STYCZNIOWE REFELKSJE
“Rozdzierajacy jak tygrysa pazur antylopy plecy jest smutek czlowieczy,
Nie brooklinski most, lecz na druga strone zycia przebic sie,
przez obledu noc to jest dopiero cos” (Edward Stachura)
1. Zagadkowa Korea
Nowy rok 2010 zaczal sie dla mnie nostalgicznie.
Caly Adwent chodzily mi po glowie te dziwne slowa Steda, i dotad nie wychodza. Pracuje i mieszkam w Taszkiencie posrod sporej diaspory Koreanczykow, ktorzy od wielu lat stanowia dla mnie zagadke. Od ponad roku jestem ich kapelanem.
Od kilku lat z przerwami studiuje ich obyczaje i jezyk.
Mialem juz z nimi bliski kontakt w Rosji zwlaszcza trzy lata na Sachalinie. Dwukrotnie odwiedzalem Seul i okolice.
Tym nie mniej niejednokrotnie az nazbyt bolesnie odczulem, ze jestem nic nie wartym Europejczykiem, ktory ich mentalnosci i jezyka nie jest w stanie zglebic. Oto zbliza sie kolejny ksiezycowy rok, rok tygrysa.
Nie ma to dla mnie jakiegos szczegolnego znaczenia. Nie studiowalem tych dalekowschodnich zodiakow, ale wiem, ze w kulturze azjatyckiej to cos bardzo waznego podobnie jak w maju “Dzien Chlopca”, lipcowy “Dzien Zakochanych” czy “Czusok”, czyli swieto zmarlych, ktore wypada w dzien jesiennego zrownania dnia i nocy.
Starosta grupy koreanskiej z wielkim namaszczeniem wyjasnial mi, ze katolicki kosciol w Korei zapisal te swieta do swego kalendarza, tym objasniajac wielki festyn parafialny jaki planowali po raz kolejny przeprowadzic w duzej auli sw. Antoniego przy taszkienckiej katedrze.
Aula byla zajeta, bo odbywal sie tego dnia koncert muzyki kameralnej.
Byla piekna pogoda wiec wszystko sie odbylo na placu przykoscielnym.
Parafianie przywiezli ogromna liczbe narodowych dan, tak jak Polacy na wigilie. Estetycznie rozstawili na kilku stolach.
Kazdy podchodzil jak w McDonaldsie, bral sobie duzy plastikowy talerz i nakladal paleczkami egzotyczne koreanskie dania. Przy tym “wypominkowym posilku” rozmowy toczyly sie nie tylko na temat zmarlych ale rowniez na biezace tematy. Ostatnio palace stala sie sprawa nieposluszenstwa starosty, ktory ostentacyjnie bojkotuje wiele moich prosb.
2. Cicha wojna podjazdowa
Jedna z nich bylo taka, abym byl zapraszany na zebrania “rady parafialnej”.
Co takiego super tajnego na tych zebraniach sie odbywa nie mam pojecia.
Fakt jest jasny, ze o wiekszosci waznych zdarzeniach wspolnoty ja jestem jedynie informowany czyli stawia sie mnie przed faktem dokonanym. Na przyklad: “Mysmy postanowili odprawic Msze sw. w gorach” wtedy i wtedy. Ja moglem zaproponowac inny termin, ale dla swietego spokoju zgodzilem sie na propozycje starosty. Potem byl planowany wyjazd na poswiecenie kosciola do Buchary. Ja sam zaproponowalem ten wyjazd i proponowalem pociagiem. Zbuntowany starosta bez mrugniecia okiem zakomunikowal mi, ze: “mysmy postanowili jechac pociagiem ale wracac samolotem”. Tym sposobem polowa chetnych sie wycofala, bo nie wszystkich koreanczykow stac na samolot. Sa to owszem ludzie dobrze sytuowani ale nie wszyscy jednako bogaci. Starosta nie ma tego wyczucia duszpasterskiego i popelnia mnostwo bledow jeden za drugim.
Cala wspolnota to widzi, po katach obmawia i jego i mnie ale sytuacja nabolala nie zmienia sie, bo, (uwaga, uwaga): “starosta jest starszy”!!!
Ni mniej ni wiecej ma 60 lat, a to dla Koreanczykow swiety wiek, wiek madrosci. Z takimi wiekowymi ludzmi, zaden mlodszy nie smie dyskutowac. Taka kultura. Wielokroc dawal mi to do zrozumienia, ze owszem ja jestem ksiedzem ale on JEST STARSZY! Rzecz nie do pomyslenia w Polsce.
