Wybierz swój język

Sztuka picia herbaty

czyli

TURAŃSKA DYPLOMACJA

 

Powoli rozszerza sie moja wiedza o Uzbekistanie, jego stolicy i  okolicach.

W zwiazku z obsluga parafii dojazdowej w Angrenie bylo mi dane przezyc kilka niezwyklych spotkan. Ks. Biskup skierowal mnie z oficjalnym listem na spotkanie z Burmistrzem miasteczka Angren. Misja ta zajela 3 dni. Wszystkie zdarzenia mialy bardzo niezwykla specyfike. Wielokroc wspominalem uwagi prof. Konecznego o cywilizacjach, zwlaszcza o tzw. Cywilizacji Turanskiej, ktora w dawnym Turkiestanie w Mongolii czy w Rosji posiada swe unikalne warianty i wzorce. Znajomosc i wlasciwe zachowanie w srodowisku ludzi reprezentujacych te wlasnie cywilizacje pomaga w pracy ale jej cechy: wojowniczosc, czolobitnosc, kult targowania, lapowkarstwo, pogarda dla pracy, nigdy nie przestaja dziwic europejczyka. Nie sposob sie nadziwic, ze przy tylu minusach cywilizacja taka trwa a nawet  tworczo wchlania i przerabia osiagniecia innych kultur, cywilizacji jak w tyglu przemieszanych ras i narodow.

Procz spotkania z Burmistrzem mialem niespodzianie odwiedzic Prawoslawna Cerkiew i Muzulmanski Meczet.

O tym i o innych rzeczach chce napisac dzis.

 

1. Pare slow o stolicy

 

„Zyj sto lat i sto lat sie ucz”,  mawiaja w Rosji. Oto niedawno pewna parafianka koreanskiego pochodzenia opowiedziala mi, ze mieszkancy Taszkientu w zaleznosci od pochodzenia wybieraja sobie w Taszkiencie te lub inne dzielnice. Tak na przyklad europejczycy zyja glownie na obrzezach w polnocnej czesci miasta na osiedlu Proroka Jonasza (Junusobad) i na osiedlu Swietego Meza (Czelanzar). Poludnie miasta tzw. Kujluk polubili liczni w tych okolicach potomkowie zeslancow Koreanczykow i Azerowie, ktorzy maja tu swoj wlasny meczet w okolicach „ryzowego rynku”.

Uzbecy osiedlaja sie glownie w centrum miasta, jak przystalo na gospodarzy.

Na osiedlu Junusobad udalo mi sie sfotografowac potezny pomnik Navoi. Spacerowalem pewnego wieczoru z kolega Franciszkaninem od stacji metro o imieniu tego sredniowiecznego poety. Przeszlismy kilka przystankow w strone centrum i na placu, na ktorym sa budynki rzadowe i Parlament ujrzalem jeszcze jeden brazowy monument, ktory potem powtorzyl sie w roznych wersjach w kilku innych miastach. Mam na mysli pomnik siedzacej w kucki, czy raczej kleczacej kobiety w dlugiej spodnicy i dokladnie owinietej w chuste twarzy.

Bylo pozno i dokladnie nie moglem sie przyjrzec dzieciatku, ktore ona obejmowala. Franciszkanie zartowali, ze Biskup moglby poswiecic ten pomnik i urzadzac obok niego katolickie nabozenstwa.

Przed postacia kobiety z zasmucona twarza (mysle, ze autor chcial przedstawic w ten sposob zal wdowy i osieroconego malucha), duza pochodnia gazowa a wokol postaci dwa rzedy zadaszonych stylowych galerii, podzielonych na sekcje. W kazdej sekcji mosiezna ksiega z wieloma metalowymi ruchomymi kartkami. Na tych kartkach nazwiska mieszkancow Taszkientu, ktorzy polegli na frontach II wojny swiatowej. Kazda oddzielna sekcja a znaczy oddzielna ksiazka przynalezy oddzielnej dzielnicy miasta. Choc pora byla pozna i nie byl to weekend, raczej srodek tygodnia, to jednak przy ogniu, na tle pomnika fotografowaly sie mlode pary, ktore tu przyszly zlozyc kwiaty.

