Chanat Kokandzki
W przeddzien Uroczystosci MB Ostrobramskiej mialo miejsce kilka waznych zdarzen w moim zyciu miedzy innymi pertraktacje w sprawie przyszlosci parafii w Angrenie. Opisalem to w tekscie „Turanska Dyplomacja”.
Po spelnieniu tej misji mialem prawo skorzystac z krotkiego urlopu, ktory planowalem odbyc na Wschodzie Uzbekistanu. Tam funkcjonuje jedna z najstarszych wspolnot katolickich. Miasto jest niepowtarzalne choc ma zaledwie 120 lat to jednak tutaj wlasnie czczona jest pamiec najwybitniejszego astronoma Azji Srodkowej Ahmad al Ferganiego, ktorego smialo mozna nazwac uzbeckim Kopernikiem, bo napisal rozprawe „o ruchu cial niebieskich” i przewidzial istnienie na zachodzie planety wielkiego kontynentu czym natchnal najpierw Dante Alighieri a potem Amerigo Vespucci w poszukiwaniach Ameryki. Nie wykluczone, ze nasz uczony Mikolaj Kopernik tez bral natchnienie z tworczosci uzbeckiego astronoma.
Tydzien spedzony we wspolnocie w Ferganie, takze i dla mnie mial dac dodatkowy impuls i misyjne natchnienie.
1. Kokand
Chanat kokandzki powstal w 18-tym wieku i przetrwal do 1875. Trzymal sie 10 lat dluzej niz Buchara i Samarkanda. Zajmuje rozlegla „Ferganska Doline”, do ktorej historycznie nalezy znaczna czesc Tadzykistanu i Kirgizji. Zyzne ziemie i lagodny klimat sprzyjaja osadnictwu i produkcji rolnej. Od reszty Uzbekistanu oddziela te tereny wysokie pasmo Gor. Przelecz, ktora trzeba pokonac ma wysokosc 2200 metrow. Wybralem sie do Kokandu zwyklym busikiem, ktory przypadkowo przejezdzal przez Angren w chwili, gdy wlasnie zakonczyla sie audiencja w Hakimiacie (Urzad Miejski) w sprawie przydzialu budynku lub ziemii pod kosciol.
Bylem z siebie bardzo zadowolony, bo zdawalo sie, ze propozycje sa do zaakceptowania. Jechalem na krotki urlop i nic sie nie balem.
Tym nie mniej pasazerowie busika zapytali mnie pol zartem pol serio czy sie nie boje sam podrozowac.
Po przejechaniu 20 km trafilismy na kontrol. Cos w rodzaju granicy.
Zdziwilem sie, bo trasa przebiega w calosci przez terytorium Uzbekistanu.
Zrozumialem po chwili gdy skontrolowano wszystkie paszporty, ze moj kierowca choc jest Uzbekiem to jednak mieszka w Tadzykistanie i wlasnie takie samochody, ktore maja numery tadzyckie i jada tranzytem musza otrzymac tranzytowa wize.
Moj polski paszport tez wzbudzil zdziwienie i cala droge do Kokandu dwaj pasazerowie wspominali rozne przygody z wojska, ktore spedzili w NRD.
Zwiedzic miasto mi sie nie udalo. Chcialem byc wieczorem w Ferganie wiec tylko pochodzilem sobie po dworcu, kupilem sobie duzych rozmiarow lepioszke i z ciekawosci, a takze z glodu, pierwszy raz w zyciu w calosci zjadlem.
W Taszkiencie po powrocie z Fergany dobrzy ludzie opowiedzieli mi o tzw. Rewolucji Kokandzkiej, ktora miala miejsce w tym miescie w czasach Gorbaczowa zdajer sie w 1986-m roku. Polegala ona na krwawych zamieszkach miedzy miejscowa ludnoscia i zeslanymi tutaj w czasach stalinowskich Turkami Meschetyjskimi, ktorych jak sie okazuje juz tam nie ma, niektorzy byc moze wrocili do Gruzji, niektorzy udali sie do Krasnego Lucza na Ukrainie, inni mieszkaja za to w Taszkiencie.
