HONOROWY GOŚĆ
O Taszkiencie nigdy dość. Można o nim opowiadać godzinami. W czasach sowieckich powstała nawet “Encyklopedia Taszkientu”. W Izraelu mieszka bardzo popularna pisarka urodzona w tym mieście. Nazywa się Dina Rubina. Napisała ona sporych rozmiarow książkę pt. “Na słonecznej stronie ulicy”.
Książka jest pełna nostalgii do Taszkientu i liczy 430 stroniczek.
Przypomnę, kto nie wie, że jest to niemal 3 milionowe miasto, stolica 28-mio milionowego Uzbekistanu. Kraj ma muzułmański koloryt. Perskie i tureckie wpływy ścierają się tu z hinduskim i afgańskim orientem. Nierzadko przez okolice przetaczały się mongolskie i chińskie wojska. W twarzach Uzbekow można dostrzec mieszaninę wielu ras. Pośrod mniejszości są błękitnoocy i rudawi Tatarzy, cyganie Lula, Arabowie, bardzo liczni Koreańczycy.
Po Powstaniu Styczniowym skierowano tu sporo polskich zesłańcow i zwykłych żołnierzy polskiego pochodzenia. Sto lat temu było ich w Turkiestanie 40 tysięcy.
Wedle oficjalnych danych w Taszkiencie mieszka obecnie 1500 osob deklarujących polskie pochodzenie.
Miasto widziało wiele. Przechodziło z rąk do rąk.
Leżało na trasie “jedwabnego szlaku” więc wzmianki o nim spotyka się u wielu autorow. Jeśli ktoś się uprze, to może coś znajdzie rownież w kronikach Marko Polo.
W czasach antycznych Chińczycy nazywali Taszkient “Szasz“, co po chińsku jest odpowiednikiem tureckiego “tasz“, czyli kamień. Końcowka “kent” oznacza dom.
W czasach nestoriańskich było tu sporo chrześcijańskich budowli a nawet siedziba biskupia. Stolicą Taszkient nigdy nie był, poki go w 1865-m roku nie zajęli Rosjanie.
Miasto się bardzo spodobało nowym zdobywcom i tutaj właśnie urządzili sobie stolicę Generalnego-Gubernatorstwa Turkiestanu łącząc terytoria kilku podbitych chanatow w jedną sporych rozmiarow najbardziej egzotyczną rosyjską kolonię.
Żywioł rosyjski choć coraz szczuplejszy nadal. Zadaje ton w wielu dziedzinach życia.
Kamiennych domow jest teraz sporo choć niegdyś jak wspomniałem to było miasto pełne glinianych konstrukcji. Wszystkie one runęły 26-go kwietnia 1966 w godzinach porannych. Sprawą odbudowy miasta zajęły się wszystkie republiki ZSRR. Przybyły tysiące wolontariuszy zewsząd, zwłaszcza młodzież. Miasto na tyle się im spodobało, ze większość pozostała tu na zawsze. Mieszkają oni głównie w odległej dzielnicy Sergeli. Jest to dzielnica do dziś z przewagą ludności europejskiej i wielką ilością chrześcijan rożnych wyznań. Nazwę osiedla wzięto od imienia i nazwiska koreańskiego chłopca, ktory zginął tragicznie odbudowując miasto.
Wkrotce po trzęsieniu ziemi w Taszkiencie powstało metro i wiele innych oznak nowoczesności. Kiedyś wypowiedziałem ryzykowną tezę, że pięknem to miasto nie ustępuje Warszawie. Czy się nie mylę miał okazję sprawdzić nasz honorowy gość z Polski, ktoremu dedykuje te opowieść.
1. Bilety
Przez kilka dni w sercu naszego Biskupa w Taszkiencie wrzało. Z dozą radości oznajmił on na spotkaniu kapłańskim w pierwszych dniach lipca, że odwiedzi nas delegat Polskiego Episkopatu do spraw Pomocy Kościołowi na Wschodzie. W zamierzchłych czasach był nim Chrystusowiec ksiądz Wojcik. Przez ostatnie lata na Skwerze Wyszyńskiego urzęduje jego następca ksiądz Jozef Kubicki TChr.
