Wybierz swój język

KOREANSKIE PORTRETY

Czyli “kamienne mosty”

 

Niedawno sporzadzilem portrety moich parafian z gorskiej parafii w Angrenie w wiekszosci niemieckiego, tatarskiego i polskiego pochodzenia.

Los kazdego z nich to jakas tragedia. Moglo powstac wrazenie, ze jestem na misjach otoczony wylacznie nieszczesnikami zlamanymi przez los. Dla calosci obrazu mej misji chce dodac opis zycia i charakteru innej grupy parafian, ktorzy w swej wiekszosci sa ludzmi tzw. “sredniego dostatku” lub wrecz milionerami.

Spotykaja sie w kazda niedziele o czwartej po poludniu w taszkienckiej katedrze i jedynym czlowiekiem, ktory na te liturgie przychodzi pieszo jestem ja.

Podworko koscielne zapelnia sie dzipami wyrozniajacymi sie zagranicznymi tablicami zoltego, zielonego i niebieskiego koloru.

Wiekszosc parafian z tej grupy ma wlasnych kierowcow, dziesiatki lub setki tutejszych pracownikow i gospodynie domowe. Sa to przyjezdni z Poludniowej Korei biznesmeni i dyplomaci. Ponoc mieszka ich w Taszkiencie 1500 osob. Okolo 10% sposrod tej grupy ludzi przyznaje sie do katolickiego wyznania.

Uzbekistan ma dobre stosunki z Korea, powiedzialbym wyjatkowo dobre.

Historia kazdego czlowieka oddzielny temat warty encyklopedii.

Sposrod moich 150-ciu koreanskich parafian kazdy jest dla mnie zagadka.

Podobnie jak na Sachalinie bardzo bym chcial przeniknac ich dusze i prowadzic do Jezusa. Z pozoru nie jest to trudne, bo Koreanczycy garna sie do kosciola.

Czy mi sie to jednak udaje, czesto mam watpliwosci, bo nie wiem jaki czas jest mi dany, by ich formowac i co moze zadzialac na nich w sposob skuteczny.

Zewnetrzne oznaki poboznosci moga byc mylace jesli nie poglebiac ich wiary i wiedzy. Mam chwilami wrazenie, ze zastalem ich w fazie stagnacji, ze im ten stan odpowiada, i ze sie tego juz nie da zmienic.

Pewien Kaplan powiedzial mi fraze, ktora miala dotyczyc Japonczykow, ze sa to ludzie, ktorzy “lubia chodzic po kamiennych mostach”. Mialo to znaczyc, ze nie lubia nowinek. Wola, zeby wszystko bylo dobrze zaplanowane i przemyslane.

Kazdy nowy Kaplan i nowe pomysly duszpasterskie to dla nich “rewolucja”.

Paradoksalnie, gdy tylko przywykli do polskich kaplanow, to z lekiem mysla co by to bylo, gdubu nagle pojawil sie na stale “swoj wlasny” z Korei.

Tak wiec fraza o kamiennych mostach w jakiejs mierze dotyczy rowniez Koreanczykow. Zauwazylem kilka ciekawych  rzeczy i sa to moje prywatne spostrzezenia. Wielu z nich dosc regularnie sie spowiada. Mimo bariery jezykowej staraja sie byc przynajmniej 4 razy w roku na spowiedzi.

Sa zdyscyplinowani. W swojej masie 150 potencjalnych katolikow minimum 30 zawsze mam na niedzielnej Mszy, bywa ze cyfra dochodzi do 50.

W grupie rosyjskojezycznej ten wskaznik jest duzo nizszy. Owszem bywa na rosyjskojezycznych nabozenstwach 80-100 osob, lecz przewinelo sie przez parafie nie mniej tysiaca. Podobnie sprawa wyglada z polska diaspora. Mamy trzy organizacje polonijne. Kazda z nich chlubi sie setkami czlonkow. Wszyscy lub prawie wszyscy identyfikuja sie z katolickim koscioem ale na jedna jedyna “polska Msze”, ktora jest odprawiana na druga niedziele miesiaca zjawia sie maksimum 20 osob!!!

Dziwi to I bulwersuje tym bardziej, ze do dzis mieszkancy Taszkientu nazywaja swiatynie “Polskim Kosciolem”!!!

Ludzie pochodzenia europejskiego przychodza lub nie w zaleznosci od nastroju duszy. W wypadku koreanskiej diaspory o nastroj nikt nie pyta. Chodzi sie jakby z obowiazku, poki nie nastapi jakies spiecie. Ono moze umknac uwagi ale jest.

Ladnie spiewaja. Maja przygotowane wszystkie czytania. Solidnie i bez moich staran rozdzielaja funkcje liturgiczne. Nigdy nie ma watpliwosci, ze nie bedzie komu czytac czytan czy nawet kazania. To ostatnie mam raczej za minus, bo gdybym sobie wywalczyl prawo gloszenia poprzez tlumacza, lub gdybym sam pisal teksty i tlumacz by dawal gotowe przemowienie lektorowi, to rezonans bylby wiekszy. Pytam czesto ministrantow o czym bylo kazanie i nie zawsze potrafia mi zrelacjonowac. Te czytanki dobierane przez samych parafian to juz tradycja 11 letnia i trudno ja zlamac, bo ten ktory czyta jest z tego bardzo dumny i to jest uwazane za przywilej raczej.

Jesli cos koniecznie chce powiedziec w nawiazaniu do niedzielnych czytan to robie to w ogloszeniach lub na katechezie dla ministrantow. Katechezy sa co tydzien po niedzielnej Mszy sw. Z poczatku trudno bylo zebrac mlodziez.

Po jakims czasie ten problem zniknal.

To bedzie jednym z pierwszych tematow jakie chce poruszyc.

 

1. Kim Min Son

 

Najstarszy ministrant  to 22 letni chlopak, ktory studiuje w Moskwie dziennikarstwo.

Jak wszyscy moi ministranci on rowniez urodzil sie w Korei, ale jako 9 letni chlopiec przyjechal z rodzicami do Uzbekistanu. Mieszkali najpierw na przedmiesciach we wiosce Yik-Ota.

Potem rodzice wykupili lokal w centrum Taszkientu naprzeciw znanego hotelu “Rossiya” i otwarli koreanska restauracje, ktora nazwali OAZIS.

Restauracja jest calodobowa, dobrze usytuowana. Mozna do niej dotrzec pieszo za 25 minut spacerkiem z kosciola. Dawno w niej nie bylo remontow meble sa zniszczone. Widac, ze klienci nie sa najbogatsi ale jest sporo stalych i wiernych przyjaciol. Przychodza tutaj jak do swego domu. Podobne odczucia mam rowniez i ja gdy odwiedzam Oazis.

Pierwszy raz bylem tutaj na koledzie a nastepnie na “imieninach” Jaroslawa Madrego, ktore urzadzilem 4 marca wedle julianskiego kalendarza. Chodzilo mi o to, by tam sprowadzic wszystkich ojcow Franciszkanow. Akurat mieli dzien skupienia w Taszkiencie I gdy zaproponowalem, by uczcic dzien Kijowskiego Ksiecia odwiedzinami w koreanskiej restauracji, oni na to chetnie przystali. Wiekszosc z nich pamieta tych parafian, bo w pierwszych latach, gdy kosciol nie byl do konca wyremontowany wlasnie w okolicy OAZIS mieszkali. Dom rodzicow Min Sona byl na tejze niezapomnienej ulicy Saperow. Ojciec Franciszek w trakcie tej imieninowej wieczerzy wyznal, ze pewnego razu a bylo to bodajze w 2000 roku ochrzcil jednorazowo grupe okolo 20 Koreanczykow.

Obecnie na miejscu plebanii i kaplicy rezyduje wspolnota Taszkienckich Zydow i tam spotyka sie na modlitwie.

