Cmentarne hieny
Wtorek 23 czerwca. Dzis wypadl dyzur u siostr. Wstalem 6.30. Powloklem sie na przystanek i o 7.30 mialem Msze.
Opowiesc byla o sprzeczce Abrama z Lotem o ziemie. To, ze znalezli wyjscie z sytuacji i ze Pan Bog wskazal Abramowi dokad ma pojsc oraz, ze mu wiele obiecal jest nie tylko poczatkiem wiary w rozumieniu Zydow, muzulmanow i Chrzescijan ale rowniez pieknym motywem powolaniowym. Siostry wlasnie zakonczyly rekolekcje. To byly rekolekcje dla przelozonych z dwudziestu kilku domow w Azji. Po tych rekolekcjach wiele z nich otrzyma nowe placowki, niektore beda "zdegradowane" i kazda z nich bedzie ze lzami jak to bywa zegnac stare miejsce przeznaczenia. Abrahamowi tez nie bylo lekko. Ja siostrom opowiedzialem o tym jak nie spelnilo sie marzenie Jezuitow by pierwsza Msze prymicyjna odprawic w Ziemii Swietej choc caly rok oczekiwali na taka mozliwosc w Wenecji. Pan Bog mial inny plan i oni zaakceptowali decyzje Papieza, ktory zdjal z nich te obietnice, zeby pracowac w Ziemii Swietej i oddal im do obslugi najtrudniejsze placowki w Brazylii w Indiach i Japonii. Opowiedzialem siostrom o Benedykcie Labri, ktory w przeciagu swego krotkiego zycia przemierzyl prawie cala Europe zmieniajac po drodze kilkanascie zgromadzen, w ktorych zawsze wychodzil poza ramy przyjetych regul, wydawal sie nieznosny ale po jakims czasie kazdy z tych klasztorow gdzie on zamieszkiwal wspominal go jako swietego czlowieka i odnowiciela. Opowiedzialem z jakim trudem poszukiwala swej Ziemii Obiecanej siostra Faustyna odwiedzajac kilkanascie klasztorow nim znalazla ten wlasciwy.
Po Mszy sw. z dwoma siostrami Afrykankami mialem sie udac do chorej kobiety. Najpierw odwiedzilismy cerkiew na cmentarzu. Umowilismy sie, ze jesli pop prawoslawny zechce odwiedzic chora to ja sobie pojde do domu. Jesli nie bedzie mial czasu to chora odwiedze ja. Czekalismy na podworcu obcujac z bezdomnymi ponad pol godziny. Poki siostry rozmawialy z kaplanem ja skolegowalem sie z 10-letnim Mahmudem.
Chlopczyk codziennie przyjezdza z mama z oddalonego o 25 km Jangi Bazaru aby zebrac. Nasze spotkanie mialo miejsce na Alei Honorowej cmentarza. Najpiekniejsze marmurowe pomniki przynaleza ormianskiej diasporze. Siostry pokazaly mi jeden z tych nagrobkow, ktory byl przykryty celafonowa cerata i tworzyl rodzaj namiotu. W srodku siedziala 50-letnia kobieta o imieniu Ludmila. Przywitala sie z siostrami i ze mna wcale nie skrepowana nasza obecnoscia. Wewnatrz pomieszczenia lezala odziez, ktora jej sluzy glownie za poslanie i kilka pojemnikow z woda ora jakies pojemniczki na jedzenie, z ktorch korzystala zarowno nieszczesna kobieta jak rowniez 7 sposrod 11 kotow, ktore sa wspollokatorami. Mahmud nazwal wszystkie po imieniu i opowiedzial co stalo sie z czworka pozostalych kotkow. Okazuje sie, ze na cmetarzu jest wiele jadowitych wezy i wspomniane male koty staly sie ich ofiara. Legowisko wezy jest po sasiedzku z namiotem cioci Ludmily i jak powiada maluch ona jeczy nocami bo weze potrafia ja rowniez ukasic choc nie smiertelnie ale bolesnie. Maluch obiecal mi, ze zasypie nore wezy i wtedy kobiecina przestanie cierpiec. Dowiedzialem sie rowniez, ze na cmentarz przyjezdza czasami pogotowie i robi zastrzyki kobiecie, bo jedna noga jest zakazona, podobno w gangrenie. Chlopczyk pokazal mi swoje rany, ktore sa pamiatka po jadowitych rybach. Z opisu malucha wynika, ze ryba nazywa sie "zmijoglow". Inne rany pochodzily od bojki z Wiktorem.