W międzyczasie na urlop poszła nasza kurialna sekretarka, przemiła Ormianka Sonia i większość spraw urzędowych wykonuje osobiście ksiądz Biskup. Mnie powierzył misje odbierania telefonow i otwierania drzwi interesantom. Jako odźwierny otrzymałem tez honorowa misje zakupu biletow lotniczych na czas pobytu ksiądz Kubicy w Uzbekistanie. Procz Taszkientu w trakcie swej roboczej wizyty odwiedził on już Bucharę, Samarkandę, dwa święte miasta islamu. Pozostało mu odwiedzenie dwu skrajnych punktow katolickiej obecności w naszym kraju. Bilety na środę-czwartek brałem do Fergany, na piątek-sobotę do Urgencza. W przeciągu trzech dob nasz gość ma przelecieć po terytorium Uzbekistanu niemal 3000 km.
Średnio po 1000 km w dzien.
2. List od Madeja
Podobnie jak ksiądz biskup odebrałem te wizytę bardzo osobiście.
Bywałem nieraz na Skwerze, by odebrać literaturę i dewocjonalia jakie Sekretariat ds. Pomocy Kościołowi na Wschodzie gromadził od początku lat 90-tych.
Ponadto przez 5 lat wspołpracowałem na ukraińskim Donbasie z księżmi Chrystusowcami i miałem okazje wypytać jak się maja moi starzy znajomi.
Na dodatek ksiądz Jozef Kubicki przyjechał do nas prosto z Aszchabadu i przywiozł mi odręczny list od Ordynariusza Turkmenii przemiłego Andrzeja Madeja.
Jego listy to lektura duchowna podobnie jak wiersze i książki.
Nie unika on gornolotnych slow. Entuzjazm przelewa się obficie.
Proszę rozważyć i wsłuchać się w nagłówek:
“Jarosławie, Bracie w Bracie i Panu - Jezusie Chrystusie! Alleluja.
Niech ogrom laski przeobficie wypełnia twoje serce, abyś radośnie głosił Zbawiciela grzesznikom. Co dnia…”
Na końcu listu było pytanie co teraz pisze i radosna puenta:
“Miałem łaskę uczestniczyć w beatyfikacji Jerzego Popiełuszki.
W braterskiej komunii. Andrzej.”
Ktoś powie taki staromodny oazowy list.
Ja jednak położyłem go sobie na serce, bo już dawno nikt do mnie tak nie pisał a poza tym Andrzej to taka postać w kościele polskim i uniwersalnym, ze jeśliby posłał mi pustą kartkę papieru to tez miałbym to za honor. Bywa, że przekazuje dla mnie rękopisy swoich wierszy a to już honor podwojny. Mam ich calą kolekcję. Domniemam, że wiele osob zostało w ten sposob uhonorowanych tym niemniej, szczęśliwa jest Turkmenia i miasto Aszchabad, ze ma takiego charyzmatycznego i prostego jak chleb kapłana, ktory nie podkreśla swojej rangi szefa watykańskiej dyplomacji w regionie i Ordynariusza misji sui Iris. Myślę, ze ksiądz Kubicki odczuł w Aszchabadzie to o czym ja teraz mowie.
Opowiadał, ze był zaskoczony ogromna ilością milicji w Turkmenii.
Zawsze mi się zdawało, ze Uzbekistan nie ma rownych w tej dziedzinie. Okazuje się, ze są rowniejsi. Dowiedziałem się też, ze Aszchabad to miasto nowe ale więcej tam bałaganu niż w Taszkiencie.
Było jasne ze slow naszego gościa, że już wiele w życiu widział i nie łatwo go czymkolwiek zadziwić…
3. Misja specjalna
Moje zadanie w takich sytuacjach kiedy mamy honorowych gości w stolicy nie należy do łatwych. Zarowno siostry Matki Teresy jak rownież ksiądz Biskup proszą mnie bym dla takich ludzi wyszukiwał w mieście cos niezwykłego. Ponieważ ksiądz Kubicki przybył po południu a nazajutrz o świcie już lecieć miał dalej. Pozostawało jedynie zwiedzanie nocnego Taszkientu. Dowiedziałem się w ostatniej chwili, że tym razem nasz adept misyjny ks. Andrzej Jozefow, nie czekając na moj powrot z wieczornej mszy u siostr już wędruje w stronę tzw. Skweru, by pokazać gościowi pomnik Tamerlana.
