UZBECKIE PORTRETY
ANGREN – SIEDMIU WSPANIALYCH
W poniedzialek 1-go wrzesnia 2008-go roku odlecialem wieczorem z Warszawy do Istambulu wiozac ze soba relikwie blog. Michala Sopocko. W podobnych okolicznosciach i w tym samym terminie w 1999 roku wiozlem na Kamczatke relikwie Malej Tereski w dzien jej odpustu. Tam moja misja miala polegac na stworzeniu wspolnoty parafialnej niemalze od zera. Swieta Tereska miala marzenie, by ewangelizowac odlegle kontynenty i wyspy. Totez wedle jej wlasnych slow, w kraju ktorego jest patronka x. Biskup Mazur postanowil erygowac parafie w Petropawlowsku Kamczackim. Skierowal mnie wiec na ten ogromny polwysep razem ze szkatulka, w ktorej miescila sie sporych rozmiarow relikwia. Natchnienie bylo sluszne i swieta Patronka pomogla w krotkim czasie to specjalne zadanie wykonac. Lecac do Uzbekistanu zdawalem sobie sprawe, ze z moim zdrowiem i bagazem dodatkowych lat nie bede tak sprawny jak w Rosji. Tym niemniej optymizmu mi nie brakowalo. Przeciez lecialem prosto ze mszy beatyfikacyjnej, a tytul parafia otrzymala wedle mego pragnienia ale jak sie okazalo duzo wczesniej nim przyjechalem. Dziwilem sie niezmiernie, gdy na moja prosbe, by parafie powierzyc Milosierdziu Bozemu x. Biskup odpowiedzial mi listownie jeszcze przed moim przyjezdem do Taszkientu, ze owszem od 2 lat niezarejestrowana wspolnota katolikow w Angrenie ma wlasnie taki tytul. Tutaj wiec zadanie otrzymalem podobne jak na Kamczatce: zebrac rozproszonych i zaleknionych katolikow w miescie i zdobyc rejestracje wspolnoty, czyli osobowosc prawna. Imie parafii w odleglym od Stambulu o 4000 km uzbeckim miasteczku Angren doskonale harmonizowalo z charyzmatem blog. Michala i to byla glowna przyczyna, ze patrzylem w przyszlosc bez leku.
Gdy na miejscu sie dowiedzialem, ze musze znalezc 100 a nie 10 parafian, jak to wymaga prawodawstwo wiekszosci post-sowieckich republic dla otrzymania osobowosci prawnej rece zaczely mi opadac i pewnego razu rzeklem zrezygnowany w rozmowie z Ekscelencja: “postaram sie znalezc 30, nie moge obiecywac stu, bo nigdy dotad w zadnej parafii nie udawalo mi sie zbierac takich tlumow”. Biskup uspakajal mnie, ze prawo nie rzada od nas, by wszystkie osoby, ktore podpisza deklaracje wsparcia przy rejestracji wspolnoty nie musza byc realnymi czlonkami wspolnoty a po prostu sympatykami. Tym nie mniej z kazdym dniem pod ciezarem roznych biurokratycznych i innych trudnosci jakie zwalily sie na wspolnote nogi coraz bardziej uginaly sie pode mna I zaczalem watpic nawet w swa pierwsza obietnice.
Realnie po roku czasu w kaplicy zbiera sie od 5 do 15 osob I jest to stan posiadania jaki zastalem w chwili przyjazdu. Mowiac dokladniej liczba parafian z mojego pierwszego nabozenstwa sprzed roku wyrosla w dwa a moze i trzy razy, jesli liczyc wspomnianych sympatykow. Tym nie mniej do cyfry 100 czy nawet 30 po roku pracy i lez jeszcze bardzo daleko.
Parafianie
Dziadek Jurek
Przy wielu okazjach wspominam Jurija Divivieux.
Niemca z francuskim nazwiskiem, ktorego spotkawszy rok temu na podworku w sasiednim domostwie bardzo polubilem i chyba wzajemnie.
Dziadek pochodzi z Kamyszyna pod Stalingradem i jako 10-letnie dziecko razem z kilkumilionowa rzesza “nadwolzanskich Niemcow” byl deportowany na Ural potem do Kazachstanu i Uzbekistanu. Jako niepelnoletnie dziecko najpierw pracowal na przymusowych robotach w kopalni, gdzie mu zmiazdzylo prawa noge. Potem reszte zycia spedzil jako kierowca ciezarowek na duzych trasach. Rozwozil rury gazociagowe po calym Uzbekistanie a nawet poza granice republiki. Ma wyglad pulpecika: krotkie spuchniete nozki, pociagla twarz z dlugim nosem i duzym podbrodkiem. Siwy zarost na brodzie i na glowie. Troszke mi sie kojarzy z dobrodusznym mlynarzem Bodenschatzem, ktory w dziecinstwie zamieszkiwal w naszej agronomowce, gdy sie rodzinny Zielun pod Zurominem spalil do szczetu.
Dziadek mieszka z babcia Asia, ktorej wielu krewniakow przeszlo do jehowickiej sekty.
Mieszkaja razem 20 lat, oboje wdowcy. Ona pochodzi z Murmanska. To duze miasto za kregiem polarnym. Tym tylko tlumacze jej niezwykla dla wieku urode i zapal, gdy widze jak ta chudziutka kobietka kazdy dzien wywozi na wozku 100 kilogramowego dziadka na ulice, karmi i kapie jak niemowle. Robi mu zakupy i sie nigdy nie skarzy, choc nie ma lekko. On tymczasem nie przebiera w slowach i ryczy na nia z rana do nocy, ze go cos boli i ze mu ciezko.
Babcia Asia ma dobra corke w dalekiej ojczyznie, ktora ja wspiera przysylajac pieniadze. Emerytury obojga starcow nie zawsze starcza, by dociagnac do konca miesiaca.
Ich domek jest podobny do dwu parafialnych domkow. Zrobiony z pilsniowych paneli i zebrany z kawalkow jako “domek finski” caly z nietrwalych materialow i jedynie to ze jest otynkowany go troszeczke ociepla. Centralne ogrzewanie na calym osiedlu finskich domkow odlaczono rok temu wiec podobnie jak my dziadkowie borykaja sie z chlodem, gdy nastepuje zima, bo ciepla z malej “burzujki” umieszczonej na kuchni nie zawsze starcza, by dogrzac pokoje. Dziadek jest kaprysny zwlaszcza z rana, ma tego swiadomosc ale nic nie moze z bolu poradzic. Tym niemniej jako rodowity katolik i Niemiec jest wobec mnie bardzo lojalny. Oboje “przeszli 9 pierwszych piatkow” i zapowiedzieli, ze wszelkie papiery potrzebne dla rejestracji podpisza.
Moje sobotnie odwiedziny u nich polegaja na tym, ze ja sobie siadam wygodnie razem z dziadkiem przed telewizorem, ktorego on nie slucha ale tylko patrzy na niego. Razem kladziemy nogi na stolek, bo oboje mamy tzw. obrzeki. On cos gawedzi bez przerwy przez nos I to nie zawsze sa zrozumiale slowa, a ja klade reke na jego wygolona na lyso glowe, bo twierdzi, “ze taka modlitwa mu bardzo pomaga”. Babcia w miedzyczasie robi kawe z paczuszki jaka jej krewni jehowici z Izarela przywiezli.
Wsrod wspomnien dziadka najbardziej mnie wzrusza, gdy opowiada jak jego syn pracujac w elektrocieplowni wpadl w pojemnik z wrzatkiem i sie ugotowal na smierc. Nie mniej drastyczne sa opowiesci o corce, ktora odwiedza go pewnie raz na rok i kazdy raz wypomina, ze jej nie podarowal mebli. Nawet kiedys podjela probe wywiezienia niektorych, totez od tej pory dziadkowie zamykaja furtke na klodke a ja ich odwiedzam korzystajac z drabiny i przelazac przez plot.
Taisja Pawlowna – baptystka
Taisja wyszla za maz bez milosci. Czlowiek, z ktorym przezyla wiele lat duzo pil. Podarowal jej dwie dziewczynki i syna ale nie dal szczescia. Ignorowala go a nawet otwarcie zdradzala o czym opowiada z zalem przy wielu okazjach. Do Boga przyszla na prosbe swej matki. Szukala wspolnoty, do ktorej nalezeli jej przodkowie. Zalezalo jej na baptystach. Poszukiwania zaczela gdy maz zmarl a ona juz byla po 60-tce. Ten czas wedle slow mamy nazywa “sluzeniem Bogu”.
