Otwarty list do Kardynała Lubomyra Huzara
Wasza Świątobliwość,
Dostojni Hierarchowie UGKC
Wielebni kapłani, zakonnicy,
Siostry Zakonne i katecheci.
Chce Was u progu Nowego 2008 roku przywitać i serdecznie pozdrowić. Niech ten rok będzie pełen dobrych myśli.
Nie wiem jak Wam spodobają sie moje myśli. Dla większości z Was jestem człowiekiem obcym. Ważne jednak, ze jestem dla Was życzliwy, bowiem los mnie zetknął z Ukraińcami wiele lat temu na "nieludzkiej ziemi". Pracowałem wiele lat na północnym Kaukazie a potem na Dalekim Wschodzie. Łatwo sie o tym przekonać studiując moja "apologetyczna" stroniczkę www.xjarek.net. Za moja wieloletnia prace zaslużyłem sobie tytuł "prozelity" i "persony non grata", od tych samych ludzi, którzy do dziś za "prozelitów" i "persony non grata" uważają UGKC.
Bardzo mi smutno na duszy z powodu, ze Rosja w ten sposób odnosi sie do katolickiego duchowieństwa nie robiąc wyjątków nawet w stosunku do katolickiej hierarchii. Przykładem takiego negatywnego stosunku do nas są nie tylko czasy carskie czy stalinowskie. 6 lat temu również urzadzono nam "polowanie na wiedzmy". Ja po dziś dzień jednak nie przestaje marzyc, ze w Rosji cos sie zmieni i ze ten wielki kraj przestanie trząść sie ze strachu na słowo katolik, ze kiedyś zaniknie praktyka czynienia z nas sztucznego wroga. Póki co jednak z naszej strony mowa idzie tylko o próbach zabezpieczenia minimum opieki duszpasterskiej dla niewielkiej diaspory, która z nostalgia wygląda swoich "etnicznych" misjonarzy.
W Chabarowsku, na Kamczatce i na Sachalinie ja wiele razy napotykałem ludzi, którzy uczęszczali na nabożeństwa w rzymskim obrządku a jednak pragnęliby odwiedzać również nabożenstwa w rycie bizantyjskim. Kiedyś miałem okazje zaprosic greko-katolickiego kaplana z Omska, aby przyjechal na Zabajkale do Czyty. Przyczyna kilkudniowej podroży koleją Transsyberyjska była prośba pewnego parafianina, by go ochrzczono w greko-katolickim kościele. On marzył o takim chrzcie latami i doczekał sie daleko po dwudziestce... Na Sachalin raz na 5 lat zjawiał sie redemptorysta, ks. Jarosław Spodar. On rowniez chrzcil swych rodaków i sprawował liturgie dla ukraińskiej diaspory oddalonej od Kuzbasu, gdzie zamieszkiwał ponad 4000 km. W miasteczku Aniwa, gdzie sie ten kapłan zatrzymywał, udało mi sie wykupić posesje pod kapliczkę a także podjąć starania o rejestracje wspólnoty greko-katolickiej. Czułem sie trochę nieswojo, bo przecież to nie moja rzecz, łacińskiego kapłana, rejestrować greko-katolickie wspólnoty. Jedyne czym mogłem sluzyć tym ludziom byly proby robienia ukrainskich wstawek na lacinskiej Mszy, czytalem im zwlaszcza ewangelie po ukrainsku z pieknie inkrustowanego greko-katolickiego lekcjonarza. To musiało śmiesznie wyglądać, bo ukraińskiego w tym czasie nikt mnie nie uczył. Ci parafianie znali mnóstwo pięknych ukraińskich kolęd, byli dla mnie jak członkowie rodziny, ale czy ja potrafiłem ich dobroć odwdzięczyć? Obawiam sie, ze nie!
Otóz, w czasach sowieckich, zdarzało sie w podziemiu podróżować tysiące kilometrów kaplanom obu obrzadkow do rorzuconych po calym ZSRR wspolnot katolickich i wtedy to nikogo nie dziwilo, jednak dlaczego to samo dzieje sie i dzis w warunkach "pelnej wolnosci religijnej".
Dlaczego na Dalekim Wschodzie gdzie do dziś Ukraińcy zachowali jezyk i kulture przodkow odmawia sie im opieki duszpasterskiej. Za Bajkałem nie ma do dziś ani jednego greko-katolickiego księdza. A przecież właśnie tam kapłani wschodniego obrządku są potrzebniejsi niż na Krymie czy na Donbasie. Tam zsyłano wielkie masy ludzi z Galicji. Ja tych ludzi widziałem własnymi oczami. Prawdę powiedziawszy, był jeden wyjątek. W Magadanie przez kilka lat pracował o. Augustyn, kapłan z Alaski, który był birytualista. Miał jednak chorobę alkoholowa i biskup z Anchorage zabrał go z powrotem do USA. Obecnie w Magadanie pracują dwaj amerykanie irlandzkiego pochodzenia i choć maja dobre serca wyszyte na habitach to jednak "ukraińska dusza" dla nich to temat tabu.