Min Son przez innych ministrantow jest bardzo szanowany. Nazywaja go Hyong, czyli “starszy brat”. Min Song bardzo lubi liturgie i mocno sie stara, by wszystko bylo na tip-top. Potrafi cala godzine spedzic z ministrantami przede Msza, by odszlifowac wszystkie szczegoly. Podobnie zreszta bylo na oazie, ktora prowadzilem pod koniec lipca. Na moja prosbe Min Song zagitowal dwu mlodszych kolegow ministrantow. Sukces oazy sprawil, ze caly zespol liturgiczny zaczal do kosciola chodzic duzo chetniej. Zniknal tez problem frekwencji na katechezie.

Tato Min Sona pochodzi z Guan-dzu. Jest to drugie co do wielkosci koreanskie miasto.

Ma na imie Angelo I byl swego czasu starosta koreanskiej wspolnoty katolickiej i wielkim przyjacielem ojca Tadeusza. Rozumie troszke po rosyjsku ale jak wiekszosc Koreanczykow sredniego pokolenia mowic jednak nie potrafi.

Pragnie syna odprawic na 2 lata do Koreanskiej Armii totez wystaral mu sie o Akademicki Urlop. Dzieki temu Ming Son jakis czas spedza w Taszkiencie i jest bardzo pomocny w parafii. Duzo czasu udziela wspolnym sprawom jako tlumacz I nie tylko. Jest lacznikiem pomiedzy starszymi parafianami, ministrantami i mna. Bardzo by chcial byc kaplanem i wiele osob mu to mowi, ze bylby dobrym ksiedzem. Rodzice jednak nie wspieraja go na tej drodze i z racji na te koreanskie uzaleznienia pokolen mozna sie spodziewac, ze raczej nie uda mu sie zrealizowac marzenia o kaplanstwie. W Korei podobnie jak w Uzbekistanie pary malzenskie kojarzone sa raczej z inicjatywy rodzicow. Decyzja o studiach seminaryjnych musi byc rowniez uzgodniona z nimi. Glos starszych w tej kulturze nadal sie liczy w sposob nieporownywalnie wiekszy niz to jest w Europie. Chwilami jest to glos decydujacy.

Wspolnie z Min Sonem opracowalismy ostatnio strategie pracy z ministrantami.

W rezultacie pewnych ustalen wychodza oni do kosciola w niedziele zaraz po obiedzie a wracaja pozno po kolacji, ktora jemy wspolnie w roznych miejscach miasta. Ostatnio glownie w koreanskich restauracjach prowadzonych przez katolikow. Takich restauracji jest kilka. Zamawiamy tam sobie skromne posilki i zawsze mozemy liczyc na znizki.

Pewnego razu chlopcy zamowili sobie “kurze lapki” w nadziei, ze dostana “udka”. Jakiez bylo ich zdziwienie, gdy przyniesiono im ostro zaprawione w marchewce pazurki z kury.

Po Mszy swietej wedrujemy po zakamarkach odmawiajac rozaniec a potem przy posilku ja gawedze z nimi na temat czytan Mszalnych i daje im mozliwosc, by zadawali ciekawe pytania.

Pytaja mnie po rosyjsku a gdy w mojej odpowiedzi jest cos niejasnego wtedy Min Song tlumaczy to na koreanski.

Min  Son ma mlodszego o rok brata, ktory jest jego zupelnym przeciwienstwem. Timo, takie jest  jego imie, jest domatorem. Do kosciola owszem chodzi ale rzadko i bez entuzjazmu. Lubi spedzac czas przy komputerze. Studiuje w Moskwie prawo. Ciekawa rzecz, ze choc z rodzicami obcuja obaj po koreansku, to miedzy soba bracia rozmawiaja po rosyjsku. Jest to ogolna tendencja w koreanskiej diasporze. Nie znane mi sa do dzis przyczyny dlaczego koreanczycy tak latwo sie asymiluja w innych spolecznosciach zwlaszcza wsrod Rosjan. Mozna dodac, ze w warunkach Uzbekistanu sa dzisiaj najsilniejsza rosyjskojezyczna grupa. To ludzie zazwyczaj pracowici i inteligentni choc moze sie zdarzyc, ze jakis egzemplarz chamstwa tez sie wsrod nich trafi.

Nazwisko Kim to najpopularniejsze nazwisko w Korei. Moze oznaczac zloto, pieniadze jak i ulubione warzywa czyli kapuste, z ktorej robi sie salatke o nazwie Kim-czi.

Jest to moje ulubione danie.

 

2. Regina, Hiso i Monika

 

Hiso ma 16 lat, jest synem Reginy.

Ta kobieta powaznie choruje onkologicznie. Miala przeswietlany zoladek i ostatnio czuje sie lepiej ale w oczach widac smutek. Ma wyraziste kosci policzkowe i smieszny dziewczecy warkocz w kitke. Zwykle jak wiekszosc koreanskich kobiet ubiera sie w spodnie i jasne zapinane na guziki sweterki. Ma okolo 50 lat. W parafii pelni role psalmistki. Posiada nieduzy sklepik niedaleko od restauracji Oazis naprzeciwko Bazaru na tzw. Hospitalce. Co ciekawe w tym rejonie wlasnie mieszka mnostwo Koreanczykow i dziesiatki jesli nie setki malych sklepikow i barow naleza do nich. Czasami zartem ten rejon Taszkientu nazywam “Chinatownem”.

Bylem u niej na koledzie z grupa 7 parafianek. Widac bylo golym okiem, ze dom nie jest bogaty ale goscinny, bo tradycyjny koreanski stol uginal sie od wielkiej ilosci potraw.

Juz pewnie wspominalem, ze kuchnia koreanska rozpoczyna sie od drugiego dania a wlasciwie od salatek, ktorych ilosc i smak robi wrazenie. Zupa podawana jest na koncu. Ciekawy ksztalt maja lyzki. Sama raczka lyzki bywa czesto cieniutka a uszko masywne i mocno wygiete niemal pod katem prostym. Koreanczycy czesta jedza prawa reka uzywajac paleczek do chwytania salatek i miesnych, ryzu lub rybnych dan. Rownoczesnie w lewej dloni trzymaja lyzke i siorbia ze smakiem ostre zupki. Siorbanie nie jest czyms nagannym, choc moze sie zdarzyc, ze w towarzystwie Europejczyka beda sie pilnowac i nie czynic halasu.

Moja nauczycielka koreanskiego tlumaczyla to w ten sposob, ze to halasowanie a nawet glosne puszczanie bakow za stolem ma zblizac ludzi.

Podobno Koreanczycy rzadko zapraszaja gosci do domu i ze raczej wola wspolnie pojesc w restauracji. W Korei jest mnostwo tanich jadlodajni. Rowniez rozmowy o biznesie dokonuja sie w takiej atmosferze. Zaden koreanski biznesmen nie podpisze kontraktu zanim ze swoim partnerem nie zje obiadu lub kolacji.

Sprawdzilem na sobie, ze ten mechanizm funkcjonuje rowniez w relacjach z parafianami a zwlaszcza z mlodzieza o czym juz byla mowa.

Latem poswiecalem sklep Reginy, w ktorym glownie sprzedawane sa polprodukty i gotowe salatki. Ludzie przychodza do niej tez “na lody”. Dziwne sa te koreanskie lody i do dzis nie bardzo pojalem z czego sa zrobione. Koreanczycy nie stosuja w swej diecie zadnych potraf mlecznych wiec I lody sa specyficzne. Mam wrazenie, ze procz slodkich owocow i kruszonego lodu plywaly tam tez kawalki miazszu z fasolu, ktory jest tu nazywany tofu.