Dworzec w Kokandzie stal sie bazarem, w tym momencie, nie mialem jeszcze pelnej wiedzy o miescie. Sadzac z mapy to taka sobie prowincjonalna i nieciekawa miescina, a nie stolica chanatu jak wynika z wikipedii, wiec popelnilem blad i pojechalem rejsowym busikiem dalej.
Zdarzylem na adoracje i Msze sw. Bracia pozwolili mi przewodniczyc i wyglosic okolicznosciowe kazanie. Byl dzien sw. Elzbiety Wegierskiej.
Zanim odwiedzilem miasto Fergana, poprosilem braci, by mi pozwolili najpierw pojechac do Andidzanu.
2. Uzbecka Rewolucja
Trzy lata temu w Uzbekistanie, ktory niespodzianie wycofal sie z antyrosyjskiego bloku GUAM (Gruzja, Ukraina, Uzbekistan, Azerbejdzan, Moldawia) rozegrala sie Andidzanska tragedia, ktora niektorzy dziennikarze na Zachodzie rozpatrywali jako kolejny etap reform w krajach bloku sowieckiego po „rewolucji roz” i „pomaranczowej rewolucji”. W Gruzji i Ukrainie obylo sie bez przelewu krwi i rezim sie zmienil. Nastapily tez zmiany w Kirgizji na skutek podobnych protestow. W Uzbekistanie niestety bylo inaczej. To nie byla proba przywrocenia demokracji a raczej rebelia whabizmu, czyli religijnego fanatyzmu, do ktorego czesc mieszkancow Ferganskiej Doliny ma inklinacje. Dzis kiedy po 3 latach Europa zdjela z Uzbekistanu sankcje i sprawa ucichla dochodza glosy ze strony samych Uzbekow, „ze tak lepiej”, bo „andidzanski protest”, mial kontekst religijny i odbywal sie we wschodniej enklawie Uzbekistanu, gdzie grozba islamskiego fundamentalizmu wisi w powietrzu tak samo jak w Tadzykistanie. Nie wolno zapominac, ze Uzbekistan ma granice z Afganistanem i nielatwo byloby dopilnowac przerzucanych przez „al-kaide” prowokatorow. Rezim obecnego prezydenta zaostrzyl kontrole nad wszystkimi wyznaniami co i chrzescijanom utrudnia zycie, jednak jak niegdys w Warszawie i dzis w Andidzanie „panuje spokoj”.
Jestem tego swiadkiem.
Miasteczko sporych rozmiarow.
Dotarlem tu zwyklym busikiem za 1800 som(1 euro) z Fergany oddalonej 80km na poludniowy zachod od Andidzanu.
Bylem jedynym europejczykiem w busiku tym niemniej siedzaca obok mnie para widzac jak konduktor nie wydal mi reszty z 2000 powiadomila mnie po rosyjsku, ze powinien mi zwrocic pieniadze. Mlody chlopak sie mocno zdenerwowal ale przerwala mu inna Uzbeczka w srednim wieku i musial sie zamknac. Dostalem z powrotem swoje pieniadze, o ktore wcale nie walczylem. Otrzymalem za to lekcje, na ile sprawiedliwy lud mnie otacza.
Nazajutrz bylem swiadkiem innej ale tak samo goracej sceny. Kierowca busika w ktorym mialem wracac do kapliczki w Ferganie drasnal zderzacz innej taksowki. Wszyscy pasazerowie wybiegli nazewnatrz z niepojetym pospiechem. Dwaj kierowcy przepychali sie, choc byli chudzi dokladnie tak samo jak japonskie tlusciochy walczac w sumo. Byly tez elementy grecko-rzymskiej walki, tutaj pojalem skad w sredniej azji tylu championow tego rodzaju sportu. Narod uwielbia takie widowiska. Nie, krew sie nie polala. Tym nie mniej pojalem na podstawie tych dwu prostych zdarzen, jak latwo zapalic spokojnych na pozor Uzbekow.