Pomysł był niezły lecz gdy mi zadzwonił aby to powiedzieć, poprosiłem aby dał mi szanse, by zacząć od końca czyli od kolacji u pewnej katolickiej rodziny po sąsiedzku.
Dla specjalnego gościa musiała być niespodzianka. Skonsultowałem pomysł z biskupem. Dostałem na to zgodę i goście zamiast na połnoc Taszkientu poszli spacerkiem w kierunku południowym. Spotkaliśmy się bardzo symbolicznie pod wiaduktem. Nad naszymi głowami przejeżdżało mnostwo samochodow i pociągi w kierunku gor. Pod wiaduktem zgrzytały na szynach tramwaje.
Oto atmosfera wieczornego skwarnego Taszkientu.
Do celu podroży pozostawało 5 minut drogi.
4. Koreańska rodzinka
Wspięliśmy się na jedno z niewysokich wzgorz Taszkientu o ludowej nazwie “Sielmasz“(“Maszyny Wiejskie“). Tutaj produkowano maszyny rolnicze do zbiorki bawełny i małe traktorki z bagażnikiem w formie przyczepy z przodu. Podobne traktory widywałem w Taganrogu w Rosji.
Gospodarz ma chrześcijańskie imię Klemens i jest wice starostą koreańskiej diaspory w mieście. Mieszka tutaj już 15 lat. Jego małżonka Roza to religijny lider rodziny. To właśnie ona przyjęła katolicyzm jeszcze przed ślubem i wyjazdem z Korei “na zarobki” do Uzbekistanu. Wyjaśniłem księdzu Kubickiemu po drodze dziwny fenomen tutejszego biznesu. W latach rozpadu ZSRR Taszkient stał się ze względu na swe położenie geograficzne i duże lotnisko ważnym węzłem handlowym. Wielki biznes całego świata otwierał tu swe biura aby ogarnąć cala Azje środkową.
Pod koniec jednak lat 90-tych na scenie politycznej zaszły zmiany.
Prezydent Islom Karimov 3-krotnie był atakowany w biały dzień przez terrorystow sponsorowanych przez kraje muzułmańskie. Podejrzliwy polityk w obliczu grożącej mu śmierci zaostrzył kontrole, zminimalizował demokracje, zamroził wszystkie konta bankowe zagranicznych firm, by tym sposobem zadusić potencjalnych sponsorow terroryzmu. Przy okazji ucierpiał i szlachetny biznes. Na rynku pozostali głównie bracia rodzeni Uzbekow w sensie religii i języka czyli Turcy oraz niesamowicie cierpliwi Koreańczycy, dla ktorych motywem przyjazdu procz biznesu była jeszcze patriotyczna akcja wsparcia dla miejscowej diaspory Koreańczykow zesłańcow.
To jedna z największych koreańskich skupisk na świecie i największe w granicach dawnego ZSRR. Tutejsi Koreańczycy z otwartymi ramionami przyjęli rodakow ułatwiając im start w biznesie, ci w zamian oferowali im miejsca pracy w swoich fabrykach i biurach. Korea jest jednym z nielicznych krajow dla ktorych w Uzbekistanie nie ma wiz, można w telewizji uzbeckiej oglądać retranslacje programow z Korei. Mnostwo też filmow zagranicznych i seriali jakie propaguje tutejsza TV to koreańskie filmu historyczne.
Koreańczycy mają własną gazetę w Taszkiencie kilka szkol i towarzystw dobroczynnych, kilkanaście protestanckich kościołów i autonomiczna wspolnotę około 100 osob przy katolickiej parafii. Jak już wspomniałem jej wice-starosta jest Klemens.
