Raport z Ługańska
albo...
"Głuchy Starobielski Dzwon"
Minął miesiąc pobytu na Ukrainie. W tym czasie zadano mi parę pytań, zebrałem je do kupki i odpowiadam bez ogródek o tym jak mi się tu żyje w Ługańsku. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodę. Nie będzie to zbyt górnolotny opis. Żyje mi się wygodniej niż biskupowi w Charkowie. Lepiej niż na plebanii w Batajsku, Kamczatce czy na Sachalinie. Wygodniej niż w Czarnej czy gdziekolwiek w Polsce. Zjadam efekty pracy chorego kapłana, który teraz przebywa w Niemczech na leczeniu i pewnie okazuję mu niewdzięczność krytykując pewne sprawy, toteż od razu przestrzegam, że to, co powiem, to subiektywny pogląd włóczęgi, któremu cieplutka chatka i ułożona parafian gromadka nie od razu przypadły do gustu.
1. Czy mieszka Ksiądz w baraku czy w ruinie
Nie mieszkam w ruinie niestety, choć przeżyłem na samym początku powódź, i proboszcz wyjaśnił, że piwnice zalewa systematycznie, fundamenty są podmyte i z zewnątrz piękny pałacyk najzwyczajniej na świecie pęka u podstaw i wkrótce trzeba będzie się z żalem ewakuować.
Plebania, którą miejscowy proboszcz 49-letni ks. Grzegorz Rapa od 8 lat pacykuje własnoręcznie jest dwupiętrowa z obszernym garażem w piwnicy. Kosztowało sporo pieniędzy i wiele talentu, by z kupionego szkieletu zrobić użyteczny dom. Trwało to wiele lat i chyba trwa nadal. Gdyby nie wspomnienie pęknięcia można by dziś powiedzieć śmiało, że jest to majstersztyk. Ks. Grzegorz jest "złotą raczką", bardziej niż Pan Słodowy. Na parterze jest kaplica na 50 siedzących miejsc. Na piętrze "salony", stąd piszę wybałuszając oczy w satelitę... albo odrywając się od lektury "dzienników Czapskiego" z "Nieludzkiej Ziemi"... bez tej lektury nie sposób w Ługańsku cokolwiek robić. Nie warto niczego pisać.
Co wieczór odwiedza plebanię siostra Marietta, by obejrzeć sobie POLONIĘ - dziennik. Resztę dnia ja oglądam TV Matki Angeliki CWTN lub CCTV4 (PEKIN), tym sposobem szlifuję 2 języki: angielski i chiński. Jak żyję nigdy nie miałem tak dobrze w tym względzie. Na 2 piętrze sale do katechezy wyposażone m.in. w komputery. Toteż dobrze że nie brałem w drogę nic, bo tu wszystko jest. Jak wspomniałem - ktoś 8 lat żmudnie chomikował, inwestował i wyszło cacko. Nie jest to coś czym można by się chwalić. Wychodzi na to, że rwałem się na misje a mieszkam w "złotej klatce" jakiej nawet w Polsce nie miałem. Pocieszam sie, że to na krótko, że na tych pałacach jestem czasowo i staram się nie przywykać. Odnoszę wrażenie, że ksiądz Grzegorz to wszystko zrobił z miłości do parafian ale oni zamiast tę miłość szerzyć i z tłumami dzielić, to siedli mu na głowę i plecy i nie będą szczęśliwi jeśli parafia zacznie rosnąć, bo wtedy na wszystko co on tu zwozi i gromadzi będzie zbyt wielu chętnych. Zauważyłem jak ten temat drażni Grzegorza. Bronił się od zinstrumentalizowania przez Polonię czy inne "lobby" a jednak... Można powiedzieć że wbrew jego intencjom jak to często bywa nie jest to parafia a raczej.... "polskie getto". Miałem coś takiego na Sachalinie, gdy przejąłem spadek po bogatych misjonarzach z Korei Południowej, to było koreańskie getto, o którym w mieście nikt nie miał pojęcia. Tutaj podobnie, choć centrum