Wybierz swój język

Probostwo w Maryland

 

Parafia świętego Jana Ewangelisty w Silver Spring to najstarszy kościół w mieście. Jedyny “polski kościół” na peryferiach metropolii waszyngtońskiej.

Leży poza administracyjnymi granicami stolicy, które określono jeszcze w 18-m wieku ale dla tubylców wiadomo, że cztery miasta: Arlington, Pentagon, Rosslyn i Silver Spring mimo, że należą do dwu sąsiednich stanów do Virginii i Maryland to jednak są integralnie połączone ze stolicą i ta “nieformalna metropolia“, której granice wyznacza waszyngtońskie metro liczy około 7 milionów mieszkańców. Granice Waszyngtonu to kwadrat zorientowany na ukos z północnego wschodu na południowy zachód. Na południu granice miasta wytycza malownicza i rozległa jak Wisła rzeka Potomac.

Parafia w Silver Spring położona jest na północ od Waszyngtonu i leży nieopodal najdłuższej waszyngtońskiej ulicy wychodzącej poza granice miasta i stanu: District Colombia.

Ulica nazywa się George Street. Ma ona na waszyngtońskiej starówce numer 7 i dociera do samego Kapitolu.

Kościół zbudowany z szarych granitowych kamieni w irlandzkim stylu leży nieopodal cmentarzyska.

Plebania przypominała mi drewnianą konstrukcję, którą w Rosji nazywają “fiński domek”. Wszystkie podłogi wypucowane, drewniane. Większość prywatnych domków w Waszyngtonie ma podobny styl i wygląd.

W pokojach ład. Kuchnia niewielka skromniejsza o niebo niż jakakolwiek wiejska plebania w Polsce. Nie dostrzegłem żadnej gosposi. Tym nie mniej panowało tu coś swojskiego i polskiego, czego nie potrafiłem do końca określić.

Przywiózł mnie tutaj kolega kapucyn Zygmunt z Instytutu Lado, w którym się oboje uczymy angielskiego. Miał głosić kazanie na Trzech Króli. Mimo, ze to był 5 stycznia tutaj Trzech Króli świętują w niedziele wiec miało być bardzo uroczyście. Dotarliśmy do kościoła na metrze do przedostatniego przystanku czerwonej linii o nazwie Glen Forest.

Było bardzo chłodno, ulice były oblodzone i zaśnieżone na skutek piątkowego huraganu. Ksiądz Janek Chrystusowiec przyjął mnie i brata Kapucyna z pogodną twarzą. Prawdziwie się cieszył, że ma kaznodzieję i spowiednika w dzień parafialnego opłatka. Przede Mszą była kawa i wymiana kurtuazji. Okazało się że mamy wspólnych znajomych na Wschodzie. Ks. Janek lubi odpoczywać na Białorusi. Znał osobiście kardynała Świątka, bywał również w Gruzji. Na obu Mszach mimo ślizgawki było ponad sto osób. Na drugiej do koncelebry dołączył prowincjał węgierskich werbistów. Polski Kaplan Grzegorz, skromny człowiek i uśmiechnięty.

Przyjechał z Węgier w tym samym celu co ja czyli na angielski. Tak więc za ołtarzem jak przystało na Trzech Króli stało trzech obcokrajowców.

Kazanie brata Zygmunta było dobrze przygotowane i bezbłędne teologicznie. Głos kaznodziei jednak nie był dobitny a moje samopoczucie nadal kiepskie. Na dziesiątej frazie zamiast kaznodziei usłyszałem swoje własne pochrapywanie. Było mi wstyd ale to było silniejsze ode mnie.

Bardziej niż sama Msza wzruszyło mnie to co było potem czyli:

Parafialny opłatek. Dopiero tam na opłatku mogłem ocenić panujący tutaj duch i owoce siedmioletniej pracy pasterza.

 

1. Organista z Kazachstanu

 

Organista miał szlachetne rysy twarzy, krucze siwe włosy, pięćdziesiąt kilka lat i słuszny wzrost. Podszedł do mnie na opłatku i wspomniał co mu mama opowiedziała o Kazachstanie. Mieszkali w jakimś głuchym zakątku odciętym od świata. Mówił, że dopiero rok po wojnie dowiedzieli się że już się skończyła. Rosjanie nie chcieli im tego komunikować a tym co pragnęli powrotu do Polski odpowiadali, że nie ma tam po co wracać, bo wszystko zniszczone do szczętu.

 

2. Rudy Ministrant

 

Jeszcze na Mszy przykuł mój wzrok rudy ministrant, którego wiek oceniłem na 16 lat. Czuprynę miał jak biblijny prorok Samson ale głos i gesty nieśmiałe. Na Wigilię niestety nie przyszedł.

