STULECIE MATKI TERESY
CZĘŚĆ TRZECIA
Rodziny:
Siostry Matki Teresy w Taszkiencie wzięły pod opiekę całe rodziny, zwłaszcza te najbiedniejsze. Widziałem w Telewizji “Kana” fragment spektaklu, w ktorym rolę Matki Teresy Grala jedna z matek, ktorych spotykałem na niedzielnych spotkaniach dzieci z siostrami.
1. Najod - Firuza - Czyngiz
Wspomniana we wstępie matka to kobieta o imieniu Firuza.
Jakiś czas uczyła mnie uzbeckiego u siebie w domu więc miałem okazję na własne oczy się przekonać w jakiej nędzy materialnej i moralnej znalazła się ta osoba.
Jako dziecko dyplomaty nigdy w dzieciństwie i w młodości nie odczuwała biedy. Długie lata jej ojciec pracował w ambasadzie ZSRR w Afganistanie a po powrocie do Duszanbe piastował wysoką pozycję w rządzie jako minister. W tych czasach Firuza jeździła do Wielkiej Brytanii na kursy językowe. W tych też czasach jako posłuszna corka wedle muzułmańskiego zwyczaju wyszła za mąż za nieznajomego i niekochanego człowieka, ktory obdarował ją dzieckiem i porzucił. Wojna domowa w rodzinnym Tadżykistanie spowodowała, że trzeba było uciekać z kraju. Reżym się zmienił i drogi powrotnej nie było. Firuza żartuje, że jest ostatnim obywatelem ZSRR, bo nadal. funkcjonuje z paszportem nieistniejącego już państwa. Owszem ma pozwolenie na pobyt stały w Uzbekistanie i status uciekiniera.
Starszy syn ma imię Czyngiz.
Czyngiz ma miękki charakter i słabą wolę. Posiada bardzo orientalna niemalże mongolską twarz więc imię Czyngiz mu bardzo pasuje. Lekko wpada w złe środowisko i choć jest pełnoletni to matka się bardzo o niego zamartwia.
Młodszy od innego ojca, stały bywalec w domu siostr ma na imię Nadżot.
Modli się nieustannie na spotkaniach u siostr, by pan Bog pomogł mu zostać prezydentem. Lubi futbol i sam aranżuje jak na polu szachowym rysowane mecze futbolowe.
2. Chalida z dwojką dzieci
Pośrod dzieci, ktore odwiedzają dom siostr bardzo rzuca się w oczy pewna rodzinka uzbecka. Matka ma na imię Chalida. Jest śniada, okrągło lica i bardzo tęga. Dzieci w wieku 8-10 lat to parka, starsza dziewczynka i młodszy chłopiec o imieniu Jotgar. Mieszkają kątem na odległym Czelanzarze u pewnej muzułmańskiej rodziny, ktora potrzebowała opiekunki dla umierającej kobiety. Niedawno babcia zmarła i rodzina może się znowu znaleźć na ulicy. Oboje dzieci są połsierotami i są niesamowicie przylepni. Kleją się do młodzieży, siostr i do kapłanow. Chalida opowiadała mi, ze jej syn 3 krotnie podejmował proby samobojcze. Ma buzie bardzo podobna do mamy ale bardzo tęskni do ojca, ktory był wiekowy i jakiś czas temu zmarł. Każdy raz gdy podejmuje probę samobojczą dziecko naiwnie tłumaczy, że chce się spotkać z ojcem. Dziewczynka raczej nie wykazuje tego typu skłonności. Oboje maja bardzo miły i naiwny wyraz twarzy, choć w wypadku azjatow uśmiechnięta twarz może jednako wyrażać radość jak i bol, lub nie wyrażać niczego. Już kilka razy miałem tego rodzaju wpadkę, ze źle odczytywałem azjatycka mimikę.
Od Chalidy dowiedziałem się, ze siostry dla takich rodzin jak jej wydaja w kazda sobotę bezpłatnie nabor produktow żywnościowych.
3. Łopatko
Kolejna znana mi dzięki siostrom rodzina na Czelanzarze to samotna kobieta z dziećmi. Bardzo utalentowany człowiek o nazwisku Łopatko. Oboje z mężem jako fizycy zajmowali się technologia jądrową i gdy podejmowano proby w okolicach poligonu jądrowego w Semipałatyńsku w trakcie brzemienności dzieci otrzymały nadmierną dozę promieniowania. Dwaj chłopcy, ktorzy maja po 15-16 lat chorują w podobny sposob. Wygląda to jak dziecięcy paraliż. Matka starała się jak mogła rehabilitować ich przez zajęcia plastyczne ale widać, że mimo wielu starań jej pomysły się kończą i ręce opadają. 7 Lat temu mąż upadł w piwnicy i doznał wylewu krwi do mozgu od czego wkrotce zmarł. Sama w dużym domu na parterze wieżowca z basenem i wielu udogodnieniami nie radzi sobie. Na dodatek obawia się, ze jeśli się z nią coś stanie to jacyś źli ludzie ubezwłasnowolnią dzieci, obejma majątek a dzieci skierują do sierocińca.