Ja rozumiem, ze katolicka młodzież nasłuchawszy się od swych rodzicow o horrorach Syberii, niechetnie wraca myslami do tych miejsc gdzie represjonowano ich przodkow. To naturalne. Podobne kompleksy maja Polacy, których zwłaszcza w XIX wieku wysyłano tabunami za udział w powstaniach. Rozumiem również, ze Ukraińcom nielekko wysłuchiwać poniżające plotki o "złych Banderach", co może utrudnić start jakiemukolwiek misjonarzowi. Rozpowszechniane świadomie legendy o katolickim prozelityzmie w Rosji a także o "pogromie" Prawosławnych Diecezji w Galicji, które powtarzane są jak mantra przez stronę rosyjska przy okazji każdej próby dialogu z Watykanem nie powinny zatrzymać pragnących nieść "ogień i prawdę", na tereny gdzie przelano tak wiele krwi greko-katolickiego duchowieństwa i hierarchów.
Oto moje myśli, z którymi plącze sie po Donbasie juz 5 lat. Ja wiem, ze wypowiadając je publicznie ryzykuje, ze znowu komuś sie mogę nie spodobać, ale proszę mi wierzyć, ze słowa same cisną sie na papier. Ja to powinienem wypowiedzieć. Zmuszają mnie do tego wspomnienia, zwłaszcza opowieść mieszkancow Magadanu o tym, ze co 6 metrów pod asfaltem dlugości 1000 km leży co najmniej jeden zesłaniec. To znaczy, ze prawie pół miliona ludzi nie ma innej mogiły. Taka sobie sucha statystyka. Czy można milczeć? Znany jest zwyczaj stawiania krzyży, kwiatów i świec na tych miejscach gdzie odbyła sie auto-katastrofa. Jeśli ten obyczaj przenieść na Kolyme to asfaltowe drogi Magadanu będą wygladać jak Via Appia w czasach Nerona. Oto cena Magadańskiego złota.
W sierpniu 2003 roku, na uroczystości konsekracji małego katedralnego Soboru (ja bym powiedział: katedralnej kapliczki) w Doniecku bardzo mnie korciło aby to wszystko opowiedzieć Kardynałowi. Na drodze do niego zatrzymał mnie jednak biskup Stepan Meniok CSsR. Liturgia była bardzo długa i panował na podwórku skwar. Wszyscy zebrani kapłani spieszyli sie by odpocząć. Nic dziwnego, ze władyka Stepan zapytał podejrzliwie: "Co ci trzeba od Kardynała", i gdy mu krotko zrelacjonowałem, on ze smutkiem w glosie to skomentował: "Jak ty chcesz ich zmusić, by jechali na Syberie, kiedy oni i na Donbas nie chcą jechać". Nie patrząc na te słowa, ja jednak dopchałem sie do władyki Huzara i posłuchawszy mej opowieści odpowiedział mi na pięknej polszczyźnie, ze on rowniez sie martwi z tego powodu sa jednak "wielkie problemy", nie do przezwyciężenia.
Nie ma co robić sekretu z tego, ze Watykan zmuszony jest do ustępstw na rzecz Prawosławia na niekorzyść greko-katolików z powodów "ekumenicznych". Trzeba jednak uderzyć sie w piersi i przyznać ze i sami greko-katolicy nie bardzo sie wysilają, gdy chodzi o obronę swych praw i swoich ludzi. Tak wiec zdaje sie najprościej winić Watykan, czy oskarżać Moskwę. Wedle mnie problem jest dużo głębszy.
Władyka Stepan lakonicznie wyraził glebie problemu. Pol roku temu poznajomiłem sie w Ługańsku z Zenobiuszem Huzarem wicegubernatorem sumskiego obwodu, ktory wypowiedzial sie mniej wiecej w ten sposob: "klerycy greko-katoliccy powinni wykazac wiecej mestwa i zamiast czekac na cieple parafijki pod Lwowem, czy tez przechodzic w Kijowski Patriarchat, bo tam lepiej placa, pojsc na Wschod do Bialorusi, na Donbas, czy do Kazachstanu i nie bac sie Rosji, tak jak moskiewscy kaplani nie boja sie pozostawac w Galicji nawet wtedy kiedy utracili zajmowane w czasach sowieckich pozycje. Niech Rosja sama sie boi i leka tego co narobiła z naszymi ludźmi w zsyłce i obozach koncentracyjnych.