Mysle, ze nawet w Korei kaplani sobie z tym radza, ja jednak jestem sparalizowany. Na dodatek moj przyjaciel ojciec Lucjan kilkakroc dal mi do zrozumienia, ze ja “powinienem sie uczyc” inkulturacji.
No coz, staram sie. Nie zawsze mi to wychodzi.
Co by tam nie bylo w tym roku ksiezycowy Nowy Rok ma byc 15 lutego i juz wiem, ze starosta bedzie mi wkrotce opowiadal jakie “wielkie jest to zdarzenie dla kosciola katolickiego w Korei”.
Mamy wiec na karku kolejny festyn.
Co tam Boze narodzenie.
Rok Tygrysa!!!
To dopiero bedzie bal.
3. Koreanskie sluby
Pod moja nieobecnosc w trakcie Adwentu wspomniany ojciec Lucjan, proboszcz Taszkiencki wyjasnil, ku swemu zdumieniu, ze jego poprzednicy nie uporzadkowali sprawy sakramentu malzenstwa.
Wiele naszych koreanskich par podchodzilo do spowiedzi bez tego sakramentu.
Mysmy nie byli tego swiadomi i oni sami tez nie wiedzieli, ze tak nie wolno.
Wiekszosc naszych parafian przyjmowala chrzest w wieku doroslym niektorzy w Taszkiencie. Kosciol, wedle nowego Kodeksu Kanonicznego z 1984 roku daje prawo na mocy chrztu doroslych uzdrawiac takie zwiazki “w korzeniu” ale to musi byc zalatwione formalnie, ale nie bylo.
Powstalo wielkie zamieszanie.
Nic nie pomogla inkulturacja.
Polowa parafian sila rzeczy i bez mojej winy, przestala przyjmowac komunie swieta, niektorzy dopatrywali sie kolejnego spisku polskich ksiezy przeciwko “biednym Koreanczykom”. Tym niemniej zastosowali sie do zalecen Proboszcza i czekaja, co z tego wyniknie. Owszem co bardziej operatywni zaczeli wydzwaniac do Seulu, by sie upewnic czy sluszne jest postepowanie ksiezy z Taszkientu…
Starosta jak zwykle agituje, by czekac na przyjazd koreanskiego ksiedza, bo on to lepiej rozumie i wszystko sam zalatwi. Podobna jest pozycja proboszcza. Co pozostaje mi robic. Smutno mi ale czekam, ze ten kolejny konflikt jakos sie zalagodzi.
4. Koreanskie jaselki
W miedzyczasie grupa mlodziezy przygotowywala caly adwent ladne jaselka.
Juz od wielu lat nic takiego Koreanczycy nie robili ale w tym roku sie zmobilizowali. Pomysl podsunalem ja proponujac aby pokazali bez slow historie “czwartego krola”. Opowiedzialem im ja na poczatku adwentu i gdy wrocilem na swieta zastalem calkiem inna interpretacje.
Pokazali historie chlopca, ktory nikomu w niczym nie pomagal ale lubil stac w kosciele z poboznie zlozonymi rekoma. Snilo mu sie, ze jest krolem i ze aniol prosi go zaniesc trzy dary do Betlejem kierujac sie swiatlem gwiazdy. Krol z tego snu jednak wysylal swoich slug a ci wracali z pustymi rekoma, bo ich po drodze ograbiono. Potem sie mu przysnil Jezus na Krzyzu i bardzo go ta scena wzruszyla. Gdy sie obudzil z tego koszmaru popedzil na spowiedz. Przez caly czas tego snu pojawial mu sie diabel, ktory go buntowal, by do Betlejem nie isc. W koncu scenki aniol przepedza diabla i kiedy chlopiec sie spowiada to Jezus glaszcze go po glowie.
Bylem zadowolony, ze dzieci wykazaly inicjatywe i tworcze podejscie do sprawy i ze wogole to doszlo do skutku. Bylo az 15 aktorow. Gdy poprosilem o powtorzenie spektaklu po dwu tygodniach dla widzow z rosyjskojezycznej grupy to ilosc aktorow stopniala do 10-ciu. Mialem zamiar zaprosic ich na wyjazd w teren i gdy sie okazalo, ze chetnych by pokazac jaselka w odleglej angrenskiej parafii jest tylko 5-ciu zrezygnowalem z pomyslu. Jasne bylo, ze sobie nie poradza i ze entuzjazm wystygl.
