Wybierz swój język

Navruz w Bucharze

 

Podroz

 

Buchare mialem odwiedzic jesienia 2008. Z Samarkandy poslalem sms, ze wzialem bezradnie bilet na pociag do Urgencza bez przystanku w Bucharze i dostalem odpowiedz:”sprawa prosta, spotkamy sie w innym terminie”. Ten inny termin wypadl w przeddzien muzulmanskiego „swieta wiosny”, ktore w wielu muzulmanskich krajach nazywa sie Nawruz.

Podrozowalem we wtorek ale pociag byl tak nabity jakby to juz byla swiateczna sobota.

Mialem wagom trzeciej klasy  i bylem jedynym europejczykiem tej nocy. Na bilecie nie bylo numeru miejsca i widac bylo wyraznie ze liczba pasazerow przekracza liczbe miejsc w wagonie.

Kilkakroc dopytywalem sie o tzw. „trzecia polke” czyli pod sufitem gdzie leza bagaze i zdazalo mi sie „w mlodosci” podrozowac wlasnie w ten sposob ale nawet tam mnie nikt nie puszczal. Po raz kolejny odczulem w Uzbekistanie nieufnosc jaka tubylcy maja do „ruskich”. Ja na czole nie mam napisane, ze jestem Polakiem. Wystarczy miec tropche jasniejsza cere i nic nie pomoze, ze jestes obrosniety i czarny jak cygan. Wszystko jedno „jestes tu obcy”.

Dwukrotnie bez skutku obwachalem caly przedzial i stojac obok ubikacji probowalem sobie znalezc kacik obok samowaru. Wyciagnalem notes i pilnie zaczalem cwiczyc sie w pisaniu tekstow koreanskich. Przeded mna byla cala noc 12 godzin jazdy. Tym nie mniej „przewodnik” naszego przedzialu zlitowal sie i zaprowadzil w drugi koniec. Tonem rozkazujacym zmusil pewnego gowniarza, ktory sobie lezal wygodnie, by usiadla i tym sposobem znalazlo sie miejsce dla dwu osob.

Probowalem spac obejmujac na kolanach miekka torbe, tym niemniej mocno bolal mnie kregoslup i ta drzemka przemienila sie w koszmar a podroz na rekolekcje w prawdziwa pielgrzymke.

 

Dzien pierwszy

 

W srode ojciec Wojtek nie planowal dla mnie zadnych zajec wiec po sniadaniu zaraz pojechalismy na budowe. Kosciol rozmieszczony jest w samym centrum miasta lecz nie przy glownej alei a w glebi zaulka, ktory sie nazywa „Jedwabnym”, bo kiedys ponoc bylo tu duzo Morw. Obejrzalem napredce solidna budowle w stylu „neobarokkowym”. W kazdym badz razie fasada ma miec takie oplywowe ksztalty, ze slowo barok mialem caly czas na koncu jezyka.

Budynek ma dlugosc ze 30 metrow z czego polowa to czesc modlitewna, druga polowa to przyszly franciszkanski klasztor.

Proboszcz od razu mnie przeprosil, ze nie bedzie mi mogl towarzyszyc w zwiedzaniu miasta, bo ma zaplanowane wyrywanie korzeni starych drzew, ktore niszcza parkan oraz musi zrobic zakupy dla tutejszych dzieci. Co roku okoliczne maluchy licznie odwiedzaja kosciol na swieto Nawruzu oczekujac od proboszcza lakoci.

Msza miala sie odbyc o 18.00 wiec mialem czly dzien na zwiedzanie.

 

Prorok na osiolku

 

Owszem zobaczylem duzo, lecz najbardziej fascynowala mnie pogoda. Wiosna tak burzliwie kipi w Uzbekistanie i wilgoc, ktorej caly rok nie uswiadczysz czynily powietrze rzeskim nieslychanie. Do starowki od kosciola idzie sie 10 minut. Proboszcz podwiozl mnie do tego miejsca gdzie kanal podobny do weneckiego omywa trzy wielkie garnce 4-metrowej wysokosci.

Stoja one na tle wielkiego Medrese, za ktorym piekny staw kwadratowy, stare tysiacletnie zaschle drzewo o bohater miasteczka Hodza Nasreddin na osiolku.