Najpierw wpadla w rece Adwentystow. Nie wiedziala jak szukac i pierwsi napotkani protestanci dosc dlugo “eksploatowali babcie” jako swoja parafianke. Taisja Pawlowna kobieta z surowym charakterem nie zabawila u nich jednak dlugo. Widocznie posprzeczala sie z kims. Ona to potrafi i zaczela baptystow szukac w Taszkiencie niedaleko Parkienckiego Rynku. U nich zdaje sie przyjela “wodny chrzest”.
Jest niewysoka, przy sobie, ale widac, ze ostatnio mocno schudla. Wszystkie spodnice wisza na niej jak worek. Lubi pojesc ale nie ma za co. Ma katarakte na lewym oku, na prawe widzi slabo ale gdy korzysta z okularow moze dzien caly spedzic czytajac biblie i przykladajac stroniczki do twarzy. Gdy ja widze w pozie czytelnika, to mam wrazenie, ze spotkalem dziewczynka na hustawce. Tak bardzo rozanielone ma wtedy oczy.
Z naszej parafii jak kleptomanka od czasu do czasu unosi rozne broszurki nawet te, ktore sa po angielsku. Ma 84 lata jest najstarsza ale sporo ma werwy i traci ja czasem na narzekanie. Narzeka na swoja slepote i gluchote oraz na syna, ktory jakoby ja nienawidzi i “ma w sobie szatana” a nawet “caly legion”. Trudno sie chlopakowi dziwic. Przystojny, niestary ale rozwiedziony i inwalida, bo noge stracil w wypadku na motocyklu.
Taisja rowniez przyjmuje komunie pierwszopiatkowa i prawde powiedziawszy troche sie w tym gubi. Lata pobytu u Baptystow sprawily, ze o kosciele katolickim, do ktorego trafila ze 3 lata temu wie niewiele a uczyc jej sie w tym wieku nowych praktyk trudno. Gdy jej wytlumaczylem, ze bede ja spowiadal w kazdy pierwszy piatek ona czekala na mnie i na drugi i na trzeci a na czwarty piatek przyjechala z pretensjami, ze nie do trzymalem slowa.
Procz tragedii jaka miala miejsce w zyciu syna Taisja oplakuje jeszcze smierc 16-letniej corki, ktora utonela. Okolicznosci smierci dziecka nie pamietam ale odwiedzalismy jej grob rok temu w listopadzie i byla wyraznie wzruszona.
Taisja mimo wieku ma rzeczywiscie sporo entuzjazmu i gdy czasami w parafii cos sie dzieje ona chetnie na ochotnika sie zglasza, ale poniewaz nie wszystkie panie ja lubia, bywaja sprzeczki na tym tle. Ja bym ja chetnie zawiozl na kazda akcje, nawet do Taszkientu to jednak inni parafianie i babci i mnie odradzaja natretnie, bo nie wierza, ze nie uczyni nam jakiegos skandalu w drodze, lub po prostu, ze zachoruje.
Jest siwiutka jak golabek. Na sobotnie nabozenstwa przyjezdza pierwsza. Wedruje od figurki do obrazu. Caluje je i glosno z nimi rozmawia. W niedziele natomiast przyjezdza ostatnia i zawsze sie dziwi, ze juz wszyscy sa na miejscu i ze juz Msza sie zaczela. Po Mszy chetnie wszystko zjada co tylko na stole znajdzie na kuchni. Jak male dziecko wcina cukierki, nie odmawia gdy proponuje lody i jesli jest jakas projekcja filmu video to siada na pol metra od ekranu. Z twarza rozanielona dziwi sie i raduje wszelkim programom, bo jak twierdzi syn jej “nigdy nie daje na nic popatrzec” choc telewizor ma w swoim pokoju.
Zna sporo poboznych piesni i wierszy ale nie zawsze jest okazja by je recytowac i spiewac.
Potrzebuje duzo uwagi, lubi gdy ktos z parafian jej po Mszy opowie w skrocie temat jaki byl na kazaniu, ktorego nigdy nie slyszy. Taisja to parafialna maskotka I gdy jej czasami nie ma w kaplicy to wyraznie czegos mi brak. Czuje sie bez niej jak bez reki.
Lidia i Iwan
Sposrod “Siedmiorga Wspanialych” parafian jakich zastalem rok temu wymienie nieboszczke Lidie, kobiete z podobnie trudnym charakterem. Ruda, pomimo 70-tki nie osiwiala. Byla pielegniarka cale zycie. Zaradna, oszczedna, marudna. Swego slepego dziadka Iwana, z ktorym podobnie jak Asia zapoznala sie juz jako wdowa nianczyla jak dziecko, choc byl to kaprysny pan Wiekszosc oszczednosci tracil na butelke. Byl kolega Jurija, tez na ciezarowkach zwiedzil caly kraj a zwlaszcza rodzinna Syberie. Ma tam nadal dzieci ale adresu do nich nie pamieta i znac juz nie bedzie, bo nie widzi na oczy. Twierdzi, ze ich opiekunowie muzulmanie, na ktorych przepisali dom otruli nasza Lidke, by przyspieszyc process spadkowy. Ponoc ona to przeczuwala i dlatego padla ofiara nachalnej popijawy. Z dziadkiem sprawa miala pojsc prosciej, jednak sasiadka Zuchra, tadzyczka, ktora wczesniej byla faworytka klotliwej Lidki, ale po pewnej sprzeczce “wypadla ze spadkowej gry” miala sen, ze nieboszczka prosila ja zajac sie ponownie dziadkiem. Dzieki tej kobiecie wyszly na jaw machinacje Yangiboya i Gulnary. Znalem oboje tych panstwo sasiadow z koledy. Usmiechali sie zawsze do mnie grzecznie i zapewniali, ze bardzo szanuja starcow i ze “nic zlego im sie nie trafi”. Rzeczywiscie zgodnie z obietnica “urzadzili babci” piekny pogrzeb w marcu. Nawet zamowili krzyz wedle “ruskiego zwyczaju”…prawoslawny. Kto by tam wnikal do jakiego kosciola chodzila Lidka. Na mnie oni zawsze mowili “ruski mulla przyjechal”!!!
To, ze jestem Polakiem zrozumieli dopiero na pogrzebie.
Na cmentarz dotarlismy wsrod wielkich zasp snieznych, ktore akurat w ten jeden jedyny dzien przez cala zime nawiedzily miasteczko. Gdy wracalem z pogrzebu snieg tajal i wiekszosc parafian udala sie “ruskim zwyczajem” do knajpy na suty stol zamowiony przez Yangiboya. Obiecal, ze podobnie urzadzi 40-ty dzien. Ja go prosilem by sie ograniczyl odwiedzinami na cmentarzu. Mialem nadzieje, ze pojedziemy razem. Nawet sobie zapisalem numer telefonu ale niestety do tego czasu wyszly na jaw wspomniane machlojki. Zycie w Uzbekistanie jest cyniczne i okrutne w swej prostocie. Z upasionego dziadka w przeciagu 40 dni zaloby pozostala tylko skora i kosci. Zniknely z domu dokumenty i oszczednosci.
Masza i Fiodor
Tuz przed smiercia Lidka zaprowadzila mnie do swej sasiadki Maszy na kolende.
Oboje z dziadkiem Fiodorem maja podobno polskie pochodzenia. Przyjeli mnie cieplo a na odchodne podarowali kimczi i “pierozki”. Ponoc ich dzieci bardzo sie ciekawia swymi polskimi korzeniami i to potencjalni parafianie. Staruszkowie jednak san a tyle zniedolezniali, ze niegdzie nie chodza a ja po smierci Lidki nie potrafie sobie przypomniec ich adres.
Mam to na uwadze i nie wykluczone, ze jeszcze ich odnajde. Jest to jednak przyklad na to jak mozolnie trzeba szukac, by kogokolwiek zaprosic do parafii.