 

2. Kilka slow o Tamerlanie

 

Z tego miejsca juz niedaleko do stacji Mustikilik czyli Niepodleglosci. Ta stacja sasiaduje z wielka Galeria Sztuki wspolczesnej i idac uliczkami parku w strone kosciola czyli na poludnie napotykamy jeszcze jeden monument poswiecony Tamerlanowi. Timur Amur jak go tutaj nazywaja swego czasu rozbil tataro-mongolskie wojska Zlotej Ordy pod Kalka (okolice dzisiejszego Mariupola na Donbasie) czym zdaje sie pomogl ksieciu Witoldowi utrzymac wladze na Ukrainie. To byl rok 1395 jesli sie nie myle i sa to czasy najwiekszegop rozkwitu panstwa Timuridow, ktore mialo stolice w Samarkandzie, obejmowalo Azje Srodkowa, czesc Kaukazu, Indii i Polwyspu Arabskiego. Slowo Tamerlan po persku znaczy „chromy Timur”.Stracil on w bitwach dwa palce i kustykal na jedna noge. Twierdzil, ze ziemia jest zbyt mala, by miec dwu imperatorow. Tym niemniej cale zycie uzywal skromnego tytulu emira. Potomkowie Tamerlana a zwlaszcza czczony w Afganistanie i w Kokandzkim ksiestwie emir Babur objeli w 15-tym wieku wladze w Indiach i utrzymali ja az do czasu wtargniecia Brytyjczykow w 18 wieku. Dynastia ta nazywana w Uzbekistanie dynastia Baburidow w Europie jest znana raczej jako dynastia Mogolow, ktorzy procz pieknych miniatur i plejady poetow pozostawili po sobie takie skarby architektury jak „swiatynia Milosci” Tadz Mahall.

 

3. Nauka

 

Uzbekistan to kraj wielu uczonych. Taszkient jest miastem mlodym, swe znaczenie zawdziecza Rosjanom, ktorzy tutaj przeciagneli linie kolejowa i rozmiescili siedzibe Generalnego Gubernatorstwa Turkiestanu. Jedynie dzielnica Szasz jest starozytna i posiada sredniowieczne budowle. Kolebka wielu pisarzy, poetow, filozofow, lekarzy i matematykow tej miary co Awicenna, Beruni, Nawoja, byla Samarkanda i Buchara. Miasta polozone w centralnej czesci Uzbekistanu w dorzeczu Amudarii z poludnia i Syr-Darii z polnocy. Slowo daria po uzbecku oznacza po prostu rzeka. Wymienieni przeze mnie naukowcy maja znaczenie dla nauki calego swiata zwlaszcza Europy. To im zawdzieczamy w tej samej mierze co uczonym Arabom i zarabizowanym Zydom z Hiszpanii, czy Egiptu,  ze w arabskich przekladach dotarly do naszych czasow tlumaczenia i tworcze komentarze do dziel greckich filozofow i matematykow.

W naszej parafii w Taszkiencie jest spora grupa ludzi wyksztalconych. Sa nimi nie tylko pracownicy licznych ambasad czy zagraniczni biznesmeni. Marke parafii podkresla tworzona samodzielnie przez parafian web-stroniczka www.catholic.uz. Trzy nasze organistki sa absolwentkami miejscowego konserwatorium. Niektore koncerty organowe tez sa tworzone przez samych parafian. Sa tez lekarze a wsrod nich wspomniana Koreanka Walentyna. Od niej dowiedzialem sie, ze miejscowa Akademia Medyczna (TASZMI), przez niektorych zachwalana ksztalci sredniej kategorii rzemieslnikow i najwyzej cenieni sa absolwenci rosyjskich szkol np... z Petersburga.