To ktos w rodzaju naszego Stanczyka. Postac znana i lubiana w calym muzulmanskim swiecie.

Nie mam pelnej informacji, ale ze slow Proboszcza wynikalo, ze dla sufitow jest to swiete miasto, ze jest tutaj czczona mogila pewnego krewniaka Mahometa i sanktuarium Prorka Jonasza, choc inni powiadaja, ze raczej Hioba. Nie zaglebialem sie w ksiazki i nikogo o nic nie pytalem, wedrowalem po omacku kierujac sie intuicja.

Wedrujac waskimi uliczkami, na ktorych liczni rzemieslnici ze swoja „cepelia” oczekiwali na turystow dotarlem do tzw. Registanu i tutejszego rynku. Minalem w drodze wiele meczetow i mederese z czasow sredniowiecza i nastroj byl tak bajkowy a uliczki na tyle puste i marudne, ze az sie chcialo ujrzec latajace dywany zza naroznika.

 

Smierdzacy zamek

 

Zatrzymalem sie obok twierdzy.

Niezwykle romantyczna budowla. Owszem jak z bajki, tu by mozna robic sceny do „Akademii Pana Kleksa” i nie tylko. Disnejland sie nie umywa bajkowoscia tego miejsca.

Zadziwilo mnie jednak to, ze wal obronny restaurowany jest napredce bez jakiegos planu i nadzoru, byle jak wedle rosyjskiego powiedzonka „ciap-lap”.

Fortyfikacje kojarzyly mi sie z forma wielkiego dzbanu, z ktorego owszem mozna bez trudu wypuszczak setki dzinow. Sciany nie mialy form prostych ale lagodne wybrzuszenia.

Cegla byla nakladana na brzuchate formy nasypu i trzymala sie zbocza dzieki licznym drewnianym palom na sztoc wbitym we wzgorze takim sposobem, ze nie pokryte cegla miejsca przypominaly grzbiet jeza.

Jeszcze jedno co mnie zadziwilo to ogromna ilosc smieci, ktore owszem ktos wywozi ale na moich oczach ludzie bez skrepowania dalej znosza odpadki wszelkiego rodzaju i zapachu i rzucaja na to miejsce, ktore w miescie nazwalbym centralnym. Tam gdzie np. w Krakowie ma swoj przyczulek bohema sprzedajac obrazy i ksiazki, Buchara ma wysypisko smieci i mnostwo dzikich psow obwachujacych to miejsce.

 

Aynur

 

Ojciec Wojtek jest skrupulatny i pedantyczny.

Jest doktorem teologii, zakonczyl najlepsze szkoly w Szwajcarii tym niemniej nie przestaje sie edukowac poprzez internet i liczne ksiazki. Nie sa to jednak lektury duchowne. Chce pobudowac kosciol piekny i tak by stal setki lat a nie jak opisany przeze mnie brzuchaty wal, ktory za 10 lat sie zawali znowu. Totez studiuje „zaocznie” wszelkie dziedziny zblizone do tematu budownictwa wlacznie z elektrycznoscia.

Budowla i projekt kosiola to miala byc rekonstrukcja istniejacych budynkow przedszkolnych. Zajmowal sie tym 10 lat temu ksiadz Andrzej z Legnicy a potem o. Lucjan. Sciany budowli jeuz staly i ponoc solidne ale byly watpliwosci co do fundamentow wiec nasz „maly rycerzyk” (o. Wojtek ma w sobie cos z Wolodyjowskiego) nie zawahal sie zburzyc wznoszone „na piasku” mury i zaczal wszystko od poczatku.

Podobnie „fundamentalne” podejscie widac we wszystkim. Ojciec Wojtek jest bardzo wymagajacy przede wszystkim wzgledem siebie ale tez wobec parafian. Moglem sie o tym przekonac uczestniczac na liturgii i sluchajac krotkich rzeczowych spowiedzi.