Zosia i Jura
Jedna z sasiadek Lidki i przyjaciolka ciocia Zosia nie ma poslkich korzeni i przedtem chodzila do Adwentystow. Jest sybiraczka i lubi po prostu gdy zwracam sie do niej po polsku. Jest niewysoka, bialutka jak snieg. Cale zycie przepracowala jako sprzedawczyni w sklepie. W innym kraju mialaby niezla emeryture tutaj jednak ledwie 35 dolarow. Biedna jak mysz koscielna i choc ma daleko, do kaplicy chodzi pieszo. Jeden raz udalo sie jej przyprowadzic syna do kaplicy, ale pewne niefortunne slowo obrazilo go i wiecej sie nie kwapi. Mial operowany zoladek, wyglada na starca a mimo to sporo pije i jest wielkim zmartwieniem dla matki. Czasami zagladam do nich do domu, ktory jest tak samo biedny jak dom moich rodzicow. Nie oniesmiela mnie to a raczej rozczula, tym niemniej niewiele potrafie zrobic. Jura swoja dusze sprzedal szatanowi i bedzie dla mnie wielka niespodzianka, jesli sie dowiem, ze juz nie pije, i ze Zosia nie placze z tego powodu.
Ma zone i syna doroslego gdzies w naszeym Taszkienckim obwodzie. Niedawno odwiedzili sie wzajemnie i to byly najpiekniejsze wspomnienia jakie slyszalem z ich ust.
Czasami Zosia kladzie na oltarz notatke z prosba o modlitwe za mlodszego syna, ktory wrocil do rodzinnej wioski w Syberii i czesto stamtad dzwoni i pisze, bo tez mu tam nienajlepiej. Wzial za maz starsza od siebie rozwodke i wegetuje na wsi. Opiekuje sie cudzymi dziecmi a swoich juz miec nie bedzie.
To wlasnie ten mlodszy syn uprosil matke, by sprzedala duze mieszkanie i kupila mniejsze a roznice przekazala mu na Syberie. Z tego powodu zosia ze swym synem gniezdzi sie w jednopokojowej kawalerce. Latem Jura przenosi sie na balkon, tam mu wygodniej palic papierosy. Zima mieszkaja w jednym pokoju. Nad wyraz skromnie.
Pijana Polka na Bazarze
Na odpust do parafii zaprosilem dziennikarke z Minska Galine Kalewicz. Przywiozal ona ze soba mlodego kaplana ojca Denisa, z ktorym spedzili kilka dni wypytujac o katolikow napotkanych ludzi zwlaszcza na rynkach.
To byla karkolomna operacja i oboje z ksiedzem Biskupem obawialismy sie, by nasi goscie z Bialorusi “nie podpadli”, bo w odroznieniu od Bialorusi wszelka nadaktywnosc misyjna jest traktowana jako przestepstwo. Bogu dzieki nasz odpust Milosierdzia Bozego wypadl na Prawoslawna Wielkanoc wiec wiekszosc napotkanych ludzi reagowala w sposob naturalny na pozdrowienia i chec rozmowy ze strony gosci.
Rozdano wiele medalikow i obrazkow. Najwiekszy realny rezultat poszukiwan mielismy w sasiedzkim miescie Almalyku. W Angrenie najbardziej uderzajace bylo spotkanie, ktore znam z opowiesci, bo nie bylem swiadkiem. Ponoc na samym wejsciu na stary bazaar w Angrenie siedzie kobieta, ktora skupuje butelki czy moze jakims innym towarem targuje, nie pamietam. Twierdzila jednak, ze jest Polka, ze jej przodkowie pochodza z Krakowa i ze chetnie by sie zapoznala z ksiedzem. Dostala adres i telefon. Minelo pol roku a kobiety ani widu ani slychu.
Ponoc po twarzy widac bylo, ze pije duzo. Tym nie mniej czekam.
Walentyna i Aleksy “cudotworca”.
Kolejna parafianka jaka dostalem w spadku po Franciszkanach prowadzacych grupe w przeciagu okolo trzech lat, to Walentyna – kucharka. Jej wyglad to aluzja do zawodu. Okraglutka, niewysoka z pieknym usmiechem, zlotymi zebami i krecona krotka fryzura.
Wczesniej uczeszczala na zebrania koreanskiej wspolnoty Prezbiterianskiej.
Przychodzi na nabozenstwa lojalnie raz w tygodniu, bo na dwa przejazdy jak twierdzi jej nie stac. Tez ma charakterek dosc surowy tym niemniej ze wszystkich mych parafianek najlagodniejsza. Maz zginal na kopalni wiec nie miala lekko. Ostatnio znalazla sobie wdowca z Taszkientu i wyglada na szczesliwa. Na koledzie podobnie jak Lidka i Swietlana otrzymala z mych rak sakrament malzenstwa. Oprocz Taisji, Swietlany i Zosi jest moim trzecim “pierwszokomunijnym dzieckiem”. Prowadzilem ja do sakramentu spowiedzi niemal pol roku. Odbylo sie to w przeddzien Wielkanocy. Nie popedzalem, kobiety poprosily same motywujac slusznie, ze nareszcie beda “jak wszyscy ludzie” uczestnikami a nie widzami na Mszy sw.
W wiekszosci wypadkow przychodzi na Msze z wnukiem Danielem. Pare razy przyprowadzala podlotka-wnuczke, ktora jednak robila wrazenie spiacej krolewny, miala mine niezadowolona i nie pojawiala sie wiecej. Na Wielkanoc zjawila sie mama Daniela a na Boze Narodzenie przyszedl tez “nowy maz”, ktory owszem “polubil katolikow” ale glownie po to by im sprzedac “patent na gaz” z kanalizacji.
Chcial go sprzedac najpierw Koreanczykom i nawet pokazywal mi umowe na 30.000 dolarow i zdjecia z pobytu w Seulu ale ponoc partner przepadl z powodu “kryzysy swiatowego”. Patentem interesowali sie rowniez Niemcy ale chyba sie wycofali z podobnych przyczyn. Na placu boju pozostali Polacy. Mezczyzna odwiedzil Ambasade, bo go moj kolega na moja prosbe umowil na spotkanie, ale ponoc nic z tego nie wyszlo, bo rozmowca nie spodobal sie naszym urzednikom. Rzeczywiscie brak zebow, niewyrazna wymowa, emocje i biedny stroj czynia z tego pana dziwaka. Jakos trudno uwierzyc jego slowom, ze scieki z jednego 100 tysiecznego miasteczka moga dac wiecej metanu niz Rosja rocznie sprzedaje Polsce.
Swietlana z corka
Kolejna parafialna ekscentryczka to Pani Swieta.
Lojalna wobec proboszcza niewysoka, chuda jak palec “postrzelona” osobka.
Podobnie jak Lidka i Wala ma ruda fryzure. Biegajace chytrze pod okularami oczki zdradzaja chytrosc przemieszana z wysokim intelektem. Podaje sie za Rosjanke ale mam wrazenie, ze podobnie jak w przypadku “nieboszczki” Lidki jest tam spora domieszka tatarska. Swietka nie uczeszczala na nabozenstwa Baptystow, ktorzy sa prekursorami naszej wspolnoty i najblizszymi sasiadami. Ja od samego slowa “Baptysta” po prostu “trzesie”. Nie wiem skad ta “nienawisc”. Moze to po prostu spadek po ZSRR czyli z czasow, kiedy Baptystow przedstawiano “publicznosci” w szkolach i mediach jako “ludozercow”. Mam przez to klopot, bo staram sie o dobrosasiedzkie stosunki z Babtystami a babci sie to wyraznie nie podoba. Nie skrywa rowniez swej antypolskosci, ktora “wyssala” z rosyjskiej telewizji. Tym niemniej jak wspomnialem na poczatku sympatyzuje mi bardzo. Pomimo drobnych sprzeczek i chwilowego bojkotu chodzi lojalnie tak jak Walentyna na Msze sw. “raz w tygodniu”.
Nie jest glupia, oczytana i lubi “gadac co mysli” zwlaszcza gdy na podroz do kaplicy strzeli sobie strzemiennego…
Jej drugi malzonek Michal jest do niej w wielu sprawach zwlaszcza w stosunku do kielicha podobny, ale mimo obietnic do kosciola nie chodzi. Chodzi natomiast wierna kopia charakteru mamusi Natalia, corka. Natalia ma trojke dzieci i lojalnego meza. Czlowiek wyglada na cierpliwego, bo znosi alkoholizm malzonki jako cos naturalnego i nawet chetnie przystawal na pomysl, by ochrzcic w naszym kosciele najmlodszego syna i przyjac sacrament malzenstwa z mych rak. Planowalismy to wszystko w trakcie koledy i chcielismy szczegoly omowic latem. Jednak pomimo, ze Natalia latem uczeszczala do kaplicy, to temat jakos nie wracal.Glownie z powodu, ze ja go nie inicjowalem patrzac z trwoga na rozwoj sytuacji.
