- Po wydaleniu z Rosji podjal ksiadz prace na wschodniej Ukrainie.
-Tak. Po powrocie z Japonii, w ktorej przebywalem kilka miesiecy na duchownych rekolekcjach, po usunieciu mnie przez wladze rosyjskie z Dalekiego Wschodu zglosilem się do pracy misyjnej na Ukrainie. Nie wyobrazalem sobie bowiem kaplanskiego zycia bez pracy na misjach, a zwlaszcza na Wschodzie. Ku mojemu zaskoczeniu Ukraincy wpuscili mnie. Otrzymalem tez rejestracje i zgode na prace.
-Podjal ja ksiadz w nowo utworzonej diecezji charkowsko-zaporoskiej, obejmujacej wschodnie, najbardziej zrusyfikowane tereny Ukrainy. Chyba najtrudniejsze od strony duszpasterskiej.
-Wczesniej tereny te wchodzily w sklad diecezji kijowsko-zytomierskiej i kamieniecko-podolskiej. Stanowily ich wschodnie rubieze. Od siedziby biskupow dzielilo je ponad tysiac kilometrow, co rzutowalo oczywiście na funkcjonowanie lokalnych struktur kosciola, tymbardziej ze zawsze cierpialy one na brak ksiezy. W efekcie wiele zyjacych tu osob o korzeniach katolickich czy nawet katolikow nie było objetych opieka duszpasterska.
-Wiekszosc z nich to zapewne osoby naplywowe?
-Przede wszystkim. Duzy procent wśród nich stanowia Polacy, którzy przybyli w te mocno uprzemyslowione strony za chlebem z innych czesci Ukrainy, Kazachstanu, Bialorusi czy Litwy. Zdarzaja się tez potomkowie Niemcow, Czechow itp.
Osob wywodzacych się z rdzennych rodzin katolickich jest niestety bardzo malo. W wiekszosci padly ofiara sowieckich represji i deportacji. A przed I wojna swiatowa było ich sporo. Na terenie Dekanatu Berdjansk, który obejmowal m.in. dzisiejszy Donbass, było 15 parafii skupiajacych, jak wynika to z zachowanych statystyk, 23 370 katolikow. Najstarsza z nich w Mariupolu zostala erygowana w 1860 r. Wspolnoty te zostaly zniszczone w latach 20 i 30. Ich losy dzielily swiatynie. Wiekszosc zrownano z ziemia. Pozamieniane na inne obiekty przetrwaly tylko niektóre.
-Ksiadz stal się specjalista od ich odzyskiwania?
-Zanim wlaczylem się w normalne duszpasterstwo, przez dwa miesiace poslugiwalem w Lugansku, poznajac realia tego najbardziej wysunietego na wschod wielkiego miasta Ukrainy, lezacego tuz przy granicy z Rosja.
-I pewnie podobne do rosyjskich?
-Poczatkowo tez tak myslalem. Owszem, podobienstw było duzo, ale szybko zauwazylem tez roznice. Mimo zrusyfikowania Lugansk był jednak inny niż pobliskie miasta rosyjskie, które doskonale znalem z praktyki duszpasterskiej. W Lugansku po raz pierwszy zetknalem się z greko-katolikami. Moglem docenic ich zapal misyjny na tym duchownym pustkowiu, a także dostrzec, jak wiele i naszych klopotow i oni musza tu przezwyciezac, budujac jak w dzungli od zera autorytet swego Kosciola na wschodniej Ukrainie. W Lugansku napisalem wiele tekstow, duzo czasu spedzilem w internecie. Cieszylem się jak male dziecko z powrotu na misje. Każdy nowy dzien traktowalem jako podarunek od losu.
-Nastepna placowka ksiedza był Donbas, czyli Zaglebie Donieckie.