W domu u proboszcza, ktory jest polozony na innym osiedlu 3 km od kosciola na drugim pietrze tez idealny porzadek. Porzadna tez musi byc kucharka a poniewaz taka trudno znalezc ojciec Wojtek je zmienia dosc czesto. W ostatnim czasie gdy bylem na plebanii gosposia byla mloda i sympatyczna Aynur z pochodzenia Kazaszka. Wedle opowiesci proboszcza jest to corka sasiada z ulicy Jedwabnej. W rodzinie gdzie kilkoro dzieci mieszka z rodzicami ona jedyna ma prace wiec zatrudniajac ja proboszcz zapewnia im srodki do zycia a sobie dobrosasiedzkie stosunki z muzulmanami. To trudny temat ale we wszystkim ojciec Wojtek jest bardzo rozwazny.

Podziwialem swego kolege tym bardziej gdy zrozumialem, ze jestem o rok starszy i tez moglbym swoje zycie lepiej zorganizowac uczac sie od niego. To dobra szkola zycia.

Gosposia cichutka jak myszka starala sie jak mogla. Gotowala nam smaczne zupy za co dostala premie, bo wlasnie zblizal sie nie tylko Nawruz ale tez dzin urodzin. Zapytalem co oznacza jej imie. Chetnie odpowiedziala; „Promien ksiezyca”

 

Spacery w dzien – palec Bozy

 

Po obiedzie znowu sobie wedrowalem mijajac liczne kaluze po niedawnych deszczach. Poszedlem tym razem w strone poludniowa czyli na nowsze osiedla. Tutaj tez napotkalem niebrzydki meczet a w podworko jakis sporych rozmiarow nagrobek nad ktorym terczal czterometrowy drag z metalowa dlonia i konskim wlosiem na wierzcholku.

Kilkakroc potem widywalem te symbole w innych starych meczetach miedzy innymi w Zangi-Ota pod Taszkientem i z tego co mi mowiono zrozumialem, ze to cos w rodzaju „reki Boga” czy proroka wskazujacej na niebo. Co oznacza konski wlos, dalej nie wiem. Owszem ojciec Wojtek i inni dobrzy ludzie wyjasnili mi, ze tutejszy islam rozni sie od ortodoksalnego. Pozatymw Bucharze oprocz meczetow sunnickich, ktore sa najpopularniejsze zdarzaja sie tez i szyickie co pewnie wiaze sie z obecnoscia sporych rozmiarow diaspory tadzyckiej a to przeciez rodzeni bracia Persow czyli szyitow.

 

Samotnosc

 

Na wieczornej Mszy swietej nie bylo parafian. Czesto tak sie zdarza w srodku tygodnia. Proboszcz w tym miescie podobnie jak w Samarkandzie jest bardzo samotny. Ludzie przychodza glownie w niedziele i jesli w ciagu tygodnia wypadnie cos waznego trzeba to dlugo zapowiadac i reklamowac. Rekolekcje byly zapowiedziane na czwartek wiec w srode pomodlilismy sie we dwojke i pojechali do domu na kolacje.

 

Prorok Hiob(Jonasz)

 

Proboszcz lubi drukowac obrazki i kalendarzyki. W Uzbekistanie nie wolno drukowac ani kserowac tekstow religijnych bez specjalnego pozwolenia. Wlasciciele kopiarek sa uprzedzeni i wiedza ze moga stracic prace. Ym niemniej do Wojtka maja zaufanie. Jest on znany zarowno wsrod protestantow jak i wsrod muzulmanow. Jego poczucie humoru jest ujmujace. Gdy zamowil sobie kiedys obrazek sw. Pawla na rok Pawlowy to akurat w tym biurze gdzie to zamawial byl jakis znany proboszczowi z twarzy kapus. Bez ceremonii zapytal sie co to za obrazek a Wojtek wypalil, ze to „prorok bez ktorego nie byloby islamu”. Pewnoscia siebie zbil z pantalyku bezczelnego goscia. Innym razem gdy jakis milicjant przez pomylke zatrzymal jego samochod dyplomatyczny i dlugo studiowal wypisany po uzbecku ale lacinska czcionka dokument, ojciec Wojtek, by nie przedluzac ceremonii wytlumaczyl biedakowi, ze tam jest napisane „przedtsawiciel ministerstwa” a jakiego spytal milicjant „do spraw religii” wypalil nie myslac i prawie ze nie klamiac. Kontrola na tym sie skonczyla a milicjant dlugo przepraszal za „faut pas”.