Marzy by stworzyć jakąś organizację Fundusz Dobroczynny, na ktory można by przepisać mieszkanie z zastrzeżeniem, ze dzieci nadal. mogłyby w nim mieszkać do śmierci.
Siostry nie są kompetentne, by coś poradzić w takim galimatiasie. One po prostu pomagają posprzątać w domu, pobędą z dziećmi, się pomodlą i idą dalej. Wrocą dopiero za jakiś czas, bo jak mi tłumaczyła przełożona ich posługa ma mieć charakter jednorazowy dla przypadkow ekstremalnych. Siostry nie chcą się opiekować codziennie tymi samymi ludźmi. Owszem mają jakąś ilość sierocińcow i domow starcow ale w krajach misyjnych gdzie placowki są małe i ilość siostr niewystarczająca posługują jedynie dorywczo dla najbardziej potrzebujący.
Najmądrzej byłoby skontaktować tą panią z Arką Jean’a Vanier.
Nie przyszło mi to od razu do głowy, ale też nie znając osobiście nikogo mam małe szanse, by realnie pomoc w nawiązaniu kontaktu.
4. Mały milicjant
Jeszcze jedna rodzina na Czelanzarze, ktora opiekują się siostry to dwie niedołężne kobiety i chłopiec z dziecięcym paraliżem. Bardzo podobny z wyglądu do dzieci pani Łopatko.
Starsza kobieta babcia chłopczyka ma około 70 lat i polskie pochodzenie. Miała niedawno wylew i słabo się porusza. Jej corka w średnim wieku miała niedawno amputacje nogi i z chodzeniem jest jeszcze gorzej niż u jej mamy. Do niedawna mama chorego dziecka utrzymywała całą rodzinkę. Jej mąż ją zdradzał i szybko odszedł. Coś podobnego było z tatą. Teraz są zdani na łaskę losu i na pomoc pewnej inteligentnej sąsiadki Tatarki, ktora im robi zakupy i gotuje na codzień.
Siostry gdy przychodzą tez starają się być pomocne ale głównie w tym wypadku moralnie, bo sytuacja tych ludzi jest ciężka. Chłopiec jest wychudzony i poirytowany. Największą radość sprawia mu gra w milicjanta. Ktoś znajomy kupił chłopcu mundur i gdy tylko uda mu się ubrać marynarkę lub czapeczkę milicjanta jest w siodmym niebie. Na programy w telewizji reaguje nieadekwatnie. Być może jak wszystkie dzieci mimo, ze jest po 20-tce najbardziej lubi sceny agresji.
5.Oleg - Jacqueline - Teresa - Aziz
Inna znana mi rodzina, ktora często odwiedzają siostry w Taszkiencie to mieszkająca na tzw. Parkiecie (Parkencki Rynek) nieopodal staruszka, rownież naukowiec. Anglistka tatarskiego pochodzenia, ktora związała swoj los ze studentem murzynem. Dziś już ma pod 60-tkę. Jest chudziutka jak wiorek i zniedołężniała. Jej mąż, afrykański student pochodził z Mali i corka Jacqueline tez miała jednego męża z tych okolic. Zrodziła z nim corkę Teresę i mąż ją porzucił. Była zawsze sympatyczna wiec szybko znalazła sobie innego męża, też studenta Sulejmana, ktory ją zabrał do Nigerii, ale jak mowi był dla niej niedobry. Uciekła stamtąd razem z synem Azizem.
Teresa studiuje w Moskwie i dorabia sobie chyba jako kelnerka.
Aziz jest bywalcem gier komputerowych. Ma 19 lat i jakąś manię prześladowczą. Cale noce nie śpi i zapada w niespokojny sen w ciągu dnia. Gdy rozmawia muskuły jego twarzy drżą. Ma kontakt z rzeczywistością ale ograniczony.
Zapoznała mnie z tą rodziną niezastąpiona siostra Francja z Kenii.
Nie wiem kiedy się do nich znowu wybiorę.