-W ciagu dwoch miesiecy udalo mi się tam zaaklimatyzowac i z pomoca dobrych ludzi odzyskac duzy, piekny, wymagajacy remontu kosciol w Jenakijewie. Na dzien dobry musialem wyasygnowac około 5 tys grywien (czyli 4 tys. Zl) na wstawienie okien. Trzeba to było zrobic, bo wierni strasznie marzli zima i niewielka wspolnota topniala w oczach od grypy i innych chorob. Dwa tysiace grywien przeznaczylem na wyciecie topoli, których korzenie uszkadzaly fundament swiatyni. 4 tys grywien maja kosztowac lawki, które dla starszych ludzi tez sa konieczne. Myslec trzeba również o remoncie dachu i wymianie tynku kosciola, na co potrzeba około 50 tys. Grywien, co dla tutejszych ludzi stanowi kwote astronomiczna. Starajac się zdobywac srodki na potrzeby kosciola w Jenakijewie sporo wysilku musialem wlozyc, by rosla skupiona wokół niego wspolnota, która niegdys w 1906r., gdy erygowano parafie, liczyla 1534 wiernych. Przekonalem się o tym bardzo szybko, bo po prostu sam zaczalem szukac wiernych, przekonujac ich, ze zwrot kosciola to nie jakis kaprys losu, ale prawdziwy „dar Bozy”, który nie wolno zaprzepascic. Była to prawdziwa orka na ugorze, podczas ktorej stracilem dar jezyka. Odebralo mi mowe, jak Zachariaszowi na wiesc o narodzinach Jana Chrzciciela.
-Oczywiście w przenosni.
-Przestalem pisac artykuly, nie wyslalem zadnej bozonarodzeniowej pocztowki. W czasie koledy od rana do nocy nie było mnie w domu. Caly styczeń nie odbieralem telefonow. W koncu po prostu padlem. Gdy skonczylem 40 lat, obudzilem się z silnym bolem kregoslupa.
-Odebral to ksiadz jako czerwone swiatelko?
-Poszedlem na urlop. (również w przenosni przyp. J.W.)Moment nie był najlepszy bo akurat rodzily się nowe parafie w miejscowosciach powierzonych mojej pieczy zwlaszcza Artiomowsk zwany nigdys Bachmutem. Pod moja opieka pozostawala polmilionowa Makiejewka i 300 tysieczna Gorlowka.
-Urlop dal jednak ksiedzu niewiele. Dzis ksiadz tez nie wyglada najlepiej. Ta sama, co na Sachalinie sutanna i sfatygowane buty.
-Klopotow mi niestety nie brakuje. Nie mam za co realizowac niezbednych inwetsycji, nie mam za co kupic paliwa do samochodu, bywa ze nie mam co wlozyc do garnka. W Makiejewce, w ktorej wierni spotykaja się na nabozenstwie w niewielkiej kaplicy, jest szansa na kupienie wiekszego domu wraz z budynkiem. Boje się ze ta korzystna propozycja przejdzie nam kolo nosa. Boje się tez, ze gdy latem zaczna się tutaj 40 – stopniowe upaly, to ludzie w kaplicy zaczna mi się dusic. Tymbardziej, ze tutejsze powietrze jest geste od dymow i wyziewow z kopaln i koksowni. Z tego tez względu planuje letnia kaplice w ogrodzie parafialnym...ktorej realna cena około 2 tysiace dolarow.
-Z czego obecnie ksiadz się utrzymuje?
-Obecnie zyje wylacznie z ofiar, jakie niektorzy dobrzy ludzie wplacaja na moje internetowe konto, które sciagam sobie na karte visa z bankomatow. Jestem za nie oczywiście bardzo wdzieczny, choc pozwalaja mi one tylko na wegetacje. Nie mogę za nie myslec o prowadzeniu remontow odzyskanych swiatyn itp. Usilowalem pojechac do Hiszpanii w poszukiwaniu srodkow, ale nie moglem opuscic Ukrainy. Nie miał mnie po prostu kto zastapic. Tu brakuje kaplanow, a z Polski nikt nie chcial się pofatygowac, by mnie zastapic. Kosciol w Polsce jest niestety nadal malo misyjny. Coraz mniej kaplanow chce rezygnowac z pracy w „wygodnych” parafiach w Polsce na rzecz placowek na Wschodzie, w których nie czeka ich nic procz wyrzeczen.
Wierze jednak, ze może na te wakacje przyjedzie do mnie na zastepstwo jakis kaplan z Polski, a ja będę mogl ruszyc na poszukiwanie srodkow. Proszę tez kazdego, kto może wesprzec moje misyjne dzielo, o wplaty na konto. Będę wdzieczny za każdy grosz.
-Dziekuje za rozmowe.
rozmawial Marek A. Koprowski