3. Andidzan
Dworzec autobusowy sporych rozmiarow przylega do Jangi Bazaru (Jangi-nowy) i od dworca kolejowego oddziela go tylko plac Emira Babura, praojca dynastii Mogolow, ktory piersze sukcesy polityczne osiagal w Andidzanie, potem w Kabulu i nareszcie w Delhi, gdzie jego potomkowie Baburidzi osiedli na 300 lat zachowujac tiurkskie obyczaje i promujac islam.
Najpierw ogarnalem wzrokiem duzy plac dworca, wydawal sie on przedluzeniem sasiedniego bazaru. Ludzie i kioski mieli wyglad bardziej zaniedbany niz w Taszkiencie czy nawet w Ferganie. Probowalem szukac w ich spojrzeniach sladu niedawnych wydarzen. Bylem jednak ostrozny, parafianie mnie uprzedzili, ze tutaj podobno nas, czyli europejczykow „nie lubia”. Odwiedzilem wysoki i pusty i zapuszczony terminal, ktory raczej stoi niewykorzystany.
Ludzie i tak oczekuja na autobusy na cieplym podworcu, bilety tez kupuja w okienku na zwenatrz. Upewnilem sie, ze sa bezposrednie rejsy do Namanganu i Kokandu
Wyszedlem na trase, bezradny jak dziecko i stremowany historia, ktora jak robak wiercila mi dusze. Przyjzalem sie busikom jakie sie zatrzymywaly obok niepewien w jaka strone jechac by dotrzec do centrum. Zwykle radzilem sobie sam. Intuicja podpowiadala mi, by jechac na wschod. Tym nie mniej zapytalem starca siedzacego na laweczce i przezylem szok, ktory powtarzal sie kilkakroc. Starzec zmarszczyl brwi i zignorowal mnie. Byc moze nie znal rosyjskiego. Tu wiekszosc osob nie zna tej mowy. Wyczuwalo sie jednak cos wiecej i to cos bylo trescia slow moich ostroznych parafiac. Tak bynajmniej to odebralem. Trwalo kilka minut zanim powtorzylem probe. Mlodszy brodacz byl bardziej zyczliwy i choc nic nie powiedzial to jednak za reke powiodl mnie jak dziecko do busika nr 103 i dlugo cos objasnial kierowcy. Powtarzalo sie slowo „vilojat” czyli „Urzad Wojewodzki”. Kierowca bez slowa posadzil mnie obok siebie. Powiozl kretymi uliczkami obok pomnika Babura i Dworca Kolejowego. Przeskoczylismy tory kolejowe i na trzecim przystanku obok muzeum i starego Bazaru pokazal dlonia w kierunku „fortecy” tzn. Zwyklej wielopietrowki otoczonej wysokim kutym plotem z metalu. To wlasnie to ogrodzenie forsowali rebelianci i sasiedni plac filmowala pewna polska dziennikarka na telefon komorkowy. Zdjecia obiegly swiat.
Zadziwilo mnie, ze na placu przed Vilojatem nie bylo ani jednego milicjanta. W glebi jakis stylowany palac teatr albo kino, nie sprawdzalem. Spieszylem sie by obejrzec „to miejsce”. Mijalem skwery i baseniki-fontanny i tak dotarlem do ronda prowadzacego w kierunku mosieznej „matki uzbeczki”. Przeszedlem ulice, by sfotografowac piekna kompozycje. Nad pomnikiem widniala betonowa elipsa jak uproszczona teca i w jej zgieci wmontowana osmiokonieczna gwiazda koloru zlota. Pogoda byla sprzyjajaca wiec zdjecia na telefon wypadly niezle. Zanim jednak przyjrzalem sie pomnikowi moja uwage przykula grupa cyganskich dzieci ktore siedzialy sobie na deptaku jakby wokol ogniska, gdy jednnak ujrzaly mnie poderwaly sie i pozdrowily mnie swoim tradycyjnym powiotaniem „Salem”. Wygladaly na podlotkow i speszyly sie gdy zobaczyly, ze nie jestem uzbekiem (powiadaja ludzie, ze im przypominam tadzyka – co jest pochlebstwem, bo Tadzycy jak i Persowie ich bracia sa przystojni).