Co do kondycji innych szkol, to nasza gosposia i bibliotekarka w jednej osobie( w przeszlosci wykladowca botaniki na miejscowym Uniwersytecie), ubolewa, ze niepodlegly Uzbekistan nie troszczy sie o rozwoj nauki i wiele uczelni w ostatnich latach zredukowano. Na ich miejsce pojawiaja sie liczne filie rosyjskich uczelni, ktore za duze pieniadze ksztalca glownie rosyjsko-jezyczna diaspore i wydaja dyplomy, ktore ponoc sa honorowane za granica. Mamy tez w miescie nieopodal kosciola, „Westminsterski Uniwersytet” prowadzony czy tez finansowany przez Brytyjczykow i najdrozszy w miescie.

Nasz kosciol jest znanym w miescie centrum kulturalnym i oficjalnie przynalezy Ministerstwu Kultury, my tylko mamy umowe o dzierzawie wieczystej. Odbywaja sie tu po kilka razy w miesiac organizowane przez Ministerstwo „tematyczne” koncerty organowe.

Ostatnio np. Na Chrystusa Krola byl koncert muzyki Vivaldiego.

 

4. Medycyna

 

Uzbekistan jest znany glownie dzieki medykowi Abu ibn Sinie, ktorego juz wymienilem pod zeuropeizowana forma imienia Awicenna. Ciekawostka jego tworczosci jest, ze swoje traktaty o medycynie spisal w formie wierszowanej.

W Taszkiencie natomiast swego czasu pracowal niezwykle utalentowany chirurg polskiego pochodzenia Wojno-Jasieniecki. Pochodzil z Krymu, jako mlody lekarz zglosil sie na ochotnika na wojne japonsko-rosyjska. Na Dalekim Wschodzie zapoznal malzonke, ktora miala silna gruzlice i dla, ktorej znalazl sobie zajecie w Taszkienckiej klinice jako dyrektor. Miejscowy goracy klimat wbrew oczekiwaniom nie pomogl mlodej kobiecie i zrozpaczony wdowiec, ktory nigdy nie byl czlowiekiem religinym w najmniej odpowiednim dla tego czasie tzn. Na samym poczatkowym etapie istnienia ZSRR zglosil sie w Prawoslawnej Cerkwi jako kandydat do kaplanstwa. Jego tato Feliks, byl niewatpliwie katolikiem. Trudno zgadnac dlaczego Wojno-Jasieniecki zmienil wyznanie, byc moze ze stalo sie to przy zawieraniu zwiazku malzenskiego. Wazne jest to, ze swoj obowiazek kaplana i chirurga wypelnial z jednakowym oddaniem i z czasem zostal powolany na Biskupa. Znany jest pod imieniem Lukasz i na ikonach przedstawia sie go z biskupim pastoralem, drutem kolczastym i z atrybutami chirurgicznymi: skalpelem i nozycami.

Byl przesladowany za swe poglady i jakis czas nawet przyjaznil sie z miejscowym proboszczem i innymi katolikami, ktorych poddawano represjom.

Swoje i moje zdrowie nasz Biskup powierzyl w rece szanowanego w miescie nigeryjczyka, ktorego klinika nazywa sie Sante. Zawsze ma on sporo klientow u siebie i jeszcze goscinnie odwiedza inne szpitale. Jest dosc drogi ale kaplanom daje znizki. Ostatnio nie wzial zadnych pieniedzy i wymownym gestem pokazal na niebo proszac bysmy tylko modlili sie za niego.

 

5. Tabib

 

W miedzyczasie parafianie w Angrenie z uporem wartym lepszej sprawy zaciagneli mnie do miejscowego znachora, ktory mieszka na naszej ulicy doslownie kilka domow od kaplicy. Tacy ludzie w muzulmanskim srodowisku nazywani sa tabibami i ciesza sie podobnym szacunkiem jak mullowie. Poszedlem nie tyle z nadzieja na wyzdrowienie co z prostej ludzkiej ciekawosci.