Hiso rowniez byl na oazie letniej i nalezy do najaktywniejszych ministrantow choc jest mocno roztargniony. Gdy odwiedzal miasto pewien francuski misjonarz to wlasnie Hiso i jego starsza siostra Monika pomagali mi go oprowadzac po miescie. Oboje niezle wladaja angielskim. W przeciwienstwie do chudej i niewysokiej mamy oboje sa solidnej budowy ciala, zwalszcza Monika. Maja zywa mimike twarzy, rzadki dar u Poludniowych-Koreanczykow. Wyczuwa sie w ich obecnosci silna energie, dobroc i dobrodusznosc, ktora zapewne odziedziczyli po mamie.

Oboje sa sasiadami Min Sona. Tato rowniez praktykujacy katolik mieszka jednak w Korei i odwiedza ich po kilka razy w roku.

 

3. Stefano

 

Tato Stefano pracuje w Namanganie. Prowadzi tam jakas firme i z rzadka odwiedza zone i dzieci. Dwoje synow i mama Michaela mieszkaja na Czechowa kilkaset metrow od Oazis jesli isc w strone kosciola.

To jeden ze starszych ministrantow. On rowniez ma 16 lat. Pochodzi z Taegu. Czwarte co do wielkosci miasto w Korei. Przyjechali do Taszkientu razem z mama zaledwie rok temu wiec maja jeszcze klopoty z jezykiem. Stefano jest wysoki, uczuciowy i bardzo komunikatywny. Ponoc w pierwszych dniach oazy, gdy dowiedzial sie, ze sie zamartwiam z powodu braku dyscypliny w grupie, schowal sie w kacik pokoju i zaplakal.

Mama Stefano trzyma w domu cala biblioteke katolickich ksiazek i widac, ze sie pasjonuje religia.

 

4. Hyono i Agata

 

Hyono pochodzi z Inczonu. To miasteczko oddalone o 20 km na poludniowy wschod od koreanskiej stolicy. Tam sie miesci miedzynarodowy port lotniczy. Nie mogl byc na oazie, bo spedzal lato u babci w Korei. Jest jednak bardzo lojalny. On tez ma 16 lat. Maluje na brazowo wlosy, ma mlodsza siostre, ktora nosi duze okulary i ma wlosy pomalowane na blond. Czesto pomaga w kosciele przy zbieraniu ofiar. Ta procedura odbywa sie w sposob bardzo ciekawy. Przede Msza sw. wszyscy wchodzacy biora ze stoliczka u wejscia ulotke z tekstem czytan, spiewniczek oraz cos w rodzaju okladki na notesik. Na okladce jest ladny czerwony krzyzyk.

Do tej okladki wklada sie ofiare, by zachowac pelna anonimowosc i sie niesie w kolejce dokladnie tak samo jak ustawiaja sie ludzie do komunii. Zbierajaca ofiary klania sie kazdemu podchodzacemu w pas i on jej odpowiada takim samym uklonem. Ofiare przekazuje bardzo uroczyscie w dwu dloniach nie podnoszac pochylonej glowy. Taca ma ksztalt duzego garnka obszytego bialym materialem z niewielkim otworem na gorze, by sie nic nie wysypalo. Inna ciekawostka koreanskiej Mszy sw. jest brak pozycji kleczacej. Na kolana padaja jedynie ministranci. Pozostali sie gleboko sklaniaja zarowno w momencie przeistoczenia jak i przed komunia swieta.

Rodzice Hyono prowadza kwiaciarnie pol drogi miedzy Oazis, sklepikiem Reginy i domem Stefano. Mama Agata jest lektorka w naszej wspolnocie. Przez mikrofon czyta ona intencje Mszy swietej oraz wydaje polecenia:”wstac, siadac”! Jest to typowy element liturgii w krajach Dalekiego Wschodu. Drugim typowym elementem, ktory w Taszkiencie raczej znika sa biale przezroczyste chusteczki narzucone na glowe i nie zawiazane pod szyja a swobodnie lezace na glowie. Po komunii swietej Agata czyta rowniez dosc dlugi werset poezji eucharystycznej, ktory wykonywany jest pod akompaniament organow. Maz Agaty jest katolikiem ale do kosciola nie chodzi co kobiecie sprawia przykrosc. Czasami wypowiada taka mysl, ze brak sukcesu w pracy jest spowodowany wlasnie brakiem modlitwy ze strony meza.

Wszyscy czworo sa filigranowi, chudzi, wrecz rachityczni i sympatyczni z wygladu.

Syn podobnie jak mama ma kudlate dlugie wlosy. Corka i tato typowe, proste.

Hyono ma chrzestne imie Paolo. To on pomagal naszemu Biskupowi latem urzadzic wycieczke po koreanskiej stolicy, za co zostal zestrofowany przez zazdrosnego staroste.

Tym niemniej wyczuwam ze strony tej rodzinki podobna energie jak ze strony Reginy czy mamy Stefano…

 

5. Maria Michaela i Uno

 

Kolejny 16-to latek ma na imie Uno, na chrzcie nazwano go Jozef.

 Jego mama Maria Michaela dlugie lata pelnila wazne funkcje we wspolnocie miedzy innymi skarbnika. Ma ona nierowny charakter i czasami zle wplywa na syna w tym sensie, ze nie pozwala mu uczestniczyc w pewnych akcjach parafialnych. Na oaze na ten przyklad nie pojechal on ze wzgledu na mame, ktora glosila plotki, ze na oazie dzieci nie beda sie sluchac wychowawcow i ze naucza sie od rosyjskich dzieci pic alkohol i palic papierosy. Obawiala sie, ze bedzie brud na terenie sanatorium, ze dzieci beda pic zanieczyszczona wode z kranu, i inne tego typu niesprawdzone legendy.

Jak z tego widac, Koreanczycy nie sa aniolami, choc gdy pierwszy raz widzac ich na modlitwie skupionych z przepieknie zlozonymi dlonmi i przymknietymi oczyma mozna odniesc wrazenie, ze sie jest w klasztorze kontemplacyjnym a nie w zwyczajnej parafii. Pod plaszczykiem skupienia kryje sie burza uczuc, ktorym ludzie Dalekiego Wschodu owszem daja upust ale raczej w intymnej, domowej atmosferze. Jesli sie kloca to raczej po katach lub przez telefon i rzadko mozna to zobaczyc. Publiczna obraza to dla Koreanczyka cos podobnego do “moralnej smierci” i moze rzeczywiscie doprowadzic do tego, ze czlowiek calkowicie usuwa sie z zycia publicznego czy towarzyskiego danej grupy na dlugie lata. Cos takiego dokonuje sie rowniez w naszej diasporze. Jest spora grupa obrazonych, ktorzy przyjawszy chrzest nie chca chodzic do kosciola ze wzgledu na tego czy innego czlonka wspolnoty z ktorym mieli “ciche sprzeczki”.

Uno jest milczacy ale niezmiennie usmiechniety. Ponoc jego tato jest czlowiekiem bardzo pozytywnym. Zajmuje sie fotografia lecz z powodu niejednoznacznych i nieadekwatnych zachowan zony leka sie chodzic do kosciola.

Maria Michaela na poczatku znajomosci byla dla mnie oschla i to wlasnie ona nalegala bym czesc Mszy sw. i Ewangelie czytal po rosyjsku, bo koreanski za mocno kalecze. Tym nie mniej wystarala mi sie z czasem o kursy w szkole na Quyluku, gdzie jestem najstarszym studentem w poczatkowej grupie. Sa tam przewaznie dwudziestolatki koreanskiego i uzbeckiego pochodzenia. Co mnie intryguje na kursach nie ma ani jednego Rosjanina tym nie mniej wykladowca zwraca sie do nas po rosyjsku!

Szkola jest duzych rozmiarow, trzypietrowa. Na wejsciu jest budka dla security, wszyscy studenci sa przepeszczani przez “metalowy wiatraczek” jak przy recepcji na obiektach wojennych. Musza miec tabliczki ze swoim nazwiskiem, zdjeciem zdjeciem i nazwa szkoly po koreansku. Tylko takich ludzi stroz wpuszcza do srodka.