Anna i Zenia
Anna to moja “rezerwowa parafianka”, ktora takze dostalem w spadku.
Odwiedzilem ja kilkakroc i ona tez przyszla jeden raz do kaplicy na odpust. Radze sie z nia w kwetsiach papierkowych, bo jest ksiegowa. Gdy trzeba to chodzi w moim imieniu do hakimiatu czyli do Urzedu Miejskiego. Jest metyska pol krwi Chinka i pol Rosjanka. Z wygladu bardzo sympatyczna ale tez mocno obrazona na Sasze Niderkwela naszego parafialnego stroza. Mieszkala z nim jakis czas dwa lata na terenie parafii jako konkubina. Na poczatku dziwilem sie, ze Franciszkanie toleruja takie niejasne sytuacje matrymonialne na terenie parafii, ale z czasem zrozumialem, ze wiekszosc wspolczesnych par sredniego pokolenia w Uzbekistanie ma takie uwiklania i trudno znalezc “swietych, ktorzy garnki lepia”, by solidnie strozowali.
Ania ma coreczke z pierwszego malzenstwa. Dziewczynka nazywa sie Zenia i jest malutkim 8-letnim pieguskiem. Wczesniej bywala z mama na wszystkich nabozenstwach, lecz gdy u Saszy pojawila sie nowa konkubina, rowniez Metyska, Ania zrezygnowala z uczestnictwa w zyciu parafii i mimo licznych zachet z mej strony nie przyprowadza tez dziecka.
W zyciu Anny jak w zyciu wiekszosci parafian tez miala miejsce wielka tragedia.
Zginal tragicznie jej przyrodni brat, ktory wyjezdzal na zarobki do Moskwy. Ledwie tylko wrocil pochwalil sie swym zarobkiem jednemu z dawnych kolegow od butelki a ten niewiele myslac zaszlachtowal go zabral przywiezione z Moskwy pieniadze i odplynal w sina dal. Na ten raz udalo sie czlowieka zatrzymac ale wiele podobnych historii konczy sie inaczej. Wielu mordercow chodzi po ulicach Uzbekistanu lub innych panstw post-sowieckich zupelnie bezkarnie jak o tym napisze za chwilke…
Aleksy i Karalowa
Nasz jedyny Metys z uzbeckimi korzeniami do 12 lat zyl w okolicach Charkowa i Bielgorodu. Jak wyznaje z dziecinstwa nie znal ani uzbeckiego ani rosyjskiego, bo w tamtych okolicach ludzie na wsi rozmawiaja po ukrainsku. Przyjechawszy w rodzinne strony ojca chlopca w sposob energiczny krewni zaczeli uczyc muzulmanskich zwyczajow. Spoznione obrzezanie wywolalo na zawsze wstret do miejscowej kultury, jezyka i krewnych. Od tej pory poszukiwal zawsze kontaktu z europejczykami. Pociagalo ja to co lubila mama a znaczy rowniez spotkania Baptystow. Pierwsza malzonka Niemka zmarla bardzo wczesnie, nie pamietam okolicznosci choc mi opowiadal. Druga Rosjanka przezyla z nim 30 lat, mieli wspolne dzieci ale inne poglady na zycie. Aleksy nie znosi, gdy malzonka pije. Wyglada jednak na to, ze nie jest typem dominujacym. Ustapil, wyjechal do Bekobadu, do mamy i nasza parafie odwiedza tylko raz w miesiac, zapewne w tym czasie, gdy pobiera rente. Mieszkanie rowniez pozostawil malzonce i nic od niej nie oczekuje. Jedyne co go czeka to rozwod jaki ma miec miejsce w polowie pazdziernika, czyli za 2 tygodnie od chwili gdy te slowa pisze. Paradoksalnie Aleksy nie przezywa. Mam wrazenie, ze sie zmeczyl. Ponadto parafianie dosc dawno juz plotkuja, ze Aleksy ma romans z kolezanka z pracy o ktorej opowiem za chwile.
Roza i dzieciaki
Jeszcze zima Aleksy zapowiadal mi, ze przyprowadzi do kosciola swoja przyjaciolke z pracy. Opisywal mi ja szczegolowo i nie moglem zrozumiec dlaczego to robi. Mialem wrazenie, ze chce otworzyc moje serce i rece dla ludzi, ktorych nie widzialem na oczy. Skarzyl sie, ze sa bardzo biedni i warto by ich wesprzec, ze maja wiele dzieci i ze dzieki nim nasza parafia sie podwoi. Rzeczywiscie. Roza, Tatarka, z corka i wnuczka zjawily sie w polowie marca, wlasnie w tym czasie gdy nadeszly pieniadze z Caritas dla chorych. Podobnie jak na Boze Narodzenie poprosilem, by parafianie zebrali wszelkie recepty i diagnozy swej choroby i by plik dokumentow z podaniem o pomoc przyniesli do kosciola. Nikt ode mnie nie wymagal tej dokumentacji, ale ja chcialem uczulic parafian na to, ze pomoc ma byc tzw. “adresowa” czyli personalna i na leczenie wlasnie a nie na wodke, czy “wielkopostne zabawy”. W kilku przypadkach moje obawy byly w pelni uzasadnione.
Roza choc na moje pytanie czy choruje wyliczyla caly “bukiet” chorob wlasnych i corki podania nie zapelnila, pieniadze jednak chetnie przyjela i jakis czas a dokladniej 3 miesiace chodzila na nabozenstwa bardzo sumiennie. Latem znowu poprosila o wsparcie. Dwakroc jej pomoglem. Wzruszylem sie zwlaszcza gdy mi powiedziala, ze juz kilka dni nie ma za co chleb kupic. Bylem zapraszany na urodziny do niej i nawet bardzo chcialem przyjsc, cos jednak mnie zawsze powstrzymywalo. Aleksy, gdy pojal, ze ja wielkich pieniedzy nie mam nalegal, bym doniosl biskupowi o sytuacji i ja to poslusznie uczynilem. Owszem, pewnego razu pod koniec czerwca Roza porozmawiala z Biskupem podczas gdy nasza parafie odwiedzal razem z o. Tadeuszem moim poprzednikiem w Angrenie. Rezultat byl smutny. Ja dostalem porade, by jej nie dawac pieniadzy, a Roza coraz rzadziej pojawiala sie w kosciele. Owszem, gdy byla oaza dla dzieci, na moja natarczywa prosbe przywiozla taksowka do Taszkientu dwu nieznanych mi wczesniej pociotkow i siostrzenice. Te tatarskie dzieci bardzo ladnie sie zachowywaly na oazie. Mocno sie z nimi zaprzyjaznilem totez poswiece im oddzielna opowiesc.
Wracajac do Rozy to chce powiedziec, ze tak dlugo odkladana “koleda” w jej domu odbyla sie niespodzianie pod koniec wrzesnia. Roza mieszka niedaleko kliniki dzieciecej. Szlismy pieszo do jej domu jakies 25 minut od kaplicy. Widac bylo wokol wiele niedokonczonych rozwalonych budowli. Ona pokazujac na nie chwalila sie, ze to jej rak dzielo, bo jako operator dzwigu razem z Aleksym pracowala w ekipie budowlanej. Pracowala poki nie spadla z wysokosci 4-tego pietra. Ma od tej pory bole w pasie i inne dolegliwosci. Mimo chorob i biedy tak kobieta po 50-tce trzyma sie dzielnie. Nic wiec dziwnego, ze zauroczyla naszego Aleksieja i bezwiednie spowodowala pewne plotki na jego temat. Dom w ktorym mieszka od kilku lat nie ma gazu choc istnieje instalacja. Odlaczane sa te domy, w ktorych wiekszosc mieszkan jest zdewastowanych i pustych, lub zasiedlili je nielegalnie bezdomni. Roza ma spory dlug za elektrycznosc a to glownie z powodu zimy. Sa instalacje CO ale cieplo tez jest odlaczone i ludzie grzeja sie wylacznie piecykami alektrycznymi. Nic dziwnego, ze co drugi dzien w miescie nie ma pradu. Moj parafialny stroz jest szefem brygady, ktora odlacz prad ludziom takim jak Roza, za dlugi. Tym niemniej takich “przestepcow” jest kilkadziesiat tysiecy, czyli polowa mieszkancow. Nie sposob taka prace wykonac za jeden sezon.