blisko a miasto półmilionowe to nadal mało kto wie o istnieniu katolickiej parafii. Sam odbierałem niedawno telefon od pani, która mieszka w Ługańsku, przedstawiła się jako katoliczka, pochwaliła się że ma brata kapłana w Zachodniej Ukrainie i od lat nie może odnaleźć gdzie też znajduje się w mieście kaplica, gdzie zbierają się katolicy. Widzę tu pewne pole dla siebie i już mam wstępną zgodę proboszcza by trochę "poszaleć" w prasie i w internecie, aby sytuację zmienić. Proszę tego nie odebrać jako krytykę proboszcza, to się dzieje bezwiednie i ja też bywałem ofiara takich układów ale jako człowiek z zewnątrz widzę wszystko jak na dłoni i sam proboszcz jest zadowolony, że ma cichego "rewizora". Ponad miesiąc będzie jeszcze w Niemczech. Zobaczymy co się da zrobić... Tymczasem studiuję również ukraiński, bo o dziwo choć teksty mszalne są to ludzie nie potrafią się modlić w tym języku. Gorzej, wybrzydzali gdy ogłosiłem w niedziele, że uzgodniłem z Proboszczem i mam jego zgodę na wprowadzenie ukraińskiej mszy św. dwa razy w tygodniu. Jest to najbardziej rusyfikowana część Ukrainy. Owszem jest raz w tygodniu polska Msza św. i różaniec z reguły wielojęzyczny: po polsku, rosyjsku, ukraińsku, nawet w niedziele przede Mszą św. śpiewane są polskie godzinki. Wiem jednak z Rosji, że kultywowanie wyłącznie polskości to pociąg w jednym kierunku: izolacja - konserwa!!! Katolickość to jednak ewangelizacja i misje i by parafia rosła musi używać języka, który obowiązuje w danym państwie i jest rozumiany przez wszystkich. Niech mi wybaczą Polonusi!
2. Gdzie jest Pan Jezus
Jak wspomniałem siedzi sobie w Tabernakulum z dołu na parterze w małej wypucowanej kapliczce domowej, bardzo podobnej do tysięcy kaplic klasztornych w Polsce. Skromna nic dodać nic ująć, ławeczki bez oparć ale wyściełane, mięciutkie, podłoga: linoleum ze skromnym chodniczkiem, prezbiterium jak katedra w klasie dla kleryków (niewysokie podwyższenie), ołtarz, chrzcielnica, ławeczki, wszystko własnej roboty wedle projektu proboszcza. Okna wszędzie "nowoczesne" – plastikowe. W części ołtarzowej zasłonięte firanką, na zasłonie wisi obraz Jezusa Miłosiernego, w centrum. Ługańsk jest miastem wojewódzkim, pół miliona mieszkańców, robi jednak wrażenie wielkiej zaniedbanej wioski. Wokół stepy porośnięte trawą lub zbożami (ziemia żyzna, czarnoziem). Widać wzgórza kredowe i wysokie sztuczne nasypy z kopalń węgla zagłębia Donieckiego (słynny Donbas). Ma niewiele ponad 200 lat i od początku byli tu Polacy że względu na zsyłki z czasów Powstania Kościuszkowskiego. Tutaj też w odległości 80 km na północ znajduje się 49 grobów oficerów Starobielskich, których wieziono około 5000 w żeńskim klasztorze prawosławnym ale rozstrzelano wiosną 1940 w Charkowie, tam właśnie spoczywa większość więźniów Starobielskich. Proboszcza z Ługańska można nazwać dumnie "kapelanem cmentarza Starobielskiego". Z tej funkcji wywiązuje się dzielnie co roku wywożąc swoich parafian na 1 listopada właśnie na to "święte miejsce". Smutne jest jednak, że pamiątkową tablice umieszczona na ścianie klasztoru, "nieznani sprawcy" zerwali i wyrzucili na śmietnik. Zaiste przedziwne sprawy w epoce: pojednania, przebaczenia i żałoby!!!