5. Maru - szczyt Nieba
Corka Klemensa, Michaela, ktora studiuje w Moskwie filologie rosyjska była naszą tłumaczką. Wspolnie z tatą zaprosiła nas do stołu stylowej koreańskiej kafejki, ktora prowadza od 3 lat. Michaela opowiedziała nam, że przybyła do Taszkientu w 1996-m roku w wieku 8 lat. Chrzest przyjęła wspolnie z młodszym o 2 lata bratem Aaronem w 1999-m roku z rąk o. Krzysztofa Kukułki. Przygotowywał ich gościnnie pewien Kaplan z Korei, ktory obecnie mieszka w Rzymie. Dzieci wspolnie z mama wiele lat namawiały tatę, by z nimi chodził do kościoła, ktory położony jest po sąsiedzku. Tato zajęty biznesem niezbyt się rwał do tego. Wielu mężczyzn Koreańczykow pozwala zonom i dzieciom na kościelne fascynacje ale sami idą niechętnie, poki się coś nie przytrafi. Sprawy dokonał wspomniany kapłan z Korei, ktory zaprosiwszy Klemensa w gory oznajmił mu, że ma dla niego piękne katolickie imię, ktorym chciałby go ochrzcić. Trafił w sam środek serca młodego biznesmena. My Europejczycy nie jesteśmy w stanie nawet się domyśleć co powoduje, ze tak wielu Koreańczykow pragnie przyjąć chrześcijaństwo. Spory procent stanowią ludzie z wysokiego establishmentu, z dużym kapitałem i wiedzą. Klemens to typowy nawrocony biznesmen. Człowiek w wielkim poczuciem humoru. Ktoregoś razu pokazał mi gdy siedziałem u niego w gościnie jak drzwi kafejki otwierają się i zamykają. “Wczoraj tak nie było” - powiada. “Klienci poczuli, ze ksiądz jest w środku i walą tłumami jak do kościoła.” Tym humorystycznym sposobem chciał mi dać do zrozumienia, ze gdy przychodzę to na tym zyskuje jego firma i że po prostu jestem mile widzianym gościem. Staram się nie nadużywać gościnności, ale wszystkich honorowych gości prowadzę do niego a on nie kryje dumy i radości, że poznał kolejnego księdza.
Rok temu był tutaj rekolekcjonista Francuz z Indii, amerykański monsinior z Watykanu, w tym roku arcybiskup spod nepalskiej granicy Salezjanin Tomas Manamparampil wspolnie z hinduskim kapłanem o imieniu Noel MC.
Jak widać staram się nie nadużywać kredytu zaufania.
Kolacja była pomysłowa. Jak zwykle sporo sałatek i omlet z serem oraz grill.
Pod koniec dołączył do nas wspomniany młodszy syn Aaron, ktory studiuje biznes w Taszkiencie ale za parę dni ma jechać do Seulu, by znaleźć podobne studia w ojczyźnie. Gdy się pojawił nastąpiła sesja zdjęciowa.
Ksiądz Kubicki bardzo prosił Michaelę, żeby opisała historie swej rodziny.
Zrobiliśmy wiele zdjęć, by umieścić w gazecie “Kochajmy się”. Nie wiem co z tego wyjdzie ale gdyby się ukazała rosyjska wersja opowieści to nasza cała taszkiencka wspolnota byłaby bardzo podniesiona na duchu, bo gościnnego Klemensa parafianie bardzo lubią. Jego dobroć i męska wiara zasługuje na pochwałę.
Wszyscy Koreańczycy w Taszkiencie są bardzo dzielni. Zimą nagrodziłem ich zaproszeniem do Poznania dla grupy 5-ciu osob na Taize-Poznań. Tego lata 8 osob pojedzie do Santiago na pieszą pielgrzymkę. Miał być w tej grupie rownież Aaron.
6. Szpitalna dzielnica
Po kolacji Aaron zawiozł nas pod prawosławną katedrę, ktora tutejsi nazywają “szpitalna cerkiew”. W przeszłości w tych okolicach stały rosyjskie wojska i miały sporych rozmiarow szpital.
Cerkiew była malutka ale po zburzeniu katedry, ktora była zlokalizowana nieopodal Ałajskiego rynku ten mały kościołek zaczął pełnić rolę centralnej cerkwi katedralnej. Jakiś czas tutejszy biskup miał swoja kurie obok katolickiego kościoła. Niedawno jednak władze dały spory kawałek ziemi wokoł cerkwi i wybudowano na nim nie tylko kurie i sporych rozmiarow Baptysterium ale rownież Seminarium duchowne w ktorym uczą się kandydaci z Kirgizji, Tadżykistanu i Uzbekistanu. Takie kompetencje ma też Prawosławny metropolita środkowoazjatycki Włodzimierz znany z twardej postawy wobec “innowiercow“. Jest on jednakowo sceptyczny wobec katolikow jak i protestantow.