Sa w niej tez kursy dla srednio i wysoko zaawansowanych a nawet grupa dla przedszkolakow.

Maria Michaela przyjazni sie z dyrektorka. Ja tutaj chodze dwa razy w tygodniu jako “wolny student” i kazdy raz mam dwie pary. Nie jestem prymusem, raczej na odwrot tym niemniej mam cicha nadzieje, ze uczeszczajac na kursy spowoduje tez pewne zainteresowanie kosciolem w grupie tubylczej koreanskiej mlodziezy. Tak wiec jest to misja w stylu chinskim. W Pekinie jest wielu studentow i wykladowcow, ktorzy w zyciu prywatnym sa misjonarzami a oficjalnie przybyli na studia.

Ponoc wladze uzbeckie wiedzac o tym usunely wielu wykladowcow zwlaszcza ze szkol jezyka angielskiego. Mieli klopoty wizowe na tym tle “szpiegomanii” i obawy “ukrytego prozelityzmu”rowniez niektorzy nauczyciele z Polski.

Nie jest to jedyna koreanska szkola w miescie.

Kiedys ich bylo znacznie wiecej.

 

6. Aaron

 

Syn najbogatszego i wplywowego parafianina Klemensa.

Razem z rodzicami mieszka w Taszkiencie od niepamietnych czasow. Swietnie rozmawia po rosyjsku, jest blyskotliwy ale niezbyt pobozny. Kilkakroc z grzecznosci uczestniczyl w mlodziezowych katechezach ale szybko sie zniechecil i zrezygnowal.

Rodzice Aarona podobne jak Min Songa prowadza restauracje 10 minut drogi od kosciola.

Pierwszy raz wlasnie tam bylem przedstawiony parafianom na Bozo Narodzeniowym Wieczorku. Restauracja nazywa sie Maru. Gdysmy byli tam z ministrantami gospodarz nie wzial od nas pieniedzy tlumaczac, ze kazdy raz kiedy ksiadz odwiedza jego restauracje zaczynaja tlumami przychodzic nowi klienci. Tym sposobem uwaza za udowodnione, ze to dla niego nie tylko zaszczyt ale rowniez zysk!!!

Obok restauracji klub golfowy z siedmioma stoiskami do gry w golfa na imitowanych komputerowo polach.

Bardzo popularne szalenstwo w Korei. W Uzbekistanie ten biznes dopiero raczkuje.

Nasz parafianin chwalil sie, ze zainwestowal cwierc miliona dolarow w te sprawe.

Niewatpliwie chcial podkreslic jak bardzo jest bogaty.

Chwalil sie rowniez pewnego razu, ze jest aktualnym mistrzem Uzbekistanu w tej dziedzinie sportu. Rzeczywiscie, moi parafianie sa bardzo wysportowani. Doslownie tydzien temu, gdysmy wyjechali na caly dzien w gory, by przezyc Polowa Msze sw. na lonie przyrody, to po modlitwie i posilku odbyly sie zawody w pilke nozna. Mlodziezy bylo 11 osob i doroslych mezczyzn tyle samo. Walczyli nie na zarty. Poziom byl wysoki. Wynik 2:2. Mlodziez pokonala na poprzez rzyty karne. Kobiety kibicowalu, niektore graly w badmintona. Potem wybrano dwie druzyny meska i zenska do gry baseball co ciekawe, reguly baseball’u zaadaptowali w ten sposob, ze grail ta sama pilka co do futballu. Trudno mi bylo sie zorientowac w regule tej gry ale widzialem jak bardzo sie oni tym sportem pasjonuja. To kolejne anglosaskie szalenstwo, ktore w warunkach Azji podobnie jak golf stalo sie symbolem wyzszej kategorii spoleczenstwa.

Podobno nasi Poludniowo-Koreanczycy maja w Uzbekistanie dziwne maniery dotyczace tytulomanii. Rzadaja by rosyjskojezyczni Koreanczycy, czy nawet Uzbecy, ktorych oni jako tanich robotnikow chetnie angazuja do pracy zwracali sie do nich per “Mister”. Dla przykladu: Mister Pak, Mister Li, Mister Ho. W relacjach miedzy soba mowia do siebie po imieniu dodajac koncowke “–si”, co jest odpowiednikiem japonskiego przyrostka “-san”. Tym sposobem ja do swych ministrantow moge sie zwracac grzecznosciowo Hyono-si, Uno-si, Min-song-si etc., oni zas do mnie zwracaja sie: “szimbunim”, co jest forma ugrzeczniona slowa Szin Bu: doslownie “Swiety Tata”.

 

7. Yu jin

 

Na mlodziezowe katechezy podobnie jak Aaron chodzila poczatkowo Yu Jin.

To bylo dla niej wyraznie meczace. Cale wakacje opuszczala nie tylko katechezy lecz rowniez niedzielne nabozenstwa. Rodzice przyjechali niedawno z Birmy i chyba nadal niezbyt sie zaaklimatyzowali. Dziewczyna ma 14 lat. Jest sympatyczna swietnie mowi po angielsku, ale wyraznie zamknieta w sobie podobnie jak Aaron. Nie udalo mi sie z nia znalezc wspolnego jezyka. Nie udalo sie to rowniez moim ministrantom.

 

8. Iohan i David

 

Katechezy mlodziezowe sa glownie na temat niedzielnej Mszy swietej. Przede Msza mam rowniez katecheze dla dzieci pierwszokomunijnych. Jest ich dwoje. Ich chrzestne imiona: Iohan i Dawid. Iohan jest o rok starszy, ma jasna cere i jest bardziej zrownowazony. Dawid jest ciemniejszy, piesci sie na lekcjach i robi mi psikusy. Lekcje prowadze bez tlumacza, bo dzieci niezle znaja rosyjski. Tym nie mniej wszelkie materially do katechezy biore z koreanskich podrecznikow. Prosze ich by po kolei czytali biblijne opowiesci lub odmawiali kolejno pacierzowe modlitwy i 10 przykazan. Powoli i zmudnie idzie mi ta katechizacja. Tym niemniej nic zrozumienia miedzy nimi a mna jak rowniez rodzicami istnieje. Oni dobrze wspolpracuja w nauce i wychowaniu dzieciarni i to daje mi moc satysfakcji. Widze, ze poprzez te zajecia sa jakby mocniej zwiazani z parafia i zmotywowani do uczeszczania na Msze sw.. Zdarza sie owszem czasami, ze tato, ktory wyraznie jest mniej od mamy pobozny, przywozi dzieci na katecheze i nie doczekawszy sie Mszy swietej odwozi dzieci do domu. W wiekszosci jednak wypadkow pozostaje na liturgii i lojalnie z reszta parafian sie modli.

 

9. Clara i Sophia An

 

Nazwisko An pochodzi z jezyka chinskiego i oznacza pokoj.

Rzeczywiscie, pasuje ono do tych parafianek, ktore od wielu lat zajmuja sie w Taszkiencie strzyzeniem fryzur swych ziomkow i bogatych Uzbekow. Sa to rodzone siostry.

Jedna z nich jest samotna mama i wychowuje dwu chlopcow. Mlodszy z nich uczeszcza do rosyjsko-jezycznej szkoly starszy do angielskojezycznej. Oboje maja powyzej 16 lat ale na katechezy nie chodza. Marze, by to sie kiedys stalo ale na razie nie wiem jak sie za nich zabrac. Ponad pol roku nie bylo ich w kosciele podobnie jak ich mamy i cioci. Na koniec jednak przyszli wszyscy czworo na spowiedz i od miesiaca widze ich systematycznie spozniajacych sie i szemrzacych podczas modlitwy na ostatniej lawce. Starszy syn ma krepa budowe ciala i malowane na brazowo wlasy. Mlodszy, skromniejszy w zachowaniu, chudy i wyzszy znaczniej mniej ekstrawagancki.