Tabib ma na terenie swego domostwa cos w rodzaju zaszklonej strozowki, ktora miesci do 10 osob. Przyjmuje tylko z rana od 6-tej do 10-tej. Gdysmy go odwiedzili o 7-mej rano mial juz 5 klientow. W poczekalni siedzielismy na zwyklych krzeslach. W Sali przyjec byly juz tylko rozeslane miekkie materace wokol uzbeckiego stoliczka na malych nozkach. Tabib w wieku 40-tu lat o sympatycznym wygladzie obrany w stroj narodowy siedzial po turecku i nie pytajac o nic badal moj puls. Poczatek byl podobny jak na przyjeciu u chinskich daj-fu. Nie prosil tylko bym mu pokazywal jezyk. Trzymajac mnie za reke hipnotyzujacym glosem powoli zaczal wyliczac moje choroby. Opowiedzial mi, ze mam sol w nerkach i ze to skutek wielkiej pracy niekoniecznie fizycznej, znalazl tez ostechandroz, o ktorym dotad w zadnych diagnozach nie bylo mowy, ale w moim wieku to rzecz popularna. Nie wiem czy parafianie mu wspominali przed wizyta o moich problemach ale jego slowa i porady byly bardzo wiarygodne. Wydal mi dwa malutkie pakunki z gorzkimi ziolami, ktore mialem przyjmowac przez tydzien razem z rafinowanym cukrem koloru zoltego, ktory jest tu bardzo popularny i w krysztalkach sprzedawany jest w kazdym sklepie spozywczym pod nazwa „kand”. Po spozyciu ziol mialem pic jakis czas pachnacy olejek przed snem i nie mieszac z innymi lekarstwami. Lekarstwa kosztowaly 3 dolary. Konsultacja trwala 15 minut. Obecnie czuje sie dosc dobrze ale tak jak i w Chinach nie moge powiedziec dokladnie co pomoglo mi bardziej europejska medycyna, ktorej sie nie wyrzeklem, czy naturalne ziola przepisane przez znachorow. Ktos bedzie sie smiac z moich eksperymentow nad soba samym, odpowiem tylko, ze w tym spoleczenstwie trudno funkcjonnowac i nie zetknac sie z tego typu medycyna.

 

6. Kabulxona

 

Od chwili mego przyjazdu ksiadz Biskup wspominal mi, ze po zalatwieniu formalnosci wizowych trzeba bedzie udac sie do wladz miejskich w Angrenie, by legitymizowac moja tam obecnosc. Udalem sie do Urzedu Miejskiego, ktory nazywa sie po uzbecku „Hakimiat”. Burmistrz czyli Hakim przyjmuje wedle planu na prywatnej audiencji wszystkich interesantow w soboty w swoim biurze, ktore nazywa sie Kabulxona.

Magiczne slowo xona czyta sie hona (twarde arabskie „h”), czesto spotyka sie na ulicach miasta i oznacza „pomieszczenie”: saroshxona – fryzjer, dorixona - apteka, oshxona – stolowka.

Czekalem okolo pol godziny. Razem ze mna grupa Uzbekow. Bylem jedynym interesantem, ktory wchodzil sam, reszta wchodzila grupami po dwoje i wiecej osob. Bylem tez jedynym europejczykiem tego dnia. W biurze hakima w lewym narozniku siedzialo za dlugim stolem w jednym rzedzie pieciu egzotycznych panow i cos sobie w milczeniu notowalo. W prawym narozniku on sam jak wszyscy inni sniadolicy i czarnowlosy mezczyzna sredniego wieku w garniturze czarnego koloru i w swetrze zamiast koszuli, oczywiscie bez krawata. Z opowiesci parafian wynikalo, ze to mieszkaniec stolicy i czlowiek swiatowy, bywaly za granica i obeznany z naszym kosciolem, przychylny. Mimo tych dobrych wiesci bylem bardzo stremowany i nie ukrywalem tego nawet przed nim. Byl to moj debiut w uzbeckim urzedzie.