Tytuł kościoła w Ługańsku z czasów przedrewolucyjnych "Narodzenia Matki Bożej", odpust 8 września. Stary kościół zburzony a na fundamencie stoi dziś Kasyno! Byla to świątynia, do której chodzili Polacy i Niemcy ale ostatni proboszcz był podobno Ormianinem. Ta część miasta została obecnie na obrzeżach z dala od centrum, więc warto się starać o nowa lokalizacje. O plac pod kościół nowy starania trwały rok... to było na początku pobytu proboszcza Grzegorza w Ługańsku, powiedziano mu że katolicy nie mają tu co szukać i poprzestał, dziś z wahaniem powraca do tej myśli, wiele nerwów kosztowało go to pierwsze podejście. Rozumiem go świetnie ale nie zgadzam się z brakiem walki. Chcę go zachęcić by wrócił do tematu i bił się ile się da. Ma jednak bardzo miękki charakter i zadanie stoi niełatwe.
3. Ilu ludzi dookoła
Proboszcz nie zabiega o ilość. Jest bardzo pobożny i zdaje się zwalił problem ilościowy na Pana Boga. O stylu parafii świadczą chociażby liczne powołania... na 5 roku jest brat Ireneusz, Dominikanin, jest jedna siostra Karmelitka z Ługańska w klasztorze w Kijowie i w Rzymie studiuje pewna siostra skrytka... Jak widać jakościowo parafia jest dość dobra, taki "mały elitarny uniwersytet katolicki" (MEUK). Ludzie przychodzą z notesami, zadają pytania i sami dyktują tematy do kolejnych spotkań. Kontakt z nimi utrudnia to że wiele osób nie stać na bilet autobusowy czy tramwajowy by częściej odwiedzać parafię. Proboszcz jednak wylansował "chiński wariant", wielu ma rowery i domyślam się że z Polski lub Niemiec dokąd co roku licznie zabiera swoich pupilków. Naprawdę pomysł prześwietny i wart popularyzacji... "roweryzacja parafii", to sposób na sukces duszpasterski nie tylko na Ukrainie. Jest grupa modlitewna, która zbiera się licznie (do 10 osób) raz w tygodniu. Widziałem jak są zdyscyplinowani i jak po modlitwie (podobnie jak w Legionie Maryi) rozliczali członków grupy, którzy niesolidnie uczęszczają na spotkania. Codziennie jest od 3 do 10 osób na mszy św., sporo zwłaszcza dzieci, przychodzą pobawić się komputerami, w czwartki i niedziele po Mszy św. są konferencje na różne tematy religijne, 5-10 osób. Od poniedziałku będzie się odbywać na plebanii oaza dla 15 osób z czego 3 przyjezdne, 2 przygodne (niekatolicy), 3 greko-katolickie. Inicjatywa w rękach wspomnianej siostry... są dwie ale jedna ma urlop.
W podwórku w starej chatce mieszka Pani Ania... rodem z Kamieńca Podolskiego, znajoma biskupa Olszańskiego. Ja jej domek nazywam Kremlem. Proboszcz założył centralkę na 3 chatki (są wykupione 3 posesje w sektorze prywatnym). Telefon może odebrać ksiądz, gosposia, czy parafianin na plebanii; siostra zakonna w klasztorku lub właśnie pani Anna w Kremlu... ona najsolidniej czuwa nad całością choć ma pewnie z 90 lat i na Msze św. kuśtyka o kulach.