5. Rosyjskie jaselki
W miedzyczasie ten sam rezyser, ktory wymyslil koncepcje koreanskich jaselek, ministrant Anzelmo, mial mi pomagac w zrobieniu podobnej sprawy z miejscowa mlodzieza wspomnianej odleglej parafii dojazdowej. Dlugi czas im nic nie wychodzilo, biskup dwa razy odkladal wizytacje, bo jaselka mialy byc gwozdziem programu, tym niemniej wszystko sie udalo. Aby zapobiec pelnej klesce zaprosilem aktorow z rosyjskojezycznej grupy i zabralem ich dla asekuracji. Czterech aktorow przywiozl ze soba biskup samochodem pozostalych pieciu przyjechalo ze mna autobusem. Okazalo sie, ze martwilem sie na zapas.
Rosyjskie jaselka bardzo sie spodobaly parafianom, bo byly na temat. Tam byla pokazana historia pary malzenskiej, ktora sie tradycyjnie klocila jakie zkupy zrobic na swieta i tymczasem jedno ze zmartwionych dzieci mialo rozmowe z aniolem co to takiego naprawde Boze Narodzenie. i tu pojawila sie Matka Boza z Jozefem i reszta jaselek wedlle biblijnego tekstu. Nowoscia bylo to, ze rowniez rosyjska mlodziez zrobila pantomime ale procz muzyki jaselka ilustrowal komentarz narratora czyli tej dziewczynki, ktorej sie pojawil aniol.
6. Tatarskie jaselki
Potem przyszla kolej na angrenskie dzieci.
Sa to miejscowi chuligani glownie tatarskiego pochodzenia. Udalo mi sie ich zjednac dzieki letniej oazie, na ktorej przebywala trojka sposrod nich. Zdarzylo sie tak, ze wykorzystujac autorytet Ravszana, jednego z nastolatkow udalo mi sie zgromadzic w parafii kilkunastu chlopcow. W Adwencie kaplica pekala w szwach i ksiadz biskup zachecal, by zrobic z nimi rowniez jaselka i obiecal, ze sam przyjedzie popatrzec jak im sie to uda. Oni wszystkich zadziwili. Postanowili zamiast historii Bozego Narodzenia pokazac jedne z moich kazan w swojej interpretacji. Ponoc proby robili calymi nocami. Byle nie zawiesc.
Ja im na jesieni opowiadalem kazanie o tym jak pewien zmarly chodzac po niebie w towarzystwie aniola widzial roznych poboznych ludzi jak spiewaja w chorze jak koncertuja na organach i glosno sie modal ale ten zmarly nie slyszal ich glosu, natomiast dostrzegl swego synka, ktory ze swieca w dloniach modlil sie za niego i glos jego bylo slychac. Aniol wyjasnil zdziwionemu nieboszcykowi, ze jedynie takie szczere modlitwy dochodza do nieba. Stad slychac glos dziecka a chory, organy i orkiestry nie sa slyszane w niebie. Te jaselka tez sie bardzo spodobaly parafianom i mnie osobiscie.
Dostrzeglem, ze ta uzbecka mlodziez ma wielki talent i jak trzeba jest w stanie w ciagu kilku dni sie zmobilizowac. Moj smutek z powodu opoznionych jaselek zostal w pelni wynagrodzony.
6. Skape koledowanie
Martwilem sie w tym roku rowniez mala iloscia zaproszen na kolede.
W zeszlym roku bylo niewiele a w tym roku na moj gust calkowita klapa.
Owszem byly pewne niespodzianki. W Angrenie koledowalem u jednej chorej babci. Koleda polegala na tym, ze babcia podala mi dluga liste lekarstw i zakupow wiec poltora godziny wedrowalismy z chlopcami po bazarach sklepach i aptekach, by zadowolic babcie. Potem towarzyszacy mi tatarscy mlodziency zaprosili mnie na kolede do siebie. Byli to chlopcy ze wspomnianej grupy aktorow.
Na pierwszej koledzie mloda wdowa dlugo opowiadala mi o swych finansowych i zdrowotnych problemach. Zapewnilem, ze moge ja wesprzec w sprawie leczenia ale potrzebuje jakichs dokumentow, bo rzeczywiscie Karitas wydaje dwa razy do roku pewna sume pieniedzy na takie cele.
Zal mi bylo kobiety, bo owdowiala mlodo. Trojka dzieci i w domu bieda az piszczy.
Mialy byc trzy koledy ale poki odwiedzalem pierwszego z nich rodzice drugiego zrezygnowali, bo sie zrobilo pozno i mieli juz zaplanowany wieczor.
Poszedlem wiec do trzeciego. Mama chlopca o imieniu Ruslan dlugo przepraszala, ze nie ma czym poczestowac i ze nie wie jak sie zachowac, ja jednak ja uspokoilem, ze to zwykla rozmowa, ze na koniec pokropie jej dom i tyle.