Stalin nieświadomie dal początek rozpowszechnieniu katolicyzmu na tereny całego ZSRR i choć to człowiek straszny i bezbożny, to jednak wlasnie on otwarł drogę do tego, by prorocze marzenia władyki Andrzeja Szeptyckiego o rozwoju kościoła greko-katolickiego na terenie Rosji zaczęły sie spełniać. Juz sa wschodni katolicy w głębokiej Rosji, pora by do nich przyłączyli sie wschodni misjonarze.
I niech nas nie zraza fakt, ze słowo misjonarz podmieniono tytułem "prozelita". Ja jestem dumny z tego, ze na pierwszej linii frontu wytrzymałem 10 lat i zawsze czułem sie potrzebny jako katolicki kapłan. Kiedy wyjeżdżałem na Syberie z Rostowa nad Donem, to miejscowi ludzie mówili mi samokrytycznie: "Ojcze tam straszny klimat w Syberii, ale przepiękni ludzie". Tak było w rzeczywistości.
Jesteście tam potrzebni. Potrzebna jest Wasza modlitwa i męska decyzja. Większość z Was posiada ukraińskie paszporty a to oznacza, ze nie potrzebne wam wizy przy przekraczaniu rosyjskiej granicy. Często sie tez mówi o tym, by w stosunkach rosyjsko-ukraińskich nie stosować procedury "persona non grata". Gdyby jednak kogoś z was za wasza duszpasterska prace wypędzono z Rosji, to przecież jeszcze nie koniec świata. Możecie wtedy pisać wspomnienia misyjne, tak jak to czynie ja, by zapalać innych dobrych ludzi na te Niwę Panska, gdzie tak mało robotników.
Ukraina od dawna ma opinie "spichrza Europy", ja nie tracę nadziei, ze to również Boży spichlerz, ktory swym potencjalem duchownym gotowy karmic wielka Rosje. Tak było przecież od samego początku, od Chrztu Wlodzimierzowego. Na Ukrainie ludzie przeżyli Golodomor, z powodu braku chleba. Rosja nadal przezywa GOLODOMOR DUCHOWY! Na krwi niewinnych Ukraincow zamęczonych w Syberii powinni wyrosnąć nowi głosiciele Słowa Bożego.
Niegdyś Metropolita Szeptycki ryzykował życiem podróżując do Petersburga incognito, korzystał on z cudzego paszportu, bo czul taka potrzebę, by utwierdzić malutkie petersburskie stado. 4 miliony Ukraińców i dziś czekają w Rosji na swoich kapłanów rodaków. Tak wielka cyfra nie może nam dać spać spokojnie. Nie warto zapominać, ze Metropolita Szeptycki za zgoda sw. Piusa X, utworzył w Petersburgu greko-katolicki egzarchat. To był rok 1913, jeśli sie nie mylę. Wedle prawa kościelnego katolickie diecezje nie przestają istnieć nawet jeśli przez 100 lat nie ma tam Biskupa. Pora restaurować i te strukturę, choć to temat tabu na obecnym etapie stosunków Moskwy z Watykanem. Dla mnie osobiście bardzo ciekawym stal sie fakt, ze w latach trzydziestych zeszłego stulecia, biskupem który jednocześnie miał jurysdykcje nam greckim i rzymskim obrządkiem, był francuski asumpcjonista Pius Eugeniusz Neveu. Był to kapłan, który przed objęciem sakry w bolszewickiej Moskwie przez 20 lat kierował malutka parafijką w Makiejewce na Donbasie skąd i ja dziś, opierając sie na jego tradycji i męstwie, kieruje te nieproste przecież słowa zachęty misyjnej.
Ja mam nadzieje, ze te słowa natrafia na swego wdzięcznego czytelnika. Ufam, ze jeśli komuś trudno wyjechać na misje do Rosji, to jednak zdecyduje sie choćby na przyjazd na Donbas. Rok temu uczestnicząc w pielgrzymce z Doniecka do Mariupola zauważyłem jak wiele wiosek jest zasiedlonych deportowanymi z Polski greko-katolikami. Są to Łemkowie, Bojkowie i inni Ukraińcy. Juz ponad 10 lat zajmują sie nimi prawosławni kapłani kijowskiego Patriarchatu. Trudno im mieć za złe, ze nie tracili czasu i pracowali utwierdzając swoja jurysdykcje. Przykro jednak, ze greko-katolicy tak łatwo oddali swoich ludzi w cudze ręce.
Warto sie obudzić z letargu.
Pozdrawiam Wasza Świątobliwość i łączę najlepsze życzenia każdemu Biskupowi i kapłanowi greko-katolickiego kościoła.
ks. Jarosław Wiśniewski
Makiejewka - Donbas
PS. Przepraszam, jeśli komuś sie zdało, ze wypowiadam sie nie w swojej sprawie. Ja szczerze życzę Greko-Katolikom wielu sukcesów i mam nadzieje, ze wymarzony tytuł Patriarchatu wyproszą wkrótce dla UGKC liczni męczennicy w niebie.