4. Czy to przedmieście Ługańska czy centrum, ile kilometrów najbliższa parafia z proboszczem
Jest to zarazem i Centrum i przedmieście. To takie dziwne miasto jak wiele ex-sowieckich miast gdzie w samym centrum można spotkać tzw. "czarne dziury" w których nic się nie dzieje, nie ma asfaltu ani komunikacji miejskiej, domki przypominają zabita wieś, ludzie zajmują się pijatyka i wysiadują dniami wypatrując co by nocą ukraść. Taka czarna dziura to ulica Mergelnaja 102 w Ługańsku. Do centrum dwa przystanki tramwajowe, najbliższy kapłan katolicki 5 przystanków tramwajem (greko-katolik z żoną i córeczką)... jego kapliczka i plebania na ul. Baumana 35 to również "czarna dziura" i stajenka betlejemska zarazem w porównaniu z naszym pałacem i to on raczej potrzebuje wsparcia niż my, rzymski kapłan ks. Włodzimierz, Chrystusowiec (Tchr), w Doniecku 200km i kilku innych w Charkowie 350km. O wszystkich trzech sąsiadach (z Charkowa, Doniecka i Ługańska) mogę mówić tylko pochlebne rzeczy. W Charkowie gdzie koczowałem cały tydzień mogłem zapoznać się z burzliwie kwitnącym katolickim życiem. Wszystko wprawdzie w powijakach ale etap podziemia maja tam już za sobą. Wbrew moim pierwotnym sądom nie jedna parafia a 5 funkcjonuje i wszystkie dziękować Bogu maja proboszczów. Kościół katedralny owszem malutki ale dane mi było podziwiać rozmach z jakim wewnątrz adepci Akademii Sztuk Pięknych rozmieszczają bizantyjskie freski. Dało mi to znów natchnienia związane z Krakowem. Tylko na Wawelu mogłem zauważyć tak harmonijnie połączony gotyk z ikonografią Wschodu. Nie mniej piękne brązowe figury świętych Apostołów Piotra i Pawła, ogromny wręcz straszny bo ciężki zwisający nad ołtarzem krucyfiks. Swój nowoczesny kościółek z piękną baza dla młodzieży (również majstersztyk) w dzielnicy studenckiej maja Lazaryści. Tam spotkałem swego imiennika i ziomka z Białegostoku. Lazaryści są również kapelanami cmentarza polskiego, o którym wspomniałem powyżej. Na terenie ich parafii (liczącej 600 osób) znajduje się jeszcze zadbany cmentarz żołnierzy niemieckich. O polskim cmentarzu da się tylko powiedzieć, że budowany pospiesznie równie szybko niszczeje. Pamiątkowe tablice metalowe zżera rdza. Tym niemniej piorunujące wrażenie. Wokół nadal sanatoria (najbliższe służy jak niegdyś do wypoczynku dla KGB dziś SB), tzw.Pionierskie obozy etc... piękny ale głupio umocowany bo jakby w lochu, toteż głuchy dzwon. Nie miałem sil iść aleja. Podkasałem nogawki i jak niegdyś w Fatimie z różańcem w ręku odczytywałem imiona zabitych i miejscowości... zamiast zdrowasiek. Trochę to trwało, kleryk który mnie tu przywiózł i cierpliwie czekał, mocno pogryzły komary. Z Białegostoku wiele nazwisk (także żydowskie), jedno z Czarnej Wsi, jedno z Dolistowa, parę z Torunia, Aleksandrowa Kuj., Płocka, Sierpca, Lubowidza (moje rodzinne strony). Nocą śniło mi się że widzę te transporty, że są w ciężarówkach już martwi, że niektórzy wypadają na ulice i tłuką się o ziemie ich głowy!