Jedna z siostr ma twarz owalna inna ostre rysy.

Ktora jest starsza, ktora mlodsza nie potrafie zgadnac, choc nie sa blizniaczkami tym nie mniej myle zawsze ich imiona. Raz na 3 miesiace korzystam z ich uslug. Tutaj rowniez nie place, bo to w koreanskiej kulturze “nie wypada” brac pieniadze od kaplana.

Mam wrazenie, ze takie traktowanie kaplanow jest “spadkiem” po buddyzmie.

Widywalem w Korei wedrownych mnichow, ktorym ludzie chetnie dawali ofiary w metro i na ulicy. Wystarczylo, ze mnich uderzyl w glucho brzmiacy drewniany bebenek i ludzie podchodzili w milczeniu obdarowujac mnicha ofiara i poklonem.

Obie sa niezmiernie dynamiczne i zyczliwe.

To, ze czasem znikaja z parafii wynika byc moze ze slabej wiedzy o kosciele, bo chrzest przyjmowaly niedawno w Taszkiencie. Inna przyczyna, ze pol roku temu Marcello zachowal sie w kosciele niedyplomatycznie wobec jednej z nich. Skrytykowal on publicznie w trakcie ogloszen jej niedbala maniere czytania Pisma Swietego. Ta historia to ilustracja mej opowiesci o Marii Michaeli.

Trzeba przyznac, ze w parafii mamy sporo ludzi obrazalskich.

 

10. Anes Mun i Juliana

 

Jednym z liderow naszej wspolnoty jest Anesa Mun.

Podobnie jak Min Son pochodzi z okolic Guan Dzu.

Slowo Mun, to popularny chinski hieroglif oznaczajacy wrota czyli brame.

Warto zaznaczyc, ze koreanczycy w chwili zawierania slubu nie zmieniaja nazwisk a wiec maz I zona nazywaja sie roznie. Dzieci otrzymuja nazwisko taty.

Anes ma szpakowate, malowane wlosy. Jest chuda jak Regina. Jej maz jest pracownikiem sfery Bankowej.

To kobieta w moim wieku, ktora przez pol roku szlifowala moj koreanski na prywatnych korepetycjach.

Ona rowniez w “ramach korepetycji” informowala mnie o wielu skrytych aspektach i osobliwosciach naszej wspolnoty. Nie, nie byly to plotki, ale bardzo ostrozne rozmowy. Dawkowala mi te wiedze bardzo ostroznie i dyskretnie nikogo nie raniac. Koreanczycy bardzo sie krepuja swych kaplanow, zwlaszcza gdy maja im cos przykrego do zakomunikowania. Wola dlugo i uparcie milczec, nawet gdy to sie wiaze z cierpieniem.

Ma meza poganina i mlodszego syna, ktory do kosciola tez nie chodzi. Katoliczka jest jej starsza corka Juliana, ktora tylko raz spotkalem w kosciele na wakacjach. Studiuje ona w New Yorku i poniewaz jest tam sama ten fakt spedza sen z powiek jej mamy.

Anesa podobnie jak wiekszosc parafian plci obojga pasjonuje sie golfem, co jest dosc droga przyjemnoscia. Jedne odwiedziny na polu golfowym kosztuja w Taszkiencie 50 dolarow. W Korei taka przyjemnosc kosztuje kilkaset dolarow. To dodatkowo podnosi prestiz osoby i nobilituje. W moim odbiorze to swego rodzaju snobizm, tym niemniej faktem jest, ze Anesa zabiera na golfa swe kolezanki katoliczki i tak spedza wolne chwile swego zapelnionego po brzegi kalendarza. Jest oprocz tego wolontariuszka u siostr kalkutek. Wyklada w koreanskim centrum jezykowym a takze w szkole do ktorej zapisala mnie Maria Michaela. Jedna kadencje byla staroscina naszej wspolnoty. Do niedawna odpowiadala za liturgie wyznaczajac chetnych do czytania i przenoszenia darow. Dobrze orientuje sie w komputerze, przestudiowala dokladnie moja stroniczke w internecine. Tlumaczy na koreanski niektore moje teksty.

 

11. Anna i Teresa z Seulu

 

To dwie nasze parafianki, ktore juz powrocily do Korei, ale podtrzymuja przyjacielskie stosunki z pozostalymi w Taszkiencie czlonkami wspolnoty. Gdy mialem jeden dzien wolnego w drodze powrotnej z Tajwanu do Taszkientu to one wlasnie zorganizowaly mi pobyt w Ansanie i w Seulu.

Anna ma jest nauczycielka koreanskiego. Dwa dni w tygodniu zajecia w szkole dla dzieci niepelnosprawnych. Jej maz pracuje w biurze. Mieszkaja opodal parafii sw. Ducha, ktora odwiedzal Jan Pawel II, maja syna studenta ekonomii.

Teresa jest sekretarka i menedzerem w pewnej firmie.

Na moja prosbe wykonala wiele telefonow do moich starych znajomych w Korei oraz kupila lekarstwa dla parafianek z Angrenu.

W tych czasach gdy byla w Taszkiencie byla lekorka i psalmistka.

Wyraznie lubi sie udzielac w kosciele.

 

12. Marcello Han

 

Marcello to bardzo elegancki, zadbany pan. Do niedawna starosta diaspory, trzykrotnie wybierany na to stanowisko glownie zapewne ze wzgledu na jego neutralny stosunek do parafialnych grup i dobre uklady w koreanskiej ambasadzie. Przyjechal do Uzbekistanu z duza grupa pracownikow Daewoo, potem gdy firma upadla zalozyl wlasny biznes zwiazany z telefonami komorkowymi. W tej sferze pracuje rowniez maz innej parafianki Kryspiny.

Mieszka obok Alayskiego rynku a wiec troche na uboczu wzgledem pozostalych Koreanczykow i jest sasiadem Anesy Yong. Mieszka z synem i z rodzona siostra. Malzonka mieszka w Korei i on czesto ja odwiedza. Jest to “latajacy holender” i jako lider grupy dal sie zapamietac swa niezwykla pasywnoscia oraz permanentna nieobecnoscia. Stad jawny upadek inicjatyw. Jego “zasluga” jest rozwiazanie Legionu Maryja i wielu podobnych grup.

 

13. Pedro i Teresa

 

To ludzie w stylu Marcello. Owszem nie podrozuja tak wiele. Sa zawsze w niedziele w kosciele, pewne jednak cechy wspolne z Marcello daja sie zauwazyc w zachowaniu Pedro.

Pedro to nowy starosta, ale wiesc gminna niesie, ze to raczej jego malzonka wszystkim rzadzi zakulisowo pociagajac umiejetnie struny intryg sobie tylko znane.

Dochodza mnie glosy, ze nie jest mi przychylna i choc obcujemy malo potrafi mi to dac odczuc. Szara eminencja. Kobiety koreanskie choc z reguly ciche jak myszki maja wlasny swiat i potrafia swoje idealy i pragnienia realizowac nie wychodzac z cienia.

Nie wolno powiedziec, by Pedro byl pasywny, bo zbiera liderow systematycznie po dwa razy w miesiacu. Ma jednak podobna wizje swiata i kosciola jak Marcello.

Redukuje co sie da, tlumaczac to swymi licznymi zajeciami. Wszelkie uroczystosci jakie trafiaja sie w ciagu tygodnia przenosi-kumuluje na niedziele, co owszem dla wielu jest wygodne ale raczej nieuczciwe wobec reszty.

Pedro jest wysoki i krepy jak slon, pali papierosy jak parowoz. Ma czerwona cere i wielkie mocno podkrazone oczy. Gdy mowilem o anielskich gestach i pseudo - skupieniu na Mszy oraz wulkanicznych sercach to mialem glownie na uwadze takich ludzi jak Pedro.

