałem z pamięci notatki o Jego twórczości. Chciałem pokazać jak wiele miał talentów i jak stopniowo wszystkie sublimował dla Kościoła, przenosząc język poezji na język teologii, bogaty język dramatu na język lapidarnych encyklik.
Zakończyłem fragmentami z poematu "Tryptyk Rzymski", zwłaszcza tekst o kaplicy Sykstyńskiej zabrzmiał wiarygodnie i wzruszająco, choć czytałem po polsku, a miejscowi nie wszyscy ten język rozumieją. Były łzy w oczach, nie doszło jednak do szlochów. Zaproponowałem dla chętnych, by pozostali po Mszy św. posłuchać głos Papieża z dysku "Abba Pater". Spośród 50-ciu zebranych parafian pozostało 10 osób. Na koniec obeszliśmy stacje "Drogi Światła", których tekst przysłał nam Biskup z Charkowa na Wielkanoc z komentarzem, że jest wola Ojca Świętego, by prócz Drogi Krzyżowej, była też Droga Światła.
3. Pielgrzymka Zwiastowania.
Nocą wyruszyłem do odległego Zaporoża odebrać fisharmonię dla kościoła w Jenakiewo i kopię cudownego obrazu MB Częstochowskiej.
Obraz właśnie wędruje po naszej diecezji i przyszła kolej nawiedzenia parafii na Donbasie. Odbierałem obraz z rąk kleryków z Pawłogradu. To dniepropietrowski obwód. Ojcowie kapucyni z Dniepropietrowska wysłali do tego miasteczka kaznodzieję z obrazem, aby mi ułatwić sprawę i bym się w nocy nie błąkał po milionowej Metropolii. Pawłograd mniejszy i kościół odnaleźć nietrudno. Dwaj klerycy spotkali mnie na trasie do Doniecka. Ładnie modlili się we dwójkę w osieroconym kościółku , w którym od miesiąca nie ma już kapłana. Odśpiewali "O Maryjo, żegnam Cię", pogasili światło, zamknęli kościół i "zapakowali" obraz obok fisharmonii na małą ciężarówkę gazel, jaką za 80 dolarów wynajął mi parafianin Żenia. Odbyło się to w pełnym powagi milczeniu, bez fanfar i kwiatów, przemówień...Matka Boża wyruszała w tzw "roboczą wędrówkę", nie triumfować, a raczej misjonarzować. Ojcu świętemu też zdarzało się odbywać "stacje drogi krzyżowej" zamiast misyjnej turystyki. Mając w pamięci wspomnienia z dzieciństwa o pierwszej wędrówce ikony, a także z Seminarium jej Drugą Pielgrzymkę do Białegostoku i inne relacje, choćby podróże MB Fatimskiej w Rosji, mogłem się postarać o większą ilość "pompy", czy też jak mówią miejscowi "pokazuchy". A jednak wypadło skromniej niż w Rosji. Była 4 nad ranem. We trójkę zmordowani, ja kierowca i paulin, mając za sobą całonocny rejs i 600 km włóczęgi, dojechaliśmy o 8 nad ranem, by sprawować Mszę św. Zwiastowania.
Był 4 kwietnia, trzeci dzień żałoby. Również w Ukrainie ogłoszono tzw. "traur"...
4. Rekolekcje Częstochowskie
Wszystkie 4 dni przed pogrzebem Ojca świętego w naszej parafii w Makiejewce trwały rekolekcje Nawiedzenia Ikony Częstochowskiej. Miałem nadzieję, że uda się połączyć logicznie te dwa wielkie zdarzenia, że mój "ludek Boży", moje "maleńkie stado" stanie się pobożniejsze.
Owszem, w poniedziałek kaplica podobnie jak w niedzielę była pełna. We wtorek przyszło 20 osób, w środę i czwartek jeszcze mniej. Żegnając się, kobiety, każda z osobna, długo pisały prośby w księdze pamięci, a gdy ikona była już w samochodzie...(po raz pierwszy wieziono ją w samochodzie osobowym, do którego z trudem weszła otulona kocykiem na tylnym siedzeniu) poprosiłem, by wyciągnęły chustki i pomachały nam, jak to się robi w Fatimie. Kobiety uczyniły to chętnie i serdecznie.
Obraz papieża został sam w kaplicy, oczekując na kolejne zdarzenia.
5. Dziwy w Bachmucie.
Paulin pochwalił Makiejewkę za to, że ludzie serdeczni i kaplica przytulna, ciepła...a ja miałem niedosyt. Byłem sobą niezadowolony, bo zabiegane wszystkie te dni z powodu innej ważnej sprawy. Sto kilometrów dalej jest miasteczko Artiomowsk, dawniej zwane Bachmutem...stara kozacka stanica, najodleglejsza z tych, co pamiętają Wielką Rzeczpospolitę Obojga Narodów...W tym mieście niespodzianie zwrócono nam kolejny, drugi już na Donbasie, starożytny kościół.