Widywałem nieraz młode i starsze pokolenie miejscowych księży. Dwoje ze starszego pokolenia obcowali ze mną entuzjastycznie ale ich imion nie pamiętam. Na ten raz cerkiew już była zamknięta (było już po 10-tej wieczor). Stroż przeprosił, że bramę zamyka o 8-mej i nie może dla nas zrobić wyjątku.
7. Synagoga
Zaproponowałem pieszy spacer na “Szpitalny Rynek” i do… synagogi.
Nasz gość ksiądz Jozef człowiek po 50-tce ale dobrej kondycji fizycznej, mimo poźnej pory zgodził się na spacer. Bazar tez był zamknięty ale obejrzeliśmy go podobnie jak cerkiew z zewnątrz. Rynki to element tutejszej kultury i swego rodzaju religia. Ludzie tak zapalczywie handlują, że sprawia im to wręcz radość dla duszy. Ponoć klient, ktory się nie targuje sprawia im przykrość i nie jest szanowany.
Dalej był rząd kafejek pod gołym niebem czyli kupa stoliczkow na podworku.
W jednym wypadku herbaciarnia z tapczanami z drewna na ktorych ludzie lokują się jak w starożytnym Rzymie połleżąc i gawędząc pośrod posiłku.
Szliśmy powolutku w kierunku synagogi, ktora sytuowana jest jakieś 200 metrow w głąb uliczki Saperow. Obecność synagogi sygnalizuje wielki symboliczny świecznik szabatowy z 9-ma lampkami. Trochę nas wszystkich zadziwiła liczba lamp, bywa siedem a tutaj dwie dodatkowe. Duzy napis na wysokim kutym ogrodzeniu Centralna Synagoga miasta Taszkientu. Wgłębi obłożony plastykowym tynkiem wspołczesny pawilon i stara chatka ładnie wyremontowana do polowy. Druga polowa zaniedbana jak stare domki z gliny. To właśnie w tej zaniedbanej połowie stawiał pierwsze kroki ks. Prałat Świdnicki i o. Krzysztof Kukułka za wspołbraćmi. Niektorzy żartowali, ze na Saperskiej można było w sobotni wieczor spędzić szabat ze starotestamentalnymi a rankiem przyjąć komunie u katolikow…
8. Taksowkarze
Poradzono nam, byśmy z tego miejsca jechali do centralnego meczetu za 3000 sum. Taksowkarz ujrzawszy 4 pasażerow od razu podwyższył cenę przejazdu. Wszyscy taksiarze dyktują ceny “na oko” nie wedle dystansu ale wedle wizualnych możliwości finansowych klienta. Takiego jak ja oberwańca dowiozą za pol darmo, jeśli są ze mną kulturalni ludzi, to cena automatycznie leci w gorę. Kierowcy są dobrymi psychologami. Z nimi się też trzeba targować, żeby mieli satysfakcje z dobrze spełnionej misji dziejowej.
Taksowkarz to też w Taszkiencie oddzielna kategoria “bezrobotnych ludzi”. Zdarzają się prości chłopcy ze wsi, bywają rownież dobrze wykształceni gawędziarze, ktorych los zmusił do szukania pracy “na ulicy”. Myślę, że tak jest na całym świecie ale tutaj jak wspomniałem to specjalna kategoria. Nie proszą nigdy dużo ale siedząc za kołkiem kontemplują każdego klienta i nigdy nie obejdzie się bez rozmowy. Wystarczy lekko skrzywiony rosyjski akcent i już jest temat do rozmowy: “a skąd, po co jak długo”. Nie jestem szpiegomanem ale nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że tych biednych ludzi państwowe służby wywiadowcze werbują za grosze i jak w sowieckich czasach procz wożenia klientow o śledzenie podejrzanych typkow proszą.