W tej samej chwili zanim dziewczeta poprosily o wsparcie podszedl do mnie chlopiec w wieku studenta i usmiechajac sie do mnie o cos zapytal po uzbecku i gdy zrobilem mine „pobitego kotka” zapytal po angielsku, ktora godzina. Odpowiedzialem tez po angielsku lecz chlopak po chwili przeszedl na rosyjski. Mial przyjazny wyraz twarzy wiec osmielilem sie mu powiedziec, ze jestem turysta i szukam tych miejsc, gdzie rozegrala sie rewolucja. Wyraz twarzy chlopca sie zmienil. Teraz on mial wyglad pobitego psa. Powiedzial krotko, ze go wtedy nie bylo w miescie i oddalil sie. Parafianie z Fergany, gdy im to pozniej opowiadalem rzekli do mnie, ze jestem odwaznym czlowiekiem i ze miejscowi ludzie „bardzo sie postarali, by szybko zapomniec”. Zginelo wedle oficjalnych doniesien 200 demonstrantow. Nieoficjalne statystyki dodaja jedno zero. Nie bylo moim celem nikogo draznic. Przyjechalem jedynie, by incognito „odprawic Msze” za zmarlych! Trwal listopad a ja mialem ze soba malutka torbe podrozna z dwoma ampulkami napelnionymi woda i winem. Mialem tez metalowa zamykana patene niewielkich rozmiarow i przenosny mszalik. Prawde mowiac nauczylem sie na Syberii w takich sytuacjach jak kilkudobowa podroz w pociagu odprawiac tak, by nie burzyc spokoju siedzacych obok pasazerow. Wygladalo to tak jakbym sobie czytal ksiazke i popijal sok.
Siedzac na skraju kamiennego murku modlilem sie szybko. Puls bil mi nieslychanie. Deptak byl ruchliwy i wsrod przechodni zdarzali sie mundurowi. Grupka studentow nawet przystanela, by popatrzec sobie na mnie. Tym niemniej w Andidzanie przezylem jeszcze jedne „spoznione zaduszki”. W takich chwilach, gdy dusze czysccowe bardzo odczuwaja brak modlitwy ona sie zdaje mocna jak slup ognia. Nie bylem zadnym Mojzeszem, nie prowadzilem za soba zadnych tlumow ale kilka lub kilkaset wdziecznych dusz tego dnia wspieralo „moj wyczyn”. To sie czulo w powietrzu.
Poszedlem dalej w kierunku polnocnym. Trasa szeroka jak w Taszkiencie. Ruch niesamowity. Na obrzezach kilka udekorowanych powozow z osiolkami w uprzezy, to chyba dorozkarze optymisci. Ja nie widzialem tego dnia zadnych turystow.
Szedlem uparcie fotografujac barwnie ubrane kobiety i ulice.
Dotarlem do Zakladu Budowy Maszyn. Dalej szedlem wzdluz rzeki do wytworni przyrzadow elektrycznych obok kolejnego ronda. Zrobilem ponad 5 km mruczac pod nosem zdrowaski. Zdalo mi sie, ze to koniec miasta wiec postanowilem siasc na busik nr3, bo mial napis „Vokzal”. Czulem, ze tego dnia juz nic wiecej nie zobacze i trzeba sie spieszyc jesli chce zdarzyc do kolejnej metropolii w ksiestwie Kokandu.