Maja swoja parafijke Marianie i Eucharystki, i kapliczkę św. Rodziny (prywatny domek z gliny tzw. Samanu) oraz plac pod budowę w pobliżu malowniczego źródełka, cała dzielnica przychodzi tu nabierać wodę do picia. Są glosy, że może to być początkiem wojny i pretekstem dla Prawosławnych, bo dowiedziawszy się o naszej lokalizacji wywalczyli ziemie zaraz po sąsiedzku... taki sobie miejscowy folklor... a może to źródełko jest święte? Jest o co walczyć mości panowie. W Charkowie jest jedna kaplica bezpańska i ma tytuł Miłosierdzia Bożego w dzielnicy Rohatyn. Posesja jest tak zdewastowana, że śmiało można porównać z ruinami San Damiano. Słychać tam głośno krzyk Jezusa: "chodź i odbuduj mój walący się dom". Są jeszcze w Charkowie "trzy panny", a wśród nich moja parafianka z Rostowa nad Donem. Dziewczęta po trzydziestce, chcą żyć jak w pierwszych wiekach "konsekrowane wdowy". Jest kapłan Greko-Katolik w Pokatilowce na przedmieściach a obok niego Karmelitki i jeszcze jedna moja ex-parafianka s. Jula z Wołgodońska.... tym sposobem nie jest mi Charków obcy. Ostatnia kaplica w Charkowie w dzielnicy Bawaria to dwaj księża Karmelici. Ich konwent bardzo podobny do plebanii w Ługańsku. Również kupiony w surowym stanie w dzielnicy gdzie pracowali Niemcy, gdzie zbudowali Browar, toteż stad nazwa całej okolicy.
W Doniecku obok Chrystusowcow ma swa siedzibę egzarcha Grecko-katolicki. Dwa razy odwiedzałem ostatnio Donieck. Najpierw były święcenia kapłańskie w nowiutkim kościele rzymsko-katolickim. Bez drzwi bez okien, sceneria naprawdę romantyczna. Komentarze do Mszy św. czytał pewien Murzyn a na tam-tamach grał miejscowy chłopiec z czego Murzyn był wyraźnie zadowolony, zdaje się wychował sobie następcę. Wzruszony prymicjant skwitował w obecności 300 parafian i gości, że właśnie o czymś takim marzył gdy uczestniczył w "polskich uroczystych prymicjach", marzył, by było bardzo skromnie...
Potem było poświęcenie greko-katolickiej katedry, która również nazwę katedralna kaplica. Na te święto przyjechał kardynał Huzar że świtą około 10 innych biskupów, jeden aż z Argentyny. Nasz kościół reprezentował kanonik z Zaporoża i ja z parafianami... obu nas poprosili pod koniec Mszy świętej do mikrofonu. Przemawiał też młody Prawosławny Biskup z sympatyzującego katolikom Patriarchatu Kijowskiego. Ludzie że wzruszeniem i łzami adorowali przywieziona z Kijowa kopie całunu Turyńskiego, która pielgrzymuje z Białorusi.
5. Kto pomaga
Są tutaj siostry "Bożego Ciała", nauczycielka języka polskiego, gosposia, nie ma niestety organisty... Maja tutaj jednak świetny chórek młodzieżowy ANGELUS, który co roku jeździ z koncertami do Polski "na zarobki" i ma na koncie kasetę CD... teraz też są w drodze do Częstochowy i wkrótce wrócą, a wtedy w parafii zaroi się jak w ulu. Z albumu mogłem się zorientować, że początek odrodzenia parafii dał pewien opatrznościowy uparciuch pan Edward z okolicznej wioski, który objeździł całą południowo-wschodnią Ukrainę rozwieszając na przystankach autobusowych ulotkę własnoręcznie wydrukowana z apelem by Polacy-katolicy organizowali się... pierwsze spotkania w Ługańsku odbywały się pod gołym niebem, na Skwerze Komsomolców, podobnie odszukał katolików w Charkowie, Doniecku i Zaporożu... dopiero potem dotarł tu Marianin ks. Jurek Zimowski i zaczął zbierać ludzi w Centrum Kanadyjsko-Ukrainskim, dokąd zapraszano też greko-katolikow. Ci ostatni mieli kapłana o. Walerego. Jesienią 1993 dotarł tu ks. Grzegorz na zaproszenie Polonii, w imieniu której śp. Pan Marceli, inny charyzmatyk dowiózł pisemna prośbę do lubelskiej kurii.