Udalo mi sie zobaczyc ten wulkan w akcji. Pare dni po wybuchu znowu widzialem “malutkiego kupidyna” ze zlozonymi raczkami i niewinna buzia dziecka.

W trakcie kilku miesiecy “rzadzenia” diaspora Pedro udalo sie doprowadzic do lez Agate, Marie Michaele i Marie Kwak. Ta ostatnia wspolnie z przyjaciolka Helena bojkotuje od miesiaca niedzielne nabozenstwa wlasnie ze wzgledu zachowanie Pedro. Ciekawa rzecz, ze do niedawna ci wszyscy ludzie zyli w wielkiej przyjazni i zdawalo sie, ze tworza jeden klan. Na koledzie u Marii Kwak byli wlasnie jej obecni adwersarze Pedro i Teresa. Byla tam rowniez Maria Michaela. Nie bede skrywal, ze naszemu sloniowatemu aniolkowi udalo sie do lez doprowadzic rowniez mnie. Tym niemniej niewiele sie da zrobic, bo na takim stanowisku kazdy kolejny kandydat moze sie okazac nieobliczalny wedle zasady “honores mutant mores”(punkt widzenia zmienia sie w zaleznosci od zmiany siedzenia).

Proboszcz mnie przed tym przestrzaga i nie radzi zwalniac obecnego lidera a raczej robic swoje i cierpliwie czekac na kolejne wybory.

Pedro z poczatku byl wspolnikiem Klemensa z Maru, obecnie ma wlasny biznes – wytwornie kim-czi. Jest nestorem naszej wspolnoty lecz rowniez przykladem dezertera. Ze wzgledu na konfliktowy character przez 8 lat bojkotowal grupe i chodzil na rosyjskojezyczne nabozenstwa.

 

14 Johan, Veronika i Franciszka

 

Jednym ze starostow wspolnoty w przeszlosci byl Johan, maz Weroniki.

Oboje bardzo sympatyczni ale wewnetrznie skloceni. Weronika pochodzi z buddyjskiej rodziny i czesto wytyka mezowi, ze ze wzgledu na niego przyjela katolicyzm a teraz to ona wiecej sie modli i wieczej uczeszcza na nabozenstwa. Weronika byla liderka Legionu Maryi. Wyczuwam z jej strony wiele sympatii i juz dwukrotnie bylem u niej w goscinie. Nie zapraszano mnie na kolede ze wzgledu na nieobecnosc Weroniki w Taszkiencie. Boze Narodzenie spedzila ona w Korei. Maja syna w USA na studiach i corke Franciszke w Szwajcarii. Ma ona w tym roku zakonczyc studia.

Johan dojezdza codzien do swej firmy w Yangi Bazarze, Weronika prowadzi gospodarstwo domowe i jak wspomnialem spedza sporo czasu w kosciele. Procz niedzielnych nabozenstw odwiedza siostry kalkutki w kazdy wtorek po poludniu gdzie grupa kobiet odmawia rozaniec lub koronke. Siostry opowiadaly mi ze kilka osob przyjezdza o godzine wczesniej i szybciutko odchodzi, by nie spotkac swych adwersarzy. To jakby dalszy ciag nieporozumien jakie maja miejsce w kosciele i ciagna sie latami.

Ta rodzina podobnie jak wielu innych Koreanczykow z duza sympatia wspomina ojca Tadeusza, Franciszkanina, ktory od kilku lat przebywa we Lwowku Slaskim. W czerwcu biezacego roku odwiedzal Taszkient, bo przywiozl grupe 2 starszych panow - dzieci sierot uratowanych z niewoli sowieckiej dzieki zolnierzom Armii Andersa i dziennikarza Wojtka. Wspolnie odwiedzali i filmowali te miejsca jakie zapamietali z dziecinstwa. Udalo sie im odszukac niektore nagrobki krewnych I znajomych.

Johan byl wyraznie wzruszony przyjazdem ojca Tadeusza. Podobnie jak Tato Min Sona i siostry An fryzjerki powrocil on do wspolnoty wlasnie dzieki interwencji Tadeusza.

Niestety to kolejny przyklad czlowieka zrazonego do kosciola na skutek konfliktow i niezdrowych ambicji.

 

15. Laurencio i Serena

 

Laurencjo jest ode mnie o rok starszy. Jest sniady, krotko strzyzony. Lubi ubierac ciemne spodnie i bordowa koszulke. Jest jednym z liderow w parafii, czlonkiem 5-cioosobowej Rady Parafialnej. Obecnie przejal funkcje skarbnika. Przyjazni sie zarowno z Johanem jak i z Klemensem co znaczy, ze utrzymuje poprawne stosunki ze skloconymi obozami w parafii.

Jest dziennikarzem pisze artykuly do codziennej gazety koreanskiej, ktora ukazuje sie w Taszkiencie i dzieki niemu codziennie mozna przeczytac tam ogloszenie o naszej wspolnocie z mala mapka jak dojechac do kosciola.

Jego malzonka Serena, niska i chudziutka z drobna twarza i wielkimi okularami. Niesmiala, cichutka jak myszka uczestniczyla dwukrotnie razem z Anesa Mun, Weronika i Weneranda w wycieczkach do mej gorskiej parafii w Angrenie. Podarowala mi tez plastykowy garnek do gotowania ryzu. Podobny mielismy na Sachalinie.

Cieplutki ryz jak w termosie moze w nim stac nawet 3 dni.

 

16. Klemens Pak, Paulo i Veneranda

 

Klemens jest kolejnym czlonkiem Rady Parafialnej.

To jedna z najmlodszych par jakie dolaczyly do nas w tym roku wiosna. To koledzy Anesy Mun. Oni tez zajmuja sie praca w Koreanskim Banku. Latem, gdy Weneranda byla na leczeniu w Korei stalo sie nieszczescie w ich domu. Pewien mlody Rosjanin uzbrojony w ostry noz napadl na ich mieszkanie korzystajac z rusztowan, ktore staly na podworku. Z samego rana, gdy ludzie udaja sie do pracy przeniknal przez okno do pokoju bogatego czlowieka i zastal tam 15-letniego syna. Niewiele myslac poderznal mu gardlo z obu stron a poniewaz chlopiec sie bronil ugodzil go jeszcze tym samym nozem w okolice serca.

Ta przygoda mocno zlaczyla w cierpieniu cala nasza grupe. W szpitalu ONZ codziennie dyzurowaly rozne delegacje z kwiatami I z zyczeniami powrotu do zdrowia. Chlopiec wszystkich wital ze wstydliwym ale szczerym usmiechem. Wyspowiadal sie i przyjal komunie. Ponoc w chwili napadu odmawial poranne pacierze. Byc moze to go uratowalo. Tak sadza niektorzy parafianie.

Mama Paulo wrocila czym predzej z Seulu i nocowala przez tydzien w pokoju szpitalnym na kanapie. Rana w okolicach serca byla niebezpieczna ale goila sie szybko natomiast dwie szramy na szyi do dzis nie daja zapomniec tego co sie zdarzylo. Ponoc za rok bedzie mozna zrobic operacje plastyczna. Rodzina pomimo przezytego stresu nie porzucila Uzbekistanu. W warunkach kryzysu swiatowego kazdy czlowiek ceni swa prace nawet w tak egzotycznym i dalekim kraju jakim jest dla Koreanczykow Uzbekistan.

Tajemnica sukcesu tych przyjezdnych ludzi jest zapewne wielka diaspora “tutejszych” Koreanczykow z dzielnicy Quyluk. Zostali oni deportowani z okolic Wladywostoku i Ussuryjska czyli dawnej polnocnej Korei. Mieli oni dosc czasu zeby sie zasymilowac i stworzyc podatny grunt dla politykow i przemyslowcow, ktorzy tu licznie przybywali i nadal sciagaja.

W samym Taszkiencie mieszka 80.000 tutejszych Koreanczykow.