4. Uzbeckie koleje
Trojka okazala sie szczesliwa. Busik zawilymi uliczkami objezdzil cale miasto zanim dowiozl mnie w okolice pomnika Babura. Siedzacy na koniu „aksakal”(dzygit) prezentowal sie swietnie i strzelalem z telefonu bez leku. Na tym placu nikt nie zginal. Zabralo mi to kilka cennych minut. Przybylem do Andidzanu o 10.30 opuszczalem go o 13.30.
Dworzec podobnie jak w Gulistanie piekny, czysciutki ale rowniez pusty.
Bilety sprzedaje konduktor przed brama wejsciowa na perony. Mialem podrozowac 3 godziny. Odleglosc niespelna 100 km. Zadnych gor. Nie wiem czemu jezdzimy tak wolno. W srodku pociag wygladal jak zwykly „plac-kart” kuszetka drugiej klasy. Niektorzy panowie grali w karty. Obok mnie kobieta karmila 30-letnia coorke inwalidke. Pomogla jej wejsc „na polke” i zaczela czytac arabskie modlitwy z ksiazeczki. Ludzie tutaj wygladaj na poboznych. Slyszalem, ze kierowcy samochodow czasami powoduja wypadki przejezdzajac obok cmentarzy. Wedle obyczaju trzba podniesc dlonie dogory i powolutku dlonmi otrzec twarz z gory do dolu. Procedura trwa maksimum10 sekund ale i tego wystarczy by kierownica nie przytrzymana dlonmi „uniosla” samochod w zlym kierunku. Moje zdziwienie wzbudzily okna pociagu.
Wszystkie co do jednego byly przykryte drobna siatka co utrudnialo obserwacje krajobrazow ale byc moze chronilo od kamieni. Nie wiem czy o to chodzilo. Pomieszczenie takmi rdzawymi zaluzjami przcmione wydawalo sie ponure pomimo, ze slonce dopisywalo.
5. Namangan
W tym miescie obejrzalem w pospiechu dwa dworce i kilka glownych ulic z okien samochodow.
Obok dworca kolejowego przepiekny pomnik Feniksa, ktory jest godlem Uzbekistanu. Trasa na Fergane i busiki w tym kierunku wychodza z okolicy Palacu Kultury. Sterczalem w tym miejscu ponad godzine niezadowolony sam z siebie, ze zamiast przyjechac spokojnie autobusem i cos niecos zwiedzic uparlem sie na eksperyment z koleja. Z drugiej strony nie przezylbym przyjaznej pogawedki z kolejarzem, ktory mnie o wszystko wypytal ale tez sporo opowiedzial. Miedzy innymi powiadomil, ze w Namanganie jest „dom modlitwy” jakichs chrzescijan, byc moze Prawoslawnych (w Andidzanie nie spotkalem) i ze to niesamowicie piekne miasto. Ulice owszem tak samo ruchliwe i szerokie jak w Andidzanie. Za dwie godziny pobytu nie spotkalem zadnego Rosjanina. Wedrowal natomiast w moim kierunku niefrasobliwy koreanczyk. W tych okolicach koreanczycy sa glownie prezbiterianami ale i do naszego kosciola spora grupa uczeszcza. To moja nadzieja na przyszlosc kosciola w warunkach, gdy „prozelityzm”, czyli chrzest uzbeka konczy sie sprawa sadowa. Karany jest nie ochrzczony uzbek lecz kaplan, ktory tego dokonal. Narazie takich spraw mamy niewiele ale taki „damoklesowy miecz” przygotowal nam kodeks prawny.