Siedzialem twarza w twarz zwrocony do szefa. Z prawej strony lustrowal mnie wzrokiem mlodszy wiekiem sekretarz z lewej czulem na sobie spojrzenia „starszyzny”.

Rozmowa miala charakter kurtuazyjny podobnie jak i list polecajacy, ktorego studiowaniem zajmowal sie sekretarz.

Listy do miejscowych urzedow sa bardzo podobne w formie i brzmia mniej wiecej tak:

„Szanowny Abdull Timurowicz Junusow, Centrum Katolickie w Taszkiencie (Rim-Katolik Merkazi), przekazuje Panu wyrazy glebokiego szacunku, a takze ma zaszczyt powiadomic, ze wielebny ks. Stanislaw Kawa zakonczyl swoja prace w Angrenie i odjechal z Uzbekistanu.

Jego obowiazki przejmuje teraz ks. Jaroslaw Wisniewski.

Tym samym mamy zaszczyt jeszcze raz Panu przekazac wyrazy glebokiej czci”.

Nizej widnial podpis Biskupa Jerzego, ktory wielokroc spotykal sie juz z Burmistrzem i nawet poznajomil go z poprzednim nuncjuszem, ktory rezydowal w Kazachstanie.

Tego rodzaju kurtuazja trwa okolo 3 lat i jej skutkiem mamy w miare przychylny klimat w relacjach.

Hakim wypytywal mnie z zaciekawieniem o losach mego poprzednika i potwierdzil wszystkie dane przedtem obietnice. To znaczy kolejny raz odmowil nam rejestracji w dzielnicy domkow jednorodzinnych i objecal dac ziemie lub sprzedac posesje w centrum miasta. Zgodzil sie bym rozpoczal w tej sprawie pertraktacje w Oddziale Architektury i naznaczyl kolejna audiencje w tej sprawie na poniedzialek.

Na koniec spotkania Pan Abdulla wstal i sciskajac moja dlon po raz pierwszy sie usmiechnal. Nadal stremowany ale zadowolony ze spelnionej misji podszedlem do strapionych starcow i po kolei uscisnalem piecioro zaklopotanych dloni, panow ktorzy zdawali sie nieobecni a jednak wszedobylscy. Moj krotki pobyt bez watpienia jeszcze dlugo bedzie przez nich dyskutowany w kuluarach.

Czulem sie owszem jak Pan Skrzetuski na spotkaniu z chanem krymskim i zdawalo mi sie, ze spotkanie bylo tak samo historyczne jak jego podroze, nie mniej jednak czas pokaze czy warto bylo sie tak zadreczac.

 

Cerkiew

 

Druga czesc audiencji miala byc w poniedzialek, sila rzeczy trzeba sie bylo zatrzymac w angrenskiej parafii na dluzej niz zwykle. Postanowilem niedzielne popoludnie poswiecic na kurtuazyjne wizyty w Cerkwi i w Meczecie. Juz duzo wczesniej bywalem w dwu Protestanckich Zborach i nadszedl czas, by zlozyc wyrazy szacunku kaplanom dominujacych wyznan.

Wszystko to dzialo sie 16-go listopada, wiec mialem zapewniona opieke Matki Bozej Ostrobramskiej. Odczuwalem mocno szczegolny przyplyw energii i natchnienia z nieba, by podjeta misje spelnic z przekonaniem i z radoscia.

Prawoslawna parafie odwiedzilem w samo poludnie zaraz po odprawieniu niedzielnej Mszy sw.