Atmosfera byla ciezka, bo ta kobieta rowniez owdowiala i to calkiem niedawno.
Chrzest przyjela w kosciele Prawoslawnym ale ja tam nie ciagnie, bo jak powiada nie ma z kim chodzic.
Po jaselkach jeszcze dwie babcie Rosjanki zdecydowaly sie niespodzianie, ze tez mnie zaprosza. Choc slanialem sie z nog ale poszedlem, bo drugi raz moze sie to nie zdarzyc.
W Almalyku niespodzianka byla koleda w ormiansko polskiej rodzinie. Pewna Prawoslawna kobieta nalegala, by koledowal tez u niej. Dwie Bialoruskie rodziny i jedna Tatarska. Razem piec koled. w Taszkiencie trzy zaproszenia z polonijnej organizacji Swietlica, dwa zaproszenia do zrusyfikowanych koreanskich rodzin i az 13 do poludniowo-koreanskich.
Kazda z tych koled byla na swoj sposob niezwykla.
Niedosyt jednak pozostal.
7. Wirtualna koleda
Nadrobilem to sobie poprzez “wirtualna kolede”, ktora wymyslilem ad hoc, czyli ni stad ni zowad. Odwiedzajac Nasza Klase pomyslalem, ze nie glupio by bylo zlozyc zyczenia nie tylko kolegom z mojej klasy jedynie ale calej szkole.
Aby tego dokonac musialem sie zalogowac jako gosc na ogromnej ilosci klas w podstawowce a potem rozsylac im te koledowa pocztowke.
Przetestowalem sprawe na rodzinnej wiosce Skrwilno i poniewaz odbior byl przesympatyczny udalem sie do brodnickiego ogolniaka a potem do wloclawskiego, w ktorym robilem mature. Tam poszlo mi nieco gorzej, bo niektorzy panowie z nieznanych mi rocznikow obdarzyli mnie oblesnymi epitetami. Ktos napisal gniewnie: “nie wiesz kim jestem-nie pisz do mnie”, ktos inny nazwal mnie “panem” i pomysl poswiecenia komputera “profanacja”, jedna panienka zapytala:”czemu ksiadz wybral wlasnie mnie”, pare osob napisalo “jestes chory”, inni “wynos sie gosciu” a pewien rodak z Wloclawka o takim samym jak ja nazwisku napisal nie przebierajac w slowach: “spierdalaj”.
To mnie przekonalo naocznie, ze jakis procent rodakow nienawidzi ksiezy I kosciola z definicji w irracjonalny ale bardzo szczery sposob I dazy do tego, by to za wszelka cene wyrazic. Intuicyjnie wyczuwalem, ze takie listy moga nadejsc z najmlodszych”zbuntowanych rocznikow”. Niewykluczone, ze to pokolenie wychowane na Urbanie i calej plejadzie domoroslych “demokratow”
Tym niemniej na 700 klas roznych rocznikow 350 osob zaprosilo mnie na liste znajomych i drugie tyle odpowiedzialo sympatycznymi listami. Tym samym srednio po jednym odzewie z kazdej klasy. Dostalem wiele zdjec i wspomnien z rodzinnych stron oraz zaproszenia do odwiedzin, rowniez online.
Najsympatyczniejszy byl telefon pewnego proboszcza z Kola oraz list od wloclawskiego Towarzystwa Genealogicznego. Odnalazl sie tez dzieki tej koledzie kuzyn z Irlandii etc.
Ta koleda kosztowala mnie dwa tygodnie niedospanych nocy ale pokazala, ze skoro nie puszczaja drzwiami to mozna wejsc rowniez przez komin albo przez ekran komputera i koledowa ewangelizacja nie traci na aktualnosci.
8. Radosc niespodziana
Moj smutek rozdzierajacy, ktory towarzyszyl mi w pierwszych dniach tego “tygrysiego roku” rozwial sie i pekl jak mydlana banka. Bede teraz myslal jak ten misyjny pomysl zastosowac w warunkach uzbeckich, czy taka rozsylka bedzie mozliwa na tutejszych sajtach. Przeciez nie uczylem sie w zadnej z tutejszych szkol. Ostroznosc to podstawowa zasada w tych okolicach, zwlaszcza w srodowisku muzulmanskim. W Uzbekistanie nawet na ksero nie wolno kopiowac religijnych tekstow, bo wlasciciel kopiarki moze zaplacic wielki mandat albo stracic prace. Nie jest to wymysl czy teoria. Tak juz sie raz przytrafilo naszym siostrom Kalkutkom. Jedyne wyjscie to wlasna kopiarka w domu, im jednak regula zabrania posiadania takich rzeczy jak kseroks czy intrenet.