6. Czym można pomóc - poza modlitwą i pieniędzmi
"Za pieniądze ksiądz się modli i pieniędzmi ludzi podli"... takie przysłowie słyszałem na Podlasiu i coś z tego jest też na Wschodzie. Cieszę się że pytają mnie "o coś poza", że potrzeba modlitwy i pieniędzy jest oczywista to zawarte jest już w pytaniu i nie chce tego negować. Co jeszcze, co takiego potrzebne jest dla tej konkretnej misji... już mówiłem w poprzednim tekście... nasz Biskup Padewski nie o pieniądze żebrze a o personel! Musza najpierw być tu ludzie, którzy by w sposób rozumny korzystali z waszych ofiar i tymi ludźmi możecie z powodzeniem być wy sami, do których te słowa kieruje. Wy którzy mnie o to pytacie. Lepiej raz zobaczyć niż 10 razy słuchać czy wypytywać. Ja sam jestem zielony ogórek w tej sprawie i to co powiem to tylko intuicje. Nie ma do dziś recepty na Wschód - "Wostok dzieło tonkoje". Ja lansuje tezę, że obecnie naszej misji najpotrzebniejsze jest "wsparcie informacyjne". I w Polsce i w samej Ukrainie, zbyt wiele krąży krwiożerczych legend, które odstraszają od tego by tu przybyć, zamiast pokazywać prace tutaj i pobyt od strony atrakcyjności i wręcz obowiązku. Pamiętam ile sił ks. biskup Mazur poświęcił zapraszając p. Marka Koprowskiego i innych dziennikarzy tylko po to by złamali mit o zimnej i nieprzyjaznej Syberii. Mit, który odstraszał ewentualnych misjonarzy i sponsorów. Tak jak na Syberii i tutaj są wielkie industrialne w miarę cywilizowane i piękne miasta, a mogą być jeszcze piękniejsze i bardziej przyjazne jeśli się trochę do tego przyłożyć. Bp Mazur zabiegał o profesurę nawet dorywczo, by na wszelkiego rodzaju sympozjach na rzecz Rodziny, Promocji Ojcostwa, Katechezy, Powołań etc. mogli w krótkim czasie wiele dać obcując z naszymi parafialnymi elitami, których nie sposób było z Syberii do Europy wozić. Wkrótce i z Ukrainy że względu na wizy może być nie łatwo z tymi wyjazdami. Jest na pewno wiele innych potrzeb ale jestem za krotko, by powiedzieć od razu co jest najpotrzebniejsze. Niewątpliwie pilnie należałoby przeszkolić ludzi do akcji Caritas, by zinstytucjonalizować to co dorywczo robi tutaj proboszcz. Pilne jest niezmiernie wsparcie działań na rzecz budowy świątyni. Jeśli macie znajomych budowlancow, architektów etc... wszystko co mogłoby służyć wznoszeniu świątyni, projektowaniu, czy po prostu zachęcie do budowania byłoby potrzebne. Klimat względem Kościoła choć nie najlepszy to w miarę dobry dzięki pobytowi Ojca św. na Ukrainie. Nie ma co porównywać z Rosja. Przeszkodzić mogą tylko niedouczeni kapłani Prawosławni. Wedle oficjalnych danych z Wojewódzkiego Urzędu ds. Religii, (tak tak, do dziś są tu "wyznaniowcy") Moskiewski (dominujący na Wschodzie Ukrainy) Patriarchat posiada tu 380 kapłanów z czego 20 tylko kończyło Seminarium, 20 innych ma wyższe studia świeckie, 40 wykształcenie średnie... reszta 320 kapłanów zakończyli 3 miesięczne kursy liturgiczne. Jak znam życie to właśnie brak wykształcenia stanowi największą barierę ekumeniczna. Jest tu Uniwersytet w którym przebąkiwali o otwieraniu fakultetu języka polskiego... myślę że Opus Dei, czy inne formacje operujące wykształconym laikatem najbardziej by tu się zdały, bo jak na razie wszystko gotowe by przejść do tzw. etapu II (myślę o wychodzeniu z podziemia), ale nic się nie robi by to nastąpiło, grozi to stagnacja, spoczęciem na laurach i typową "polonijną sielanka" my nikomu nie szkodzimy i nikt nam. Kapłan tutejszy jest naprawdę osamotniony i przez to bezradny.