W innych obwodach kolejne 220 tysiecy.

 

17. Lekarz Dae Fu

 

Katolikiem jest rowniez moj lekarz. Lekarzy tradycyjnej medycyny w Chinach nazywaja Dae Fu. Nie pamietam imion moich koreanskich lekarzy wiec umownie nazywam ich po chinsku. To ze lecza wedle tej samej metody co w Chinach widac golym okiem. Nawet karta chorego zapelniana jest chinskimi hieroglifami. Kilka miesiecy wiosna i latem chodzilem na zabiegi do koreanskiej kliniki. Zalatwila mi to Anesa i Kryspina, o ktorej opowiem kilka slow za chwile. Okazuje sie, ze ze wzgledu na duzy naplyw obywateli koreanskich lecz rowniez ze wzgledu na tubylczych koreanczykow Republika Korea utrzymuje bezplatna klinike otwarta dla wszystkich chetnych. Jest w niej kilku lekarzy, kilka pielegniarek i prawie dwadziescia lozek. Biorac pod uwage, ze zabieg trwa maksimum pol godziny a codziennie przyjmuje sie po kilka grup chorych mozna wyliczyc, ze liczba pacjentow dochodzi do 500 tygodniowo.

Kazdy raz gdy odwiedzalem klinike spotykalem kogos z parafian.

Procedury sa rozne. Glownie akupunktura, lecz rowniez swoiste “banki”, kapiele dloni w roztopionym wosku, masaze. Kazdy raz odchodzac otrzymywalem pakieciki z numerami 26 do 32. Sa to okraglutkie czarne tabletki lub jasno - brazowy proszek z zenszenia na podniesienie immunitetu.

Moj pierwszy lekarz byl mi zyczliwy ale niewiele rozmawialismy, bo zdaje sie nie znal angielskiego. Drugi byl bardziej rozmowny. Jest wysoki, ma dlugo rozwichrzona figure, donosny glos i sporo wagrow na twarzy. Poczatkowo robil na mnie wrazenie grubianina. Z czasem mialo sie okazac, ze sie mocno mylilem. Przynioslem mu kiedys tlumaczenie moich wierszy. Na nastepne przyjecie on mi w odpowiedzi dal wydruk swej biografii i dysk z filmem “Once”, jego ulubionym. To historia podworkowych grajkow. Dziewczyna wystepujaca jako glowna bohaterka jest w filmie emigrantka - Czeszka i z krewniakami obcuje na filmie w tym wlasnie  jezyku, co dodaje egzotyki. Jest tam kilka ladnych piosenek ale fabula jest cieniutka. Koreanczycy maja sentymentalne dusze i calkiem inne niz Europejczycy gusta. Z tekstu biografii wynikalo, ze jest katolikiem lecz niepraktykujacym. Takich ludzi najprawdopodobniej jest wiecej i ciagle mam poczucie winy wobec nich, ze nic dla nich nie robie, by ich osmielic i zachecic do chodzenia. Najsmieszniejsze jest to, ze kosciol miesci sie naprzeciw kliniki. Gdybym byl odwazniejszy to bym go wzial za reke i poprowadzil do siebie.

Bariera jezykowa jednak nazbyt mnie oniesmiela.

 

18. Kryspina

 

Maz Kryspiny podobnie jak Marcello jest przedstawicielem firmy targujacej telefonami komorkowymi najprawdopodobniej Samsunga. Nie bylem zapraszany na kolede, bo podobnie jak Weronika Kryspina spedzila swieta w Korei. Ktos z jej krewnych zmarl. Chodza do kosciola razem z mezem w miare regularnie ale na herbatke po Mszy pozostaja rzadko. Nie znam do konca przyczyny. W zadnych konfliktach raczej nie sa zamieszani ale byc moze je wyczuwaja i wola sie w nie nie mieszac.

Kryspina nalegala, bym latem powrocil na zabiegi, bo “doktor o mnie pyta”. Sadzilem, ze po wyjezdzie pierwszego ten drugi nie bedzie sie interesowal moim zdrowiem. Okazalo sie ze sie mylilem. Choc staralem sie w klinice nie zwracac na siebie uwagi, okazalo sie kilkakroc, ze wszyscy mnie tam dobrze “znaja i tesknia”.

Obecnosc “szimbunim” dla Koreanczykow to nobilitacja, nawet jesli tego nie daja po sobie znac, lubia na ten temat rozmawiac.

 

19. Maria Kwak

 

Maria Kwak to kolejna nestorka i lider parafialny. Niestety rowniez kolejny egzemplarz wrecz kanon-ikona obrazonego katolika. Jest odpowiedzialna za ministrantow.

Po konflikcie z Pedro nie pojawia sie i ministranci egzystuja dzieki Min Sonowi.

Jej maz Jozef byl kandydatem na staroste podczas ostatnich wyborow, ale sie wycofal ze wzgledu na zdrowie.

Pokazywal mi kolana pociete szramami, zdaje sie wymieniano mu rzepki i bardzo meczy go chodzenie. Z przyczyn zdrowotnych zredukowal tez swoj biznes. Mieszka w bezposrednim sasiedztwie OAZIS i dawnej kaplicy na ul Saperow.

Ma syna studenta w Londynie. To bardzo spokojny, zrownowazony czlowiek. Ojciec Andrzej, moj poprzedni, kapelan wspolnoty radzil biskupowi tego wlasnie czlowieka wyznaczyc na staroste. Niestety porzadek jest taki, ze koreanczycy sami wybieraja a Biskup moze jedynie zaopiniowac te lub inna kandydature. Nazwisko nowego starosty oglasza proboszcz na poczatku czerwac. Starosta sam dobiera sobie 5 wspolpracownikow.

Jak widac z tekstu wiekszosc parafian wysyla swe dzieci na studia do Rosji lub na Zachod. Tylko niektorzy studiuja w Taszkiencie, w drodze wyjatku.

Bylem na koledzie u tej rodziny.

Byl tam rowniez Pedro z Teresa, Maria Michaela i wspomniana wczesniej Helena…

 

20. Helena

 

Helena to jedna z niewielu “bizness woman” w mojej parafii. Nie wiem jakie sa losy jej meza. Wychowuje sama syna okolo 15 lat i o dwa lata mlodsza corke.

Przyjazni sie z Maria Michaela I z Maria Kwak. Do kosciola chodzi rzadko i raczej bez dzieci. Ma kilka sklepikow w miescie z drobnymi towarami skorzanymi: buty, torby etc.

Koledowalem u niej w domu a takze w sklepach wspolnie z jej przyjaciolkami w specjalnie wybrany na ten cel dzien. Do innych parafian wozila mnie Anesa Mun. To wlasnie wtedy po raz pierwszy dostrzeglem linie podzialu i konfliktu. Na koledzie poswiecilem jej stosunkowo skromne mieszkanie na metrze Oybek, niedaleko od salonu siostr An. Poswiecilem tez dwa sklepy. Jeden na odleglyn Czelanzarze i drugi na Bazarze Hospitalka. Zatrudnia u siebie Uzbeczki i Rosjanki.

Widzialem jedna z nich po kilku miesiacach i potwierdzila, ze teraz sprzedaje sie lepiej. Klientow przybylo. Troche sie balem czy moze odpowie mi ze na odwrot.

 

21. Anesa Yong

 

To ostatni sposrod 5 liderow, czlonkow Rady Parafialnej. Nie znam jej kompetencji i jest to moj bol, ze nie jestem wtajemniczany w tresc posiedzen Rady. W Polsce jest odwrotnie, to raczej kaplani malo mowia czlonkom Komitetow i nie daja zadnych uprawnien. Tutaj ja sie czuje jak “piate kolo u wozu” ale taka jest wlasnie “koreanska droga kosciola”. 225 lat temu pierwsi katolicy, ktorzy przyniesli wiare z Chin byli swieckimi arystokratami. Tak zostalo do dzis. Katolicy w Poludniowej Korei to generalnie rzecz biorac “elitarny klub bogaczy i uczonych”. Zwykli smiertelnicy z trudem przebijaja sie przez gaszcz zwyczajow i przywilejow, ktorych pojac prostemu ksiedzu z innego kraju i kultury moze kosztowac wiele lat poszukiwan i wysilkow.