Obywala sie ona w kapliczce, ktorej istnienie jest milczaco tolerowane ale nie akceptowane, a wiec wszelkie spotkania parafian sa tajne i odbywaja sie za zamknietymi drzwiami. W takich warunkach tlumow nigdy nie bedzie. Tym razem jak zwykle bylo 7 osob. Prawoslawni rozlokowali sie po sasiedzku z nami. Ich domek jest tak samo skromny jak nasz, na takiej samej dzielnicy „samannej” (saman – mieszanka gliny i slomy, popularny surowiec dla wznoszenia budowli w kiszlakach-na wsi i w miastach w dzielnicach nedzy) i az sie wierzyc nie chce, ze ich dzialalnosc nie budzi zastrzezen. Na furtce wejsciowej duzy napis: „Ruska Prawoslawna Cerkiew”, a to oznacza ze ta wspolnota sie nie ukrywa i posiada panstwowa rejestracje. Na dachu domku filigranowy krzyz, wokol domku niewielki ogrodek i strozowka. Wewnatrz dwa niewielkie pokoje z niskim sufitem przegrodzone „carskimi wrotami”. Podobnie jak u nas w kaplicy moze sie modlic maksimum 20 osob. W korytarzu mnostwo swiec i broszurek, ktorych zdaje sie nikt nie kupuje. Widac od razu, ze miejscowy ksiadz nie ma lekko i w parafii sie „nie przelewa”.

Proboszcza nie zastalem. Dowiedzialem sie, ze ma 39 lat i ze choruje. Moja rozmowczyni ze strozowki powiadomila mnie, ze powinien byc za tydzien w porze obiadowej. Zgodzila sie przekazac mu ode mnie wyrazy szacunku i umowic na audiencje za tydzien.

 

8. Audiencja w domu mully

 

W pol drogi miedzy naszymi kaplicami kolejna swiatynia. Miesci sie ona na tej samej Mahalli (osiedle) Samannoje.

U podnoza gor w malowniczej scenerii mozna zobaczyc wielkich rozmiarow meczet z bialej cegly. Podworzec robi wrazenie. Jest wielki jak stadion. W centrum budowli wejscie w formie arki do ktorego wioda szerokie schody. Sam meczet jest niewysoki ale bardzo dlugi. Na dwu krajach budowli imponujace minarety.

Mialem sie wkrotce dowiedziec, ze powstal w pierwszych latac pierestrojki czyli za Gorbaczowa.

Zblizala sie trzecia godzina. Czas Milosierdzia a dla muzulmanow trzeci „namaz” z pieciu obowiazkowych. Gdy miesiac temu probowalem w Taszkiencie uzyskac pozwolenie na uczestnictwo w wieczornej modlitwie jeden ze starcow zadal mi pytanie trudne: „czy umyles tylek”?!

Okazuje sie, ze dokladne ablucje przed kazda modlitwa sa obowiazkowe.

Myje sie nogi, pachy, uszy, nos i dlonie...

Na ten pierwszy raz pozwolono mi stac w kaciku i sie przygladac. Zrobily na mnie wrazenie zdyscyplinowane gesty bosych mezczyzn, ktorzy podobnie jak zwolennicy aerobiku, czy studenci baletu, pod dyktando mully wykonywali pewne „czynnosci liturgiczne”, glownie poklony pod melodie sur koranu. Byl wtedy cieply wieczor. Wszyscy byli zwroceni ku scianie wychodzacej na Mekke. Wystroj pomieszczenia bradzo skromny. Zwykle lamperie pomalowane do polowy zolta farba olejna i dalej bialym kolorem wapna. Na centralnej scianie wisialy pluszowe reczniki glownie czerwonego lub zielonego koloru z wyhaftowanymi wersetami w jezyku arabskim. Opis modlitwy restauruje z pamieci. Choc rozni sie ona od naszej to poczucie „sacrum” bylo bezsporne.