Posrod kalendarzykow jakie mial Proboszcz na kuchni ujrzalem piekny owalnej formy dzbana niewielki meczet i zapytalem co to jest. Odpowiedzial, ze to wlasnie swiatynia Proroka Jonasza.

Wyjasnil mi jak tam dojsc i byla to wedrowka czwartkowa, ktora mi przyniosla duzo satysfakcji. Trzeba bylo pojsc ta sama droga jak do twierdzy tylko jeszcze dalej. Tam ujrzalem budowle z wczesnego sredniowiecza i kolejny na pol zrujnowany wal fortyfikacyjny przylegajacy do ogromnego wspolczesnego bazaru.

Nie zachodzilem do srodka, bo nie miale zbyt wiele na to pieniedzy wiec poszedlem w kierunku polnocnym ogladajac dzielnice handlowe i znow radujac sie piekna pogoda. Ksiadz proboszcz dalej budowal i robil zakupy.

 

Nowy kosciol – babcia stukaczka, nawruz – nowe stolyGdy przed obiadem przyszedlem do kosciola zobaczyle grupe robotnikow tatarskiej narodowosci. Okazuje sie, ze Uzbecy lubia pieniadze ale w porownaniu z Tatarami pracuja gorzej. Ufam slowom proboszcza, bo wiem ze nie ma on zadnych innych racji procz pragmatycznych w doborze robotnikow i jak mi sie przyznal, juz sie zdazyl do Uzbekow zrazic.

Sam od rana chodzi w kombinezonie i wlasnie trafilem na moment jak wspolnie z robotnikami zaczepial gruby zelazny kabel na podkopany wczesniej korzen wielkiego drzewa. Kabel ciagnal traktor a potem buldozer.

Pewna babcia przechodzac zagadnela Wojtka a ten jej milo odpowiedzial, ze tak pracuje z szacunku do wielkiego muzulmanskeigo swieta. Gdy odeszla skomentowal, ze to jedna z najwiekszych donosicielek w okolicy. Rowniez tym razem ujal mnie swym poczuciem humoru i lagodnoscia w obcowaniu z adwersarzami.

 

Rekolekcje (droga krzyzowa w wierszach)

 

W Czwartek wieczorem po pierwszej konferencji, na ktora przyszlo 7 osob mialem jedna osobe do spowiedzi.

Gdy zakonczylem proboszcz zaproponowal, ze odwiezie te parafianki, ktore mieszkaja w odleglych dzielnicach a pozostale, ktore mieszkaja po sasiedzku z plebania poprosil, by poszly ze mna spacerkiem i doprowadzily do domu. To bylo madre rozwiazanie. Mialem czas, by sie lepiej zapoznac z parafianami i uslyszec ich opowiesci o parafii i o miescie. Rozmawialismy miedzy innymi o upadku przemyslu i o tym, ze ostatnio ratuja sytuacje koreanczycy, ktorzy wykupili upadly zaklad wlokienniczy. Przelicytowali oni Turkow i Rosjan, ktorzy dawali za zakup wytworni zbyt mala cene. Cieszylem sie z tych opowiesci, bo wiedzialem, ze jednym z zarzadcow firmy jest koreanczyk, katolik moj parafianin.

Jak prowadzilem rekolekcje i co opwiadalem juz dobrze nie pamietam. Tyle wiem, ze mialem podniosly nastroj i napisalem z okazji rekolekcji wierszowany tekst drogi krzyzowej. Zdarzylem to wydrukowac w piatek z rana. W czwartek wieczorem byl rekolekcji poczatek a wpiatek zaraz po Mszy swietej proboszcz zawiozl mnie na dworzec. Czekala mnie kolejna przygoda 12 godzin w „obszczym” wagonie co rowna sie 3 klasie po Kupe(1) i Plackarcie(2).

Mialem szczescie, bo Taszkient nie jest na razie „swietym Miastem” i na Nawruz ludzie wyjezdzaja raczej. Wagon byl pol pusty a ja moglem sie wygodnie rozlozyc i rozprostowac kosci.