Moze cos z czasem w glowie zaswita. Nie wiem.
Tym nie mniej jak powiedzial mi jeden z najmlodszych kolegow z LMK we Wloclawku:”ksiadz jako pierwszy skorzystal z NK w sposob niekomercyjny czyli dokladnie w tym celu do jakiego byla powolana nasza klasa”. Ta pochwala mlodego licealisty dodala mi skrzydel. Mysle, ze jest szansa na wykorzystanie internetu w dobrych celach i ze kaplani tez moga swoje trzy grosze wtracic w walce o te przestrzen.
Odczulem to bardzo mocno na sobie.
Powiem, ze choc tworczoscia ta zajmowalem sie nocami w chlodnym kurialnym biurze obok biblioteki parafialnej w Taszkiencie, to caly czas czulem jakby ktos przykladal mi ciepla dlon do serca i masowal zbolale plecy, gdy tylko pojawiala sie niechec i znikaly sily do dalszej pracy.
9. Edynburg w Taszkiencie
Ostatnia ze swych styczniowych refleksji chcialem poswiecic sprawie ekumenicznej. Nie jest to latwy temat i im dluzej zyje tym wiecej sceptycyzmu przepelnia me serce. Tym nie mniej co sie da to sie robi. Wspaniala zacheta do tego jest doroczny tydzien modlitwy o jednosc chrzescijan.
Nie wiedzialem, czy warto niepokoic Biskupa, bo nasze uzbeckie wladze nie aprobuja protestantow I kazde zblizenie z nimi to pewne ryzyko, ze my rowniez stracimy “dobre imie”, tym niemniej zapytalem sie.
Poradzilem sie najpierw siostr, potem proboszcza, nareszcie poprzez sms zakomunikowalem Ekscelencji, ze nasi taszkienccy protestanci maja co miesiac spotkania pastorow, i ze kazda denominacja ma prawo na kolejne spotkanie zaprosic do siebie. Mialem pomysl, zeby ich zaprosic wlasnie na tem ekumeniczny tydzien na stulecie edynburskiej misji ekumenicznej jaka miala miejsce w Szkocji.
Ku memu zdziwieniu ksiadz Biskup nie mial zadnych zastrzezen.
Lekko tez poszlo ze sprawa wyzywienia grupy 40-tu pastorow.
Kazde takie spotkanie pelne modlitw i dyskusji konczy sie “braterska herbatka” i ja do konca nie bylem pewien jak to wypali.
Podzielilem sie swa rozterka w trakcie koledy u Koreanczykow.
Kobiety, ktorym to opowiedzialem chetnie sie zgodzily “urzadzic festyn”. Motywem ich gotowosci byl fakt, ze lwia czesc tutejszych pastorow to Koreanczycy wlasnie. Oni maja tu w Taszkiencie nawet dom formacyjny i prezbiterianskie seminarium w dzielnicy Sergeli.
To najbardziej misyjnie umotywowany narod na swiecie.
Procz Prezbiterian przybyli Baptysci, Zielonoswiatkowcy, bardzo wielu Charyzmatykow. Ogolnie mowiac szesc denominacji.
Tradycyjnie zabraklo Prawoslawnych. Luteran i Ormian ksiadz Biskup zapraszal w latach poprzednich wiec nie bedzie problemu z zaproszeniem ich w przyszlosci.
Ksiadz biskup dal pieniadze na plow, mlodziez pomogla zagotowac herbate, kupila tez slodycze i wszystko wypadlo tak pieknie jak “Ksiezycowy Nowy Rok”.
Nabozenstwo wedle schematu edynburskiego poprowadzil sam biskup w “gornym kosciele”, spiewy wykonywal katedralny chor i byly to glownie piesni z Taize, spontaniczne modlitwy odbyly sie w auli sw. Antoniego. Tam rowniez mial byc posilek. Aby dac czas mlodziezy i Koreankom na rozstawienie stolow, wszyscy poszli z biskupem na gore na mala wycieczke.
Tam sie chetnie fotografowali z Ekscelencja, ktory na te okazje zalozyl piekna fioletowa sutanne.
Pastorowie nie ukrywali zadowolenia i entuzjazmu z powodu takiego spotkania.
W Europie ekumeniczny tydzien modlitw jest dobrze znany ale w Uzbekistanie o istnieniu takiej tradycji pastorowie uslyszeli po raz pierwszy.
Padaly nawet takie slowa przy robieniu zdjec, ze to pierwsze takie wspolne fotki zwasnionych denominacji od 500 lat.