6. Nowy Margellan
Fergana czyli inaczej Skobelew albo Nowy Margellan, to najbardziej europejskie miasto wschodniego Uzbekistanu. Pomimo pieknej nazwy, ktora okresla cala Doline Ferganska od stuleci to jednak miasto jest nowe. Rosyjski General Skobelew ktory 140 lat temu uporal sie z chanatem kokandzkim postanowil stolice rosyjskiej administracji przeniesc z Kokandu do nowego miasta i na poczatku nazwa pochodzila od zalozyciela. Sasiedni Margellan to historyczne miasto. Podobnie jak niegdys rosjanie zbudowali swoja fortece obok Samarkandu i te miasta sie zlaly ze soba, tak i dzis mozna rzec, ze „stare miasto Fergany” , jego dusza to Margellan. Nie mialem okazji przestudiowac dokladnie starowke. Widzialem tylko centrum noca po powrocie z Namanganu. Podobnie jak z kierowca taksowki, ktora mnie przywiozla z Namanganu i tutaj mialem problemy, by wyjasnic kierowcy busika dokad jade. Dalem sluchawke braciom franciszkanom i przez komorke oni mieli powiedziec dokad jade. Powiezli mnie jedna w odwrotnym kierunku. Dzieki temu znam troszke Margellan. Mowiac dokladniej Dworzec i Bazar.
7. Fergana
Katolicy zachowali stara kapliczke z czasow ks. Jozefa Swidnickiego, ktora zapelniali niegdys miejscowi Niemcy-zeslancy. Pod koniec lat 80-tych to byla jedyna parafia w Uzbekistanie, ktora miala stalego proboszcza i rejestracje. Stad legendarny ks. Jozef dojezdzal do Taszkientu, Czyrczyka i do mojej parafii w Angrenie. Obslugiwal przy okazji kirgiskie miasteczko Osz(po uzbecku oznacza plow), tam obecnie pracuja ojcowie jezuici. Latal tez co jakis czas do Czelabinska na Uralu i ubolewal, ze inni ksieza siedza na miejscu zamiast szukac i znajdowac rozproszonych po swiecie katolikow. On tez w swoich wspomnieniach stwierdzil, ze kapliczka w Ferganie byla poswiecona przez milosnika wschodu biskupa Andrzejewskiego z Wloclawka.
Kaplica jest niewielka i niska. Polozona jest w pol drogi z Margellanu do Fergany. Franciszkanie, ktorzy objeli placowke na poczatku lat 90-tych mocno rozbudowali placowke. Dokupili sasiednie posesje i skoncentrowali sie w duszpasterstwie na dzieciach z rodzin wykolejonych. To byl strzal w dziesiatke, bo po odjezdzie do macierzy uzbeckich Niemcow kaplica przestalaby byc potrzebna, tymczasem jak wspomnialem w miescie zostalo sporo rosyjskojezycznych i to glownie pozbawionych checi do zycia, wykolejonych ludzi. Ci najaktywniejsi juz dawno opuscili miasto.
To zle, ze ludzie traca sens w zyciu. To jednak dobrze, ze Pan Bog daje kosciolowi taka prace z „Pariasami”. Akurat do tego rodzaju dzialalnosci wladze miasta nie maja zastrzezen i choc wsrod maluchow trafiaja sie tez uzbeckie dzieci nikt sie nie czepia, ze brat Marian i ojciec Piotr je karmi, myje i wozi po swiecie. Sa tez sponsorzy we wloskiej Brescii, ktorzy te dzialanosc wspieraja. Kto wie czy ten model nie jest dla nas wszystkich ksiezy z Uzbekistaniu wyzwaniem.
Tymczasem w centrum miasta czeka jeszcze jedno wyzwanie. Wladze miejskie chca „odsprzedac” historyczny budynek kosciola zbudowanego 100 lat temu przez nie mniej legendarnego kaplana Justyna Bonawenture Pranajtisa. Niewielki neogotycki kosciolek na ulicy Borsa zdaje sie 53, miesci dzis SND (odpowiednik KGB) i 6 rodzin, ktore czekaja na wysiedlenie. To dobra nowina i calkiem swieza, nie ma jednak jak na razie sponsora na takie przedsiewziecie a poza tym o. Piotr ma tak wielka nostalgie do dzieci, ze juz dzis sie martwi a z kim on tam w centrum bedzie sie bawic. Owszem po sasiedzku jest uniwersytet, mnostwo innych urzedow i piekny park z monumentalnym pomnikiem Ferganiego. Tym nie mniej, my Polacy jestesmy romantykami... Romantykiem tez byl o. Kukulka, ktory mial odwage zrekonstruowac inne arcydzielo ks. Pranajtisa w Taszkiencie. Moze on kiedys przeczyta moj tekst i plunie na swoje stopnie naukowe, ktore zdobywa za Oceanem i jeszcze raz zaryzykuje.