9. Markazi Mesdżidi - Centralny Meczet
Meczet ku naszemu zdumieniu nie był zamknięty. Ludzie chodzili całymi rodzinami. Nie przeszkadzano nam fotografować, na koniec spotkaliśmy w podworcu orszak ślubny. Ci tez się nie sprzeciwiali by ich fotografowano. Na wielkim placu za meczetem mnostwo dzieciarni i młodzieży korzystało z wieczornego “chłodku“. Kilkoro rowerzystow chętnie pozowało księdzu Jozefowi do zdjęcia.
Obok meczetu, ktory jest rekonstrukcją, stało jeszcze 5 innych kopulastych budowli w tym niewielka “kaplica” z jednym z najstarszych egzemplarzy Koranu na skorze z 8-go wieku. Koran wykonany ze skory zwierzęcej jest pokryty krwią, zdaje się kapłana, ktory nie dawał ukraść “świętej księgi z sanktuarium w Mekce. Tylko 3 tak stare księgi Koranu są na świecie. ”Vis-a-vis meczetu 16-wieczna medrese czyli szkoła koraniczna, ktora obecnie pełni role polskiej Cepelii. Na oczach turystow powstają wysokiej jakości niedrogie arcydzieła.
Zaproponowałem jeszcze powędrować chwilkę po najstarszej dzielnicy miasta złożonej z glinianych malowanych lepianek. Tak mogła wyglądać polska wieś w wieku 18-tym, podobnie 4 lata temu wyglądały niektore “hutongi” w centrum Pekinu. Potem miały je zniszczyć buldożery z powodu olimpiady.
Po chwili wędrowki doszliśmy do drogi głównej. Na naszych oczach pewien szaleniec przejechał drogę na czerwonym świetle nie zmniejszając prędkości. Inny się zatrzymał widząc grupkę mężczyzn i sam zaproponował usługi taksowkarza domyślając się, że mamy taka potrzebę. Samochod miał dobre lat 30-ci. Drzwi zatrzaskiwały się po 3-ciej probie. Przednia szyba cała popękana a siedzenia zdarte tak żeśmy siedzieli niemal na gołych sprężynach.
Poprosiłem, by powiozł na Mustakilik czyli Plac Niepodległości. Spytałem czy tam można spacerować o takiej porze, bo to bezpośrednie sąsiedztwo z Madżilisem (sejm), Urzędem Prezydenckim i Radą Ministrow. Uspokoił nas kierowca, ze oczywiście można. Na potwierdzenie dodał, że tutaj właśnie napotkał pierwszy raz swa dziewczynę o 3-ciej w nocy. Nie chciałem tego komentować, bo takie panienki co o 3-ciej w nocy włóczą się na głównym placu miasta nie są w Uzbekistanie szanowane. To kraj o super tradycyjnej moralności, choć oczywiście w stolicy wszystko się zdarzyć może tak samo jak w super katolickiej Polsce. Mężczyznom jednak, zwłaszcza takiej delegacji jak nasza nikt niecnych zamiarow nie przypisze. Napotkani ludzie nawet witali się z nami tradycyjnym muzułmańskim powitaniem “Salom Alejkum”
10. Feniks i Matka Uzbeczka
Wysiedliśmy więc na Mustakilik.
Witały nas nowoczesne budynki rządowe białego koloru. Kilkoro milicjantow w zielonych mundurach niemrawo przemieszczało się z miejsca na miejsce. Wiele drzemiących wieczorem fontann i kuriozalne choinki odgrodzone od promieni słońca czymś w rodzaju plastikowej kotary. Takiej troski o drzewka nie widziałem nigdzie.
Minęliśmy bramę zwieńczoną rzeźbami 7-miu Feniksow. Trzy centralne splecione w piruecie latających żurawi, cztery pozostałe jak milicjanci na dyżurze w pozycji baczność po dwa z każdej strony kolumnady.
Dalej dawny pomnik Lenina z czerwonego marmuru. Postument pozostał a na nim “pozłacany globus” z mapa Uzbekistanu. Na stopniach pod pomnikiem siedzi Madonna z dzieciątkiem w pozycji karmiącej matki tez cala pozłacana. W tutejszej mentalności to symbol Matki Uzbeczki opłakującej swe dziecko(żołnierza), ktory przepadł na wojnie. Choć wojska niemieckie nie dotarły do azjatyckiej części ZSRR to jednak żołnierzy rekrutowano z Azji Środkowej w wielkich ilościach. Szacuje się, ze na frontach II wojny Światowej zginęło około 100 tysięcy Uzbekow. Walczyło zapewne z poł miliona. Jakoś obiły mi się o uszy te cyfry ale zaznaczam, że to dane niesprawdzone. Takich pomnikow na placu Mustakilik mamy dwa a w całym Uzbekistanie kilkadziesiąt. Są one przy grobach poległych ale rownież na miejscu dawnych pomnikow Lenina. Konkurują one z pomnikami Tamerlana, ktorych rownież ostatnio powstało wiele.