7. Wszystko, co przyjdzie Księdzu do głowyJak wspomniałem proboszcz tutejszy jest bardzo, utalentowany, do rany przyłóż pobożny dobry, ale trochę zrezygnowany człowiek. Ja przy swoich 40-tu chwilami mam pokusę poprzestać na dokonanym już w Rosji. Cóż dopiero on 9 lat starszy... tu nikt nie popędza, a przydałoby sie, tu jednak poganiać nie ma kogo! To że teraz ks. Grzegorz przymierza się do poważnej operacji tarczycy to na mój wzgląd klasyczny przykład "ucieczki w chorobę". Objaw z dawna ukrywanej nerwicy, której zaczątki z podobnymi symptomami dostrzegam i u siebie. Pomóżcie czym się da temu kapłanowi. Bądźcie z nim i w wakacje i zima, jestem pewien przyjmie każdy rodzaj pomocy, tak jak przyjął polonistkę i siostry pod gościnny dach. Tym niemniej nadal dla pól milionowego miasta jako kapłan pozostaje nie do końca zrozumianym i nadużywanym pionierem, którego trzeba ochraniać płaszczem modlitwy i solidarności. Inaczej zrobią z księdza maskotkę i będą się nim bawić, czekając na kolejne dotacje z Polski. Bałbym się inwestować pieniądze w taką wspólnotę. Najpierw pomóżmy im wyjść z podziemia a potem inwestujmy, szukajmy środków by kościół w Ługańsku mógł rosnąć także w liczbę... są na to wszelkie wstępne warunki. Zasłużył sobie na lepszy los i więcej uwagi nawet z pobudek patriotycznych. Tego domaga się pamięć o zesłanych tutaj kościuszkowcach, o to wołają milcząc oficerowie "starobielscy". Nowy kościół byłby o wiele lepszym pomnikiem niż ukryty w odległym lasku cmentarzyk, można by mieć pewność że ze ścian tego kościoła nikt nie zerwie i nie zniszczy pamiątkowych tablic, że nie będą one rdzewieć...
8. Refleksje...
List wyszedł jaki wyszedł, ale teraz już wiem że na wszystkie pytania są odpowiedzi i domyślam się że one zrodzą lawinę nowych pytań i refleksji.
Nie czuję jak na razie żadnego natchnienia do pozostawania tutaj. Mierzi mnie tu i drażni... szarzyzna, brak inicjatywy, wakacyjna martwota otoczenia i własne lenistwo. Wszystko zrobiłbym inaczej, na pewno nie lepiej, ale inaczej, może najlepsze co można zrobic to czmychnąć na koniec świata czym prędzej. Póki co będę pomagał na oazie, potem pisać konferencje dla "uniwersytetu", wymyślać listy okólne i uczyć się chińskiego.
Módlcie się o światło bym nie zwariował w tym kresowym mentliczku, pentliczku... to pewnie najistotniejsze o co proszę! Proszę o to dla siebie ale też dla wielu innych rozproszonych po świecie polskich pionierów "sprawy misyjnej".
ks. Jarek Wiśniewski
Ługańsk, 10 sierpnia 2003