Przeor z Mariupola dowiedziawszy się o tym, zgodził się, by ojciec Laurenty przedłużył swój pobyt w moich parafiach i by również w Artiomowsku odbyły się rekolekcje Maryjne, aby obecność ikony uświetniła moment zwrotu świątyni wiernym. Tym sposobem Misja Maryi miała się połączyć z ostatnią misją Papieża.
6. Ostatnia misja Papieża.
Właśnie wtedy w te dni odwiedzając po urzędach odległego miasta odczułem wielkość Ojca Świętego. W niekłamanych i nieudawanych gestach urzędników, którzy nad podziw zmobilizowali się jak nigdy przedtem, by nam pomagać.. Dwa lata wspólnie z parafianami walczyłem na wszelkie sposoby o zwrot kościoła, wielokroć wydawało się to niemożliwe. Ponad 2000 elektronicznych listów, 700 listów pocztowych z apelem o pomoc w tej sprawie do urzędników, dziennikarzy i biznesmenów wszystkich szczebli pozostawały bez echa. Owszem, mój parafianin i sponsor z fabryki Mebli Forte dodawał mi odwagi i niezmiennie twierdził, że "nam to się uda", lecz mając bagaż kompleksów z Rosji "dmuchałem na zimne" i czułem, że lekko nie będzie! 14 marca sesja Rady Miejskiej wydała wprawdzie dokument o zwrocie kościoła, lecz nie raz bywało w post-sowieckich krajach, że od decyzji do jej realizacji droga bywała długa i ciernista. Chcę powiedzieć z radością, że się myliłem.
Wszystkie starania odbywały się na tle trwających rekolekcji maryjnych tzn. z zapleczem modlitewnym...a także w atmosferze pogrzebu "Pontyfika" (tak tutaj nazywają Papieża).
Urzędnicy byli niesamowicie grzeczni i usłużni. Robili wszystko co w ich mocy, by inauguracja kościoła odbyła się w 9-ty dzień po śmierci Papieża.
Sam pogrzeb relacjonowały aż 3 centralne Kijowskie kanały TV. Po raz pierwszy odczułem konkretnie, że nie mieszkam już w Rosji. Oficjalny Kijów zachował się świetnie.
7. Dziewiąty dzień
W niedzielę 10 kwietnia do Artiomowska pojechaliśmy autobusem. 15 osób z Makiejewki, 10 z Doniecka i tyleż z Gorłówki. Ikona była na przednim siedzeniu. Wszyscy odmówili koronkę, bośmy wyruszyli o 15.00, a potem śpiewaliśmy różaniec. Przed nami był samochód Biskupi i księdza Jana Piszczyka, który od 2 miesięcy przejął obowiązki proboszcza w moich parafiach dojazdowych w Gorłówce i Jenakiewo. W ich samochodach było jeszcze 7 osób z Gorłówki. Takim sposobem połowa zebranej w kościele publiczności to byli przyjezdni z innych parafii goście. Gospodarze, nieśmiali i nieprzywykli do wielkich wydarzeń, odbierali uroczystość jako cudowne zwycięstwo Matki Bożej i Papieża. Takie były tu komentarze. Właśnie wypadł 9-ty dzień śmierci Ojca świętego. Wedle miejscowej tradycji 9-ty i 40-ty dzień śmierci to chwile najbardziej uroczyste. Zanim ks. Biskup Padewski z Charkowa wygłosił kazanie, poprosił, bym odczytał Testament Papieski. Tam były słowa o Matce Bożej i o Miłosierdziu. Ks. Biskup opowiedział nam przypowieść o ślepcu, którego szydercy wyprowadzili na pustynię, "by głosił poezję" wielkim tłumom. Gdy ślepiec zakończył i oczekiwał reakcji tłumu, usłyszał tylko głos kamieni, które zawołały chórem "pięknie". W tym momencie kazanie biskupie urozmaicił trzask pękającego balonika. To była część skromnej dekoracji, na jaką było nas stać.
Wszystko było bardzo proste ...klucze dano nam w przeddzień uroczystości. Całą sobotę pucowaliśmy podłogi, ściany i pokoiki na strychu w dobudowanym sztucznie piętrze (jakiś czas kościół był biurowcem). Parafianie dwoili się i troili wspólnie z polskim personelem fabryki Forte. Dyrektor osobiście biegał z miotłą w dłoni, a jego pomocnik zabijał gwoździe, gdy nasze kobiety wieszały firanki pod "prowizoryczny ołtarz". Kościółek choć ma wygląd rudery, to jednak zachował swoją godność zranionego zabytku. Właśnie spełniło się kościołowi 144 lata, co przecież jest liczbą biblijną. W 1923 roku urządzono tu skład artyleryjski, potem klub, wreszcie biuro i na koniec "Towarzystwo Pszczelarskie". Ostatni gospodarze kościoła na naszych oczach w sobotę wynosili ogromne cegły z wosku.