11. Tamerlan
Wycieczkę zakończyliśmy tuż przed połnocą. Ostatnim środkiem lokomocji było metro. Przejechaliśmy tylko jeden przystanek ostatnia kolejka, bo o 23.30 taszkienckie metro zamiera.
Koń Tamerlana jechał w tym właśnie kierunku w stronę Mustakilik i katedralnego meczetu... Ogon zwierzęcia symbolicznie był skierowany tak w stronę cerkwi szpitalnej jak i kościoła. To symbolicznie ilustruje stosunek Tamerlana wobec chrześcijan. Od pomnika mieliśmy jeszcze 15 minut wędrowki. Minęliśmy kuranty przywiezione z Niemiec jako trofeum i nowa sale Konferencyjna. Zbudowana rok temu dla uświetnienia jubileuszu 2200-lecia Taszkientu.
Po lewej stronie mieliśmy stary hotel Uzbekistan.
Kilkaset metrow przed kościołem minęliśmy ambasady: brytyjska, indonezyjska, białoruska, chińska i ukraińska.
To tak jak na Alejach Ujazdowskich skonstatował nasz gość.
Myślę, że ta wieczorna wędrowka zrobiła na nim wrażenie.
Będzie pamiętał o Taszkiencie, gdy wroci do Polski.
Starałem się jak mogłem.
Sekundowali mi młodzi misjonarze Andrzej z Legnickiej diecezji i jego ziomek franciszkanin Rafał. Choć Taszkient widywali wielokroć nocami po tych ulicach nie chodzili nigdy. Stwierdziliśmy na koniec, że początek wędrowki był na południe i koniec też z kierunku połnocnego. Wędrowaliśmy cały wieczor jak Kolumbowie wokoł Taszkientu, odkrywając piękno miasta i zgadując jego geniusz.
12. Dalsze plany
Wynika z opowieści, ze ksiądz Jozef wroci do Taszkientu na niedzielę a potem pojedzie do Astany. W Kazachstanie jest wiele do oglądania. Kościoł katolicki ma tam sporo sukcesow. My możemy się chwalić jedynie nasza niemocą i klęską.
Kościoł w Uzbekistanie jest kościołem świadectwa. Żyjemy w cieplutkim klimacie pośrod pokojowo nastawionych ludzi. Tym niemniej gdzieś w podświadomości pozostaje fakt sąsiedztwa z wybuchowa Kirgizją i niespokojnym Afganistanem. Muzułmanie choć są na cenzurowanym wszystko jedno pozostają panami sytuacji i nie wolno ich brać pod uwagę jako potencjalnych chrześcijan. Owszem ich przodkowie byli nestorianami aż do początku piętnastego wieku. Tamerlan i jego dynastia Tymurydow, z ktorej wyrośli Baburydzi (od chana Bobura, ktory rezydował w Kabulu ale podbił Indie) czyli Wielcy Mogołowie zainfekowali na wiele stuleci bakcyla islamu. W prawodawstwie a jeszcze bardziej w mentalności urzędnikow istnieje dogmat, że Uzbekow nawracać nie wolno. Ci, ktorzy się tym zajmowali zostali ukarani mandatami, deportacja lub emigracja. Jaka jest przyszłość tej misji czas pokaże. Pocieszam się nadzieja, że gdyby zabrakło Europejczykow, pozostanie grupka Koreańczykow. To oni należą już dziś do najlepszych sponsorow i przyjacioł. Kościoł tradycyjnie nazywany w mieście polskim przybiera koloryt koreański. Taka wiadomość w trakcie pobytu w Taszkiencie przekazałem naszemu honorowemu gościowi.
Ks. Jarosław Wiśniewski
14 lipca 2010