Wtedy gdy zaczynal w Taszkiencie w malym domku na ulicy Saperow(przez plot byla synagoga), ktory tez wykupil ks. Jozef Swidnicki, nie mial grosza przy duszy a jednak...znalazl sponsorow i przywrocil swiatu perle architektury a kosciolowi nowa katedre!!!
8. Postulat
W Ferganie procz dzieci sa jeszcze franciszkanscy postulanci i pewna tercjarka, ktora nosi dumnie tauke na szyi i co roku ponawia sluby. Jest wykladowczynia na uniwersytecie zna polski i uzbecki. Oddaje dzieciom cale serce i pomaga braciom Franciszkanom we wszystkich dzielach charytatywnych. Wiele by mowic o tej kobiecie. Poniewaz jednak bylem zbyt krotko i znam ja raczej od strony konfesjonalu wiec mam obowiazek milczec. Postulanci to chlopcy wysokiego gatunku. Franciszkanie sa z nich dumni, byle sie nie zepsuli. Jeden z nich wstepujac do zakonu mial wlasny biznes wyceniany na 4 miliony dolarow. Mam wrazenie, ze historia z Asyzu w jego zyciu powtorzyla sie w tej samej skali, bo sam Franciszek mial podobne krocie a jednak wszystko porzucil. Drugi mlodzieniec nie mniej bogaty wlada kilkoma jezykami, zakonczyl swieckie studia. Jakis czas pomagal w prowadzeniu Uzbeckiego Karitasu w Samarkandzie teraz mieszka z dziecmi ulicy i odbywajac postulat dalej wspiera charytatywna akcje Braci Mniejszych. Magistrem Postulatu jest brat Marian, ktory mieszka tu juz 8 lat i jest znany w miescie tak samo jak Matka Teresa w Kalkucie. Gdy kolejny raz sie zgubilem w miescie ludzie nie wiedzieli gdzie jest ulica Taszkiencka ale znali Mariana i pomogli mi znalezc kapliczke.
Swego rodzaju postulat misyjny odbywa tu rowniez ojciec Rafal neoprezbiter (zdaje sie), choc z twarzy bys rzekl: kleryk!
Pieciu podrostkow jak u ojca Bosco mieszka w klasztorze, by dokonczyc studia. Oni tez byli kiedys na ulicy i mogli sie wykoleic. Teraz trzech studiuje w kolegium lotniczym jeden w szkole programistow a jeszcze jeden szykuje sie do matury. Ja bym to nazwal „male seminarium”. Najmniejszymi siostrami w klasztorze sa dwa pieski Bielka(biala) i ciemny pies, ktorego imienia nie pamietam. W podworku stoja dwa samochody. Busik zoltego koloru dla potrzeb dzieciarni i terenowka dla zaopatrzenia.
Ojcem tej wspolnoty jest charyzmatyczny brat Piotr, ktorego cala katolicka „strana sowietow” zapamietala z klipu jaki ferganska mlodziez wykonala w taszkienckim kosciele w stylu rep.
Piesn byla ilustrowana filmem multyplikowanym o mece Chrystusa z komputerowym wydrukiem tekstu jak w karaoke.