Farbami z guaszu zrobiłem napis na głównej, zawilgoconej ścianie kościoła "Odbuduj mój kościół Franciszku", bo rzeczywiście 150 lat temu pierwszymi misjonarzami byli tu minoryci. Ufam w sercu, że ktoś z nich przeczyta mój tekst i włączy się w odrodzenie wspólnoty.
W centrum uwagi była ikona Częstochowska i obraz Papieża, który wraz z Paschałem zabrałem do autobusu jadącego na uroczystość z Makiejewki.
8. Kolacja w Weronie.
Owszem, był też i koncert. 13-to letnia Diana zagrała nam na skrzypkach utwór Wieniawskiego i kilka innych utworów. Grała na podwórku, bo w środku było zbyt chłodno. Pozostało tylko kilka osób posłuchać paralelnie koncert organistów z Makiejewki i Jenakiewo, którzy podziwiali instrument przywieziony z Zaporoża.
Nie wiem, jakie wrażenie wywarła na ludziach uroczystość, byłem upojony sukcesem, zmęczony od niewyspania i zaszokowany ilością zdarzeń. Dałem się wepchnąć do samochodu, który powiózł mera miasta, konsula, biskupa i pięciu kapłanów na kolację do...Werony.
Na uroczystości skromnie siedziała dyrekcja kafejki o romantycznej nazwie. Trzy panie, które szczycą się polskim pochodzeniem, zabrały "całą śmietankę" do siebie. Owszem, kolacja była świetna...takie zwycięstwo Kościoła przytłumiło pogrzebową atmosferę "dziewiątego dnia". Zapomnieliśmy nawet dać dyspozycję, co mają czynić przyjezdni pielgrzymi. Młodzi katolicy skąd mogli wiedzieć, że w takich chwilach można i trzeba adorować ikonę. Szybko zjedli przygotowane kanapki i napoje i zaczęli poszukiwać "zagubionego pasterza".
Telefon z kościoła zepsuł mi trochę nastrój. Nie powinienem był pozostawiać ich samych "na placu boju". Pytania jednak były konkretne: "Co z fisharmonią, z obrazem papieża, co z Częstochowską ikoną?" I tu nadeszła niespodziana idea. Ponieważ parafia w Artiomowsku jeszcze niewielka i rekolekcje miały się odbywać wieczorami, gdy dzieci wrócą ze szkoły, a parafianie z pracy... miejscowi grekokatolicy mieszkający na wsi poprosili Biskupa, by pozwolił ikonie wędrować z rana w ich pobliskich parafiach. Rekolekcjonista uznał to za świetny pomysł. Biskup też się ucieszył. Papieża mamy jednego, a ikona czczona jednako w obu obrządkach.
Opatrzność nas nie opuściła. W tej pomyłce pasterza był zamysł Boży. To do mnie doszło, gdy jeden z grekokatolików pochwalił Polaków: " Nasz kościół się ostał dzięki dwóm Polakom, to byli Szeptycki i Wojtyła".
Epilog
W następnym tygodniu gdyśmy oczekiwali na konklawe, pod wrażeniem zbratania, jakie na Wschodniej Ukrainie dokonało się między grekokatolikami i rzymskokatolikami, odczytałem parafianom po ukraińsku tekst wypowiedzi Papieża Jana Pawła II do Biskupów obu obrządków w nuncjaturze w Kijowie. Główna myśl tej wypowiedzi była taka: "Kochajcie się!”
Po dwu tygodniach zaproszono mnie na kolejne rekolekcje do grekokatolickich parafii w powiecie Aleksandrowskim. Z tej okolicy mają po raz kolejny przybyć robotnicy, by przeprowadzić potrzebne remonty kościoła. Rok wcześniej pomogli mi w Jenakiewo, teraz chcą to uczynić znowu.
Oto główne motywy z powodu których, nie mając "polskiego spojrzenia" na sprawę "odejścia papieża", zdecydowałem się ułożyć tę ukraińską opowieść o naszym "wschodnim odbiorze" papieskiego posłania jego misji i testamentu, który jak wiemy co kilka lat się wzbogacał i tak naprawdę jest "otwartą żywą księgą" nie tylko dla Polski, lecz i w samych zabitych zakątkach Europy i świata.
Ks. Jarosław Wiśniewski