Wszystko co tam widzialem jakos daleko przypominalo moje dziecinstwo. Ci ludzie nic sobie nie kupuja procz jedzenia. Nie robia zadnych remontow. Na zycie zarabiaja robieniem na drutach i wystukiwaniem dekoracji na tablicach nagrobkowych. Pierwszy raz w zyciu widzialem w tym domu reczna, elektryczna przedzalnie. Corka Rozy 24-letnia Roza ma alergie na owcza welne a jednak musi to robic by sie utrzymac. Roza bawi dwie wnuczki. Starsza trzyletnia Alinka, corka Rimmy(ta od alergii) wychowuje sie bez ojca, bo ten jest bezrobotnym narkomanem. Mlodsza Andzela ma dwa latka. Jej mamie a starszej corce Rozy poszczescilo. Ta zyje z mezem i ma prace ale za granica. Bylem swiadkiem wzruszajacej sceny, gdy Roza wyznala, ze juz dawno nie dzwonila do corki i ja wyjalem swoj telefon, by jej to udostepnic to wtedy rozmawialo glownie dziecko slowami, ktore dyktowala babcia. Twarz dziecka wyraznie nosila slady sierocego syndromu. Rodzice opiekuja sie osrodkiem wypoczynkowym w Kazachstanie, w okolicy gdzie wystepuja gorace zrodla, w dali od osiedli ludzkich. Bogatych klientow przywoza im na smiglowcach. Oni sami moga opuscic osrodek wedle kontraktu nie czesto. Angren odwiedzaja raz na pol roku. Takiego bezrobocia, kiedy to pol miasta siedzi bez pracy, nigdy zapewne nie widziala Polska.
Zapytalem Roze o jej meza, spodziewajac sie, ze jak czesto bywa porzucil ich lub sie rozwiodl. Zaskoczyla mnie mowiac, ze kilka lat temu zamordowano go w sasiednim budynku. Ponoc tego dnia poklocil sie na rynku z sasiadem koreanczykiem i ten mu obiecal rozprawe. Uderzono go w glowe cegla, bez swiadkow. “Nie zlapany, nie zlodziej” mawiaja Rosjanie i choc Roza ma pewnosc, kto zabil jej meza nic zrobic nie moze. Musialaby milicji zaplacic sporo pieniedzy, zeby ktos wszczal sledztwo i by ono bylo skuteczne. Ta biedna kobieta moze tylko plakac.
Siedzielismy z nia na balkonie, na ktorym wiekszosc Uzbekow spedza lato. Balkony sa zaszklone ale przez szpary wiatr swista i zima nie sposob z niego korzystac.
Nazywala swego meza “zlota raczka” i widac, ze jej go brak. Z dekoracji najbardziej podobaly mi sie doniczki zrobione ze starych plastykowych plyt gramofonowych. Wygiete do gory pod wplywem ciepla mozna wyginac z formy przypominajace muszle. Dziurka z dolu plyty pelni funkcje drenazu tak jak byc powinno. Gdy ja za to pochwalilem, po raz pierwszy na twarzy zobaczylem usmiech.
Fedja, Ravszan I Ruslan
W tej samej dzielnicy na pol opuszczonych czteropietrowych domow, troszke blizej trasy Taszkienckiej mieszkaja Fidullin, zwany Fiedia i Ravszan, pociotkowie Rozy. O Fiedii wiem malo. Tylko tyle, ze uczy sie w koledzu i wlasnie teraz jak wszyscy jego rowiesnicy spedza czas na “przymusowych feriach” przy zbiorce bawelny.
Bylem swiadkiem niesamowitej sceny, ktora mi przypomniala pielgrzymke Jana Pawla II do Bialegostoku. Widok chrapiacych ledwie zipiacych autokarow stadami nadciagajacych od strony litewskiej i bialoruskiej granicy w 1991 roku na cale zycie pozostal w mej glowie. Az tu nagle ten sam widok na wjezdzie do miasta Angrenu i mnostwo policji regulujacej ruchem.
To byl karawan studentow wyjezdzajacych na zbior bawelny. Jak mi potem wyjasniono, nie tylko studenci jada ale wiekszosc pracownikow panstwowych nawet urzednicy. Jada w okolice dalekie od rodzinnych stron dla profilaktyki, by uniknac “ucieczek”. To wszystko jest niby dobrowolne, ale praca na plantacjach panstwowych w takim rezimie przypomina mi nieco opowiesci z czasow niewolnictwa. Sprzeciw moze byc surowo ukrarny. Razem ze studentami jada nauczyciele. Biora ze soba jak na oboz letni: materace, piecyki etc. Spia w barakach otzrymuja z ate prace grosze i jedzenie. Jest sporo osob, ktorym to sie podoba. Sa rowniez tacy, ktorzy daja lapowki po to by nie jechac. Dniowka w zeszlym roku wynosila srodnio 2 dolary a ilosc zebranej bawelny 30-100 workow w zaleznosci od wieku i sil pracownika. Trudno sie dziwic wladzom uzbeckim, to jest ich glowne bogactwo, z tego slyna na calym swiecie.
Ravszan ku memu zdziwieniu jest o rok mlodszy od skromnego Fiedii.
To jest tem polsierota, ktory towarzyszyl uzbekom przy zabijaniu owieczki na oazie a potem gotowal zupe i robil umiejetnie szaszlyki. Gdy pytalem skad to zna odrzekl, ze tato prowadzil kuchnie w jakiejs przydroznej stolowce i on mu zawsze pomagal. Gdy spytalem co teraz sie stalo z tata, chlopiec wyraznie posmutnial…
Odwozac dzieci po oazie do domu uslyszalem od nich wiele opowiesci, miedzy innymi, ze wczesniej chodzili do jakiejs wspolnoty protestanckiej a wiec znaja Chrystusa i ze do naszej parafii sa gotowi chodzic chetnie. Mowil glownie Ravszan, bo sniady Fidullin byl zawsze malo rozmowny ale bardzo grzeczny.
Sasza i Andzela
Sasza i Andzela to kolejni pociotkowie Rozy. Spelnila sie przepowiednia Aleksieja, ze z jej pojawieniem sie w parafii kaplica sie zapelni. Sa to cioteczni brat i siostra ale mieszkaja razem, bez rodzicow. Andzela ma 13 lat, Sasza choc nizszy 14. Oboje maja jasne piegowate buzie i blond wlosy. To sie zdarza w tatarskich rodzinach, bo sa w tym samym stopniu przemieszani z Rosjanami co na odwrot. Nie bez przyczyny rosyjski poeta Blok napisal w jednym z poematow: my dzikusi, my Sarmaci. To przemieszanie z tatarskimi plemionami w mojej opinii dokonalo sie tez w I Rzeczypospolitej, bo gdy patrze w lustro, to mam wrazenie, ze moi przodkowie tez pochodza z tych okolic. Moze dlatego tak latwo jestem akceptowany wsrod Tatarow.
Sluzby opieki spolecznej slabo pracuja, bo z opowiesci Rozy wynika, ze oboje rodzice Andzeli nie zyja a ona sierota sama mieszka, bez opieki doroslych. Kto ja karmi, kto jej gotuje? Tego sie domyslilem z opowiesci jej szkolnych kolezanek, ktore niedawno razem z Sasza do naszej kaplicy przyszly.
Sasza to jest ten chlopiec, ktory na naszych spotkaniach sobotnich po modlitwie “zmiata” ze stolu wszystko co popadnie i zawsze mu smakuje. Widac, ze chlopczyk rosnie, i ze jest niedokarmiony, podobnie zreszta jak i pozostale babcie, ktore przychodza do kaplicy. Prosba Jezusa: “wy dajcie im jesc” jest u nas wypelniana w sposob literalny, doslowny.
Bardzo pragnalem, by Sasza pojechal na oaze, on jednak pozostal, bo podobno choc ma rodzicow to oboje nie pracuja I on “musi dla nich zebrac”!
Wika i Go’zala
To sa wlasnie przyjaciolki Saszy, ktore opowiedzialy mi szkolne sekrety Andzeli i Saszy.
Nie poskapily tez opowiesci ze swego rodzinnego podworka. Ladnie urbane, czysciutkie “milaszki” nie przestawaly gawedzic ani na chwilke gdy tradycyjnie zasiedlismy by pic herbate.