 

3. Przyszły ksiądz

 

Inny ministrant, którego nie dostrzegłem na opłatku był tak skromnie odziany, że gdybym go spotkał w Polsce to bym pomyślał, że ma bezrobotnych rodziców. Po Mszy jednak Proboszcz wyjaśnił, że 90 procent parafian to polska intelektualna elita i biednych w tej grupie raczej nie ma.

Gdy ministrant się zagapił i nie położył dużej hostii na patenie to ksiądz go zbeształ łagodnie: “Taki z ciebie będzie gapowaty ksiądz” Na co ministrant się tylko uśmiechnął bez słowa protestu.

 

4. Dwaj lektorzy

 

Lektorami byli dwaj mężczyźni po 50-tce. Mieli z lewej strony ołtarza dwa duże klęczniki na tyle duże że blokowały drogę do ambonki przy której czytali z lekcjonarza. Tym niemniej widać było, że czują się odpowiedzialni za tę funkcję i dumni, że są w grupie liturgicznej przy samym ołtarzu.

 

5. Rycerz Kolumba

 

Proboszcz ma pod plebania sporych rozmiarów kawiarenkę ale chętnych do udziału było tak wielu, ze wydzierżawił duże pomieszczenie na zebranie opłatkowe.

Rycerze Kolumba sąsiadują z kościołem ale jak dobrze zrozumiałem są autonomiczni i sami się finansują. Przy wejściu do dużej sali konferencyjnej był barek, za który odpowiadał starszy pan z siwymi wąsami i proponował drinki oraz kawę co oczywiście było płatne i nie wchodziło w serwis potraw jakie przygotowali parafianie. Aby pozostać na opłatku każdy z tej setki jaka przyszła na drugą Mszę musiał się dołożyć i być może to spowodowało, że posiłek wydał mi się nad wyraz skromny.

Siedzieliśmy za 18 okrągłymi stołami. Wszystkie były ponumerowane. Za każdym mogło siedzieć około 7 osób czyli cała kilkupokoleniowa rodzinka lub grupa przyjaciół. Jedna trzecia zebranych to były dzieci jakie występowały w jasełkach.

 

6. Pani z Uzbekistanu

 

Okazja do wymiany paru zdań nadarzyła się przy łamaniu opłatka. Byłem skrępowany ale mimo wszystko podszedłem do paru dziesiątków ludzi. Inni podchodzili sami, bo atmosfera imprezy była naprawdę dobra. Tych ludzi naprawdę nikt nie zmuszał do pozostania po Mszy. Oni za to zapłacili i czuli się tu świetnie. Pewna pani z koleżanką podeszła i podzieliła się wspomnieniami z wycieczki do Chiwy, Buchary i Samarkandy. Miało to miejsce jakieś 20 lat temu a ona do dziś to pamiętała.

 

7. General

 

Przy naszym stole kapłańskim proboszcz posadził polskiego generała z żoną i z córeczką w wieku 10 lat. Generał mógł mieć 45 lat maksimum. Zdziwiłem się, ze w tak młodym wieku tak wysoko zaszedł. Nie komentowałem tego ani specjalnie się nie przysłuchiwałem rozmowie. Pomyślałem sobie, że zbyt wysokie progi. Tym nie mniej przełamałem się opłatkiem z jego sympatyczną żoną.

 

8. Prof. Kulczycki

 

W pewnym momencie do naszego stołu podszedł łysy staruszek o niskim wzroście. Podpierał się pałeczką o szerokiej podstawie. Poruszała się powoli ale dość pewnie. Proboszcz przedstawił go nam i powiedział że profesor ma 103 lata. Zamurowało mnie…

 

9. Danusia Mikołajczyk

 

Po powrocie na plebanię dowiedziałem się, że jedna z moich rozmówczyń to synowa premiera Mikołajczyka. Podzieliła się ze mną wiadomością, że wyjechała z Polski 60 lat temu ale nie powiedziała w jakich okolicznościach. Bardzo sympatyczna kobieta.

 

10. Japonka

 

Zaintrygowała mnie dziewczynka, o której proboszcz mówił żartobliwie, ze to “Japonka”. Dziewczynka ładnie śpiewała polskie kolędy i mówiła wiersze bez akcentu. Dowiedziałem się za Stolem, ze to dziecko adoptowała jedna z nauczycielek języka polskiego.

 

11. Murzynka

 

Inne dziecko pośród małych kolędników miało afrykańskie rysy. W Waszyngtonie to norma ale w tej polskiej parafii na opłatku dostrzegłem tylko jedno takie dziecko.

 

12. Latynos

 

Inny wysoki chłopiec o latynoskim wyglądzie mówił najwyraźniej i najgłośniej. Grupa starszych dzieci pośród kolędników zaskoczyła mnie jakością polskiego języka. Trzeba pogratulować tutejszej Polonii, ze się stara i ma sukcesy choć nie mam prawa sądzić po jednym spotkaniu mimo wszystko jest powód do dumy.