Wiktor to czlowiek po 50-tce. Spotkalem go wczesniej. Dziwaczny Pan bardzo wysportowany i cieplo ubrany w plaszcz na wszystkie pory roku. W tylniej czesci plaszcza doszyte kieszenie, by jak powiada milicja przy rewizji nie znalazla jego skarbow. Skarby to jego notatniki, w ktorych sporo rysunkow wlasnorecznie wykonanych na temat sztuki walk wschodu. Witkor ma wyglad bardzo wychudzonego czlowieka. Na lewej nodze rozwiazany zimowy but na prawej stopie na pol amputowanej chusteczka. Ze slow Mahmuda wynikalo, ze Wiktor pomimo kalectwa potrafi swietnie biegac i kazdego dogoni kogo trzeba. Siostry mi opowiadaly, ze gdy ktoras z nich opatrywala go nieoczekiwanie wyciagnal on noz z kieszeni i probowal ja dzgnac. Przechodnie, ktorzy hojnie obdarowuja bezdomnych chlebem i slodyczami ryzykuja podobnie, bo Wiktor jest nieobliczalny. Jakby na potwierdzenie slow Machmuda mimo, ze siedzial na nagrobku naprzeciw w odleglosci 15 metrow i naszej rozmowy nie mogl slyszec to jednak zerwal sie nagle i w mojej obecnosci zaczal bic malego Mahmuda po glowie doprowadzajac go do lez.
Mahmud pomimo tatarskiego imiona nazwal sie Rosjaninem. Mial rozczochrane jasne wlosy rozowa wyblakla koszulke i dzinsy. Stopy odziane w gumowe laczki dawno wody nie widzialy. Latwo poznac czym sie zajmuje i choc nie wyciagal reki, poki trwala nasza rozmowa kilka kobiet podeszlo do niego i wreczylo mu jedzenie lub pieniadze. Wcale nie musial sie wysilac. Jedzenie na moich oczach pokruszyl i oddal kotkom. Opowiadal mi ze pieniedzmi dzieli sie z inwalidka Ludmila.
Tymczasem nadeszly siostry i zadowolone pochwalily sie, ze pop naznaczyl im spotkanie za 2 godziny wiec mielismy czas by odwiedzic inna chora katoliczke.
Nasza druga chora z zawodu jest lekarzem. Bylem u niej na koledzie i juz pisalem o niej, ze mimo pieknego zawodu ma dzis tak mizerna emeryture, ze musi dorabiac jako sprzataczka na swej klatce schodowej. Sasiedzi placa jej miesiecznie 15 dolarow, za co jak sie chwali moze sobie kupic kawe i czekolade do sniedania.
Odmowilismy ze Swietlana koronke do Jezusa Milosiernego, wypilismy sok malinowy i wrocilismy na cmentarz. Tam sie pozegnalem z siostrami i zasiadlem, by na swiezo opisac te cmentarna przygode.
To bardzo teologiczny obrazek: zyjaca na mogile zebraczka, koty, dzieci i pozbawieni rozumu mezczyzni przedluzaja sobie swe nedzne zycie dzieki pamieci o zmarlych, ktora kultywowana jest w malutkiej cerkwi obok. Ta nedza w zaden sposob nie psuje humoru miejscowym kaplanom ani zarzadowi cmentarza. Nie drazni tez nikogo permanentna obecnosc siostr Matki Teresy w tych okolicach, jak sie okazuje i katolicki ksiadz incognito przyjmowany jest za swego.