Dziewczeta pojawily sie po raz pierwszy w kaplicy zupelnie niedawno, jakby na otarcie lez. Ja ich nie szukalem I nie agitowalem. Uprzedzilem, ze koniecznie musza powiadomic rodzicow gdzie byly i co robily zanim przyjda po raz kolejny. Odwiedziny takich maluchow w kosciele to plachta na byka dla wszedobylskich szpiegow. Ponoc niedawno znow odwiedzala nas “z urzedu” pewna Pani, ktora w hakimiacie beda ciagnac za jezyk, “czy aby katolicy nie zajmuja sie prozelityzmem”. Wika mimo ciemnych wlosow i czarnych oczu ma twarz blada I rosyjska powierzchownosc. Go’zala natomiast bardzo przypomina Uzbeczke.
Chetnie opowiedziala historie swego imienia. Okazuje sie, ze to tato Uzbek podarowal jej takie imie, ale nie zdarzyl ja nauczyc jezyka i obyczajow, bo go “krewniacy otruli” i tez jak zwykle nie bylo sledztwa ani zadnej sprawy. Go’zal, czyli “piekna” ma rzeczywiscie milutka buzie i glos. Widac sporo rosyjskich manier, co musi byc spadkiem po mamie I rosyjskiej szkole do ktorej uczescza razem z Wika i Sasza. Takich szkol w miescie jest kilka. Go’zal chodzila najpierw do 13-tki, prestizowej i platnej z nadzieja, ze bedzie lekarzem. Mamie jednak nie starczalo pieniedzy I teraz dziecko chodzi do 9-tki. Tutaj nadzieje na studia sa mniejsze i ten 12-letni podlotek juz o tym wie i mowi otwarcie. Go’zala jest prymuska a Wika ma jedna czworke.
Obiecaly mi ze opowiedza w domu, gdzie byly i jesli im pozwola to przyjda jeszcze. One podobnie jak Ravszan chodzily wczesniej do protestanckich wspolnot. Z chwila, gdy rozpoczely sie represje i kilka wspolnot zamknieto dziewczeta przestaly tam chodzic ale widac wyraznie, ze za kosciolem tesknia.
Wika, gdy zobaczyla jakie wrazenie zrobila na mnie opowiesc o smierci taty Go’zali chciala widocznie opowiedziec cos podobnego i przyznala sie, ze z jej ciocia i kuzynka postapiono podobnie. Niesamowite!
Nina i wnuczka
Wsrod “moich nabytkow” wymienie Nine – Polke, rowniez siwiejacy rudzielec. Pelni funkcje totumfackiej I stroza we wspolnocie prezbiterianskiej. Przy pierwszym “ekumenicznym” spotkaniu, gdy sie dowiedziala, ze jestem Polakiem rzucila mi sie niemal na szyje z radosci I tak jest do dzis przy kazdym spotkaniu. Ma wyrazny konflikt sumienia. Znalazla Chrystusa u Protestantow. Teskni za Prawoslawiem I czesto odwiedza katedre w Taszkiencie, gdy bywa w stolicy a od chwili spotkania ze mna w zime stara sie chocby raz w miesiac odwiedzic rowniez nasza kaplice.
Nie ukrywa, ze jej przelozona Swietlana pelniaca role kaznodziei patrzy na to krytycznie ale “przez palce”, bo bardzo sie staralem o dobre miedzy nami stosunki I nawet przywiozlem grupe parafianek z poludniowej Korei, ktroe ze Swietlana spedzily wspolnie sniadanie I suty obiad w miescie.
Nina miala sen pewnego razu I widac, ze jak na protestantke jest bardzo zabobonna.
Snilo jej sie mianowicie, ze lezala na torach, bo nie wiedziala na ktora strone przejsc. Gdy nadjezdzal pociag wrocila n ate strone z ktorej byla na poczatku I glos jej powiedzial: “mozesz chodzic ale nie przechodzic”. Tak sobie wytlumaczyla stosunek do katolikow. Obiecala, ze bedzie nas odwiedzac ale pozostanie protestantka!!!
Kto wie, ja jej nie ciagne. Ona sama sie do nas klei I roznie to sie moze skonczyc.
Latem kilkakroc przychodzila Nina w sprawie wnuczki. Miala ochote wyslac ja na oaze, ale sie wahala. Gdybym nalegal dziecko by z pozytkiem przezylo czas nawrocenia, jest wlasnie w takim wieku. Ja jednak nie nalegalem. Nie wiem czy zrobilem slusznie. W takich sytuacjach naleganie daje odwrotny skutek.
Luda Mirecka
Kolejny nabytek losu to Pani Ludmila Mirecka. Polka, ktorej przodkowie pochodzili z Kamienca Podolskiego. Pokazywala mi swoje dokumenty. Sama wyrosla w zsylce w Kazachstanie, potem z powodow rodzinnych wyjechala do Uzbekistanu. Polskie tradycje zna slabo, choc w dziecinstwie rozmawiala tylko po polsku w domu I jest raczej dumna ze swego pochodzenia. Podobnie jej syn actor Wladek, ktory mieszka w Taszkiencie. Do kaplicy Ludmila przychodzi rzadko. Ma daleko I jest troche ociezala. Do domu nie zaprasza, bo jak twierdzi zyje biednie, tym niemniej kazdy raz pozostawia w kaplicy spore ofiary I wyraznie sie wzrusza, “ze jest wsrod swoich”.
Parafianie znalezieni w Niemczech
Gdy bylem na urlopie w Niemczech udalo sie zorganizowac spotkanie z parafianami mojej wspolnoty rosyjskiej z Wolgodonska, ktora opuscilem 10 lat temu wyjezdzajac na Syberie.
To glownie tzw. “pozni repatrianci”. Pracujac wsrod nich w Wolgodonsku owszem, staralem sie poznac ich losy I pamietam, ze wiekszosc z nich formowala sie w tyglu zsylek I poniewierki ale nie zapisywalem szczegolow w pamieci. Teraz te szczegoly mnie zaintrygowaly. Jedzac z nimi plow w miescie Essen, zrozumialem, ze wiekszosc z nich ma sentiment do Uzbekistanu I fakt, ze teraz pracuje w Taszkiencie mocno ich poruszyl.
Dwie sposrod napotkanych po 10 latach parafianek przyznaly sie, ze dziecinstwo spedzily w w Angrenie, ktory rzeczywiscie mial opinie “niemieckiego miasta”. Jedna nawet obiecala, ze poda mi adres swej kolezanki szkolnej, ktora odwiedza cmentarz I groby rodzicow w pobliskim Dukencie!
To jeszcze zaden sukces, do spotkania nie doszlo I nie ma gwarancji, ze moi dawni parafianie pomoga mi w poszukiwaniu “resztek katolikow”. Tym niemniej sam fakt, ze jest taki trop w mojej przygodzie Sherlock Holmesa juz mi grzeje serce.
Jedna ze wspomnianych parafianek mieszka obecnie pod Stuttgartem I nazywa sie Roza Scheffer. Inna Roza Hadzijewa mieszka w okolicach Berlina I ma sie niezle, choc rozmawiajac prze telefon ze mna przez pol godziny nie przestawala plakac.
Szaulscy
Trzecia znana mi w miescie “polska rodzina” to Szaulscy Sasza, Lena I syn 7-latek zdaje sie Vadim. Madrzy ludzie, oboje programisci. Byli pierwsza katolicka rodzina w miescie w czasach ojca Stanislawa Kawy. Ten dal im chrzest, slub I czasami w ich domu odprawial. Potem dopiero w miescie pojawila sie rodzina Wytrwal, ich znajomi, ktorzy wspolnie starali sie o wyjazd do Polski. Wytrwalowie, ktorzy opiekowali sie miejscowa wspolnota baptystow przekazali opieke nad wspolnota Franciszkanom. Sprzedali im kaplice I szczesliwie emigrowali do Chorzowa. Sasza tymczasem, ktory pierwszy rozpoczal starania w pewnym momencie zwatpil I sie wycofal.
Trudno mi powiedziec, co bylo przyczyna rozterki. Zapewne poczucie polskosci I wiezi z kosciole nie san a tyle mocne, by rzucic wszystko na szale. Sasza ma swiatopoglad I wyglad sybaryty. Jego sympatyczna I ascetyczna zona ma wyglad tatarki I choc byla entuzjastycznie nastawiona do kosciola, to obecnie ciagnie ja do charyzmatow.