Kiedys Pedro powiedzial otwarcie, ze Jarek-Szimbunim nie zna Koreanczykow i dlatego nie wie jak sie zachowac. Moi poprzednicy ponoc nie wtracali sie w sprawy zarzadzania wspolnota i Pedro ich za to chwali. Ja natomiast widzac trudnosci i konflikty nie moge sie powstrzymac od pokusy, by swoje 3 grosze wcisnac.

Anesa ma 46 lat wiec jestesmy rowiesnikami. Mieszka jak wspomnialem po sasiedzku z Marcello z mlodszym synem. Starszy studiuje w Seulu.

Maz jest dyrektorem firmy krawieckiej w Bucharze i co tydzien na weekendy przyjezdza do Taszkientu.

Ta rodzinka rowniez zapraszala mnie na kolede i bylem zaskoczony goscinnoscia.

Zwykle “koreanska koleda” polegala na poswieceniu scian i wedrowce do kolejnego domu. Podobnie jak w Polsce. Ja jednak poprosilem o prawo, by w kazdym domu posiedziec i pogadac. U Anesy Yong koleda trwala okolo 40 minut.

Aby zdjac z siebie podejrzenia o wielkich dochodach chce od razu zaznaczyc, ze w trakcie koledy nie ma zadnych kopert. Wszelkie skladki parafialne trafiaja po Mszy do kasy parafialnej.

Do mojej kieszeni trafiaja jedynie intencje Mszalne. Tego uzywam nap race z ministrantami.

Na inne wydatki Koreanczycy opodatkowuja sie i tym sie zajmuje dziennikarz Laurencjo.

 

22. Studenci

 

Mamy tez grupe przyjezdnych studentow.

Zdaje sie jest ich troje. Czesto prosza o spowiedz i zawsze przyjmuja komunie swieta. Integruja sie z trudem i szybko odchodza po Mszy swietej. Ponoc studia w Korei sa bardzo drogie i dlugie. Oni tu studiuja medycyne i maja male szanse, by z uzbeckim dyplomem nostryfikowac sie w Korei i podjac prace. Tym niemniej mamy taka grupe smialkow. Sa tutaj juz drugi rok.

Malo z nimi obcuje wiec nie znam ich imion ani charakteru. To jeszcze czas pokaze, mam nadzieje.

 

23. Bracia Protestanci

 

Znana jest opowiesc o bogatym mlodziencu a takze o uchu igielnym.

Patrzac na moich skloconych i niezwykle ambitnych parafian widze jak wiele prawdy sie miesci w tych przypowiesciach. Przy odrobinie misyjnego ducha nasza wspolnota moglaby byc o kilka razy wieksza, my jednak od lat zamiast rosnac tracimy kolejnych czlonkow.

To jakas mistyka ta klotliwosc. Wielokroc probowalem zwrocic uwage parafian na to,ze gdyby ich wiara byla szczera i gdyby lepiej sie odnosili do swych “slug”, to oni zamiast stac przy samochodach i palic papierosy w trakcie nabozenstwa zaszliby do kosciola do srodka i posluchali cos pozytecznego dla duszy. Tym sposobem liczba parafian podwoilaby sie i po wyjezdzie biznesmenow z kraju a taki dzien w koncu przeciez nastapi, byliby w Taszkiencie na ich miejsce jako ich wychowankowie i adepci. Te jednak “kamienne mosty” i mury wybudowane poprzez sztuczne pragnienie wyzszosci nawet w lonie kosciola psuje nam cala robote.

Z drugiej jednak strony nie trace nadziei, ze ku zdumieniu wielu z tej grupy tez moga wyrosnac powolania oraz ludzie swieci.

Taka nadzieje wlewa w moje serce zachowanie “konkurencji” czyli poludniowo-koreanskich misjonarzy, ktorzy maja kilkadziesiat parafii w Taszkiencie podczas gdy my tylko jedna.

O misyjnych wyczynach Protestantow - Koreanczykow w sasiednim Afganistanie dwa lata temu z trwoga dowiedzial sie caly swiat. Okolo 20 protestanckich misjonarzy bylo wiezionych przez talibow kilka miesiecy i zycie zachowali cena wielkiego okupu oraz wycofania koreanskich wojsk.

W Taszkiencie Protestanci Prezbiterianie zachowuja sie podobnie i przez to maja sporo trudnosci, co rzutuje negatywnie na losy wielu innych denominacji. Miejscowi muzulmanie sa zagniewani na tych pastorow, ktorzy wychodza poza ramy etnicznego getto i do swych koreanskich wspolnot wciagaja wielu etnicznych Uzbekow.

Poswiecilem tej sprawie oddzielny tekst. Musze przyznac racje, ze wulgarny prozelityzm zamyka raczej droge do nawrocenia. My katolicy mamy w Bucharze Centrum Dialogu miedzywyznaniowego. Podobne centrum pod egida prezydenta Nazarbajewa istnieje w Kazachskiej Astanie. Jest to zywy pomnik odwiedzin Jana Pawla II w Srodkowej Azji i jego apelu, by prowadzic taki dialog. To chyba jest wlasciwa droga naszego kosciola, tym niemniej Protestantom tez trzeba pogratulowac odwagi i pozazdroscic pewnych sukcesow na tych trudnych misjach.

 

Na marginesie

 

Na zakonczenie chce wrocic do ciekawego tematu pielgrzymek papieskich.

Jan Pawel II byl w Korei dwukrotnie. Po raz pierwszy na 200-lecie katolicyzmu w Korei w 1984 i w 1988 na Kongresie Eucharystycznym.

Pielgrzymki zrobily wielkie wrazenie na tyle, ze liczba katolikow w kraju na oczach sie podwoila. Koreanczycy sa bardzo otwarci na tego rodzaju spektakularne zdarzenia. Mysle, ze jest to cecha wspolna Azjatow.

 Prosze zauwazyc jak starannie Chinczycy przygotowali Olimpiade. Jestem swiadkiem Podrozy Ojca Swietego do Kazachstanu. Nie wiem jak wyrazic w cyfrach wzrost kosciola po tych odwiedzinach ale autorytet katolikow w tym kraju jest dzis wielki a przez to i nam w Uzbekistanie zyje sie lepiej.

8 lat temu gdy papiez Jan Pawel II byl w Astanie, z Taszkientu polecialy do Kazachstanu dwa samoloty charterowe. O tym by zapraszac papieza do Uzbekistanu raczej mowy nie bylo.

Teraz owszem jest planowana pielgrzymka Benedykta 16 do jakiegos kraju w Azji, bo to jedyny kontynent, ktorego on jeszcze nie odwiedzal.

Mowi sie o Wietnamie i o mozliwym przystanku na poswiecenie katedry w Karagandzie. Ja slyszac o tym nagabywalem naszego Biskupa, czy podobny przystanek nie bylby mozliwy i u nas, bo za rok konsekracja kosciola w Bucharze i otwarcie Centrum Dialogu. Ku memu zdziwieniu Biskup nie zachnal sie i nie wysmial mego pytania lecz calkiem powaznie i rzeczowo odpowiedzial: “to sprawa nuncjusza” a jest nim Antoni Mennini rezydujacy w Moskwie.

Moze ten koreanski cud powtorzy sie jeszcze w Taszkiencie.

Modle sie o to bardzo i czytelnikow do takiej modlitwy zachecam.

 

x. Jarek Wisniewski, Taszkient 22 pazdziernika 2009

www.orient.to.pl