Teraz zblizajac sie do kolejnego meczetu mialem dusze na ramieniu i nawet nie prosilem by mnie wpuszczono do srodka. Z dala u wrot obserwowalem przechodzacych mezczyzn odzianych w wysokie buty, szarawary, chalat i tiubetejki (uzbeckie krakuski) i czekalem, ze pojawi sie mulla. Rzeczywiscie, wysledzilem na koniec starca z dluga snieznaobiala kozia brodka i z bialym turbanem na glowie, ktory potwierdzil, ze jest mulla czyli prowadzacym modlitwy. Pozdrowil mnie tradycyjnymi slowami SALOM ALEJKUM i zaprowadzil do strozowki. Zdjelismy buty, siedlismy na materacach naprzeciw siebie po turecku.

Mulla powoli z gory do dolu otarl twarz dlonmi, co odpowiada chrzescijanskiemu znakowi krzyza i na strasznie lamanej rosyjskiej mowie zapytal „czego mi trzeba?”.

Wyrecytowalem z glowy tekst podobny do tego jaki odnioslem w przeddzien Hakimowi i poklonilem sie nisko dla potwierdzenia, ze rzeczywiscie zalezy mi na dobrych stosunkach z wyznawcami panujacej w Uzbekistanie religii.

Staruszek zaprowadzil mnie do drugiej cieplejszej strozowki, zapoznal z dwoma innymi starcami i dwoma mlodszymi strozami, ktorzy mieli mnie zabawiac rozmowa do momentu przybycia glownego immama. Rozmowa z „parafianami„ trwala z pol godziny, na koniec jeden ze strozow odebral telefon i zapytal „w jakiej przyszedlem sprawie”, przekazal rozmowcy po uzbecku moja prosbe o audiencji i dostalem odpowiedz, ze mam przyjsc w inny dzien, bo „immam jest bardzo zajety”. To tak samo jak w Polsce, proboszcz na duzej parafii nigdy nie ma czasu. Kamien jednak spadl mi z serca, bo los ochronil mnie od kolejnego „kurtuazyjnego spotkania”, ktore uwazalem za tak samo trudne jak rozmowa z prawoslawnym ksiedzem.

Z taka sama radoscia jak w przeddzien, osmielony zaciekawionymi spojrzeniami tlumu powracajacego z modlitwy zaczalem przechodniom sciskac dlonie i jeden z nich z wieksza niz inni zyczliwoscia zaczal zadawac mi mnostwo pytan i nakoniec zaproponowal bym odwiedzil jego dom i napil sie z nim herbaty.

Mial na imie Rahim. Byl o 10 lat starszy ode mnie. Mieszkal nieopodal meczetu, na ulicy Uygun.

Znow dlugo siedzielismy po turecku za suto zastawionym stole.

Byly tam glownie lepioszki wlasnej roboty, cukierki i orzeszki arahisowe z rodzynkami.

Rahim co chwila napelnial mi filizanke. Dopiero potem dowiedzialem sie, ze nie wolno pic do konca, bo to jest sygnal dla gospodarza by nalewac dalej.

Ogladalismy jednoczesnie siedzac w kucki koncert, w dyskretnie schowanym w kaciku pokoju telewizorze. Skromna gospodyni siedzac przy metalowym piecyku, ktorego komin wychodzil przez okno nazewnatrz, czyscila w milczeniu ziemniaki i nawet nie smiala patrzec w naszym kierunku. Opowiadano mi, ze Uzbekowie w malzenstwie zwracaja sie do siebie bardzo oficjalnie: „Prosze Pana – Prosze Pani”!!!. Co dopiero mowic o dzieciach, nawiasem mowiac to sie tez spotyka w arystokratycznych i patriarchalnych rodzinach rosyjskich.

Rahim opowiedzial mi co nieco o sobie, swoich 4 synach i corce.

Odwiedziny te pomogly mi zrozumiec dlaczego uzbeckie domostwa sa tak obszerne. Okazuje sie, ze synowie Rahima z czasem zaloza rodziny i beda mieszkac razem na tym samym podworku z rodzicami, beda mieli owszem swoje wlasne skrzydla czy oddzielne budowle ale na tym samym podworcu. Dom rodzinny opusci z czasem jego corka.