Na koledzie zadzierzgnelismy nic sympatii I potem widzielismy sie ze 3 razy ale do kosciola kazdy raz ida niechetnie. Tego sie nie da ukryc, ze cos w nich lub miedzy nimi peklo I ja poki tego nie pojme, nie naprawie. Do swych sekretow oni nie daja mi dostepu. Nie biora sluchawki gdy dzwonie, z rzadka grzecznie odpowiadaja na sms-ki. Mialem kiedys przygode, ze keidy ich odwiedzilem bez uprzedzenia to nie otwarli drzwi, choc mam wrazenie, ze byli w srodku. Wiecej juz na sile nie jestem w stanie zrobic. Pozostaje modlic sie I czekac cierpliwie na lepsze czasy.
Sasza i Sajora
Ostania “para z odzysku”, ktora ma szanse wlaczyc sie w zycie parafii wedle serca a nie po prostu z powodu pracy, to wspomniany stroz I jego najmlodsza konkubina Sajora.
Mama Sajory jest Rosjanka I choc wiekszosc rodziny nosi uzbeckie imiona, to nasza metyska chce byc europejka. Znaczy to, ze by chetnie chrzest przyjela I ochrzcila dzieci.
Jej status w parafii I w zyciu Saszy jest taki, ze mam zwiazane rece. Poki nie wezma slubu cywilnego nawet mowy byc nie moze o sakramentach. Wiem z koledy, ze chcieliby wziac slub koscielny. Sasza byl juz w 2 cywilnych zwiazkach a ten jest druga przygoda “pozamalzenska”. Trudno mi z nimi rozmawiac n ate tematy, bo uwiklanie w grzech I przy tym “niuswiadomiony”, zwlaszcza w wypadku Sajory jest glebokie. Nie wiadomo z czego zaczynac. Nie unikaja rozmow religijnych. Chetnie I duzo pytan zadaja zwlaszcza po nabozenstwach. Sasza uczestniczy prawie zawsze I mimo, ze ma przeszlosc “nielegala” w biznesie I nadal zajmuje sie piractwem, to widac, ze z wiekiem szuka prawdy I bezpiecznej przystani. Kto wie czy Sara nie pragnie go zwiazac ze soba na zawsze a wtedy…
To bylby cud jakis I wielki dar dla parafii, ktora jak widac cala od dolu do gory pokaleczona.
Ta para zawsze mi towarzyszy gdy odwiedzam ich sasiada Jurija I widac jak mocno Sasza ceni sobie swe niemieckie pochodzenie I katolckich przodkow.
Juz kiedys wspominalem, ze ma duzo dobrych cech I pod gruba powierzchownoscia sporo ciepla. Trudno mu sie jednak do tego przyznac I podobnie jak w wypadku z Szaulskimi pozostaje cierpliwie czekac.
Pastorzy
Swoja opieka obejmuje rowniez tutejszych pastorow.
To ladnie powiedziane. Opieka polega na solidarnosci z nimi czy zwyklej znajomosci. Jeszcze w pazdzierniku 2008-go roku zapoznalem sie z moimi sasiadami Baptystami I z pastorem Adwentystow Wladimirem.
Baptysci prowadza centrum rehabilitacji narkomanow I alkoholikow I oficjalnie sa zarejestrowani jako organizacja humanitarna, dzieki temu moga tez pozwolic sobie na minimalne duszpasterstwo w znacznie wiekszym wymiarze niz ja z powodu braku rejestracji.
Ich kaplica znajduje sie w glebi naszego osiedla I niewtajemniczony bedzie sie dlugo blakal po zakamarkam nic znajdzie ten adres. Napisow czy drogowskazow na glownej trasie nie znajdziesz ale miasto jest niewielkie I kto bardzo tego pragnie przyjdzie tu.
Sala modlitewna wysoka, miesjc siedzacych ponad 50, wszystkie zapelnione. Tak bylo gdy jeden raz trafilem na koncowke niedzielnej modlitwy. Pastor modlil sie w tym momencie z rzadzacych I to jest bardzo mile, ze tutejsi protestanci wydaja sie byc 100% patriotami, tym niemniej maja najwiecej trudnosci w wypelnianiu swej misji.
Jeden z nich skarzyl mi sie, ze za swa dzialalnosc prostytutki placa minimalny mandate rzedu 10 dolarow a protestanci przylapani na modlitwie w prywatnej posesji otrzymaja mandat wysokosci 1000 dolarow, co jest deprymujace.
Slawa ma okolo 30 lat, pomaga mu Gienadij, kilka lat mlodszy pastor.
Widuje ich czasem na ulicy, z rzadka wymieniamy sie sms. Najpiekniejsze objawy wspolpracy mialy miejsce na Boze Narodzenie I na Wielkanoc. Slawa I Gienadij byli u nas na wierczerzy wigilijnej a na wielkanoc dali zgode 11 osobom, by pojechali z nami autobusem do Taszkientu na nocne nabozenstwo.
Wlodzimierz przyjmowal mnie dwukrotnie na jesieni I wiosna. Zawsze dawal mi dobre rady I dzielil sie literature. Nasi parafianie, ktorzy bywali u Adwentystow opowiadaja, ze mozna tam uslyszec niepochlebne opowiesci o katolikach. Tym nie mniej mam nadzieje, ze znajomosc ze mna zmienila nieco swiatopoglad mlodego pastora ojca dwojki malych dzieci.
Za kazdym razem gdy tam bywalem u Wolodii, wysokiego blondyna bywali goscie. Pierwszym razem to byl koreanski pastor z Taszkientu, mlodszy od Wolodii ale chyba “wazniejszy”. Siedzial na skraju stolu z laptopem I przygotowywal sie do jakiejs konferencji. Tego wieczoru bylo sporo gosci u Wolodii I zrobil mi wielka grzecznosc, ze na kilka minut przyjal w domu.
Innym razem byl u niego kolega pastor z wyglady Uzbek pracujacy w sasiednim Almalyku. Uczestniczyl w rozmowie. Jedlismy chleb z dzemem I herbate bez cukru. Bardzo skromna goscina ale podobnie jak poprzednia serdeczna.
Kaplica jak na uzbeckie warunki sporych rozmiarow. Naliczylem 12 lawek. Na kazdej z nich moze siedziec po 6 osob. Nie wiem tylko czy wszystkie sie zapelniaja, bo nigdy nie trafilem tutaj na modlitwe. Adwentysci podobnie jak Baptysci maja kaplice ukryta wewnatrz osiedla I tez trzeba sie starac by ich znalezc. Zarejestrowani sa od dawna. Mam wrazenie, ze jeszcze w czasach sowieckich ale nastroj przygnebienia panuje I tutaj.
Wiosna Wolodia zostal przeniesiony do odleglego miasteczka Navoi a na jego miejsce trafil pastor Stanislaw.
Chlopak, ktory okazal mi najwiecej serdecznosci.
Dlugo sie wybieralem do niego. Gdy nareszcie udalo sie nam pod koniec wrzesnia spotkac, to mial mine mocno roztargnionego czlowieka. Pogadalismy 5 minut w korytarzu. Zapisal sobie moj telefon I prosil bym go odwiedzil za tydzien o 16.00 a najlepiej o 17.00, bo sobota to dla adwentystow dzien swiety I maja sporo interesantow.
Owszem przyszedlem akurat byla wigilia sw. Franciszka. Zabralem po drodze Nine, ktora strozuje u Prezbiterian. Stanislaw znowu byl roztargniony, bo przyszedlem zbyt wczesnie. Powiedzialem, ze sobie pospaceruje po okolicy on jednak nalegal bym posiedzial w kaplicy.
Razem z Nina zaczelismy ogladac ich spiewniki.
Pod numerem dwa byl hymn slonca sw. Franciszka podpisany data 1225.
Spiewnik byl zrobiony bardzo fachowo w Tule kilkanascie lat temu nakladem 25.000, bez nut
Okolo 300 hymnow. Znalazlem tam jeszcze kilka znanych mi piesni w tym oczywiscie Cicha Noc, Blisko Ciebie, Wszystko Tobie I pare piesni wielkopostnych.
Nina znala duzo wiecej I pare utworow sobie zaspiewalismy razem. To byla niewymuszona I przedziwna scena: dwoje Polakow katolik I prezbiterianka(z koreanskiej wspolnoty) siedza sobie w uzbekistanie u pastora Rosjanina I spiewaja piesni ze spiewnika adwentystow.