Odwiedziny były dla mnie pouczające ale też w jakimś sensie przygnębiające. Rok temu miałem pierwsze spotkanie z Jacqueline. Była mocno pijana i mieszkała jeszcze kątem jako konkubina chorego na schizofrenie milicjanta Olega. Zamieniliśmy kilka słów, bo ja akurat przyszedłem na 40-ty dzień śmierci brata Olega Wasyla. Wasyl był felczerem i chorował obłożnie na marskość wątroby. Jemu poświęciłem też kilka opowieści, bo to historia wyjątkowa. Kobieta po wymianie kilku zdań, gdy probowałem sobie przypomnieć gdzie leży Mali na mapie niespodzianie zwymyślała moja głupotę i zmusiła do wcześniejszej ewakuacji.
Drugie potkanie było bardziej grzeczne. Jacqueline razem z mama prosiły mnie bym pomogł jej rozstać się z Olegiem. Owszem poszedłem do chorego na pertraktacje. Jacqueline do domu Olega nie wpuszczono a ja w jej imieniu prosiłem o zwrot nielicznych rzeczy. Dostałem obietnice, ze wszystko otrzyma. Co było dalej nie wiem.
Trzeci raz w obecności siostry Francji było całkiem poprawne. Nawet zaproponowano mi szklankę herbaty.
Obcując z ta rodzina pojąłem jak anielska cierpliwość musza mieć siostry, by z tak pokaleczonymi ludźmi prowadzić dialog i probować czegoś pożytecznego nauczyć w życiu.
6. Panamczycy
Aida i Angelo to przedziwna para z Panamy. Oboje SA obywatelami USA i pracują w ambasadzie tego kraju. Mieszkają z przepięknej hacjendzie niedaleko siostr z dwoma basenami w podworku i w piwnicy. Mają duże pokoje jak w pałacu, salon, obszerna kuchnie i salę treningową.
Są bogaci, to nie podlega dyskusji. Jednak ich relacje wzajemne czynią ich na tyle biednymi, że opieka siostr zwłaszcza nad Aida jest bardzo wskazana i obopolnie korzystna.
Aida w wolnych chwilach wspiera siostry użyczając luksusowego samochodu przy odwiedzinach chorych. Pomaga tez w akcji pielgrzymowania po rodzinach figurki Matki Bożej.
Jej małżeństwo z Angelo to dla obu już drugi związek. Choć pochodzą z Ameryki to ich losy są podobnie zawikłane jak losy naszych uzbeckich rodzin. Każde z nich posiada po jednym dziecku z pierwszego małżeństwa. Mają malucha, wspolne 3-cie dziecko, ale to wcale nie ratuje ich więzi. Na moich oczach gdy poświęcałem dom, gospodarz bez skrępowania przed obcą osobą, kapłanem, zachowywał się jak basza turecki i traktował swa żonę jak niewolnice. Oboje są Portorykańczykami i deklarują się jako katolicy. Widzę ich czasami razem w kościele. Starszy syn jednak nie krepuje się swego ateizmu. Ich językiem domowym jest hiszpański. Nie potrafią się jednak porozumieć ani po hiszpańsku ani po angielsku. Starszy syn Tony ma maniery ojca i mimo ze ma dopiero 15 lat wszystko mu wolno. Nie posłuchał porady macochy, by się przygotowywać do bierzmowania, bo ktoś z ulubionych nauczycieli zaraził go ateizmem. Mieliśmy zaledwie dwie indywidualne lekcje. Zaangażowałem w nie całą swą wiedzę i dyplomację. Wolał on jednak każdy raz gdy przychodził termin zajęć pojść na jakąś dyskotekę czy spotkanie z rowieśnikami. W ostatniej chwili informowała mnie o tym strapiona matka. Czułem, że to wpływ ojca i że bez jego wspołpracy nic się nie da zrobić ale szans, by się dopukać do serca tego satrapy nie znalazłem. Zbyt wysokie ma stanowisko w Ambasadzie USA i zbyt wielkie wyobrażenie o sobie by wysłuchiwać porad jakiegoś klechy, ktory chodzi pieszo w porwanych pantoflach.
Ta rodzinka mimo wszystko z rożnych nie znanych mi do końca pobudek pomogła mi przeprowadzić dwie hiszpańskie Msze święte w okresie zimowym. Sprawa jednak upadła, bo było zbyt mało chętnych.
Procz kolędy dzięki wstawiennictwu siostr Angelo zaprosił mnie w listopadzie na święto dziękczynienia. Stoł był obfity. Oprocz mnie byli jeszcze zaproszeni Afrykańczycy czyli rodzice Justyny. Nasi parafianie. Oni tez trafili na uroczysta kolacje, bo tak dla Aidy podpowiedziały właśnie siostry. Chciały, by Antoni i jego rodzinka poczuli się dowartościowani w tym obcym dla nich świecie Europejczykow i Azjatow.