 

13. Mała Madonna

 

W grupie młodszych dzieci tez się w oczy rzucały pewne osoby.

Żywa malutka Madonna. Nie wiem czemu taki dałem jej pseudonim, ale póki jej lepiej nie poznam tak już pozostanie w moim pierwszym eseju waszyngtońskim.

 

14, Pastuszek

 

Pastuszek stal dumnie z laska ale w tekście się gubił.

 

15. Organista i córka

 

Gdy już się jasełka zakończyły dzieci spontanicznie obsiadły syntezator i najgłośniej śpiewały z organista to co powinni byli śpiewać wszyscy, bo na stolach leżały śpiewniki. Ludzie jednak zajęli się rozmowami i jedzeniem.

 

16. Nauczycielki

 

Dostrzegłem w trakcie jasełek kilka pan bardzo aktywnych. Potem się dowiedziałem, ze są tu trzy nauczycielki. Proboszcz ma katechezę w sobotniej szkole języka polskiego i w ambasadzie i te dwie grupy dzieci kierowane są przez wspomniane panie. Gdy je poznam bliżej to więcej o nich opowiem - tymczasem wiem tylko, ze tu są i pracują jak mrówki.

 

17. “Ukrainiec”

 

Podchodził do mnie tez pan który się przedstawił jako “Ukrainiec” w sensie geograficznym. Zamieniliśmy slow kilka zaledwie.

 

Epilog

 

Bigos nie był smaczny. Potraw było mało ale w dużej ilości.

Ludzie rozeszli się sprawnie a ja za dni kilka znów odwiedziłem Silver Spring na opłatku kapłańskim. Zapoznałem Bernardyna rodem z Białostoczku, dwu Chrystusowców z Baltimore i Franciszkanina - konwentualnego z Brodnicy. Ten się mną zaopiekował. Odwiózł do domu i odwiedzał niemal co tydzień.

Pogoda przez cale dwa miesiące z hakiem była kiepska mimo to starałem się odwiedzać wszystkie zakątki miasta. 16-go marca dotarłem na Glen Forest powtórnie, by spotkać panią minister Fotygę. Spotkanie było w kawiarence. Temat narzucał się sam: Ukraina i sprawy polskie w kontekście rosyjskiej agresji na Krym. To co mówiono nie stanowiło dla mnie odkrycia. Ciekawostka była obecność znanego naukowca pana Nowaczyka, specjalisty od katastrofy smoleńskiej. Pani minister była zmęczona poprzednim czterogodzinnym maratonem w Nowym Jorku. Pytań było wiele i nie wszystkie były grzeczne. Udzielono mi również głosu i wysłuchano mnie z ciekawością, bo byłem mocno stremowany i wzruszony, ze mogę się wypowiedzieć na tematy ukraińskie. Nazajutrz to samo opowiadałem na mszy inaugurującej wielki post. Niektórzy parafianie rozpoznali mnie z wigilijnego opłatka. Był rudy ministrant, organista kazachski, pani z uzbeckiej zsyłki i nawet adoptowana Koreanka. Zaintrygowała  mnie obecność rodziny z Torunia, która wyemigrowała w Stanie Wojennym. Spotkałem ich 5 lat wcześniej jako pracowników amerykańskiej ambasady w Taszkiencie. Taki ten świat jest mały. Była tez mama pewnego księdza z New Jersey, z którym razem studiowaliśmy w białostockim seminarium.

Znowu byliśmy na tej mszy w tandemie: ja i o. Zygmunt. Zmieniły się tylko role: ja kaznodzieja a on spowiednik. Msza wypadła bardzo podniośle a ja podobno głosiłem z natchnieniem. Po mszy był postna ryba i zupa własnej roboty przygotowana przez dobrodusznego Proboszcza. Dowiedziałem się, ze ks. Janek pochodzi z Podhala. Przekonałem się naocznie, ze nie zepsuła go jeszcze ta konsumpcyjna na wskroś Ameryka. Naprawdę jest tu lubiany, bo ma dobre góralskie serce. Policzyliśmy razem ofiary złożone w ten dzień  na Liceum Polonijne im. Stasia Kostki. W tej sprawie  kwestowałem, bo uczy się w nim 7 chłopców z Uzbekistanu.

Odetchnąłem z ulga, ze na cos w tej Ameryce jestem potrzebny. Po raz pierwszy z o. Zygmuntem odbyliśmy wspólną wędrówkę na pieszo do Waszyngtonu. Trwało to 2 godziny ale choć śnieg leżał płatami to jednak nareszcie zapachniało wiosną.

WASZYNGTON 5 STYCZNIA - 16 MARCA 2014