W czasach kleryckich o. Piotr zglosil sie na misje do Turcji i jakis czas tam pracowa. Placowka upadla a pragnienie pracy na misjach pozostalo. Od tej pory o. Piotr jak guru pelni swoja misje z wysoko podniesionym czolem na uzbeckich antypodach zawstydza nas wszystkich swymi sukcesami. Podczas gdy w taszkienckiej katedrze na codziennych mszach mamy maksimum 10-20 osob, glownie sredni wiek i starsi. U niego na wieczornej Mszy sw. W kapliczce przewidzianej na 40 osob doliczylem sie kilku pustych miejsc. Srednia wieku 20 lat.
9. Kuvaysi
Brata Mariana spytalem jaki autobus krazy po Ferganie na podobienstwo andidzanskiej trojki. Niestety nie wiedzial, bo zaawsze jezdzi za kierownica sam. Wybralem wiec pierwszy jaki podjechal. To byl numer 27. Okazalo sie, ze jedzie do Kuvaisi. Nie mialem pojecia gdzie to jest i co to jest. Po drodze pewien student opowiedzial mi ze to spore miasteczko i ze jest tam meczet i cerkiew. Tego mi wystarczylo. Bylem zadowolony w duszy ale jeszcze bardziej zaszokowany, gdy chlopiec zaproponowal, ze bedzie moim przewodnikiem. Gdy podszedl do nas konduktor, chlopczyna wyciagnal z kieszeni pieniadze i zaplacil za nas obu i nie uspokoil sie poki nie schowalem swoich 300 somow do kieszeni. Obie swiatynie dosc ladne. Wieczorem w klasztorze dowiedzialem sie od tercjarki, ze to rodzinna wioska tesciowej Prezydenta Karimowa – Rosjanki, stad taka ladna cerkiew.
Wywnioskowalem z tej historii, ze kazdy kosciol w Uzbekistanie ma podobna tajemnice. Po ludzku sadzac juz dawno nas tu NIE POWINNO BYC, a jednak Pan Bog, niewidzialnymi dlonmi roznych spokrewnionych z nami urzednikow nam pomaga. Powiadaja, ze w 1999-m roku nawet rekonstrukcja taszkienckiego kosciola byla zamrozona i chodzily sluchy, ze z kosciola zrobia meczet.
Epilog
Wracalem z bracmi, ktorzy odwiedzili Fergane podobnie jak ja, w celach turystycznych. Jeden z nich brat Piotrpochodzacy z Oswiecimia pracuje w parafii gdzie wspolnota liczy 10.000 wiernych. Na zachete by z nami pozostal, jako argument ze musi wracac przytoczyl taka wlasnie cyfre. Owszem, wszyscy pozostawilismy w Polsce tysiace parafian, by cackac sie z kilkoma dziecmi, babciami i wykolejonymi podrostkami. Zawsze trzezwo myslacy czlowiek spyta czy warto?! Gdy tysiac lat temu sw. Wojciech porzucil swoja Prage i propozycje biskupstwa w rodzinnym miescie, mial zapewne ten sam dylemat. Pewnie i bez niego kiedys tam Prusowie by sie ochrzcili, podobnie jak Litwa bez sw. Jadwigi.
Tym niemniej, jestesmy sola ziemi.
Nie potrzeba nas wielu, zeby swiat stal sie ciekawszy.
Ja na przyklad poczulem sie bardzo potrzebny gdy sie modlilem za tych 200-tu z Andidzanu i 100-u z Angrenu. W Polsce i beze mnie swiat sie nie zawali. Tutaj, gdykiedys kupilem na rynku 30 kg cebuli dla kurii, to Biskup do dzis mnie za to chwali:
„To wielki wklad w rozwoj misji”, zartujemy sobie we dwoch.
Przejezdzajac miasto Kokand zablakalismy sie i w poszukiwaniu obwodnicy zrobilismy w ciagu pol godziny „krag honorowy”.
Widac bylo wyraznie, ze „Krakowem uzbeckim” to ten Kokand nie jest ale na kopernikowski Torun z wielu przyczyn to miasto jest podobne.