Pisałem o nich w opowieści “Afrykański dom” i mam zamiar kolejny raz opowiedzieć dosłownie za chwilkę.
7. Afrykański dom
Rodzina Nigeryjczyka Antoniego skumulowała w sobie trzy żywioły, trzy kultury i trzy rasy. Na codzień są rosyjskojęzyczni, bo zapoznali się na studiach w czasach ZSRR. Uzbecki wtedy nie był powszechnie znany nawet w Taszkienckie, planowo rusyfikowano całe imperium. On Nigeryjczyk, żona metyska, częściowo Kenijka częściowo Uzbeczka lub tatarka.
On ekonomista ona podobnie jak rodzice ma wykształcenie medyczne. Żadne z nich nie pracuje w swoim zawodzie. Antoni ciągle pracuje dorywczo, zona wychowuje liczne dzieci. Najstarsza adoptowana przez Antoniego corka ma białą karnacje twarzy i ciemne oczy. Można ja uznać zarowno za Ormiankę jak i Uzbeczkę. Kto był jej tata nie śmiałem pytać ale widać, że biologiczny tato nie uczestniczy w jej życiu.
O średniej corce Justynie już wielokroć pisałem to sympatyczna mulatka z typowa afrykańską buzią i figurą. Studiuje na kolegium pielęgniarskim. Najmłodsza corka Gloria chodzi do podstawowki. Urodę i karnacje skory ma od taty, jest w rodzie najciemniejsza i często z tego powodu często płacze. Najlepiej się czuje w domu siostr i widzę ją tam częściej niż Justynę...
Najmłodsze dziecko to chłopczyk Chris. Cała parafia w jakimś sensie przeżyła pojawienie się tego dziecka. W jego twarzy są matczyne rysy a nawet podobieństwo do najstarszej “ormianki”.
Wyglądają na ludzi szczęśliwych, zgodnych, choć biednych. Ciągle się borykają z trudnościami. Być może to właśnie ich hartuje. Antoni jest bardzo niezaradny. Przy każdej okazji zali się nad swa niezaradnością. Jest melancholiczny i płaczliwy. Zona jest dużo dzielniejsza, raczej sangwiniczka i z konieczności despotka. Smacznie piecze ciasto, miałem okazje sprobować na kolędzie. Gdy mają bardzo ciężko zwracają się o pomoc do siostr i się domyślam, ze nigdy im się nie odmawia.
8. Rodzina Edika
Jednym z najstarszych parafian jest Edik i jego Rodzina. On pamięta peregrynacje MB Fatimskiej z 1997-go roku. Jego najstarsza corka ma pewnie 11 lat i ma bardzo chore oczy. Średni synek chyba ma 10 lat i jest ministrantem najmłodsza Asia to urocze dzieciątko. Ja bym te rodzinkę w jakiś sposob porownał z rodzina Antoniego.
Tyle, że Edik jest dużo bardziej zaradny. Edik jest świetnym fotografem. To jest jego hobby. Z zawodu jest masażysta i choć pracuje sam na siebie to widać, że się nie przelewa. Dziewczynka, ktora ma wadę wzroku była w Moskwie na operacji i długi czas Edik mieszkał w domu siostr w Moskwie czekając na operacje. Często wspomina jak wielka pomoc okazały mu wtedy siostry. Małżonka jest nauczycielka ale zarobki nauczycieli są tak nikle, ze zdecydowali nie tracić czasu i nerwow i poświęcić się całkowicie wychowaniu dzieci.
Milo patrzeć jak wszyscy razem Ida w niedziele do kościoła. Edik zapewnił mnie ze przed snem ciągle się modlą w obecności figurki fatimskiej, do ktorej ma specjalne nabożeństwo, bo to pamiątka jego pielgrzymki do Kazachstanu na zakończenie peregrynacji w 1997-m roku. Upadła w pewnym momencie peregrynacji. Gdy się potłukła Edik obiecał posklejać a proboszcz mu ją podarował na zawsze.
Edik wspierał bardzo w podrożach do Urgencza pierwszego proboszcza tej parafii księdza Jozefa Adamowicza. Dobrze sobie wspomina i chwali tamte lata.
To bardzo pozytywni jak już wspomniałem pobożni i dobrzy ludzie. Ich postawa wynika w dużej mierze z moralnego i materialnego wsparcia ze strony siostr Matki Teresy. Ja wiem niewiele. Ja znam tylko to co usłyszę od innych. One same o swej pracy mowią niechętnie. Mogę się o tym dowiedzieć dopiero gdy sam jestem zaproszony, lub gdy adresaci tej pomocy zechcą się podzielić swa opowieścią.
Taszkient 20 lipca 2010
Ks. Jarosław Wiśniewski