Nina miala sprawe do Stasa I szybko mu wyjasnila o co jej chodzi I zaraz potem wyszla. Ja przesiedzialem do 7-mej wieczorem a gdy zaczalem sie zegnac Stas zaproponowal, ze mnie odprowadzi wiec jeszcze 40 minut bylismy razem. Pokazalem mu nasza posesje, zapoznalem ze strozem Sasza. Ten z kolei rozpoznal w pastorze meza swej znajomej I sasiadki. To dodalo pikanterii naszemu spotkaniu. Gdysmy sie rozstawali, to juz nie bylismy sobie obcymi ludzmi. Ja wyznalem Stanislawowi, co zwykle robie bez skrepowania, ze czuje sie zagubiony w Uzbekistanie I nie bardzo wiem jak I co moglbym tu zrobic dla gloszenia Pana. Stas wyznal mi podobne odczucia co bylo rozbrajajace, bo przeciez urodzil sie tutaj ma obywatelstwo, zna obyczaje, tym niemniej jemu tez rece opadaja.
Opowiedzial mi historie pewnej inwestycji w samym srodku miasta Taszkientu. Zachecil mnie bym sobie obejrzal duzych rozmiarow swiatynie niedaleko od naszego kosciola, ktora wladze zaplombowaly I nie pozwalaja sie w niej modlic.
Wszyscy krewni Stanislawa juz wyjechali do Rosji I on sam ma taki zamiar w niedalekiej przyszlosci. Twierdzi, ze dla europejczykow, wyznawcow Chrystusa w Uzbekistanie robi sie ciasno. To byla trudna braterska rozmowa. Jeszcze teraz chodza mi po plecach ciarki.
Inny pastor z Angrenu to Aschat, Tatarzyn. Slyszalem o nim od Szaulskich a takze od pastora Piotra z Taszkientu. Wyprosilem na wiosne jego telefon od Baptystow I nie musialem sie wiele natrudzic, by go zaprosic do naszej kaplicy na sobotnie nabozenstwo. To bylo wiosna. Bylo nas zaledwie 7 osob w tym rowniez wspomniana Nina Prezbiterianka. Proponowalem Aschatowi, by powiedzial slowo, ale sie powstrzymal, byl wyraznie stremowany. Nabozenstwo bylo krotkie za to dluzej siedzielismy przy herbatce. Tam jezyki sie rozwiazaly I choc Aschat mial twarz smutna a ton zadawala Nina, to jednak na moim strozu pastor wywarl wrazenie I kilkakroc widywany w miescie przekazywal mi pozdrowienia.
Jego kaplica jest na drugim skraju miasta I nigdy tam nie bylem. To sa charyzmaci, o ktorych Prezbiterianka Swietlana wyrazala sie bardzo sceptycznie. Kiedy arendowali u niej pomieszczenie I jak powiada narobili wiele szumu I przyciagneli na nia nadmierna uwage sluzb kontrolujacych dzialalnosc miejscowych kaznodziejow.
Skoro wspomnialem Swietlane to dodam, ze odnalazlem ja w tygodniu ekumenicznym.
Jej kaplica przylega do Przedszkola, ktore wladze miejskie jakoby chcialo nam sprzedac.
Jednym z tematow rozmowy ze Swietlana byla wlasnie ta sprawa. Wysoka I krepa kobieta w moim wieku poczestowala mnie koreanskimi anczousami, kimczi I herbata. To wszystko bylo niesamowicie smaczne a cale domostwo mi tak mocno przypominalo Sachalin, ze sie nawet na chwile wzruszylem.
Jej opowiesci byly podobne do wyznan Stanislawa I rozmowa tez sie przeciagnela grubo ponad 2 godziny choc niezapowiedziana. Swietlana wyznala, ze od 2001 roku ani jednej parafii prezbiterianskiej nie udalo sie zarejestrowac natomiast sporo zlikwidowano w tym parafie w centrum Angrenu w dawnym kino-teatrze “Jubileuszowy”.
Historia tego kina I wspolnoty to temat kolejnej opowiesci.
Liczebnosc Prezbiterianskiej wspolnoty w centrum Angrenu dochodzila ponoc do 1000 parafian. Byc moze to wlasnie przyciagnelo nadmierna uwage sluzb specjalnych, spowodowalo deportacje koreanskiego pastora I odebranie licencji. Teraz ta swiatynia stoi pusta podobnie jak kosciol adwentystow w Taszkiencie. Owszem mieszka tam mlody pastor-tubylec Sasza Sin, prowadzi male grupy, ktore wpuszcza do srodka w wielkiej konspiracji ale krajobraz to iscie apokaliptyczny. Tutaj rowniez ciarki chodza po plecach gdy sie pomysli, ze te sciany do niedawna kipialy zyciem.
Umawialem sie z Sasza kilkakroc na spotkanie. Wymienilismy dziesiatki sms.
Sasza wyraznie sie obawia kontaktow ze mna, jest zaszczuty, ponoc juz zaplacil sporo mandatow, za to ze nadal pracuje w kosciele a dorabia sobie jako muzyk w pewnej “chrzescijanskiej restauracji”. Nie wiem co dokladnie on mial na mysli tak nazywajac kilka kawiarni. Prosilem go w maju, by mi pomogl przyjac grupe gosci z poludniowej Korei. Przeprosil, ze nie moze mi pomoc, bo wyjezdza do Taszkientu ale dal pare adresow.
Jakiez bylo moje zdziwienie, gdy kaznodziejka Swietlana, ktora bez kompleksow podjela sie zadania, na ktore zabraklo odwagi Saszy odwiozla nas wlasnie do tej restauracji gdzie Sasza Sin spiewa. Zamiast w Taszkiencie byl wlasnie tam I wyraznie byl zazenowany naszym spotkaniem. Ja potem dlugo sie w sercu smialem z tego zbiegu okolicznosci. Okazuje sie, ze to czego on tak sie obawial nastapilo, bez mojej I jego woli. Samo niebo wymusza nas bysmy sie lepiej zapoznali. Moi goscie z poludniowej Korei obcowali ze Swietlana a ja pewnie z pol godziny rozmawialem z Sasza, ktory jakby czujac swoja wine przede mna gubil sie w grzecznosciach I nie wiedzial jak sie ze mna grzecznie rozstac.
Tak oto doszlismy w mojej opowiesci do dwu “etnicznych” wspolnot koreanskich. Pozostaje wiec opowiedziec o kaplicy prawoslawnej o o jej pasterzu.
Ksiadz Witali podobno byl niegdys tokarzem. Jak to sie stalo, ze zmienil zawod nie wiem.
Umowilem sie z nim na spotkanie pod koniec pazdziernika, bo przy pierwszej wizycie w cerkwi nie zastalem go – chorowal.
Przy drugim spotkaniu ujrzalem odzianego w dzinsy I welniana czapeczke mlodzienca, ktory wszelako staral sie podniesc mi humor uzywajac mlodziezowego slangu. Pokazal swym zachowaniem, ze nie ma kompleksow I ze jest mu milo, ze do niego przyszedlem. Mi natomiast bylo glupio z kilku powodow. Bylem zazenowany “krzyczaca bieda” jaka zastalem. Pomek na kurzej lapce duzo gorszy niz ten w jakim nasza kaplica sie miesci. Krzyz z czarnego zelaza pomalowany na niebiesko I umieszczony byle jak na dachu
Parafianie na cmentarzu…
Najwiecej katolikow mam na cmentarzu.
Grobow z niemieckimi nazwiskami i z krzyzem na glowie sa setki jesli nie tysiace.
Moje odwiedziny w Niemczech potwierdzily te intuicje, zreszta, w latach 80-tych ksiadz Swidnicki chetnie przyjezdzal do Angrenu, tylko nie mam zadnej informacji do jakich miejsc i jakich parafian konkretnie. Wielce prawdopodobne, ze wiekszosc z jego parafian albo lezy na wspomnianym cmentarzu lub wyjechali do Niemiec.
Jakby tam nie bylo. W przeddzien jubileuszu beatyfikacji ojca Sopocki moje poszukiwania trwaja i nadzieja, ze uda sie zarejestrowac parafie choc malutka ale trwa.
Kazdego kto czyta te slowa prosze o zdrowaske za tych katolikow co na cmentarzu i za tych co jeszcze trwaja w tym umierajacym miasteczku.
Ks. Jarek Wisniewski - Taszkient
29 wrzesnia 2009 – dzien imienin blog. Michala Sopocko