Zyczliwosc i goscinnosc ludzi wschodu jest naturalna ale moze byc mylaca. Zawsze trzeba sie miec na bacznosci. Zbytnia poufalosc nie zawsze pomaga sprawie, ktorej sie podjales. Tym nie mniej tego dnia nie stawialem sobie zadnych ograniczen w obcowaniu z Rahimem i chetnie przyjalem jego zaproszenie na slub dwu starszych synow jaki mial sie odbyc za tydzien.

Spotkanie moglo trwac do rana ale Rahim musial isc na kolejny namaz o szostej wieczorem a ja tez mialem zaplanowane jeszcze jedno spotkanie z para mlodych parafian polskiego pochodzenia, o ktorych wiele slyszalem ale nie widzialem ni razu na oczy.

Kolejny raz tego dnia pilem herbate z nimi, tym razem juz na plebanii.

Ilez trzeba wypic herbaty w Uzbekistanie, aby zaistniala parafia katolicka.

Z tym pytaniem w glowie leglem spac poznym wieczorem.

Noc podobnie jak poprzednia spedzilem w chlodnej kuchni razem z kanarkami i ogladajac dalszy ciag koncertu narodowej muzyki uzbeckiej, ktorego poczatek widzialem w domu immama. Na kuchni w parafii stoi taki sam piecyk jak w domie mully, niestety nie dalem rady w nim napalic. Nie zima, a jednak noce chlodne. Kolejny raz w swoim zyciu zasnalem w spodniach, w swetrze i cieplym plaszczu, ktory mi podarowali dobrzy ludzie z ulicy Debowej w Bialymstoku.

 

Epilog

 

W poniedzialek na audiencji przyjal mnie mlodziutki urzednik niskiego wzrostu ale pulchniutki w bialym garniturku. Mial na imie Mezafar. Podobno jest on z pochodzenia Tadzykiem. Na rozmowie towarzyszyl mu czterdziestolatek w czarnej skorzanej kurtce i ze zlotym pierscieniem na palcu. Przypominal jakiegos basze tureckiego lub po prostu mafiozo. Kim byl sie nie przedstawil. Liste budynkow, jakie wyprzedaje miasteczko obejrzala razem ze mna mloda parafianka, ktora wielokroc pomagala w takich sytuacjach ojcu Stanislawowi. Stwierdzila, ze sposrod wszystkich budynkow tylko jeden, ktory jest w centrum nadaje sie dla nas i juz wczesniej byl proponowany memu poprzednikowi. On propozycji nie przyjal bo to budynek Domu Kultury, ktory przerasta potrzeby niewielkiej wspolnoty katolickiej tego miasta. Z drugiej jednak strony cena oferty niewielka. W Polsce mozna za taka sume kupic 2 pokojowe mieszkanie. Pokusa, by przyjac oferte i otrzymac w miescie status rejestrowanej wspolnoty jest wielka. Mam za soba przychylnosc Hakima i dwu muzulmanskich duchownych.

Za tydzien na Chrystusa Krola doszlo do oczekiwanego spotkania z prawoslawnym kaplanem. Ujrzalem tez twarza w twarz ostatniego protestanckiego pastora z koreanskiej diaspory, ktory tez mnie zapewnil o swej zyczliwosci.

Jak umialem tak sie staralem dla kosciola i dla nieba.

Takie byly poprzednie tygodnie i nastepne beda podobne.

Takie jest moje zycie w ojczyznie Tamerlana, ktory zapewne tez nie dosypial w licznych podrozach, wojnach i rozterkach. Jesli poganie tak sie staraja dla osobistej chwaly to czemu by katolikom nie starac sie z taka sama sila o to, by rozszerzalo sie krolestwo niebieskie.

Warto myslalem sobie w tym czasie zasypiajac snem sprawiedliwego.

Reszta w rekach Pana Boga, ktorego tutaj nazywaja Allahem.

 

ks. Jarosław Wiśniewski